Likwidacja OUN-UPA w ZSRR

Grzegorz Motyka


Banda UPA

    Główny ciężar walki z OUN i UPA spadł na Wojska Wewnętrzne NKWD. Do 25 marca 1944 r. na Wołyń i Podole przybyły 9 Ordżonikidzka i 10 Suchumska Dywizje Wojsk Wewnętrznych NKWD. Tuż przed przybyciem na Wołyń prowadziły one deportacje ludności czeczeńskiej i kałmuckiej. Oprócz nich przybyły 16 (mp. Sarny), 17 (mp. Lwów), 18,19, 20 (mp. Krzemieniec), 21, 23 (mp. Zbaraż) i 24 (mp. Dubno) Brygady Strzelców Zmotoryzowanych Wojsk Wewnętrznych NKWD, 18 pułk kawalerii, specjalny batalion pancerny Dywizji im. Dzierżyńskiego. Według oficjalnych stanów każda brygada składała się z pięciu batalionów (w sumie 4050 żołnierzy), posiadała pięćdziesiąt czołgów T-60 lub T-70, 50 transporterów opancerzonych, 335 ciężarówek, 45 moździerzy, trzydzieści ckm. Jednak faktyczne stany osobowe w tych jednostkach były niższe od zakładanych. Liczba poszczególnych jednostek i wchodzących w ich skład żołnierzy zmieniały się. Zbigniew Palski liczbę wojsk NKWD w końcu marca 1944 r. ocenia na 37 208 żołnierzy, wyposażonych w 22 czołgi BT-7. Wspierały je wydzielone z 13 Armii 1 Frontu Ukraińskiego kompania ośmiu czołgów T-70 i T-60 oraz dwie kompanie (18 samochodów pancernych) BA-64 i BA-1025. Według Tkaczenki WW NKWD na zachodniej Ukrainie - zapewne nieco później - liczyły 31 540 ludzi. Zdaniem Anatolija Kentija 9 października 1944 r. podziemie na Zachodniej Ukrainie zwalczało 26 304 żołnierzy WW NKWD. Warto wspomnieć, iż choć liczba żołnierzy NKWD stacjonujących w zachodnich obwodach Ukrainy była dość znaczna, to stanowiła jedynie drobny procent wszystkich służących w tym czasie w WW NKWD. W całym ZSRR Wojska Wewnętrzne liczyły 30 grudnia 1945 r. 655 370 żołnierzy (wg planowanych stanów winno być 680 280 ludzi).

    Nie były to wszystkie jednostki skierowane do walki z partyzantką ukraińską. Obok Wojsk Wewnętrznych miały z nią walczyć Pograniczne Wojska NKWD. Po wyjściu oddziałów ACz na granicę ZSRR z 22 czerwca 1941 r. Sowieci przeformowali pograniczne pułki do ochrony tyłów (utworzone po napaści Niemiec) z powrotem w Oddziały Pograniczne, których celem była ochrona granicy. Na zachodniej granicy USRR rozlokowano 2, 88, 89, 90, 93, 98 i 104 Oddziały Pograniczne. W walce z ukraińską partyzantką wspierać miał je od września 1944 r. 42 pułk zmotoryzowany. Całością dowodził gen. lejtn. P. W. Burmak. W Podkarpackim Okręgu Granicznym rozlokowano 13, 24, 27, 31, 33 i 87 Oddziały Pograniczne. Okręgiem dowodził gen. mjr I. Demszin. Do końca 1944 r. Sowietom udało się zorganizować pełną ochronę granicy USRR.

    Działania sowieckich organów bezpieczeństwa wspierały istriebitielnyje bataliony. IB zostały powołane rozkazem Rady Komisarzy Ludowych z 24 czerwca 1941 r. Ochraniały one ważne obiekty przed dywersantami niemieckimi. W wyjątkowych wypadkach, np. w Leningradzie, brały udział w walkach na froncie. Na Ukrainie zachodniej i Białorusi oraz na Litwie, Łotwie i w Estonii, po odbiciu tych terenów z rąk Niemców, wspomagały działania NKWD obliczone na likwidację podziemia i sowietyzację.

    IB podlegały operacyjnie NKWD. Na ich czele stali oficerowie tej formacji. Formowano je z miejscowej ludności, zajmowały się ochroną miejscowości i majątku państwowego, ochraniały kołchozy, kluby, szkoły, miały uniemożliwiać korzystanie przez partyzantów z pomocy mieszkańców wsi. W każdym mieście rejonowym dodatkowo stacjonował pluton szturmowy IB, wspierający sowieckie akcje czyszczące. W skład IB w założeniu mieli wchodzić ludzie sprawdzeni, "oddani sowieckiej władzy". W praktyce trafiały tam przeróżne osoby, często sympatyzujące z partyzantką. W latach 1944-1945, jak już wspominałem, w składzie IB znajdowało się wielu Polaków. W końcu 1944 r. IB liczyły już 69 tys. ludzi w oddziałach i 123 570 osób w tzw. grupach wsparcia.

    W 1944 r. UPA osiągnęła największy punkt rozwoju. W ponad stu sotniach znajdowało się 25-30 tys. partyzantów. Do tego należy doliczyć jeszcze SKW, bojówki SB OUN oraz te związane jedynie z siatką cywilną OUN, która istniała w znaczącej części ukraińskich wsi. Można przyjąć, iż oddziały UPA miały możliwości mobilizacyjne sięgające 100 tys. ludzi.

    Za jedną z najskuteczniejszych metod zwalczania podziemia Sowieci uznawali deportacje w głąb ZSRR rodzin osób powiązanych z partyzantką. Jak to ujął sekretarz obkomu lwowskiego Iwan Hruszeckyj: "Najbardziej bolesny punkt bandytów - to rodzina". Nic więc dziwnego, że już w lutym 1944 r. Chruszczow zaproponował, aby wysiedlać rodziny członków podziemia. Oznaczony nr 7129 rozkaz dotyczący deportacji mieszkańców Ukrainy zachodniej Ławrientij Beria wydał 31 marca 1944 r. Sprawę traktowano jednak jako na tyle pilną, iż techniczne przygotowania do pierwszych deportacji biegły równolegle do działań legislacyjnych. W myśl pierwotnych zamierzeń pierwsze transporty miały wyruszyć najpóźniej 1 kwietnia 1944 r., jednak ostatecznie deportacje zaczęły się 7 maja 1944 r. Początkowo przewidywano, że wysiedleniu podlegają rodziny "ouenowców i aktywnych powstańców" aresztowanych i zabitych w walce. Szybko jednak rozszerzono kategorie wysiedlanych, rozciągając ją również na tych partyzantów, którzy pozostawali w lesie. Deportacji podlegać miały zatem także rodziny ukrywającego się "aktywu i kierownictwa OUN-UPA", wg stanowisk: komendanci, ich zastępcy i pracownicy SB, rejonowi i nadrejonowi prowidnycy OUN, sotenni, staniczni, komendanci OUN, kurenni, gospodarczy, referenci łączności, "aktywni uczestnicy band". Mienie podlegało konfiskacie. Można było zabrać na zesłanie do pięciuset kg rzeczy na rodzinę. W instrukcjach zalecano, by wysiedleńcy zabierali ze sobą odzież, obuwie, żywność. Można też było zabrać zastawy stołowe i rzeczy kuchenne, drobny inwentarz i narzędzia (np. kosy, grabie), pieniądze oraz kosztowności.

    Rozszerzenie kategorii wysiedleńców z radością przyjęli dygnitarze partyjni. Jeden z członków kierownictwa obkomu rówieńskiego Wasilkowśkyj cieszył się: "wziąć i wysiedlić rodzinę takiego bandyty który chodzi, strzela, terroryzuje - to będzie bardziej efektywne". Ale nawet to nie było dla nich w pełni satysfakcjonujące. Wasyl Begma, sekretarz obwodu rówieńskiego, sugerował wysiedlanie całych wiosek "zarażonych bandytyzmem" i położonych w okolicy masywów leśnych.

    Jak już wspominałem, pierwszy transport wyruszył 7 maja 1944 r. Liczył on ok. 2 tys. zesłańców. W pierwszym okresie w wagonie umieszczano ok. dwudziestu osób. Wywołało to protest zastępcy ludowego komisarza spraw wewnętrznych ZSRR Czernyszewa, po którym "zgodnie z normami" w wagonach umieszczano do 35 osób. I tak niełatwe warunki podróży pogorszyły się z nadejściem zimy. Zdarzały się transporty pozbawione piecyków. Z powodu mrozów w transporcie nr 49339 odprawionym z Tarnopola zmarło dwanaście dzieci, wiele osób zachorowało. Wysiedleńców kierowano m.in. do republiki Korni i obwodu irkuckiego, gdzie zatrudniano ich przy wyrębie lasu i w górnictwie. Do końca 1944 r. deportowano około 13 tys. osób. W 1945 r. wysiedlono 7393 rodziny, czyli 17 497 osób.

    Sowieci uciekali się również do organizowania publicznych egzekucji. 15 listopada 1944 r. Chruszczow zaproponował, by powołać wojskowe sądy polowe przy WW NKWD, które w trybie doraźnym prowadziłyby pokazowe procesy na oczach miejscowej ludności. Chruszczow zgłosił też pomysł, aby skazanych na karę śmierci członków UPA nie rozstrzeliwać, a wieszać. 2 grudnia 1944 r. Beria odrzucił sugestię powołania sądów polowych, lecz skierował na Ukrainę zachodnią - w celu przyspieszenia procesów - dwie sesje wyjazdowe Kolegium Wojskowego Sądu Najwyższego ZSRR. Jedna miała obsługiwać Wołyń i obwód tarnopolski, zaś druga resztę Galicji i obwód czerniowiecki. Niebawem zachodnie obwody USRR stały się widownią procesów i publicznych egzekucji. W połowie grudnia 1944 r. we wsi Dobrosyn w Żółkiewskiem powieszono miejscowego komendanta SB Z. Brucha. Przypatrywało się jej z konieczności ok. pięćdziesięciu rolników. W końcu roku w Busku na rynku powieszono trzy osoby, z których jedna, R. Falinśkyj - zdaniem J. Kyryczuka - nie miała nic wspólnego z ruchem oporu. Na piersiach powieszono im kartki z napisem "Za zdradę narodu ukraińskiego". W końcu 1944 r. tylko w obwodzie stanisławowskim Sowieci wykonali publiczne egzekucje na 28 osobach - trzy z nich powieszono w Stanisławowie. Podobne egzekucje miały miejsce w innych obwodach. 9 stycznia 1945 r. w Drohobyczu powieszono dwóch partyzantów, a w Borysławiu jednego.

    Ciał partyzantów powieszonych w Olesku przez dłuższy czas nie zdejmowano. Zdarzały się wypadki egzekucji kobiet. By osiągnąć odpowiedni efekt zastraszenia, Sowieci zmuszali miejscową ludność do przyglądania się egzekucjom. Nie wyłączano z tego także młodzieży szkolnej. Tak opisywał egzekucję w Brzeżanach piętnastoletni uczeń sowieckiej diesiatilietki: "Cała szkoła musiała iść oglądać egzekucję. Staliśmy tam, na rynku. Ja byłem jakieś 50 metrów od tego miejsca. Ten człowiek miał na piersiach deskę z nazwiskiem: Iwan Lew. Mówiono, że gdy go złapano, miał przy sobie trofea, 53 ludzkich uszu, odciętych zabitym, prawdopodobnie Rosjanom i Polakom. Pośrodku rynku zatrzymała się duża ciężarówka, studebaker. Na platformie, przy samym brzegu, stał mężczyzna w otoczeniu elegancko ubranych oficerów NKWD, w białych futrzanych kurtkach. Rosyjski sędzia odczytał wyrok. Samochód odjechał, a mężczyzna został na szubienicy. Jego ciało huśtało się w przód i tył. Wisiało tam jeszcze dwa dni".

    Jeden z partyzantów, Iwan Fanga - chory na tyfus, został aresztowany. Tak opisywał to, co było dalej: "Zrobili mi w Brzeżanach proces i skazali. Czekałem na egzekucję. Prawie dwa tygodnie spędziłem w celi śmierci. Pewnej niedzieli zabrali nas trzech, związali sznurami i wyprowadzili z więzienia. Ludzie właśnie wychodzili z cerkwi i cały tłum zaczął iść za nami. Nagle zobaczyłem tam moją matkę. Próbowała dać mi trochę mleka, ale jeden z żołnierzy uderzył ją w głowę i upadła. Mleko wylało się na chodnik. Ludzie pomogli jej wstać. Całą twarz miała we krwi".

    Zdaniem J. Kyryczuka odwaga wykazywana przez skazańców wbrew sowieckim intencjom wzmacniała ducha oporu. Zapewne czasami tak rzeczywiście było. Ale z innych opisów raczej widać jedynie przerażenie. Adam Rotfeld, który przynosił paczki do więzienia w Przemyślanach, tak opisywał swoje wrażenia: "Więzienie mieściło się w gmachu NKWD. Przed jego wejściem wisiało dwóch młodych mężczyzn bez spodni, z genitaliami na wierzchu. Nigdy tego nie zapomnę. Zabili ich i powiesili. Zdjęli im spodnie, żeby ich po śmierci jeszcze bardziej poniżyć. Na koszulach mieli przyczepione karteczki ťWalczyłem przeciwko władzy radzieckiejŤ". I jeszcze fragment z książki Szymona Redlicha, dotyczący wspominanej egzekucji w Brzeżanach: "Karol Codogni (...) zapamiętał, że banderowiec został powieszony naprzeciwko (...) przedwojennego sklepu bławatnego. ťWisiał tam jeszcze parę dni. Kiedy go wieszali, musiał oddać mocz, bo z jego spodni wisiał potem sopel loduŤ. Karol zapamiętał też ciała banderowców wystawiane na widok publiczny na ulicy Słowackiego. "Przywozili ich rano i opierali o ścianę. Potem przychodziły kobiety z okolicznych wiosek i rozpoznawały swoich bliskich. Było mnóstwo krzyku. Sowietom chodziło o dwie rzeczy: chcieli zastraszyć Ukraińców, a jednocześnie dowiedzieć się, z których rodzin pochodzili zabici. Wielu krewnych zesłano następnie na Syberię".

    Główny ciężar zwalczania partyzantki wziął na siebie "miecz partii" - NKWD i NKGB. Bezpośrednią walką z UPA zajmowały się Wojska Wewnętrzne NKWD, które zaraz po zajęciu terenu przez ACz prowadziły operacje czyszczące, nazywane przez partyzantów czerwoną miotłą. Początkowo dużymi siłami otaczano większe kompleksy leśne, które dokładnie przeszukiwano. Dało to liczące się rezultaty. Do sierpnia 1944 r. obławami objęto cały Wołyń. Następnie, w miarę postępu Armii Czerwonej, obejmowały one Galicję Wschodnią. W listopadzie 1944 r. Sowieci przystąpili do czesania Czarnego Lasu, jednej z głównych siedzib oddziałów partyzanckich. Choć początkowe efekty operacji nie były zachęcające, Czarny Las przestał być dla partyzantów bezpieczną kryjówką.

    W listopadzie 1944 r. Sowietom udało się przechwycić rozkaz "Szełesta", nakazujący zmianę taktyki UPA i wyznaczenie poszczególnym oddziałom rejonów działania. Sowieci natychmiast postanowili zmienić zasady akcji przeciwpartyzanckich. Od tej pory postanowiono przeszukiwany rejon podzielić na dziesięć-piętnaście części. Każda z nich obejmowała dwie-trzy wsie. Za każdy taki odcinek odpowiadała kompania w sile 80-120 ludzi. Operacja miała się rozpoczynać jednocześnie we wszystkich miejscowościach. Najpierw zbierano wszystkich mieszkańców i kategorycznego żądano ujawnienia się wszystkich, którzy "zawinili wobec władzy radzieckiej". Następnie enkawudyści mieli drobiazgowo przeszukiwać kolejno wszystkie domy i zabudowania gospodarcze. Miano zwracać uwagę na ewentualne wejścia do schronów. Każde obejście można było przeszukiwać nawet kilka razy. Taka obława miała trwać non stop przez pięć-siedem dni. Chyba po raz pierwszy nową taktykę zastosował dowódca 17 Brygady płk Nowiczichin w grudniu 1944 r.

    Wojska NKWD stosowały także różnego rodzaju podstępy. Jednym z nich było prowokowanie UPA do ataku w miejscach, gdzie zorganizowano zasadzki. Były to tzw. primanki. Na trasach szczególnie często atakowanych przez UPA pozorowano np. uszkodzenie samochodu. Część żołnierzy pozostawała w ukryciu w ciężarówce z bronią gotową do strzału, część zaś krzątała się wokół maszyny. Czasami samochód ze słabą ochroną "psuł się" w miejscu, gdzie inna grupa Sowietów skrycie już wcześniej zajęła stanowiska. Organizowano zasadzki także np. przy sklepach wiejskich, zaraz po przywiezieniu dostawy towarów, czy przy ciężarówkach z zaopatrzeniem, których kierowcy "nieroztropnie" pozostali we wsi na noc. Stosowanie tego typu podstępów zalecał m.in. dowódca Ukraińskiego Okręgu gen. Fadiejew w rozkazie nr 0048 z 18 grudnia 1945 r., ale stosowano je jeszcze przed jego wydaniem. Akcje te wymagały wiele cierpliwości. Siłą rzeczy tylko niektóre mogły przynieść powodzenie. Warto wymienić niektóre z nich. 2 grudnia we wsi Zakrywcy był przeprowadzany spis ludności. Po zakończeniu pracy pozostali tu dwaj przeprowadzający go rachmistrze, m.in. rejonowy instruktor Komsomołu Kuzniecowa. W miejscu ich noclegu Sowieci w tajemnicy zorganizowali zasadzkę. W nocy dwóch członków SB próbowało zlikwidować rachmistrzów, ale zostali schwytani. Natychmiast ich przesłuchano. Śledztwo przyniosło szybki rezultat, choć pozostaje tajemnicą, jak wyglądało. Dzięki zeznaniom jeńców schwytano kolejnych dwóch esbistów, a jednego zabito. 8 grudnia 1945 r. Sowieci zorganizowali udaną zasadzkę przy sklepie, do którego dowieziono towary we wsi Łuczincy rej. Bursztyn. Zabito trzech i złapano dwóch partyzantów, zdobyto trzy peemy i pistolet. Sowieci mieli jednego rannego. Sowieci organizowali także zasadzki przy trupach zabitych partyzantów czy wokół nocującego we wsi agenta. 4 grudnia 1945 r. grupa operacyjna NKWD zabiła we wsi Uście obwód tarnopolski trzech upowców. Ciała ich pozostawiono w miejscu śmierci porzucone, wokół jednak zorganizowano potajemnie zasadzkę. Jeszcze tej samej nocy zginęło w niej następnych trzech partyzantów. Wykryty przez podziemie agent "Oleg", mieszkający w Rudce obwód drohobycki, 6 grudnia 1945 r. udał się do domu rodziców do wsi Nowy Ostrów. Koło domu Sowieci zorganizowali zasadzkę. Zginęło w niej trzech członków SB, którzy przyszli w nocy wykonać wyrok.

    Sowieci nie uciekali się jednak jedynie do nagiej siły, ale podejmowali próby zjednania sobie miejscowej ludności. W wiosce Siedliska Burkunie, żonie partyzanta, której połóg trwał już osiemnaście godzin, wezwani wojskowi pomogli urodzić bliźnięta. W efekcie kobieta już następnego dnia, 28 stycznia 1945 r., przekonała męża do ujawnienia się.

    W partii często krytykowano WW NKWD za nieskuteczność. Enkawudyści odrzucali takie zarzuty, wskazując, iż wiele ich niepowodzeń wynika z braku sprawdzonych informacji otrzymywanych od NKGB i NKWD. Generał Bragin w trakcie narady w obwodzie rówieńskim na takie zarzuty dość przytomnie zwrócił uwagę pracownikom obkomu, że bez Wojsk Wewnętrznych partia nie utrzymałaby się w terenie, a jego żołnierze walczą "cierpiąc niewygody, nie dojadając, nie dosypiając, ryzykując swoim życiem". Ze swojej strony Bragin stwierdził że wojska NKWD przejawiają zbytni "humanizm". "Boimy się czasem - powiedział - spalić dom, gdy tymczasem należy go spalić bez wahania. Nie mówię, że powinniśmy przed sobą postawić cel palenia domów - człowiek radziecki nigdy tak nie rozwiązuje problemów, ale wtedy, kiedy to jest konieczne, w gorącej minucie, wówczas należy tak zrobić". I dalej zaznaczył, że jeśli takie fakty się pojawią "nie mówię o masowych podpaleniach, to proszę się z tym liczyć, że pojawił się taki moment i że koniecznie trzeba było tak zrobić".

    Dotykamy tu problemu postępowania wojsk sowieckich i pracowników aparatu wobec ludności cywilnej. Różne sowieckie samowole, jak się wydaje, można pogrupować na kilka rodzajów. Pierwszy, to zjawisko "zemsty żołnierzy". Sowieci wchodzili na tereny, na których, jak zapewniała ich propaganda, powinni być witani z otwartymi ramionami. Tymczasem spotykali się z nieufnością miejscowej ludności, musieli uważać na każdym kroku, by nie paść ofiarą partyzantów. Nieostrożność taką łatwo mogli przypłacić życiem - tak się zresztą często zdarzało. 21 października 1944 r. do wsi Kryweńky rej. Probużna obwód Tarnopol przybyło piętnastu enkawudystów, by wysiedlić "rodziny bandytów". Zaatakowani przez partyzantów, stracili trzech ludzi i wycofali się. Następnego dnia przybył oddział dowodzony przez mjr. Poljaskiego i lejtn. Mołdowanowa, który urządził "dziki pogrom wsi". Rozstrzelano dziesięciu mieszkańców - mężczyzn w wieku sześćdziesiąt-osiemdziesiąt lat (młodsi widocznie uciekli) - oraz spalono 45 gospodarstw. Pięciu rozstrzelanych należało do rodzin osób służących w ACz.

    8 stycznia 1946 r. trzej żołnierze 24 Gwardyjskiej Brygady Artylerii, wysłani do gospodarstwa pomocniczego brygady po siano, samowolnie udali się do wsi Żeniw i zabrali je miejscowym rolnikom. Gdy wracali do swojego oddziału, zostali zabici. Partyzanci zlikwidowali też w wiosce zdemobilizowanego czerwonoarmistę oraz jeszcze jedną osobę. Na wiadomość o śmierci żołnierzy dowódca brygady, Bohater Związku Radzieckiego, płk Brizgold wysłał do wsi Żeniw grupę szturmową. Aresztowała ona 26 mężczyzn, z których dwóch od razu rozstrzelano. Pozostałych przyprowadzono do Glinian, gdzie - zamiast przekazać ich NKWD - uwięziono w areszcie wojskowym i poddano okrutnemu śledztwu. Uczestniczył w nim także płk Brizgold. Sowieci powołali komisję, by zbadała tę sprawę, nie wiemy, jaki był efekt jej prac.

    Druga kategoria "naruszeń socjalistycznej praworządności", zbliżona do przedstawionych powyżej, to wypadki, kiedy oddziały ACz lub jeszcze częściej WW NKWD traktowały wszystkich mieszkańców Ukrainy zachodniej jako "bandytów". W trakcie obław często zabijano niewinne osoby, po czym w sprawozdaniach przedstawiano ofiary jako zlikwidowanych partyzantów. 10 października 1944 r. Sowieci we wsi Wydny w obwodzie stanisławowskim zabili siedmiu mieszkańców i spalili siedem gospodarstw. Wśród zabitych była dwójka dzieci od sześciu do dwunastu lat i dwie kobiety. Sprawę po wykryciu skierowano do Wojskowego Trybunału. 26 października 1944 r. w obwodzie tarnopolskim naczelnik RO NKWD rejonu Wielko Borkowskiego Kostyliew z grupą żołnierzy IB nie znalazłszy w chutorze Rożdnia partyzantów, spalił czternaście gospodarstw i zabił trzech cywilów. 25 października 1944 r. milicjant Worotnikow z rej. Poryck otrzymał polecenie zatrzymania we wsi Liachowo podejrzanego o dezercję z ACz Parfeniuka. Z czterema ludźmi o godz. 20.00 wtargnął do domu jego rodziny. Gdy nie znalazł Parfeniuka, zastrzelił jego żonę, piętnastoletniego syna oraz trzy córki, z których najmłodsza miała trzy miesiące. Ocalał młodszy syn, przytomnie schowawszy się na piecu. Potem okazało się, że informacja o dezercji Parfeniuka była nieprawdziwa.

    Zdarzały się również wypadki likwidacji schwytanych partyzantów na miejscu, bez sądu. Sekretarz rejonu Moroczno obwodu rówieńskiego Kostikow nakazał stracenie schwytanych podczas obławy we wsi Keleznica dwóch członków OUN. Zorganizował publiczny "sąd", na którym wystąpił w roli prokuratora. Po ogłoszeniu "wyroku" obu schwytanych powieszono.

    W tej samej kategorii można też umieścić zachowanie naczelnika starozyneckoho RO NKWD st. lejtn. Gołubca (obwód Czerniowce), który ogłosił na swoim terenie, iż kto się nie ujawni do 1 października 1944 r. ten zostanie rozstrzelany, po czym 17 października zabił publicznie na przedmieściach miasteczka trzech aresztowanych. Co najmniej jeden z nich był uwięziony przypadkowo. Samych Sowietów oburzyło takie samowolne działanie. Tym bardziej że w ciągu następnych kilku dni uciekło do Rumunii szesnaście rodzin.

    Trzeci rodzaj wykroczeń to zwykłe maruderstwo żołnierzy czy nadużywanie władzy przez członków aparatu partyjnego i państwowego oraz funkcjonariuszy organów bezpieczeństwa. Nagminne były kradzieże, wymuszenia jedzenia, wódki, różnego rodzaju rozboje, zmuszanie do płacenia okupu czy pobicia. Przewodniczący sielsowieta Biało Dżarowskiego w rej. Poryck Iwan Paszko "systematycznie" prowadził różne rewizje, w trakcie których zabierał ludziom rzeczy. Opornych bił. Groźbami zmuszał do współżycia żony czerwonoarmistów i niepełnoletnie dziewczęta. Za te przewiny skazano go na dziesięć lat więzienia. W Wyszkowskim rejonie obwodu czerniowieckiego pełnomocnik operacyjny A. Abroskin dokonywał pozaprawnych przeszukiwań, aresztowań, a także kilku zabójstw. Został za to skazany na karę śmierci. Naczelnik sztabu IB w wyszkowskim rejonie N. Andriejew za pobicia i zamordowanie przewodniczącego jednego z sielsowietów został skazany na dziesięć lat łagru. W grudniu 1945 r. kontrola w rej. Tłuste w obwodzie tarnopolskim wykazała, że kierownicy rejonu, w tym sekretarz KP(b)U Słobodianiuk oraz przewodniczący rady miejskiej Pleteń, przeprowadzili liczne pozaprawne rewizje i aresztowania, w trakcie których zabierali inwentarz domowy i znęcali się nad ludźmi. W grudniu 1945 r. w obwodzie wołyńskim kierownik hołowińskiego rejonu łączności B. Sumcow i przewodniczący rady rejonowej M. Żdanow pojechali do wsi Horodno, by prowadzić "pracę polityczną" wśród ludności. Pijani weszli do M. Fomenczuk i zażądali od niej wódki. Gdy odmówiła, złamali jej nos i wybili oko. Sekretarz KP(b)U rej. Kołki W. Ulianow we wsi Podcarewyczy w sierpniu 1945 r. prowadził masowe rewizje i konfiskaty zboża także u tych gospodarzy, którzy oddali kontyngent. Pobił przewodniczącego rady wiejskiej Sidoruka oraz inwalidę Wojny Ojczyźnianej Sokoła, strzelał do ptactwa domowego w domu gospodyni Szulianskoj. Za te rozboje skazano go na pięć lat więzienia. Przed nadużyciami władzy nie chroniło nawet zajmowanie państwowego stanowiska. Nierzadkie zapewne były takie wypadki jak ten z 27 października 1944 r., gdy naczelnik oździutyckiego RO NKWD Isajew oraz pełnomocnik operacyjny Szejka w trakcie prowadzonych wysiedleń we wsi Boroniczino w obwodzie wołyńskim upili się i wtargnęli do sekretarza sielsowieta Marii Sawieniuk, oskarżyli ją o kradzież pm, urządzili "śledztwo" i dotkliwie pobili. Żądali, by na dowód swojej niewinności... zastrzeliła księdza, po czym rozebrali ją, wyprowadzili na zewnątrz i okrwawioną pozostawili pod strażą na widoku mieszkańców wsi. Często zdarzały się wypadki "żartów", gdy pijani Sowieci udawali, że chcą kogoś rozstrzelać.

    Czwarty rodzaj samowoli, to wypadki nadużyć w śledztwie. Nagminne było bicie aresztowanych, choć teoretycznie zakazywały tego przepisy. W rej. stanisławowskim pełnomocnik operacyjny RO NKWD Osokin "systematycznie bił obywateli (...) później zwolnionych z powodu braku popełnienia przestępstwa". 30 listopada 1945 r. obwodowa prokuratura skierowała materiał na ten temat do stanisławowskiej prokuratury NKWD, żądając jego aresztowania. Po dwóch miesiącach nic jednak nie zrobiono w tej sprawie, dlatego zwrócono się do republikańskiej prokuratury WW NKWD.

    Nie brakowało osób, które podczas prowadzenia śledztw ujawniały swoje sadystyczne i seksualne zwichnięcia. Należał do nich naczelnik referatu walki z bandytyzmem RO NKWD w Glinianach mł. lejtn. Matiuchin, który zgwałcił co najmniej pięć kobiet aresztowanych pod fałszywymi zarzutami. Przekroczył granicę tolerancji swoich kolegów z resortu przy znęcaniu się nad K. Michalską, aresztowaną 27 stycznia 1946 r. Przez kilkanaście dni przetrzymywano ją w areszcie bez sankcji prokuratorskiej. 14 lutego Matiuchin wezwał ją na przesłuchanie, kazał się rozebrać do naga i usiąść na jego kolanach, co zastraszona dziewczyna zrobiła. Następnego dnia ponownie wezwał ją do siebie i zaproponował wolność i dostatnie życie w zamian za współżycie. Gdy dziewczyna odmówiła, została pobita pałką. Matiuchin zdarł z niej ubranie, zgwałcił przy użyciu pałki a następnie zmusił do stosunku oralnego. Na uwagę, iż Michalska złoży skargę do prokuratora, Matiuchin zareagował ponownym biciem "graniczącym z sadyzmem". Gdy do gabinetu weszło czterech współpracowników RO NKWD, zobaczyli kobietę z twarzą i ubraniem poplamionym spermą Matiuchina, na co ten zareagował uwagą: "Widzicie, jaka z niej smarkaczka, a o kontaktach z bandą nic nie chce powiedzieć". 18 lutego kobietę uwolniono.

    Nocą z 29 na 30 października 1944 r. do wsi Smordwe obwodu rówieńskiego grupa funkcjonariuszy RO NKWD z rej. Młynów przybyła, by zbadać, czy partyzanci odwiedzają dom księdza Pribytowskogo. Podeszli pod dom i otworzyli silny ogień, od którego zapaliła się szopa. Wtargnęli do domu, porozbijali meble, pobili księdza. Dzielnicowy Klimenko i milicjant Szwab wyprowadzili księdza z rodziną na zewnątrz, obrabowali dom z cennych rzeczy, po czym go rozstrzelali. Za swój czyn obaj zostali aresztowani.

    W sowieckich dokumentach znajdziemy opis wielu takich przypadków samowoli i nadużyć, a jeszcze więcej zapewne nigdy nie zostało wykrytych przez organa kontroli i świadectwa o nich próżno szukać w materiałach archiwalnych. Nawet w uchwale z 10 stycznia 1945 r. KC KP(b)U przyznawano, iż miały miejsce "niedopuszczalne wypadki", kiedy NKWD i NKGB paliło domy i zabijało osoby nie związane z partyzantką, "dyskredytując siebie i organy władzy sowieckiej".

    Niemal jawne przekraczanie obowiązujących oficjalnie w ZSRR norm prawnych przez funkcjonariuszy sowieckich może wskazywać, że takie zachowania były niemal regułą. Zresztą nie mogło być inaczej - Sowieci byli zmuszani z jednej strony do zachowania "radzieckiej praworządności", ale z drugiej oczekiwano od nich równocześnie natychmiastowych wyników zwalczania partyzantki i podziemia. A więc z miesiąca na miesiąc miało być coraz więcej zabitych i aresztowanych. Przesyłane do centrali meldunki były uważnie czytane i starannie analizowane. Ewentualne spadki "aktywności bojowej" były natychmiast zauważane i potępiane. Mając do wyboru bycie "praworządnym i humanitarnym" i niemal na pewno oskarżenie w najlepszym wypadku o nieudolność (w gorszym o sprzyjanie nacjonalistom), lub łamanie przepisów i raczej mało prawdopodobne oskarżenie o nadużycia, wybierano przeważnie to drugie.

    Sowieci zdawali sobie sprawę, że tego rodzaju zachowania zniechęcają do władzy komunistycznej miejscową ludność, która z tego powodu musiała mieć wrażenie, że jest pod okupacją. Dlatego, przynajmniej od 1945 r., starali się ograniczyć plagę samowoli i nadużyć po to, by pozyskać część mieszkańców Wołynia i Galicji do walki z OUN-B i UPA. Ich długofalowym celem, jak sądzę, była zamiana faktycznej okupacji w wojnę domową, w której tak po stronie komunistów, jak i nacjonalistów walczyliby ze sobą w większości mieszkańcy Ukrainy zachodniej.

    Klewańsko-orłowska operacja NKWD - likwidacja "Kłyma Sawura"

    26 stycznia 1945 r. 22 km na południowy wschód od Kamienia Koszyrskiego, w rejonie miejscowości Jajno 9 kompania strzelecka 169 pułku NKWD natknęła się na oddział UPA. W starciu zginęło siedemnastu partyzantów. Sowieci stracili tylko jednego zabitego (zastępcę d-cy kompanii). Jednak nie porównanie wzajemnych strat decydowało o sowieckim sukcesie. W trakcie potyczki enkawudyści wzięli do niewoli jednego z wyższych dowódców UPA na Wołyniu Jurija Stelmaszczuka "Rudego", który, chory na tyfus, nieprzytomny był przewożony na saniach. Szczegóły śledztwa, któremu go poddano, zapewne pozostaną na zawsze tajemnicą. Faktem jest, iż "Rudy" 8 lutego 1945 r., w obecności gen. T. Strokacza, zeznał m.in., że 30 listopada 1944 r. spotkał się z dowódcą UPA na Wołyniu Dmytro Kljaczkiwśkym "Kłymem Sawurem". Według niego Kljaczkiwśkyj od jesieni 1944 r. przebywał w chutorze Orżów rejon Klewań obwód Równe. W tym miejscu miał się 30 stycznia 1945 r. ponownie spotkać z "Rudym". Stelmaszczuk ujawnił też, że Kljaczkiwśkyj unika pobytu w bunkrach. W ciągu dnia przebywa w lesie, zaś w nocy ukrywa się na konspiracyjnych kwaterach. Razem z nim przebywało zawsze dwóch-trzech ludzi z ochrony, zaś w odległości 1-1,5 km czuwał dobrze uzbrojony sześćdziesięcioosobowy Oddział Specjalnego Przeznaczenia (WOP) dowodzony przez Wasyla Pawłoniuka "Uzbeka". Stelmaszczuk zadeklarował chęć osobistego wskazania budynków, w których spotykał Kljaczkiwśkiego. Otrzymane informacje zelektryzowały sowieckie dowództwo. 9 lutego 1945 r. NKWD opracował plan operacji mającej na celu likwidację "Kłyma Sawura", od miejsca jej przeprowadzenia nazywaną klewańsko-orżowską.

    Operacja rozpoczęła się 10 lutego 1945 r. Prowadziły ją oddziały 20 i 24 Brygady WW NKWD. Już pierwszego dnia oddziały sowieckie wykryły i zlikwidowały oddział "Uzbeka", tworzący ochronę "Kłyma Sawura". Zginęło 22 partyzantów. Samego dowódcy UPA-Północ jednak nie odnaleziono. 12 lutego 1945 r. grupa 35 żołnierzy WW NKWD z 233 batalionu 20 Brygady WW NKWD, dowodzona przez st. lejtn. Chabibulina, otrzymała rozkaz przeszukania masywu leśnego leżącego k. Suska. Po przejściu ok. sześciuset m lasu enkawudyści natknęli się na wyraźny trop ludzki zmierzający na północ. Natychmiast ruszyli za nim. Po krótkim marszu dotarli do miejsca, gdzie ścigani przez nich palili małe ognisko. Kilkaset metrów dalej Sowieci zobaczyli kilku partyzantów ostrożnie idących na północ. Chabibulin podzielił oddział - dwie grupy miały oskrzydlić partyzantów i przeciąć im drogi odwrotu, sam z pozostałymi ludźmi dalej szedł po tropie. Gdy upowcy zobaczyli żołnierzy, otworzyli ogień i zaczęli uciekać w głąb lasu. Tu natknęli się na jedną z grup oskrzydlających. Sierżant Danilejczienko celnym strzałem śmiertelnie ranił jednego z upowców. Pozostali dwaj kontynuowali ucieczkę. Sowieci podeszli do rannego, pytając, ilu jest partyzantów. Ten wyszeptał: "Trzech" i zmarł. Pościg trwał. Sowieci zastrzelili drugiego partyzanta, który wyraźnie osłaniał odwrót ostatniego. Dopiero wtedy ten otworzył ogień z pistoletu maszynowego. Był to Kljaczkiwśkyj. Sowieci, nie mogąc wziąć go żywcem, zastrzelili również jego. Partyzantów zabili sierż. Baronow i kapral Sokołow. To z ręki tego ostatniego najpewniej zginął "Kłym Sawur". Sowieci mieli jednego zabitego. Przy zabitych partyzantach znaleźli trzy pistolety maszynowe, dwa pistolety, rewolwer, order Czerwonego Sztandaru. Rozpoznano tylko ciało Kljaczkiwśkiego. W czasie operacji zabito i aresztowano 42 "bandytów" oraz sto osób uchylających się od mobilizacji do ACz. Dopiero w 2004 r. gazeta "Wołyń" podała, że razem z "Kłymem" zginął jego kolega jeszcze z czasów przedwojennej działalności OUN Bohdan Kunyćkyj oraz ochroniarz Mychajło Kołosiuk "Orłyk". Ciała zabitych przewieziono do więzienia w Równem, gdzie "Kłyma Sawura" rozpoznał "Rudyj". Ponoć zabitego dowódcę UPA pokazywano później więźniom. Miejsce pochówku jest nieznane. Niewykluczone, że ciało zamurowano w ścianach rówieńskiego więzienia.

    Sowieckie operacje specjalne

    Choć brakuje monografii analizującej metody śledcze NKWD, to jedno wszakże pozostaje pewne: były one zaskakująco skuteczne. Z posiadanych materiałów wynika, że funkcjonariusze sowieccy potrafili zmusić do mówienia znaczną część aresztowanych. Do rzadkości należą postawy heroiczne. Najbardziej zaskakuje szybkość - a ona właśnie często decydowała o przydatności zdobytych informacji - z jaką członkowie podziemia byli łamani. Najbardziej spektakularny przykład złamania w śledztwie stanowi wspominana sprawa Jurija Stelmaszczuka, dzięki któremu Sowieci zlikwidowali "Klyma Sawura". Był on potem jeszcze przez kilka miesięcy wykorzystywany przez Sowietów. Złożył obszerne zeznania, identyfikował zabitych i aresztowanych, występował na mityngach. W końcu 1945 r. osądzono go i rozstrzelano. Wiadomo, że obok okrutnego bicia stosowano niejednokrotnie podstęp. Jedną z najbardziej błyskotliwych sowieckich operacji było bez wątpienia rozbicie siatki OUN na Bukowinie. 27 grudnia 1944 r. w obwodzie Czerniowce NKWD schwytało działaczy OUN - Artemizję Galicką "Motrię" i Mirosława Hajduka "Fedora". "Motria" w chwili aresztowania próbowała popełnić samobójstwo, lecz jedynie raniła się w głowę. W szpitalu podjęła kolejną próbę samobójczą. W odróżnieniu od niej "Fedor" dość szybko wydał znane mu struktury OUN. Oficerowie bezpieczeństwa, widząc nieugiętość "Motri" i wiedząc od Hajduka o jej roli w organizacji, postanowili przeprowadzić grę operacyjną.

    Nocą 7 stycznia 1945 r. Galicką "uprowadzono" ze szpitala i umieszczono w tajnej kwaterze w Czerniowcach. "Porywaczami" byli oficerowie NKWD: ppłk Bilienko "Taras", st. lejtn. Gonczarenko "Iwan" oraz st. lejtn. Gusak "Stecko". Przedstawili się oni "Motri" jako przybysze z centrali OUN, którzy (dowiedziawszy się o jej aresztowaniu) zorganizowali ucieczkę. Działaczka OUN uwierzyła. Tym bardziej że w sukurs NKWD przyszedł przypadek: ppłk Bilienko z wyglądu przypominał znanego Galickiej z opisów jednego z członków centrali. Aby uwiarygodnić wersję operacyjną, dwukrotnie zmieniano miejsce pobytu "Motri". Za pierwszym razem do nowej kwatery przenoszono ją w pustej szafie, za drugim w dywanie. Gdy stan zdrowia rannej nieco się poprawił, poinformowano ją, iż toczy się śledztwo organizacyjne w celu wyjaśnienia roli, jaką odegrała we wsypach, które nastąpiły po aresztowaniu jej i "Fedora". W czasie prowadzonej gry operacyjnej Sowieci zastosowali klasyczny podział na "złego" i "dobrego" policjanta. "Złym" był indagujący Galicką "Iwan", zaś "dobrym" czule opiekujący się ranną "Stecko". Taktyka w pełni zdała egzamin, gdyż "Motria" opowiadała Gusakowi to, czego nie mówiła Gonczarence. Jemu też żaliła się na ostry przebieg śledztwa.

    Wkrótce NKWD wiedziało wszystko. Na podstawie zdobytych podstępem zeznań Galickiej od 1 stycznia do 20 lutego 1945 r. zabito 123 i aresztowano 99 członków OUN. Dzięki informacjom wymuszonym od aresztowanych zdemaskowano ok. 360 innych konspiratorów. "Motria" wróciła do więzienia, gdzie zmarła w końcu 1945 r. Nie schwytano jedynie tych działaczy ukraińskiego podziemia, którzy znajdowali się na terenie Rumunii, Węgier i Czechosłowacji. Można się domyślać, że wobec nich zastosowano jakąś inną grę operacyjną.

    Sowieci rozbudowywali także siatki agentów, zmuszając ludzi do współpracy szantażem lub kusząc sowitą zapłatą. Czasami wykorzystywano nawet niemieckich jeńców. Jednemu z nich, Wilhelmowi (nazwisko nieznane), obiecano zwolnienie z obozu, jeżeli zbada, udając uciekiniera z niewoli, sytuację w określonym regionie. Pechowo jednak wpadł on w ręce UPA, gdzie został rozszyfrowany i zapewne zlikwidowany. Inni informatorzy, w zamian za pieniądze, towary czy darowanie win wobec "socjalistycznej ojczyzny", udawali żebraków, zdemobilizowanych żołnierzy z Armii Czerwonej, uciekinierów z łagrów itp. Odnośnie przeprowadzania naboru agentów, tajne instrukcje NKWD mówiły: "Werbunek przeprowadzać różnymi sposobami. Na przykład: przez zastraszenie, przekupstwo, obiecankami i roztaczaniem wizji wielkiej kariery. Werbować także spośród przestępców. Werbunek przeprowadzać tak, żeby jeden informator o drugim znajdującym się w tej samej miejscowości nic nie wiedział. Robić to po to, by poprzez porównywanie ich meldunków mieć nad nimi lepszą kontrolę. Meldunki winny być składane w oznaczonym czasie: co tydzień lub co 10 dni".

    Obok osób zbierających informacje wywiadowcze werbowano też tzw. agentów-bojowników, których zadaniem było wstąpienie do oddziałów partyzanckich i chwytanie lub likwidowanie ich dowódców.

    NKWD na dużą skalę organizował również specgrupy udające UPA lub SB OUN. Pierwsze specgrupy utworzono już w 1944 r. Początkowo składały się z partyzantów sowieckich, szybko jednak zaczęto ich kadrę rekrutować spośród tych członków OUN i UPA, którzy ujawnili się lub - rzadziej - zostali schwytani. W skład specgrup wchodzili pracownicy operacyjni NKWD. Mieli oni m.in. czuwać, aby przewerbowani upowcy nie zdezerterowali. Do tego ostatniego celu wykorzystywano spory frakcyjne między melnykowcami i banderowcami, którzy znalazłszy się w jednej specgrupie nawzajem siebie pilnowali.

    Specgrupy liczyły od trzech do pięćdziesięciu osób. Ich zadaniem było:

    1. Chwytanie lub fizyczne niszczenie kierowników centrów lub watażków OUN-UPA.
    2. Niszczenie drobnych band UPA i miejscowych bojówek OUN i SB.
    3. Podprowadzenie band UPA pod operacyjne uderzenie organów oraz wojsk NKWD.
    4. Zniszczenie systemu łączności OUN-UPA poprzez rozgromienie punktów łączności, likwidacje lub schwytanie łączników i szefów łączności.
    5. Zbieranie informacji wywiadowczych nieodzownych do przeprowadzenia wielkich operacji czekistowsko-wojskowych.
    6. Wykrywanie i niszczenie magazynów-kryjówek OUN-UPA".

    Warto tu pokazać niektóre przykłady działalności specgrup NKWD.

    20 grudnia 1945 r. Sowieci wysłali do rejonu medenickiego w obwodzie drohobyckim specgrupę UNKWD [UNKWD - Zarząd NKWD obwodu - G.M.] dowodzoną przez naczelnika mjr. Samusia. Z zeznań "Nadii" wiedziano, iż w rejonowym wydziale NKWD pracuje informator referenta SB, noszący imię "Marijka". Sowieci ustalili szybko, że "Marijka" to najpewniej M. Kulisz, pracownica Urzędu Stanu Cywilnego. Przy jej zatrzymaniu przeprowadzili typową dla siebie grę operacyjną.

    Trzech członków specgrupy 21 grudnia 1945 r. podjechało wozem pod pomieszczenia medenickiego Urzędu Stanu Cywilnego, po czym jeden z nich, ubrany w mundur kapitana, wszedł do środka i łamanym językiem rosyjskim polecił Marii Kulisz ubrać się i pojechać razem z nim. Za miastem Sowieci zawieźli Kulisz do bunkra, gdzie przedstawili się jako SB OUN i stwierdzili, że jest podejrzana o współpracę z NKWD. Ta zaczęła się usprawiedliwiać, zdradzając przy tym swoje powiązania z OUN. Po przesłuchaniu "esbecy" poprowadzili Kulisz w stronę Medenic. Po drodze zainscenizowano starcie z Sowietami i przechwycenie aresztowanej przez grupę żołnierzy. Dostawiono ją do NKWD, gdzie w czasie śledztwa zdemaskowano jako "aktywną ouenówkę". 24 grudnia 1945 r. specgrupa udała się do wsi Krynica, do prezesa sielpo, Gierasima Stecia, kierującego pracą Kulisz. Następnie historia powtórzyła się: Gierasim został uprowadzony i oskarżony o zdradę organizacji. Ten "po długim zapieraniu się, gdy tylko mocno przekonał się, że znajduje się w rękach SB wyjawił swój pseudonim ťKramarŤ i poinformował, iż jest starym ukraińskim nacjonalistą, (...) wyjawił całą ouenowską siatkę we wsi Krynica oraz łączników. (...) Wykorzystując otrzymane od GIERASIMA dane, 25 grudnia 1945 roku została we wsi Krynica przeprowadzona czekistowsko-wojskowa operacja, w czasie której zatrzymano 15 aktywnych członków OUN".

    Z dostępnych danych wynika, iż na 20 czerwca 1945 r. działało na Ukrainie zachodniej 157 takich specgrup NKWD, liczących 1808 osób. Tylko od początku działalności do 20 czerwca 1945 r. zabiły one 1980 i schwytały 2013 "bandytów". W tym czasie zdobyły: ckm, 31 rkm, 172 pm, 439 karabinów i 79 pistoletów. Zdobyta broń nie wystarczyłaby zatem nawet na uzbrojenie zabitych.

    Lata 1944-1945 były okresem najbardziej wytężonej działalności OUN-B i UPA w ZSRR. W tym czasie, według obliczeń sowieckich, ukraińska partyzantka przeprowadziła 6600 akcji zbrojnych. Znaczna ich część to wielkie akcje, wymagające użycia znacznych sił i środków, w trakcie których np. opanowywano całe rejonowe miasteczka. O sile UPA świadczy fakt, iż jej oddziały potrafiły przyjmować regularne bitwy z WW NKWD. Jednak końcowy rezultat tej walki był łatwy do przewidzenia. Sowieci, według oficjalnych danych, przeciwko OUN i UPA przeprowadzili w latach 1944-1945 39 773 operacje czekistowsko-wojskowe. Zabili 103 313 członków podziemia i partyzantów, zatrzymali 110 785 osób, ujawniło się 50 058 członków OUN i UPA. Aresztowano też 13 704 dezerterów i 83 284 uchylających się od służby w ACz. Razem dawało to gigantyczną liczbę 361 144 ludzi. Choć Sowietom nie udało się zlikwidować partyzantki, to jednak zmusili ukraińskie kierownictwo do rozwiązania większych oddziałów. Okazało się również, iż wszelkie rachuby na rozpad ZSRR wskutek ruchów odśrodkowych czy szybki wybuch III wojny światowej są chybione. Stało się jasne, iż ukraińskie podziemie stoi przed długą drogą walki o niepodległość. Zaczęto też chyba uświadamiać sobie, iż na jej końcu niekoniecznie na uczestników UPA czekać będzie zwycięstwo.

    Trwanie. Działalność Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii od "Wielkiej Blokady" do śmierci Romana Szuchewycza

    Dalsza sowietyzacja Ukrainy zachodniej. Głód w latach 1946-1947

    Ukraina wyszła z II wojny światowej jako jedna z najbardziej zniszczonych republik ZSRR. Przypadało na nią prawie 42% wszystkich zrujnowanych w ZSRR zakładów przemysłowych. Odbudowa kraju i przygotowanie go do III wojny światowej z państwami Zachodu stało się priorytetowym zadaniem dla radzieckiego kierownictwa. Do usuwania zniszczeń przystępowano zaraz po uwolnieniu z rąk niemieckich. W marcu 1946 r. zatwierdzono pięcioletni plan rozwoju kraju. Odbudowa przemysłu i intensywne przygotowania do kolejnej wojny odbywały się kosztem ogromnych wyrzeczeń społecznych. Na ludność nakładano rozliczne podatki i państwowe pożyczki (będące w istocie dodatkowym zakamuflowanym podatkiem). W grudniu 1947 r. dokonano wymiany pieniędzy, którą zorganizowano w taki sposób, aby pozbawić ludzi części oszczędności. To prowadziło do zubożenia społeczeństwa. W końcu lat czterdziestych poziom życia w USRR daleki był nawet do tego z czerwca 1941 r., przecież nie najwyższego. Liczba produktów spożywczych dostępnych na rynku wynosiła 80% w stosunku do poziomu sprzed wojny. Eksploatacja zasobów naturalnych miała niejednokrotnie rabunkowy charakter. W taki sposób dokonywano m.in. wyrębu lasów na Ukrainie zachodniej - w 1950 r. na 16,3 mln m3 wyciętych w USRR drzew aż 11,2 mln m3 przypadało na lasy Karpat i Polesia.

    Sytuację pogorszyła dodatkowo klęska głodu. Katastrofalna susza w 1946 r. doprowadziła do znaczącego zmniejszenia plonów na Ukrainie wschodniej, w Mołdawii oraz Rosji. Pomimo to władze sowieckie nie zrezygnowały z realizacji wyśrubowanych planów dostaw, siłą ściągając wyznaczone ich obowiązkowe normy. Wszelkie próby ukrycia części zbiorów były traktowane jako państwowe przestępstwo. W pierwszym kwartale 1947 r. pod tym zarzutem skazano na kary do dziesięciu lat więzienia 1,5 tys. przewodniczących kołchozów. Tylko w jednym miesiącu 1946 r. 1800 kołchoźników skazano na karę od jednego do pięciu lat więzienia za zbieranie uciętych i rzuconych w pole kłosów zbóż. Bezwzględna polityka władz pozwoliła w październiku 1947 r. na wykonanie wyznaczonego planu dostaw w 101,3%. W ten sposób powiększono rezerwy strategiczne potrzebne do wyżywienia armii w wypadku wybuchu wojny, ale jednocześnie całkowicie ogołocono ludność z żywności. Już w 1946 r. pojawił się głód, który największe rozmiary przybrał w 1947 r. Zanotowano nawet przypadki kanibalizmu. Oszalali z głodu ludzie zjadali martwych, a czasami zabijali niektórych członków rodziny, by uratować pozostałych. W latach 1946-1947 zmarło z głodu na Ukrainie, według różnych danych, od 800 tys. do 1 mln osób. Śmierć przyniosła obfite żniwo także w innych sowieckich republikach. W sąsiadującej z Ukrainą Mołdawii zmarło z głodu co najmniej 70-80 tys. osób. O bezduszności sowieckiego kierownictwa świadczy m.in. fakt, iż w tym samym czasie, gdy tysiące ludzi ginęły z głodu, zboże było eksportowane do innych państw.

    Wiele osób szukało ratunku na Ukrainie zachodniej, gdzie nie było suszy i nie pojawiła się klęska głodu. Jak wspominał Adam Rotfeld: "Jesienią 1947 roku, po wielkiej suszy, napłynęła do Uniowa ogromna fala głodujących uciekinierów. Stali w ponadkilometrowej kolejce po miskę zupy z bobu i warzyw. Byli opuchnięci z głodu, nie mieli siły stać". W jednym z meldunków podziemia czytamy: "tysiące głodujących ze wschodnich obwodów (...) zalewają zachodnie obwody Ukrainy. Jadą pociągami (...) idą pieszo. Pierwsi głodujący pojawili się już zimą. Ich liczba szybko wzrasta. Obecnie zjawisko to nabrało masowego charakteru. Co będzie dalej? Po prostu strach o tym myśleć. Czy znowu czekają nas miliony ofiar? Na stacjach kolejowych dzieją się dantejskie sceny. Enkawudyści odbierają wyżebrane kłosy zboża głodującym. Te nieszczęsne ofiary w takiej sytuacji często popełniają samobójstwo. (...) Enkawudowskie psy każdemu zabierają wszystko".

    Przez kraj przetaczały się gigantyczne migracje. Na Ukrainę zachodnią za chlebem trafiły tysiące mieszkańców ze wschodu. Z zachodu wracali do domów wywiezieni w czasie wojny do Niemiec na roboty przymusowe. Poza tym na Ukrainę przybyło w latach 1944-1946 ok. 488 tys. Ukraińców przymusowo wysiedlonych z Polski. Ponad 11 tys. Ukraińców przesiedlono z Czechosłowacji. Równolegle z Wołynia i Galicji Wschodniej przymuszono do wyjazdu prawie 800 tys. Polaków i Żydów oraz ponad 33 tys. Czechów. Niezależnie od tego, z jednej strony na Ukrainę zachodnią napływali tzw. specjaliści ze wschodu, z drugiej zaś spośród miejscowej ludności werbowano ochotników do kopalni w Donbasie, a setki młodych osób po zakończeniu szkół zawodowych (FZN - Nauki Fabryczno-Zakładowej) kierowano do pracy w różnych republikach ZSRR - w Rosji, Azerbejdżanie i innych. Migracje doraźnie utrudniały uzupełnianie strat podziemia nowymi, młodymi kadrami, a w dłuższej perspektywie prowadziły do zatomizowania ludności, ułatwiając poddanie jej pełnej kontroli totalitarnego państwa. Z drugiej wszakże strony wysiedleńcy przybywający na Ukrainę z Polski niejednokrotnie byli niechętnie nastawieni do komunizmu. Rzeczywistość, którą zastali na miejscu, była dla nich trudna do zaakceptowania. Stąd stanowili dobrą bazę werbunku nowych kadr. Jednocześnie ich obecność pozwoliła konspiratorom niejako rozpłynąć się w tłumie. Często ukrywający się partyzanci, w tym także ochrona Szuchewycza, podawali się za wysiedleńców.

    Równolegle władze walczyły "o duszę" mieszkańców Ukrainy zachodniej. W marcu 1946 r. odbył się we Lwowie "zjednoczeniowy" zjazd, na którym ogłoszono "skasowanie" unii brzeskiej i "zjednoczenie" Cerkwi greckokatolickiej z prawosławiem. 1400 księży i biskupów oraz ok. ośmiuset mnichów i mniszek, którzy pozostali wierni Rzymowi, deportowano. Ok. dwustu zostało zamordowanych. W 1949 r. w podobny sposób "zjednoczono" Cerkiew unicką na Ukrainie zakarpackiej. Przywódcę tamtejszego Kościoła, biskupa Romżę, zamordowała w sfingowanym wypadku specgrupa generała Pawła Sudopłatowa. Ludność poddawano ciągłej "obróbce ideologicznej". Akcje propagandowe szczególnie nasilały się przy okazji wyborów organizowanych przez władze sowieckie, traktowanych jako ważny sprawdzian posiadanego poparcia. 10 lutego 1946 r. odbyły się wybory do Rady Najwyższej ZSRR, 9 lutego 1947 r. do Rady Najwyższej USRR, zaś 21 grudnia 1947 r. do rad samorządowych. Wszystkim towarzyszyły nasilone akcje propagandowe wyrażające się w setkach mityngów, spotkań i rozmów, podczas których agitowano do wzięcia udziału w wyborach i tym samym poparcia komunistów. Jednocześnie absencję wyborczą traktowano jako wyraz niechęci do władzy, zagrażającej radzieckiemu państwu. Osoby bojkotujące wybory musiały się liczyć z komunistycznymi represjami.

    Wszystko to niewątpliwie utrudniało społeczeństwu zachodnioukraińskiemu uznanie komunistycznej władzy za własną. Napływające rzesze żebraków proszących o jedzenie potęgowały obawy przed nowym "Wielkim Głodem", którego ofiarą padłaby większość Ukraińców. Narastające sprzeczności pomiędzy ZSRR oraz państwami zachodnimi dawały nadzieję, iż w niedługim czasie może wybuchnąć kolejna wojna światowa. W efekcie wspieranie ruchu oporu wydawało się wielu osobom jak najbardziej naturalne i racjonalne.

    "Wielka Blokada"

    W październiku 1945 r. WW NKWD zostały przeorganizowane w 62, 65, 81 i 82 Dywizje Wojsk Wewnętrznych NKWD. Każda z dywizji, według stanu, miała składać się z czterech pułków, każdy po 1450 żołnierzy, ale rzeczywiste stany osobowe były niższe. Poza tym przeciwko UPA działał samodzielny 290 pułk strzelców zmotoryzowanych. 19 listopada 1945 r. WW NKWD na Ukrainie zachodniej liczyły ok. 27 tys. żołnierzy. Ponadto stacjonowało tam - stan na 21 października 1945 r. - 1848 żołnierzy wojsk kolejowych NKWD. Do początku 1946 r. Sowieci zamierzali zmniejszyć skład WW NKWD na Ukrainie zachodniej do 22 907 żołnierzy. W marcu 1946 r. dokonali reorganizacji organów bezpieczeństwa. NKWD i NKGB zastąpiły Ministerstwo Spraw Wewnętrznych (MWD - Ministerstwo Wnutriennych Dieł) i Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego (MGB - Ministerstwo Gosudarstwiennoj Biezopasnosti).

    Przeorganizowaniu uległy również siły Armii Czerwonej. W lipcu 1945 r. stworzono na Ukrainie zachodniej dwa okręgi wojskowe: lwowski i podkarpacki. Na początku 1946 r. stacjonowały w nich dwie armie: 52 generała K. Korotiejewa (obwód lwowski, drohobycki, kamieniecko-podolski) oraz 13 generała Nikołaja Puchowa.

    Zimę 1945/1946 r. Sowieci postanowili wykorzystać do ostatecznego zniszczenia ukraińskiego podziemia. Na 10 lutego 1946 r. były zaplanowane wybory do Rady Najwyższej ZSRR i udział w niej mieszkańców Ukrainy zachodniej był dla partii komunistycznej ważnym sprawdzianem posiadanego poparcia. Choć, oczywiście, wybory miały jedynie dekoratywny charakter, a ich wynik był z góry przesądzony, to były one ważnym badaniem opinii publicznej. Sprawdzianem, na ile władza sowiecka okrzepła w terenie i w jakim stopniu kontroluje miejscową ludność. Dla lokalnych przywódców partyjnych zbyt duża absencja wyborcza mogła się skończyć surowymi konsekwencjami, dlatego byli oni żywotnie zainteresowani wysoką frekwencją. W końcu 1945 r. istniał już zapewne długofalowy plan likwidacji OUN i UPA. W tym celu postanowiono wykorzystać żołnierzy Armii Czerwonej (i tak używanych do przeciwpartyzanckich akcji od jesieni 1945 r.). W celu uniemożliwienia ukraińskiej partyzantce swobodne poruszanie się w terenie zdecydowano pokryć cały obszar Ukrainy zachodniej siecią garnizonów ACz i WW NKWD. Miały one blokować partyzantom dostęp do wiosek, czyli do możliwości uzyskania od miejscowej ludności żywności, ciepłej odzieży czy (szczególnie potrzebnego zimą) bezpiecznego schronienia. Garnizony miały jednocześnie prowadzić aktywne działania poszukiwawcze tak wewnątrz, jak i na zewnątrz poszczególnych miejscowości. Dzięki sprawnej sieci łączności i gęstości rozłożonych posterunków mogły one sobie łatwo przychodzić z pomocą, dlatego nie musiały być zbyt liczne. W trakcie wyborów żołnierze sowieccy mieli umożliwić sprawne i bezpieczne ich przeprowadzenie, udaremniając wszelkie ewentualne kontrakcje podziemia, a także próby oporu obywatelskiego, także traktowane jako przejawy nacjonalizmu. Żołnierze w trakcie operacji mieli poznać "polityczne oblicze" miejscowej ludności, wychwytując z jednej strony osoby sympatyzujące i współpracujące z "bandami", a z drugiej skłaniające się do współpracy z władzami. Strategicznym celem planowanej "Wielkiej Blokady" było "wciągnięcie w walkę z resztkami band jak największej liczby miejscowej ludności, utworzenie i wzmocnienie w każdej wiosce grup samoobrony". Jak się wydaje, po zniszczeniu głównych sił partyzantki w trakcie zimowej blokady Sowieci zamierzali zastąpić garnizony regularnego wojska wzmocnioną siecią IB i grup wsparcia, które miały sparaliżować próby dalszej działalności podziemia. Jak czytamy w notatce zastępcy sekretarza KC KP(b)U ds. zachodnich obwodów Ołeksija Stojancewa: "wraz z odejściem garnizonów Armii Czerwonej istriebitielne bataliony staną się decydującą siłą w walce o ostateczne zlikwidowanie resztek ouenowskiego bandytyzmu".

    Operacja rozpoczęła się 10 stycznia 1946 r. W czasie "Wielkiej Blokady" Armia Czerwona założyła ok. 3500 garnizonów. 52 Armia gen. płk. Korotiejewa założyła 1101 garnizonów w obwodach lwowskim, drohobyckim i częściowo kamieniecko-podolskim. Użyto do tego do 28 tys. żołnierzy. W obwodzie kamieniecko-podolskim zablokowano wszystkie wsie wzdłuż Zbrucza. 13 Armia gen. płk. Puchowa utworzyła osiemset garnizonów i 110 grup manewrowych. Do operacji skierowano ok. 25 tys. żołnierzy. W Podkarpackim Okręgu Wojskowym wystawiono 894 garnizony: w obwodzie stanisławowskim 342, tarnopolskim 464, czerniowieckim 88. Każdy garnizon składał się z nie mniej niż dwudziestu szeregowych i oficerów (wg danych podziemia 25-100). Garnizony były dobrze uzbrojone w ckm, rkm, automaty, karabiny i granaty. Grupy manewrowe składały się z od dwudziestu do stu dobrze uzbrojonych ludzi, dysponujących transporterami opancerzonymi. Znaczny procent żołnierzy użytych w tej operacji stanowili członkowie partii i Komsomołu (odpowiednio 11-13% i 11% ). Nad wzmocnieniem "ducha bojowego" żołnierzy czuwali pracownicy polityczni. Wśród pogadanek organizowanych przez nich pojawiały się takie tematy, jak: "Ukraińsko-niemieccy nacjonaliści i podstępne metody ich działalności", "Przysięga wojskowa - święty obowiązek żołnierza", "Nasi kandydaci na deputowanych do Rady Najwyższej ZSRR", "Jak odnosić się do miejscowej ludności".

    W połowie stycznia 1946 r. w garnizonach przeprowadzono liczne inspekcje. Wykazały one wiele niedostatków. Często nie przestrzegano zasad bezpieczeństwa (np. nie przygotowując planów obrony okrężnej), część mieszkańców w dalszym ciągu nie wiedziała o zbliżających się wyborach. Z drugiej wszakże strony zauważono, że w wielu miejscowościach dopiero po pojawieniu się garnizonów ruszyła kampania wyborcza. Sowieci oceniali, że: "Dla wielu oficerów i żołnierzy, szczególnie od dawna służących w armii, przyzwyczajonych do warunków wojny i walki w otwartym boju, walka-z bandytyzmem okazywała się całkowicie nową rzeczą wymagającą inicjatywy, odwagi, dużej bystrości i głównie - czujności". Zanotowano jedynie trzy wypadki grabieży ludności przez żołnierzy. Sprawców jednak schwytano i osądzono. Wysoki poziom dyscypliny biorących udział w blokadzie zdaje się potwierdzać o. Petro Olijnyk, który w swych wspomnieniach stwierdza "Wojsko prowadziło się wzorowo".

    Inaczej postawę żołnierzy sowieckich widziało ukraińskie podziemie. Zdaniem Ukraińców na terenach zajętych przez garnizony zapanował faktyczny stan wyjątkowy. W poszukiwaniu ukrytych partyzantów Sowieci nieustannie przetrząsali gospodarstwa chłopów, niektóre po kilka razy, niszcząc przy tym dobytek i dorobek wielu lat życia. Każdy, kto naruszył godzinę milicyjną, mógł zostać uznany za "bandytę" i zastrzelony. Najmniejsze podejrzenie, żeby nie rzec kaprys, funkcjonariuszy sowieckich stawało się przyczyną aresztowania. Aby wydobyć informacje o UPA nie wahano się przed torturami, którym poddawano nawet dzieci. Dochodziło do częstych gwałtów. We wsi Pidpeczary rej. Stanisławów aresztowano pięćdziesiąt kobiet, które ponoć "zaraz rozdzielono pomiędzy poszczególnych enkawudystów".

    UPA postanowiła przystąpić do kontrakcji. Tuż przed rozpoczęciem blokady, 5 stycznia 1946 r., UPA odniosła duży sukces niedaleko wsi Buriakiwci rej. Tłuste obwód Tarnopol. W zasadzkę partyzantów wpadła tam grupa operacyjna NKWD rejonu Tłuste. W trzygodzinnym starciu zginęło 23 enkawudystów z naczelnikiem mjr. Slepcowem na czele. Od 10 do 17 stycznia 1946 r. upowcy przeprowadzili 22 ataki na garnizony, zabijając dziewięciu żołnierzy, a 33 raniąc. 11 stycznia partyzanci zamierzali uderzyć na garnizon w Zieleńce Skole w rej. podolskim, lecz natknęli się na patrol i się wycofali. W starciu zginął lejtn. Ponartow. Nocą z 15 na 16 stycznia sotnia "Bohuna" zaatakowała garnizon we wsi Gruszka. Zginął oficer i jeden żołnierz, a czterech innych zostało rannych. UPA niszczyła również łączność telefoniczną pomiędzy poszczególnymi garnizonami. Na linii Bieriezuw - Wysznij w rej. Jabłonowskim w trzydziestu miejscach uszkodzono linię, wycinając w sumie sześćset m kabla. Koło wsi Swientin-Ostrów w rej. Halicz wycięto trzysta m kabla. We wsi Nastiaszino cztery km na północ od Bursztyna zabito telefonistę st. sierż. Ilicziewa, naprawiającego uszkodzoną łączność.

    Sowieci odkryli liczne kryjówki partyzantów, którzy zostali odcięci przez blokadę. Garnizon wsi Podpiegiery, dowodzony przez kpt. Cziertienkowa, odnalazł i zlikwidował trzech partyzantów, wśród nich Mychajła Stadina, Jurę. Ze zdobytych dokumentów wynikało, że zlikwidował on m.in. z-cę naczelnika ds. polit.-wych. 38 Armii płk. Gołubiewa. W jego kryjówce znaleziono legitymację partyjną, dwanaście legitymacji komsomolskich oraz ponad sto książeczek wojskowych Armii Czerwonej.

    Bez wątpienia "Wielka Blokada" zaskoczyła partyzantów. Kureń "Czornoty", który w końcu grudnia 1945 r. wyruszył z Czarnego Lasu w rajd do Polski, został zmuszony do powrotu. W. Andrusiak "Rizun" rozproszył podległe sobie oddziały. "W rojach i czotach - wspomina Wołodymyr Czawiak "Czornota" - chłopcy rozeszli się po Stanisławowskiem".

    Do najważniejszej próby sił doszło w dniu wyborów 10 lutego 1946 r. Ludność głosowała bez entuzjazmu. We wsi Buniw rej. Krakowiec obwód lwowski doszło do powszechnego bojkotu. W licznych miejscowościach ludność do urn była prowadzona pod konwojem. W innych sowieckie patrole chodziły z urną od domu do domu. W Kołomyi Sowieci na czas głosowania wzięli zakładników spośród miejscowej inteligencji. W więzieniu zarazili się tyfusem i część z nich zmarła. Sowieckiej "akcji wyborczej" próbowali się przeciwstawić partyzanci. Według danych NKWD USRR 9 i 10 lutego 1946 r. w zachodnich obwodach Ukrainy ostrzelano 26 garnizonów WW NKWD i Armii Radzieckiej, w pięciu punktach głosowania podłożono miny, dokonano dwóch prób dywersji na kolei, w 28 miejscach rozklejono ulotki, zaś w piętnastu przerwano linie łączności. Było to niewiele, ale biorąc pod uwagę środki bezpieczeństwa podjęte przez Sowietów i tak bardzo dużo.

    Zdaniem Jurija Kyryczuka podziemie poniosło porażkę: "Dzięki ťżelaznej kurtynieŤ o realnych wynikach kampanii wyborczej nie dowiedział się i nie chciał się dowiedzieć Zachód. A zbudzić z letargicznego snu zachodnioeuropejską społeczność było jednym z głównych powodów powstańczej kampanii bojkotu". Trudno się z tą opinią nie zgodzić.

    Sowieci byli zadowoleni z osiągniętych w trakcie "Wielkiej Blokady" wyników. W lutym 1946 r. Chruszczow na naradzie we Lwowie z zadowoleniem skonstatował, że UPA "już się nie podniesie" i że z niej "nic nie zostało oprócz pojedynczych grup terrorystycznych, złożonych z 1, 2, 3 i gdzieniegdzie do 20-30 bandytów". Komuniści obawiali się jednak, iż zmniejszenie nacisku spowoduje odnowienie aktywności podziemia. Dlatego po wyborach rozpoczął się drugi etap blokady. Cały teren został pokryty gęstą siecią sowieckich obław i patroli. Partyzanci znaleźli się w ciężkim położeniu, gdyż zdradzały ich ślady na śniegu. Nieustannie dochodziło do starć i potyczek, w których zginęło wielu znanych dowódców. Straty były bardzo poważne. 17 lutego 1946 r. k. wsi Rudniki rej. Maniewicze obwód wołyński zginął Petro Olijnyk "Enej". 24 lutego 1946 r. w Czarnym Lesie zginął legendarny dowódca UPA Wasyl Andrusiak "Rizun". Jego ciało wystawiono na widok publiczny naprzeciwko teatru w Stanisławowie. 1 marca 1946 r. k. wsi Pacykiw w Stanisławowskiem zginął kurinny Petro Wacyk "Prut". Jego ciało przewieziono do Stanisławowa i powieszono na ratuszu z tablicą "dowódca band". Sotenny W. Czawiak "Czornota" w swoich wspomnieniach stwierdził: "Ta pełna obław zima była najstraszniejszą [ze wszystkich]. Tropili nas po śladach niczym zwierzęta. Gdy nie padał śnieg nie mogliśmy chodzić nawet w nocy. Głodowaliśmy, marzliśmy, prawie nie zapalaliśmy watry [ogniska - G.M.], bo szukały nas samoloty. Nawet przy trzaskającym mrozie spaliśmy pod smerekami, okrywając się gałęźmi".

    Dopiero 1 kwietnia 1946 r. Sowieci przerwali operację, wycofując z wiosek stacjonujące w nich garnizony. Według sowieckich ocen w efekcie blokady zabito 3295 i aresztowano 12 tys. "bandytów" oraz 5 tys. współpracowników podziemia. Wg danych podziemia UPA straciła aż 5 tys. zabitych partyzantów. Była to ogromna strata krwi, której już nie dało się uzupełnić.

    "Wielka Blokada", jeśli można tak powiedzieć, przetrąciła kręgosłup UPA. Pokazała, że w starciu z potężnym totalitarnym państwem nawet najlepiej zorganizowana partyzantka pozbawiona wsparcia z zewnątrz nie ma szans zwycięstwa.

    Zwalczanie podziemia w latach 1946-1947

    17 czerwca 1946 r. minister spraw wewnętrznych ZSRR Siergiej Krugłow zatwierdził plan zmian organizacyjnych w strukturach MWD i MGB USRR mających usprawnić zwalczanie "bandytyzmu". Przewidywał on m.in. pozostawienie na Ukrainie zachodniej co najmniej do 1 stycznia 1947 r. jednostek WW MWD, których stan liczbowy miał pozostać nie zmieniony. Przy każdym RO MWD wprowadzono stanowisko z-cy naczelnika RO, będącego zarazem szefem wydziału do walki z bandytyzmem.

    Niezależnie od zmian organizacyjnych akcję przeciwko ukraińskiemu podziemiu codziennie prowadziło 1100-1200 grup operacyjnych. Nieustannie organizowały one obławy lub zasadzki na przypuszczalnych trasach przemarszu partyzantów. Sowieci starali się zaskakiwać przeciwnika. W jednym z dokumentów czytamy: "W celu dezinformacji bandytów szeroko praktykować w systemie wojskowej działalności operacyjno-bojowej działania odwracające uwagę przeciwnika, pozorowane przegrupowania, manewrowanie, wyjazdy z rejonów [działań bojowych - G.M.), nieoczekiwane przerywanie operacji itp.".

    Nad usprawnieniem sposobów "zwalczania bandytyzmu" pracowali nie tylko funkcjonariusze organów bezpieczeństwa, ale również działacze partyjni. Nierzadko przynosiło to efekty odwrotne od zamierzonych. 7 października 1946 r. minister spraw wewnętrznych T. Strokacz zmuszony był wydać dyrektywę nr 152, w której wyjaśnił, że wielu oficerów MWD błędnie zrozumiało decyzję KC KP(b)U z 24 lipca 1946 r. o rezygnacji z przeprowadzania operacji czyszczących w wypadku nieposiadania dokładnych danych operacyjnych o "bandytach". Okazało się, że po otrzymaniu zaleceń KC KP(b)U oddziały MWD prawie przestały przeszukiwać wioski. W związku z tym Strokacz zalecił prowadzenie poszukiwań nie tylko na podstawie "pewnych" informacji, lecz również w wypadku posiadania jedynie "wiarygodnych" danych o pojawieniu się partyzantów.

    Kilka dni później, 10 października, Strokacz nakazał założyć oficerom "osobiste konta", na których miano zapisywać wszystkich zabitych i schwytanych "bandytów". Czytamy: "Na osobistym koncie oficera należy zapisywać (...) bandytów nie tylko zniszczonych osobiście przez oficera, lecz również przez pododdziały działające na podstawie jego rozkazów". Takie same "konta" powinni też mieć poszczególni żołnierze. Strokacz zalecał, by w każdym miesiącu oficerowie MWD zabili lub wzięli do niewoli co najmniej jednego partyzanta.

    W celu otrzymania wiarygodnych informacji o podziemiu Sowieci dalej rozbudowywali siatki agentów. W obwodzie stanisławowskim na 25 lipca 1946r. liczyły one 641 agentów, 142 rezydentów i 5572 informatorów. W październiku 1946 r. Sowieci postanowili stworzyć kilka specjalnych grup operacyjnych złożonych z funkcjonariuszy organów bezpieczeństwa. Do dyspozycji każdej z nich oddano pododdział WW MWD liczący ok. siedemdziesięciu żołnierzy oraz specgrupę złożoną z byłych członków UPA. Każda z grup operacyjnych miała zadanie zająć się poszukiwaniem konkretnego działacza ukraińskiego podziemia. Sowietów interesowało przede wszystkim złapanie lub likwidacja: Romana Szuchewycza, Wasyla Kuka, Romana Krawczuka, Mykoły Arsenycza i Oleksy Hasyna.

    Pomimo tych wysiłków wyniki akcji przeciwpartyzanckich pozostawiały wiele do życzenia. Wg wyliczeń O. Stojancewa od 1 kwietnia do 1 września 1946 r. Sowieci przeprowadzili 42 175 operacji przeciwpartyzanckich, z czego tylko 4210 zakończyło się sukcesem. W całym 1946 r. Sowieci przeprowadzili 97 903 operacje przeciwpartyzanckie, rozbijając około stu dużych grup partyzanckich. Zabito 10 774 "bandytów", aresztowano 9541, ujawniło się 6120. Jednym z większych sowieckich sukcesów odniesionych jesienią 1946 r. była likwidacja prowidnyka OUN-B Kraju Karpaty Jarosława Melnyka "Roberta". Operacja likwidacji "Roberta" została przeprowadzona od 26 października do 1 listopada 1946 r. Jego kryjówkę odnaleziono k. góry Jaworzyna niedaleko od wsi Łypa w rej. Bolechów. Nie chcąc dostać się do niewoli Melnyk zdetonował w bunkrze materiał wybuchowy. Z nim zginęła jego żona i siedmiu partyzantów.

    9 lutego 1947 r. odbyły się na Ukrainie wybory do Rady Najwyższej USRR. Z tego powodu tuż przed głosowaniem Sowieci ponownie rozstawili sieć garnizonów w zachodnich obwodach Ukrainy. 2 lutego o godz. 13.00 zgodnie z rozkazem Chruszczowa oddziały wojskowe zajęły wyznaczone pozycje. Nieco wcześniej, od 20 do 31 stycznia 1947 r., przeprowadzono wiele celnych, dobrze przygotowanych obław wymierzonych w kierownictwo ukraińskiego podziemia. Tylko na Wołyniu i Polesiu zlikwidowano 79 przywódców podziemia. Największym sukcesem sowieckim była likwidacja członka Centralnego Prowidu OUN i zarazem kierownika SB OUN Arsenycza "Mychajło".

    Sowieci w czasie działań przeciwko partyzantce dopuszczali się wielu nadużyć i przestępstw. Choć, co należy przyznać, dowództwo sowieckie starało się do takich zjawisk nie dopuszczać. Wskazuje na to fakt, że o przestępstwach wobec ludności wiemy z sowieckich raportów piętnujących takie zjawiska i informujących ku przestrodze o karaniu winnych. Warto podać kilka przykładów. 18 lutego 1946 r. w rejonie Perehińska obwodu stanisławowskiego pełnomocnik operacyjny NKGB Zadulin i zastępca dowódcy batalionu wojskowego NKWD Miachonim pijani wezwali na przesłuchanie mieszkańca wsi Sływky Britwaka, inwalidę wojennego. Britwak był przez kilka godzin bity, po czym go rozstrzelano. Lekarzowi nakazali zapisać w akcie zgonu, że zginął w trakcie ucieczki. Kierownik organizacyjno-instruktorskiego wydziału rej. Gusiatin w obwodzie tarnopolskiem 16 lutego 1946 r. idąc ulicą we wsi Miszkowcy wystrzelił do psa, śmiertelnie raniąc mieszkankę tej wsi, M. Biedryj, która osierociła kilkuletnie dziecko. Takich wypadków samowoli i maruderstwa było znacznie więcej.

    Niezależnie od tego oddziały Wojsk Wewnętrznych uważały za "normę" łamanie oporu partyzantów poprzez podpalanie gospodarstw, w których ci się schronili. I to nawet wówczas, kiedy o obecności upowców doniósł sam właściciel. Choć od 1946 r. co pewien czas wydawano rozkazy zakazujące podpalania zabudowań, to jednak były one nagminnie łamane. Pożary tłumaczono przypadkowym zapalaniem w trakcie walki. Podobnie regułą było wysyłanie do oblężonych partyzantów miejscowych mieszkańców jako negocjatorów, lub "zwiadowców", mających sprawdzić, czy w bunkrze pozostał jeszcze ktoś żywy.

    Warto opisać niektóre ze starć pomiędzy Sowietami a ukraińską partyzantką. 4 lipca 1946 r. ośmiu żołnierzy 383 pułku WW MWD dowodzonych przez sierż. Bobrowa we wsi Bybło wzięło do niewoli partyzanta i czterech łączników OUN. Jeńców natychmiast przesłuchano. Wyjawili oni, iż w na pół zniszczonym okolicznym kościele ukrywa się dwóch "bandytów". Sowieci okrążyli kościół, lecz partyzanci zaczęli odstrzeliwać się z dogodnych pozycji na strychu. Sierż. Bobrów, widząc, że szturm może przynieść duże straty, poprosił o pomoc okoliczny oddział artylerii Armii Czerwonej. Czerwonoarmiści podciągnęli działo kalibru 76 mm, które dziesięcioma strzałami zlikwidowało obu partyzantów.

    Nocą z 6 na 7 listopada 1946 r. w Truskawcu banderowcy rozrzucili antysowieckie ulotki. 150 żołnierzy sowieckich natychmiast zablokowało wszystkie wyjścia z miasta. Druga grupa 180 ludzi dowodzonych przez kpt. Lewickiego o godz. 4.00 7 listopada rozpoczęła przeszukiwanie kolejnych domów. O godz. 8.30 Sowieci w jednym z domów przy ulicy Chłodnej wykryli czterech ouenowców. Doszło do strzelaniny. Gdy partyzanci odrzucili propozycję kapitulacji, Lewicki kazał umieścić dwa erkaemy na strychach sąsiednich domów. W wyniku ostrzału trzech Ukraińców zginęło wewnątrz domu, zaś czwarty w trakcie próby przebicia. 9 listopada o godz. 17.00 Sowieci otrzymali informację o pobycie trzech partyzantów w domu, w którym znajdowała się poczta. Budynek został okrążony przez trzydziestoosobową grupę szturmową dowodzoną przez kpt. Lewickiego. Aby nie zdradzić źródła informacji, pięciu żołnierzy z psem udało, iż idą ulicą po tropie partyzantów. Na parterze budynku emwudyści nie znaleźli nikogo, kiedy jednak podążyli na piętro w ich stronę poleciał granat. Sowieci wyskoczyli na zewnątrz. Upowcy odstrzeliwali się z pistoletów. Kpt. Lewicki sprawdzoną techniką silnym ogniem dwóch erkaemów zlikwidował partyzantów. W ten sposób zlikwidowano siedmioosobową bojówkę OUN "Orła" (NN), nie ponosząc przy tym strat własnych.

    20 stycznia 1947 r. sześciu żołnierzy 55 kompanii 445 pułku WW MWD dowodzonych przez sierż. Kurbatowa, prowadziło obławę we wsi Ombyt. W pobliskim chutorze Nigowiszcze weszli do jednego z domów na posiłek. Skwapliwość, z jaką gospodyni podała im chleb, mleko i słoninę oraz pytania o liczbę żołnierzy wywołały podejrzenie. Kurbatow nakazał przeszukanie obejścia. Jeden z żołnierzy zauważył partyzanta ukrytego w sianie w stodole. Doszło do strzelaniny. Gdy kpr. Rudniew ogniem z rkm zablokował wyjście ze stodoły uniemożliwiając partyzantom odwrót, Sowieci poprzez gospodarza zaproponowali oblężonym poddanie się. Następnie podpalili stodołę. Partyzanci zagrali va banque: otworzyli szeroko drzwi stodoły, ustawili w wejściu erkaem i otworzyli ogień do Rudniewa. Doszło do pojedynku erkaemistów. Kiedy Rudniew na chwilę przerwał ogień, by zmienić dysk z amunicją, partyzanci poderwali się do szturmu. W desperackim ataku poległo czterech partyzantów, w tym dowódca grupy Afanazy Tyranowycz "Jabłoń". Trzech następnych upowców spaliło się w stodole. Po stronie sowieckiej raniony w nogę został Rudniew.

    Jednym z największych sukcesów sowieckich na przełomie 1946/1947 r. była niewątpliwie likwidacja M. Arsenycza. Operację przeciwko szefowi SB OUN Sowieci przygotowywali bardzo długo. Jednak dopiero przewerbowanie łączniczki OUN "Natalki" pozwoliło im osiągnąć zamierzony cel. Dzięki informacjom od niej uzyskanym wiedzieli, iż Arsenycz od lata 1946 r. przebywa w lesie pomiędzy wsiami Ginowice i Wudylówka w rej. Brzeżany. Plan operacji likwidacji szefa SB OUN przygotował sam naczelnik WW MWD Okręgu Ukraińskiego gen. mjr Fadiejew, zaś zatwierdził go minister spraw wewnętrznych USRR T. Strokacz. Do operacji wyznaczono ok. 850 żołnierzy Wojsk Wewnętrznych. 20 stycznia 1947 r. żołnierze zajęli stanowiska bojowe. Następnego dnia otoczono wsie Łapszyn, Ginowice, Żuków i Baranówka, które gruntownie przeszukano. Rewidowano wszystkie zabudowania, opukiwano ściany, metalowymi drutami sprawdzano glebę.

    23 stycznia 1947 r. o godz. 9.00 Sowieci przystąpili do czesania lasu k. wsi Ginowice. Ok. godz. 13 kursant szkoły podoficerskiej Tichomirow zauważył parę unoszącą się znad otworu wentylacyjnego. Odkryty bunkier otoczono podwójną linią. Dowódca plutonu ml. lejtn. Rżewskij poinformował o odkryciu bezpośrednio kierującego operacją płk. Ignatowa. Partyzantom zaproponowano złożenie broni. W odpowiedzi posypały się strzały. Sowieci zasypali kryjówkę granatami i rakietami. Wrzucono dwanaście granatów i wstrzelono sześć rakiet. Wysłany do bunkra okoliczny chłop powiadomił, że wszyscy partyzanci nie żyją. W kryjówce zginął M. Arsenycz, jego żona "Wiera", współpracująca z Sowietami łączniczka "Natalka" oraz partyzant z ochrony. Z 24 na 25 stycznia w czasie powtórnego czesania lasu MWD odkryło kolejny bunkier. Ukrywający się w nim trzej partyzanci zostali zabici.

    Działalność podziemia w latach 1948-1950

    Walki partyzanckie

    Jeden z kierowników SB OUN "Makomaćkyj" jesienią 1947 r. napisał: "nadchodzi surowa i niebezpieczna zima, która rozstrzygnie nasz los. Z mojego powodu władza sowiecka wywozi wielu ludzi z wioski Truskawiec na Syberię". Członkowie ruchu oporu nie byli pewni, czy akcja deportacyjna nie zostanie powtórzona. W dużej mierze słusznie uważano, że MWD i MGB nie byłoby w stanie przeprowadzić wysiedleń bez informacji otrzymywanych od agentury i przybywających władzy zwolenników. Dlatego zalecano "Sprawę z aktywistami załatwić teraz, tak by zimą nieprzyjaciel nie mógł wywozić ludności". W wypadku przeprowadzenia przez Sowietów kolejnych wysiedleń zalecano przetrzymanie zimy bez korzystania z bunkrów zimowych, czyli po prostu pod gołym niebem w lesie.

    Jednak Sowieci nie przeprowadzili kolejnej akcji wysiedleńczej. Zamiast tego kontynuowali akcje nękania partyzantów ciągłymi obławami i patrolami, powoli likwidując kolejne grupy OUN-B i UPA. W latach 1948-1949 oddziały UPA działały jedynie w Karpatach. Do końca 1948 r. zostały rozbite lub zdemobilizowane prawie wszystkie oddziały UPA w Drohobyckim Odcinku Taktycznym. W 1949 r. istniały już jedynie dwie sotnie: Wasyla Gudzyka "Oricha" w Drohobyckiem oraz sotnia im. Bohuna por. "Wichra" na Huculszczyźnie.

    W kwietniu 1948 r. banderowcy podjęli próbę negocjacji z Sowietami. W liście przesłanym na adres sekretarza obkomu lwowskiego Hruszećkiego proponowali zorganizowanie spotkania przedstawicieli kierownictwa podziemia i USRR w celu "wyciągnięcia wniosków". Warunkiem wstępnym negocjacji miało być wstrzymanie akcji przeciwpartyzanckich i zwolnienie z więzienia rodzin kierownictwa OUN, w tym Szuchewycza. Nie wiadomo, jakie były dalsze losy tej inicjatywy, ani nawet tego, czy ze strony OUN-B była to poważna propozycja, czy podstęp, mający na celu choćby czasowe ograniczenie represji.

    Na początku 1948 r. Szuchewycz postanowił rozwiązać problem rozbicia OUN na Wołyniu. Na naradzie prowidu przeprowadzonej w maju 1948 r. zlecił to zadanie przybyłemu z Polski Wasylowi Hałasie "Orłanowi". Miał on udać się na Wołyń jako specjalny pełnomocnik CP OUN i przejąć władzę od Kozaka, a następnie zażegnać niszczący dla podziemia spór. Od 1946 r. OUN na Wołyniu była podzielona. Obwód łucki (kraj "Dnipro", czyli "Dniepr") znajdował się pod kontrolą "Smoka", a rówieński pod kontrolą ludzi "Dalekiego". Obydwa kraje sięgały swym zasięgiem na tereny białoruskiego Polesia. Wzajemne potyczki sprawiły, iż "Smokom" udało się, jak się wydaje, przejąć kontrolę nad południową częścią rówieńskiego. Atutem "Dalekiego" było stworzenie przyczółków na wschodzie Ukrainy, które trwały mimo bardzo niekorzystnej sytuacji.

    Hałasa dotarł na Wołyń i dokonał reorganizacji struktur OUN nie przystających do zmienionej sytuacji. Podzielił teren na pięć okręgów, rezygnując z podziału na kraje. Powstały okręgi: brzeski (obejmujący zapewne teren Białorusi), kowelski (prowidnyk "Jaryj"), łucki (prowidnyk "Arkas"), południoworówieński ("Ulijan"), północnorówieński ("Szliusar"). Zdynamizował także pracę propagandową. Podniósł m.in. poziom wydawanego na Wołyniu czasopisma "Za Woliu Naciji" i zaczął wydawać skierowanego do młodzieży "Młodego Rewolucjonistę.

    Dużym sukcesem "Orłana" było doprowadzenie, zgodnie z otrzymanym od Szuchewycza poleceniem, do zjednoczenia organizacji. W sukurs przyszli mu Sowieci, którzy schwytali Janiszewskiego. To, oraz zapewne fakt, że "Smok" przestał pełnić funkcję prowidnyka OUN na Wołyniu, sprawiło, że kierownictwo siatki "Dalekiego" postanowiło wrócić do organizacji. "Orłan" takie właśnie rozwiązanie sugerował, rozprowadzając specjalnie w tym celu przygotowane ulotki wśród ludzi Janiszewskiego. W odpowiedzi padła propozycja rozmów, a potem zjednoczenia. "Orłan" nie dowierzał zbytnio ludziom Janiszewskiego. Jak się wydaje udzieliło mu się przekonanie "Smoka" o istnieniu wśród nich rozgałęzionej sowieckiej agentury. Dlatego zalecił paralelne istnienie organizacji. Najbardziej, jak się wydaje, zależało mu na przejęciu siatki na wschodzie Ukrainy, z "Romanem", który nią kierował, spotkał się osobiście.

    W 1949 r. "Orłan" dokonał nowego naboru ludzi do organizacji. Do partyzantki przyszli młodzi ludzie, często wprost z ławki szkolnej, marzący, jak się możemy domyślać, o walce o niepodległość. W efekcie siatka OUN na Wołyniu stała się - po raz pierwszy od 1944/1945 r. - liczniejsza niż w Galicji Wschodniej.

    W 1949 r. UPA przeprowadziła ostatni rajd poza granice ZSRR - do Rumunii. Jak słusznie zauważa Anatolij Kentij, trudno ocenić jego wagę, gdyż znany jest on jedynie z dokumentacji UPA. Rajd sotni miał charakter propagandowy. Partyzanci przeszli granicę w okolicach Żabiego, po drodze prawdopodobnie staczając potyczkę z sowieckimi pogranicznikami. Rajd rozpoczął się 17 czerwca 1949 r. a zakończył 27 lipca. Partyzanci działali w rejonie miast Biszew i Sehit, w poszczególnych wsiach prowadząc rozmowy propagandowe. Próby kontaktu z podziemiem rumuńskim spełzły na niczym. Ludność podobno witała UPA z radością. Zdaje się temu przeczyć zachowana bogata dokumentacja fotograficzna rajdu - ludzie stojący obok partyzantów nie wyglądają na radosnych, w dodatku zdjęcia robiono w wysokich partiach gór, zatem najpewniej ograniczano się do spotkań z pasterzami.

    Formalnym zakończeniem walki UPA był "Rozkaz nr 2" Naczelnego Dowódcy UPA Szuchewycza z 3 września 1949 r., w którym zalecono: "Z końcem 1949 r., czasowo wstrzymać działalność wszystkich pododdziałów i sztabów UPA". Opierał się on na zaleceniach UHWR z 29 sierpnia 1949 r. Do końca roku pozostałe grupy partyzanckie miały zostać rozformowane i włączone w struktury zbrojnego podziemia. Zdecydowano się dalej nadawać stopnie UPA członkom podziemia. Na mocy tego rozkazu ostatnie dwie sotnie UPA zdemobilizowano, przenosząc partyzantów do innych zadań. Niektórych żołnierzy UPA, np. dowódcę Odcinka Taktycznego UPA "Makiwka" "Chrina", wysłano na zachód.

    W październiku 1949 r. kierownictwo podziemia wydało "Odezwę walczącej Ukrainy do całej ukraińskiej emigracji". Nawoływano w niej emigrantów do zachowania jedności i bezwarunkowego poparcia podziemia zbrojnego w kraju. Sformułowano katalog oczekiwań wobec emigracji. Do jej zadań miało należeć przede wszystkim przekonanie opinii światowej o zbrodniczości systemu sowieckiego, jego agresywnych zamiarach i w związku z tym o konieczności rozbicia ZSRR na wiele niepodległych państw narodowych. Wzywano, by wszelkie spory partyjne podporządkować idei wyzwolenia Ukrainy. Rzecz jasna, tak ogólnie sformułowany katalog nie mógł przynieść żadnych efektów.

    Rosnące straty i przedłużająca się walka wywoływała w szeregach podziemia i popierającej go ludności zniechęcenie. Coraz częściej pojawiały się pytania o sens prowadzonego z tak ogromnymi ofiarami zbrojnego oporu. Odpowiedzi na pojawiające się pytania próbował udzielić uważany za najzdolniejszego publicystę OUN szef propagandy podziemia Petro Fedun "Połtawa" w artykule "O co my bezpośrednio walczymy". Czytamy:, jeśli jako naród chcemy ocaleć (...) musimy sobie wywalczyć narodową i państwową niepodległość, wyrąbać ją własnymi rękami, własną krwią". "Połtawa", odpowiadając na wątpliwości innych i swoje ("czy nie za wcześnie powstaliśmy do tak krwawego boju?"), stwierdził, iż w ZSRR działalność zbrojna jest jedynym sposobem prowadzenia walki o niepodległość. O ile bowiem w przedwojennej Polsce Ukraińcy mogli stosować legalne metody walki politycznej, to w ZSRR jest to niemożliwe. Jego zdaniem, aby w ogóle można było myśleć o niepodległości, należy za wszelką cenę zachować siatkę podziemia, która w odpowiednim momencie (tj. w chwili rozpoczęcia III wojny światowej) dałaby sygnał do powstania.

    Swoje poglądy "Połtawa" rozwinął w tekście "O planie naszej walki o wyzwolenie Ukrainy w obecnej sytuacji", napisanym w kwietniu 1950 r. Przekonywał w nim o konieczności utrzymania przy życiu organizacji potrzebnej do przygotowania powstania lub innej większej akcji wyzwoleńczej. Przyznał, iż akcje zbrojne są obecnie na "ostatnim miejscu" w "planie walki", ale z drugiej strony "każdy udany zamach (...) podnosi rewolucyjne nastroje mas". Dlatego widział konieczność prowadzenia akcji likwidacyjnych i organizowania precyzyjnie wykonywanych zamachów w celu "karania najbardziej aktywnych nieprzyjaciół-okupantów". Pisał, że obowiązkiem "każdego świadomego Ukraińca", bez względu na ryzyko, jest udzielanie pomocy walczącym członkom podziemia poprzez przekazywanie pieniędzy, żywności, lekarstw, odzieży, obuwia. Apelował szczególnie o pieniądze potrzebne choćby do zakupu papieru, bez którego nie można prowadzić działań propagandowych. Niezmiernie ważne było też przekazywanie podziemiu informacji wywiadowczych oraz uzupełnianie strat w ludziach poprzez włączanie się w jego szeregi. Nawoływał młodzież szkół średnich i studentów do wstępowania do ruchu oporu. Nie bez pewnej słuszności pisał: "Bardzo mylny jest pogląd, że dla osób oświeconych nie ma miejsca w podziemiu", aby następnie oderwać się od rzeczywistości: "Dla takich osób są u nas ogromne możliwości wzrostu i indywidualnego rozwoju".

    Tekst "Połtawy", wbrew intencjom autora, pokazuje dobitnie, że sytuacja podziemia na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych stała się dramatyczna. Schwytany w 1948 r. staniczny wsi Dobrochustow zeznał: "Miejscowa ludność przestała aktywnie pomagać bandytom, zaopatrzenie przychodzi brać groźbą lub siłą broni. Gdy przychodzimy do domów mieszkańcy oświadczają wprost: ťidźcie sobie, inaczej przez Was trafimy na SyberięŤ. Pieniędzy na bufony nie dają". Żona "Orłana" po latach wspominała: "rozumieliśmy ich zasadny przecież strach [przed sowieckimi represjami - G.M.], ale kiedy sami składaliśmy ofiarę ze wszystkiego, co mieliśmy, czuliśmy w sobie moralne prawo domagania się od narodu wsparcia i zrozumienia, bo bez jego współudziału w walce niemożliwe było dalsze jej prowadzenie".

    Walka ukraińskiego podziemia coraz częściej przypominała podchody. Partyzanci zmuszeni byli do przebywania całymi miesiącami w bunkrach. Kryjówki budowano nawet w szkołach, stogach i stodołach należących do kołchozów, a przez to rzadko sprawdzanych przez Sowietów. Zdarzały się wypadki, że w kryjówkach trzymano psy, które nauczono, by bez hałasu ostrzegały o pojawieniu się obcych. Ukrywający się w domach udawali gospodarzy. Zauważeni przez postronne osoby, demonstracyjnie opuszczali dom, aby wkrótce chyłkiem powrócić. Jeden z jeńców stwierdził: "zorientowaliśmy się, że oddziały wojskowe wychodzą ze wsi przed świtem i przychodzą tylko po nadejściu ciemności. Zaczęliśmy przychodzić do wsi pod wieczór, kiedy było jeszcze jasno, albo rankiem, po wzejściu słońca".

    By nie zwracać na siebie uwagi, partyzanci potrafili chodzić bez butów i nosić ze sobą różne gospodarskie narzędzia, np. topory, piły, wędki. W marszu czasem nie wysyłali przodem zwiadowców, lecz szli obok siebie co dwa, trzy metry, jak miejscowi gospodarze. Spotkania ze swoimi współpracownikami organizowali na skraju lasów i pól. W celu zmylenia psów podczas ucieczki posypywali ślady naftą, maszerowali dnem rzek i strumieni, przez błota, wychodzili na często uczęszczane drogi. Naftą polewali też ziemię kolo kryjówek. Czasami chodzili na szczudłach z zakończeniami krowich czy świńskich racic. Polewali buty naftą, posypywali tabaką lub pieprzem. W trakcie starć bojowych z oddziałami wojskowymi partyzanci niekiedy udawali zabitych, a jeden lub dwóch odciągało Sowietów od miejsca potyczki, umożliwiając kolegom ucieczkę. 2 września 1949 r. w zasadzkę grupy operacyjnej 88 pułku wpadło czterech partyzantów. Trzech upadło, udając zabitych, jeden rzucił się do ucieczki. Sowieci ruszyli w pogoń. Gdy wrócili z pościgu, ku swojemu zdumieniu stwierdzili, że "zabici" zniknęli bez śladu. Podobnie wartownik ustawiony w pobliżu bunkra po zauważeniu obławy miał ją odciągnąć w głąb lasu, umożliwiając ucieczkę pozostałym partyzantom.

    Przed wejściem do wsi upowcy sprawdzali, czy nie ma w niej wojska. Pytali miejscowych gospodarzy, wysyłali na zwiad współpracowników. W każdej wsi - jak oceniali Sowieci - podziemie miało czterech-pięciu współpracowników. Wykorzystywali do prowadzenia zwiadu podrostków, ale głównie chłopców, gdyż uważano, że dziewczynki łatwiej się zdradzają. Zimą partyzanci wychodzili z bunkrów tylko w ostateczności. Łączność utrzymywali wówczas ze sobą tylko w wypadku braku pokrywy śnieżnej. Przemieszczano się przeważnie nocą. Myto się w kryjówkach. Dowództwo UPA zalecało w czasie starć najpierw strzelać do psów. Jeśli na to pozwalały czas i okoliczności, partyzanci zakładali miny koło trupów kolegów. Zdarzało się, że niektórzy sami tuż przed popełnieniem samobójstwa wcześniej się zaminowywali.

    Jednym z najważniejszych zadań, jakie stanęło przed podziemiem w latach 1948-1949, było przeciwstawienie się kolektywizacji. W instrukcji rejonowego prowidnyka "Żubryćkiego", zdobytej 12 grudnia 1947 r. przez Sowietów, możemy przeczytać: "Za wszelką cenę nie dopuścić do powstawania kołchozów w wioskach. Inicjatorów kołchozów i grupy inicjatywne bezlitośnie niszczyć wszelkimi sposobami. Zwiększyć liczbę rozprzestrzenianej literatury nacjonalistycznej wśród miejscowej ludności. Przekazywać informacje o ciężkim położeniu ludności we wschodnich regionach, która ledwo dyszy w kołchozach z chłodu, głodu i wysokiej śmiertelności". Osoby najbardziej aktywnie opowiadające się za tworzeniem kołchozów podziemie nakazywało zastraszyć. Najpierw należało im podrzucać anonimowe pisma z ostrzeżeniem, potem dokuczać im materialnie (palić domy i zagrody, niszczyć i zabierać dobytek); a jeśli to nie pomagało, miano "zabijać je i wszystkich dorosłych członków ich rodzin". Rozkazy OUN nakazywały palenie kołchozów i domów pozostałych po deportowanych, niezależnie od tego, kto w nich aktualnie mieszkał. Dyrektywa drohobyckiego okręgowego prowidu OUN z 5 października 1948 r. mówiła: "Wszystkich, którzy służą władzy sowieckiej likwidować. Ludności pochodzącej ze wschodnich obwodów polecić natychmiastowy wyjazd z zachodnich obwodów Ukrainy. Nauczycielom narodowości rosyjskiej polecić wyjazd natychmiastowy, nauczycielom Ukraińcom ze wschodnich obwodów, którzy nie chcą z nami współpracować, polecić wyjazd do wschodnich regionów w ciągu 48 godzin. W trakcie akcji nie rozstrzeliwać młodzieży do lat 18, z wyjątkiem komsomolców, których niszczyć bez względu na wiek".

    Liczba akcji z każdym rokiem jednak spadała. W 1947 r. przeprowadzono ich 2068, w 1948 r. już jedynie 1387. Ok. połowa z nich była najpewniej wymierzona przeciwko kołchozom i aktywistom sowieckim. Tylko w obwodzie stanisławowskim od 1 stycznia 1949 r. do 30 kwietnia 1950 r. partyzanci zlikwidowali dwudziestu przewodniczących rad wiejskich, dziewiętnastu kierowników kołchozów, trzydziestu dzielnicowych pełnomocników milicji. Anatolij Kentij tak komentuje te dane: "Te smutne martyrologium można by kontynuować".

    Polowanie. Zwalczanie podziemia w latach 1948-1950

    Po wielkiej akcji deportacyjnej w 1947 r. Sowieci ponownie zawiesili na pewien czas wysiedlenia. W 1948 r. deportowano jedynie 817 osób. Ale w 1949 r. ponownie postanowiono wrócić do taktyki masowych wysiedleń, przy czym wprowadzono nową metodę doboru zesłańców. Od tej pory akcje deportacyjne prowadzono w odpowiedzi na konkretne działania partyzanckie, ogarniając nimi ludzi mieszkających w pobliżu miejsca ich przeprowadzenia.

    Meldunki władz wieją grozą. Czytamy w nich: "15 marca [1949 r.] we wsi Malczycy rej. Iwano-Frankowski został zabity miejscowy obywatel -Pawłow. W odpowiedzi na pojawienie się bandy wysiedlono 3 rodziny w liczbie 14 osób. 30 marca we wsi Tiertakow rejon Sokal został zabity traktorzysta MTS Bugaj P oraz uszkodzony jeden traktor. W odpowiedzi na pojawienie się bandy wysiedlono 7 rodzin w liczbie 23 osób". I jeszcze jeden z licznych meldunków z tego okresu: "W nocy z 1/2 maja pomiędzy wsiami Szkło i Nowy Jazów rejon Jaworów wysadzono słup wysokiego napięcia. W odpowiedzi na pojawienie się bandy wysiedlono 6 rodzin". Po likwidacji przez OUN w Nowym Jarze wspomnianej deputowanej Marii Maćko Sowieci niezależnie od aresztowania kilkunastu osób wysiedlili z wioski 16 wybranych rodzin (łącznie 81 osób).

    Akcje sowieckie niebezpiecznie przypominają metody stosowania odpowiedzialności zbiorowej przez hitlerowców. Z tą różnicą, iż Niemcy rozstrzeliwali zakładników i pacyfikowali wsie, natomiast Sowieci wysyłali podejrzanych o sprzyjanie "bandytom" w głąb ZSRR. Nic dziwnego, iż, jak pisze Grzegorz Hryciuk: "Wśród zesłańców znalazły się osoby, które nawet według elastycznych kryteriów NKWD represjom nie powinny podlegać. Wysiedlano więc nie tylko osoby będące najbliższą rodziną działaczy OUN i UPA, ale także dalszych krewnych - ciotki, wujków, szwagrów, ludzi w starszym wieku". W sumie w 1949 r. Sowieci deportowali 25 527 osób. W następnych latach deportacje kontynuowano.

    Sowieci po reorganizacji w 1946 r. podziemia coraz większą wagę zaczęli przykładać do działań własnych służb specjalnych. Sukces w walce z partyzantką był uzależniony od rozpoznania agenturalnego przeciwnika. W dalszym ciągu działały udające UPA sowieckie specgrupy, na co dzień posługujące się prowokacją. Jednak niejednokrotnie w dzisiejszej ukraińskiej historiografii ich działalność przedstawia się w sposób uproszczony, tak jakby ich najczęstszym sposobem działania była likwidacja - pod marką partyzantów - osób sympatyzujących z podziemiem. "Ludzie od tego - wspomina Jewhen Swerstiuk - popadali w obłęd ťJak to? Swoi wybijają najlepszych ludzi?Ť". Choć końcowy wynik sowieckich akcji zapewne faktycznie wywoływał podobny efekt społeczny, to metody, jakimi go osiągano, były bardziej subtelne.

    Chyba najczęstszą metodą działania sowieckich oddziałów pozorowanych było "odbijanie" czy "porywanie" członków OUN-B i UPA przez "SB OUN" i następnie przesłuchiwanie pod zarzutem zdrady. Uprowadzeni, aby się uwiarygodnić, niejednokrotnie wyjawiali tajemnice organizacji, których wcześniej nie chcieli zdradzić sowieckim śledczym podczas przesłuchania. Przykładowo, 11 listopada 1946 r. ujawnili się dwaj partyzanci, Semen Panczyniak i Stepan Hołowatyj, pochodzący ze wsi Szołomyja. Przynieśli ze sobą dwa niesprawne karabiny, automat i granat, a ich zeznania były bezwartościowe. Sowietom wydało się to podejrzane, dlatego zainscenizowali uprowadzenie "przez SB OUN". Czytamy: "Panczyniak i Hołowatyj zeznali, że ujawnili się z polecenia organizacji, broń oddali niesprawną i będą kontynuować walkę przeciwko władzy sowieckiej (...) wskazali miejsca, gdzie schowali sprawne pistolety i ręczne granaty, a także bunkier znajdujący się w domu należącym do Panczyniaka, w którym zatrzymano bandytę Kuzik (...) pseudonim ťZawieruchaŤ".

    Nierzadko Sowieci przy pomocy swojej agentury podrzucali partyzantom materiały, z których wynikało, że wybrani członkowie podziemia współpracują z władzami. W ten sposób prowokowano banderowców do likwidacji oddanych członków podziemia, a jednocześnie odwracano uwagę od rzeczywistych agentów. W grudniu 1945 r. współpracownikowi podziemia Sowieci podrzucili fikcyjny meldunek dla NKWD o miejscu stacjonowania grupy SB, jakoby zgubiony przez stanicznego Iwana Kuchtę. Niebawem Kuchta został przez partyzantów powieszony, a jego łącznik rozstrzelany. W podobny sposób doprowadzono w rejonie Korca w obwodzie rówieńskim do rozstrzelania pod zarzutem zdrady dowódcy bojówki SB OUN "Gołębia". W rejonie Tuczno w wyniku sowieckiej prowokacji został zlikwidowany przez własnych ludzi nadrejonowy prowidnyk "Mazepa". W czerwcu 1948 r. RO MGB udało się sprowokować partyzantów do zlikwidowania w wiosce Diewiatniki łączniczki Krajowego Prowidu OUN Mariji Pogliar, która od 1946 r. ukrywała się przed Sowietami. W tym samym miesiącu partyzanci na podstawie sfingowanych przez MGB materiałów wykonali wyrok śmierci we wsi Radochoncy rejon Krukienice na Nikołaju Micie.

    W marcu-kwietniu 1949 r. MGB rejonu Medenice przeprowadził grę operacyjną mającą na celu skompromitowanie dwóch partyzantów Wasyla Gałko "Czernotę", dowódcę bojówki OUN we wsi Bilcze, oraz Nikołaja Wasylciewa "Zalizniaka", dowódcę bojówki OUN we wsi Kawsko. Czytamy: "Drogą agenturalną ustalono, że referent ťSBŤ Medenickiego rejonowego ťprowiduŤ OUN ťSzwejkŤ podejrzewa ťCzernotęŤ i ťZalizniakaŤ o powiązania z organami MGB na podstawie tego, że 21 czerwca 1948 r. podczas prowadzenia operacji czekistowsko-wojskowej w chutorze Balon zostali przez nas zabici bandyci ťSizyjŤ i ťOksanaŤ, a przebywającym razem z nimi ťCzernocieŤ i ťZalizniakowiŤ udało się ukryć. Oprócz tego 6 stycznia br. [1949 r.] nasza grupa we wsi Kawsko Rejonu Medynickiego zabiła trzech bandytów, przy czym ťCzernocieŤ i ťZalizniakowiŤ znów udało się bezpiecznie ujść. Wskazane wyżej wydarzenia zostały wykorzystane przez RO MGB do przeprowadzenia kombinacji w celu skompromitowania ťCzernotyŤ i ťZalizniakaŤ. W ostatnim czasie poprzez agenturę i świadków ustalono, że ťCzernotaŤ i ťZalizniakŤ zostali przez bandytów oskarżeni o współpracę z organami MGB, złożyli na siebie wymyślone zeznania, po czym w końcu maja br. w lesie za wsią Kawsko (...) rozstrzelało ich ťSBŤ, jako agentów organów MGB".

    Pomysłowość Sowietów nawet wśród partyzantów wywoływała swoisty podziw. W jednym z listów pisanych do Polski czytamy: "Powracając do spraw naszej walki, nie można nie wspomnieć o agenturze NKWD. Naprawdę, kto się z nią nie zetknął, temu nawet ciężko wyobrazić sobie o niej cokolwiek. Mówię Ci, że niektóre protokoły SB, to najwyższego gatunku powieści sensacyjne dla (...) zachodnioeuropejskiej publiczności".

    Specgrupy udające UPA niewątpliwie siały w środowisku podziemia atmosferę niepewności i niedowierzania. Partyzanci, zmuszeni do ciągłej czujności, dawali się nabrać na sowieckie prowokacje. Informacje o istnieniu grup pozorowanych negatywnie wpływały na poparcie udzielane podziemiu przez miejscową ludność. Nawet sympatyzujący z ideami nacjonalistycznymi chłopi zwyczajnie bali się pomagać partyzantom, których nie znali osobiście.

    W końcu lat czterdziestych coraz bardziej zaczęły jednak dawać o sobie znać uboczne skutki działalności specgrup. Działając poza bezpośrednią kontrolą sowieckich funkcjonariuszy, oddziały specjalne nierzadko dopuszczały się czynów bandyckich, wyrażających się przede wszystkim w brutalnych rabunkach miejscowej ludności. W lutym 1949 r. prokurator wojsk MWD Okręgu Ukraińskiego płk Koszarskij skierował do Chruszczowa notatkę o wypadkach "naruszenia socjalistycznej praworządności" przez członków specgrup. Zarzucał im dokonywanie rabunków i stosowanie przemocy wobec miejscowej ludności, nie wynikającej z "konieczności operacyjnej". Samowole te, jego zdaniem, podrywały autorytet władzy radzieckiej, utrudniając likwidację podziemia. Innym zjawiskiem, występującym w działaniach operacyjnych, były ucieczki zwerbowanych partyzantów z powrotem do lasu. I to także tych, którzy przyczynili się do wykrycia lub likwidacji swoich kolegów.

    Pomimo to Sowieci nie zamierzali rezygnować z tak skutecznej metody zwalczania podziemia. Minister Bezpieczeństwa Państwowego Sawczenko, usprawiedliwiając dokonywane rabunki, stwierdził: "Nie można bojówki posyłać do lasu z konserwami. Od razu ją by rozszyfrowali". Na szerszą skalę postanowili też zastosować metodę tworzenia całych legendowanych organizacji. Tylko w ten sposób wydawało im się możliwe całkowite "wyplenienie bandytyzmu".

    Bezpośrednią walkę z partyzantką toczyły WW MGB. Po każdej akcji partyzanckiej w pościg za UPA ruszała specjalna grupa pościgowa. Czekistowsko-wojskowe grupy operacyjne miały ściśle wyznaczone rejony działania, co pozwalało im dobrze orientować się w terenie. Gdy jednak partyzanci zorientowali się w taktyce Sowietów i zaczęli przechodzić z rejonu do rejonu, zaczęto tworzyć także między rejonowe grupy czekistowsko-wojskowe. Niezależnie od pododdziałów "terenowych", tworzono grupy zwiadowczo-pościgowe, które prowadziły ciągłe działania pościgowe za wyznaczonymi oddziałami. Coraz częściej przy pościgach stosowano psy.

    Warto zwrócić uwagę, że żołnierze MGB byli znakomicie wyszkoleni i dobrze przygotowani do walk przeciwpartyzanckich. Prowadzono prace nad usprawnieniem metod zwalczania podziemia. Każdy wykryty bunkier był starannie szkicowany. Szkice były następnie wykorzystywane w pracach szkoleniowych. Sowieci zwracali swoim żołnierzom uwagę, ze bunkry można poznać zimą po wydobywającej się z ich wnętrza parze, po zeschłych gałęziach czy wydeptanej trawie, po nietypowym zachowaniu gospodarzy itp. Zalecano organizowanie zasadzek na potencjalnych trasach przemarszu partyzantów. Gdy zauważono, iż zimą często upowcy rozpalają ognisko, odchodzą, a gdy przygaśnie wracają i śpią na gorących jeszcze popiołach, "jak na rozpalonym piecu", natychmiast zalecano organizować w takich miejscach zasadzki. Ponieważ wiejskie psy niejednokrotnie swoim ujadaniem ujawniały pojawienie się Sowietów, wojsko często je zabijało. Dopiero w styczniu 1951 r. dowódca 62 Dywizji zakazał takich praktyk.

    Sowieckie działania przynosiły rezultaty: wokół partyzantów systematycznie zacieśniała się pętla. W Samborze i okolicy Sowieci intensywnie poszukiwali bojówki SB "Lisa", odpowiedzialnej za wiele akcji likwidacyjnych, m.in. w październiku 1947 r. zlikwidowała ona z-cę d-cy 18 pułku MGB ds. zaopatrzenia mjr. W. Anisimowa oraz szeregowego z jednostek artyleryjskich, nocą 31 listopada zabiła na przedmieściach Sambora inspektora finansowego Turkowskiego, a 1 stycznia 1948 r. z-cę sekretarza gorkomu Fomenkę. Na początku stycznia Sowieci dzięki agenturze ustalili, że bojówka wspólnie spędzi święta Bożego Narodzenia (według wschodniego kalendarza wypadały one 8 stycznia) w domu przy ul. Parkowej 5. O zmierzchu MGB otoczyło dom. Grupa szturmowa podeszła pod drzwi. Kobieta, która otworzyła drzwi, na widok mundurów krzykiem ostrzegła esbistów. Doszło do strzelaniny. Troje członków grupy wyskoczyło przez okno, próbując wyrwać się z okrążenia, lecz zostali zastrzeleni. Sowieci w mieszkaniu zabili dwóch następnych partyzantów. W sumie zginęło pięcioro Ukraińców, w tym dwie kobiety: Maria i Oksana Muzyka.

    Na początku 1948 r. MGB udało się zlikwidować oddział "Orlenki". 3 marca 1948 r. Sowieci otrzymali informację o pobycie "bandytów" we wsi Gordynia. Natychmiast wysłali tam pięćdziesięcioosobową grupę operacyjną, dowodzoną przez kpt. Biriuka. 4 marca o godz. 4.00 wieś została okrążona. Kilka godzin później, o godz. 8.00, zaczęto przeszukiwać miejscowość. O godz. 8.15 Sowieci zauważyli pięciu mężczyzn idących ulicą w kierunku wschodnim. St. sierż. Samozwanow krzyknął, by się zatrzymali. W odpowiedzi posypały się strzały. Emgebiści zabili jednego z partyzantów. Pozostali, osłaniani ogniem erkaemu, rozpoczęli odwrót w kierunku południowym. Strzały partyzantów raniły w brzuch st. sierż. Kowala, który mimo to celnymi strzałami zlikwidował upowskiego erkaemistę. Partyzanci schronili się w stodole. Zacięta walka trwała półtorej godziny. Zginęło dwóch partyzantów, ostatni - "Wiszniewyj" - dostał się do niewoli. Ujawnił on, że cztery km na zachód od Dublan znajduje się bunkier z resztą oddziału "Orlenki". O godz. 12.00 wskazany teren został otoczony. Rozpoczęła się obława. O godz. 13.20 Sowieci zostali ostrzelani przez dwóch wartowników UPA. Emgebiści szybko ich zlikwidowali, podobnie jak trzech partyzantów, którzy wyskoczyli z bunkra i próbowali się przebić. Przy próbie podejścia do bunkra zostali ranni od wybuchu miny dwaj żołnierze MGB. Słysząc wybuch, również pozostali partyzanci podjęli próbę wyrwania się z potrzasku. Skończyła się ona niepowodzeniem: trzech upowców zginęło, dwóch, rannych, dostało się do niewoli. W sumie zginęło dwunastu partyzantów, a trzech schwytano. Wśród zabitych był L. (lub Ł.) Felin lub Fedin "Orlenko". Sowieci stracili dwóch zabitych i dwóch rannych.

    W marcu 1948 r. Sowietom udało się zlikwidować jedną z bardziej aktywnych grup OUN w obwodzie rówieńskim, a mianowicie Trofyma Charczuka "Czada", rejonowego prowidnyka OUN, referenta SB, odznaczonego "Brązowym Krzyżem Zasługi". Grupa ta w latach 1944-1948 przeprowadziła ok. stu akcji, w trakcie których zginęło ponad 150 osób (m.in. pełnomocnik operacyjny MWD Sus oraz przewodniczący komisji wyborczej Klewania Boczko). 2 marca 1948 r. partyzanci zabili naczelnika gospodarstwa pomocniczego więzienia MWD nr 1 - Seliwanowa. W wyniku śledztwa Sowieci wpadli na trop partyzantów. 7 marca czteroosobowa grupa "Czada" została okrążona w chutorze Peresopnyćkym w rej. rówieńskim w gospodarstwie Ustina Skrypki. Wszyscy partyzanci zginęli.

    Jedną z najbardziej poszukiwanych osób w obwodzie drohobyckim był Roman Rezniak "Makomaćkyj", referent drohobyckiego nadrejonu OUN, wcześniej żołnierz batalionu "Nachtigall". Był on organizatorem wielu akcji przeciwko Sowietom, za co otrzymał trzy srebrne krzyże OUN. Prawdopodobnie dzięki informacjom wywiadowczym Sowieci dowiedzieli się o prawdopodobnej trasie podróży Rezniaka i postanowili przygotować zasadzkę. 18 lipca 1948 r. o godz. 1.15 "Makomaćkyj" zginął w zasadzce grupy operacyjnej złożonej z żołnierzy 4 roty 62 Dywizji, dowodzonej przez kpt. Koczkina i ppłk. Zurawliowa, trzy km na południowy zachód od Truskawca. Sowieci mieli rannego w nogę.

    4 listopada 1948 r. Sowietom udało się w wyniku gry operacyjnej zlikwidować Zinowija Terszakowcia "Fedira", krajowego prowidnyka kraju lwowskiego. Kilka dni później w leśnym masywie k. wsi Griniew sowieckiej grupie pościgowej udało się zlikwidować referenta SB OUN kraju lwowskiego i zarazem następcę Arsenycza Jarosława Diakona "Myrona". Jak oceniali Sowieci, podwładni "Fedira" i "Myrona" tylko w latach 1947-1948 wykonali 635 akcji zbrojnych, zabijając 853 osoby spośród "aktywu sowiecko-partyjnego i miejscowej ludności". 5 grudnia 1948 r. w rejonie Perehińsko MGB udało się odnaleźć bunkier referenta SB prowidu "Zachód-Karpaty" Wołodymyra Lywyja "Mytara". "Mytar" zginął w walce razem ze swoją żoną i maszynistką.

    Inną usilnie poszukiwaną przez Sowietów osobą był szef sztabu UPA Ołeksa Hasyn. Uznawany ponoć za jednego z lepszych konspiratorów, wciąż pozostawał na wolności, choć Sowieci ogłaszali już jego śmierć, błędnie rozpoznając zabitych. Zgubiła go miłość do rodziny. W styczniu 1949 r. Sowietom drogą agenturalną udało się ustalić, że we Lwowie na ul. Bogusławskiej 14 ukrywają się dzieci Hasyna. Dom został poddany ciągłej obserwacji. 31 stycznia 1949 r. Hasyn faktycznie się pojawił, słysząc jednak w mieszkaniu głosy obcych mężczyzn (gospodynię odwiedzili goście), nie zapukał do drzwi i wyszedł na ulicę. Sowieccy funkcjonariusze zaczęli go śledzić. Jeden z nich zamierzał wyprzedzić "Łycara", by zobaczyć jego twarz. Hasyn, zauważywszy prześladowców, wyciągnął pistolet, strzelił dwukrotnie i rzucił się do ucieczki w kierunku poczty głównej. Wskoczył do tramwaju, ale został zepchnięty ze schodka przez milicjanta. Widząc zbliżającą się pogoń, zranił jeszcze nadbiegającego milicjanta i strzelił sobie w usta, popełniając samobójstwo.

    8 lutego 1949 r. Sowieci przypadkowo odnieśli spory sukces na Wołyniu, likwidując Mykołę Kozaka "Smoka", "Wiwczara". Sukces ten był, jeśli wierzyć żonie "Orłana", dziełem przypadku. Grupa partyzantów ukraińskich została zmuszona do zorganizowania wyprawy zaopatrzeniowej. Zarekwirowali świniaka gospodarzowi, którego syn był w GOOP. Nie zdawali sobie sprawy, że w sąsiedniej zagrodzie znajduje się zapasowy bunkier "Smoka". Do wsi przyjechała grupa operacyjna w celu przeprowadzenia śledztwa. Pechowo dla siebie dokładnie tej samej nocy Kozak postanowił odwiedzić swój bunkier, aby zabrać materiały potrzebne mu do pracy. Partyzanci w jasną zimową noc podeszli do bunkra i na oczach Sowietów weszli do niego. Ci, nie czekając ranka, natychmiast zaatakowali. Wartownik zginął na polu. Dwóch partyzantów z ochrony "Wiwczar" odprawił, a sam spalił dokumenty i popełnił samobójstwo. Jednemu z partyzantów, choć rannemu, udało się zbiec. Drugi zginął.

    14 kwietnia 1949 r. czternastu żołnierzy MGB wyruszyło na poszukiwanie partyzantów w rej. Perehińsko. Do Dzembronii Sowieci dojechali kolejką wąskotorową, po czym rozpoczęli przeszukiwanie lasu. Po pewnym czasie natrafili na znajdującą się w lesie ziemiankę. Natychmiast ją otoczyli. O wysokim poziomie umiejętności zwiadowczych żołnierzy MGB świadczy fakt, iż nie zostali zauważeni przez ukraińskiego wartownika, który dobrze zamaskowany ujawnił się dopiero po rozpoczęciu walki. Sowietom udało się zlikwidować kilku partyzantów. Wśród nich rozpoznano dowódcę UPA-Zachód Wasyla Sydora "Szełesta".

    W lutym 1950 r. Sowietom w obwodzie rówieńskim udało się zlikwidować krajowego referenta SB "Knopkę", działającego od 1944 r. Poszukiwania "Knopki", prowadzone w 1949 r. przez 1 batalion 445 pułku, nie przyniosły rezultatów. W końcu stycznia 1950 r. MGB otrzymało informację, iż partyzant "Pawło" od czasu do czasu odwiedza żonę we wsi Drozdów. Wokół wioski zorganizowano sieć zasadzek. 7 lutego o godz. 22.00 "Pawło" natknął się na jedną z nich i ranny dostał się w ręce Sowietów. Niezwłocznie go przesłuchano. Czy to chcąc ratować życie, czy to nie wytrzymawszy śledztwa (być może jedno i drugie) "Pawło" zeznał, że "Knopka" znajduje się w domu "trzech sióstr" w chutorze Szubkiw półtora km od Tuczna. Wysłana grupa operacyjna (kilkunastu ludzi) 8 lutego 1950 r. o godz. 7.00 otoczyła chutor. W trakcie przeszukiwania gospodarstwa odnaleziono w stodole bunkier, w którym ukryci byli partyzanci. Doszło do strzelaniny. Jeden z partyzantów wybiegł ze stodoły i próbował uciec, lecz został zastrzelony. Pozostali dalej stawiali opór. Wówczas Sowieci podpalili stodołę. W płomieniach zginęło dalszych trzech upowców. Wśród zabitych byli krajowy referent SB "Knopka", rejonowy prowidnyk "Musij" oraz dwóch członków ochrony. Czytamy: "Kiedy wiadomość o likwidacji ťKnopkiŤ rozeszła się po rejonie, do budynku RO MGB, gdzie były wyłożone trupy, zaczęli przychodzić chłopi nawet z daleko oddalonych wsi po to, aby osobiście zobaczyć i przekonać się o likwidacji tych bandytów".

    Śmierć Romana Szuchewycza

    Prawdziwe "polowanie" Sowieci urządzili na dowódcę UPA i kierownika OUN-B Romana Szuchewycza "Tarasa Czuprynkę". Wokół jego postaci powstał prawdziwy kult: historycy podkreślają jego zdolności organizacyjne i "wielką odwagę". Niewątpliwie w końcu lat czterdziestych dla wielu Ukraińców, jak oceniał Ryszard Torzecki, stał się "bohaterem i moralnym autorytetem". Fakt, iż ukraińskie podziemie przetrwało do początku lat pięćdziesiątych jako zorganizowana struktura, był w dużym stopniu jego zasługą.

    Sowieci działania mające na celu wykrycie "Wilka" - bo takim ochrzczono go określeniem - podjęli już w 1944 r. Operacja poszukiwawcza nosiła kryptonim "Bierłoga". W styczniu 1947 r. brało w niej udział ok. ośmiuset funkcjonariuszy Zarządu 2-N MGB USSR. Szuchewyczowi długo jednak udawało się uniknąć wpadki. Zawdzięczał to przestrzeganiu zasad konspiracji i częstej zmianie kwater. Dużą rolę w ukrywaniu Szuchewycza odegrały kobiety, przede wszystkim wchodzące w skład jego grupy zabezpieczającej Hałyna Didyk i Kateryna Zaryćka, które wyszukiwały mu kwatery i pełniły funkcje łączniczek *[K. Zaryćka "Moneta". Córka profesora matematyki, od 1932 r. w OUN. Aresztowana za ukrywanie zabójcy Pierackiego. Zaryćka koordynowała pracę łączników dowódcy UPA i właścicieli lokali konspiracyjnych. Po raz pierwszy aresztowana w 1945 r. zbiegła. 21 IX 1947 r. aresztowana po raz drugi w Chodorowie. Broniąc się, zabiła pracownika operacyjnego. W XI 1948 r. skazana na 25 lat więzienia. W 1969 r. przekazana do kolonii pracy, w 1972 r. zwolniona. Zmarła w 1986 r.]. Co najmniej ta druga była także oddaną kochanką.

    Trudne warunki życia podkopały zdrowie "Tarasa Czuprynki". Chorował m.in. na reumatyzm, co skłoniło go do unikania bunkrów. Zimę 1945/1946 r. spędził we Lwowie w kryjówce przy ul. Sulimierskiego 4. Wiosną 1946 r. przeszedł w lasy rohatyńskie, gdzie działał okręgowy prowid specjalnie stworzony do ukrycia czołowych prowidnyków OUN. Zimę 1946/1947 r. Szuchewycz spędził we wsi Kniahynyczi rej. Bukaczowce obwód Stanisławów. Tutaj opiekowała się nim Olha Ilkiw "Roksolana", żona stryjskiego rejonowego prowidnyka OUN. We wrześniu 1947 r. Sowietom udało się aresztować w Chodorowie Zaryćką, choć ta próbowała stawiać opór, zabijając jednego z funkcjonariuszy. Choć jej zeznania przyczyniły się do poszerzenia wiedzy na temat dowódcy UPA, to jednak nie pomogły w jego schwytaniu.

    Prześladowania objęły również rodzinę Szuchewycza. W czasie okupacji lat 1939-1941 zostali deportowani w głąb ZSRR jego rodzice i siostra. Brata, Jurka, także związanego z OUN, NKWD rozstrzelało w 1941 r. podczas likwidacji więzień. Aby uchronić najbliższych przed prześladowaniami Szuchewycz w 1944 r. formalnie wziął rozwód ze swoją żoną Natalią Berezynsky-Szuchewycz *[W 1943 żonę Szuchewycza aresztowali Niemcy. Została ona zwolniona po spotkaniu "Tarasa Czuprynki" z płk. Alfredem Bizanzem.]. Mimo to 27 lipca 1945 r. aresztowano ją razem z matką, synem Jurko i córką Marią. Dzieci oddano do domu dziecka w obwodzie donieckim. W 1947 r. synowi udało się zbiec do Galicji. Dotarł do wsi Busowinśko, obwód drohobycki, do przyjaciela ojca Mychajło Capa. W październiku 1947 r. Szuchewycz spotkał się z synem i przekazał mu dokumenty na nazwisko B. Lewczuk. W styczniu 1948 r. Jurko spotkał się z ojcem po raz kolejny, a w marcu 1948 r. pojechał z łączniczką OUN na Ukrainę wschodnią w celu wykradzenia z sierocińca siedmioletniej siostry. 25 marca 1948 r. Sowieci ponownie schwytali syna Szuchewycza. Miał wówczas czternaście lat. Na wolność wyszedł dopiero w 1989 r. ociemniały.

    Choroba dowódcy UPA wymagała pomocy lekarskiej. W lekarstwa zaopatrywała go Luba Mykytiuk - narzeczona Petro Feduna (pracowała w lwowskim instytucie medycznym). W lipcu 1948 i w czerwcu 1949 r. Szuchewycz pod przybranym nazwiskiem wyjeżdżał do sanatorium w kurorcie lermontowskim w Odessie. Razem z nim wyjechała Hałyna Didyk.

    Po śmierci Hałana Sowieci skierowali do Lwowa specjalną grupę funkcjonariuszy MGB, kierowaną przez generała Pawio Sudopłatowa. 2 marca 1950 r. Sowietom udało się aresztować we Lwowie łączniczkę Szuchewycza Darkę Husiak "Nusię". Zabrano jej broń i truciznę oraz poddano okrutnemu śledztwu, ale mimo to nie zdradziła miejsca pobytu dowódcy UPA. Gdy jednak w celi spotkała pobitą więźniarkę, która miała następnego dnia wyjść na wolność, postanowiła przez nią przekazać gryps z ostrzeżeniem dla Halyny Didyk. W ten sposób nieświadomie doprowadziła Sowietów do tak poszukiwanego przez nich "Wilka". "Pobita więźniarka" była bowiem agentką MGB.

    Szuchewycz przebywał w położonej niedaleko od Lwowa Biłohoroszczy, w przygotowanej specjalnie dla niego w październiku 1948 r. kryjówce. W domu nauczycielki H. Koniuszyk, w którym się schronił, był sklep, co ułatwiało kontakt z łącznikami. Tuż po aresztowaniu Husiak odprawił osobistą ochronę w celu przygotowania kolejnej kryjówki. Sam miał niebawem wyruszyć za nimi. Nie zdążył.

    O świcie 5 marca 1950 r. rejon Biłohoroszczy został otoczony przez Sowietów. W akcji brało udział ok. sześciuset żołnierzy 62 Dywizji Strzeleckiej WW MGB. Nad przebiegiem operacji czuwali osobiście gen. lejtn. P. Sudopłatow, naczelnik WW MGB UO gen. mjr Fadieiew, z-ca ministra MGB gen. mjr Drozdów, naczelnik UMWD płk. Majstruk.

    Ponieważ nie wiedziano dokładnie, w którym domu przebywa Szuchewycz, 8 rota 10 pułku 62 Dywizji otoczyła kilka przyległych zabudowań. Ok. godz. 8 grupa żołnierzy i funkcjonariusze 2-N MGB podeszli do domu Koniuszyk. Drzwi otworzyła Didyk, która przedstawiła się jako Stefania Kulik. Sowieci nie dali się jednak nabrać i wtargnęli do środka. Didyk odebrano pistolet. Zdążyła, co prawda, zażyć truciznę, ale ją odratowano *[Hałyna Didyk przeszła ciężkie śledztwo, przesiedziała 21 lat w więzieniu, po czym przymusowo osiedlono ją w Kazachstanie. Zmarła w 1979 r. na Ukrainie w Czernihowskiem.].

    Roman Szuchewycz, słysząc głosy Sowietów, wyszedł z kryjówki, gdy po schodach wchodzili płk Fokin, z-ca naczelnika Zarządu MGB obwodu lwowskiego, i mjr Rewenko, naczelnik wydziału 2-N USRR. Szuchewycz zastrzelił Rewenkę i próbował zabić Fokina. W tym momencie został zraniony przez sierżanta P. serią z peemu. Ostatkiem sił dobił się strzałem z pistoletu. Ciało dowódcy UPA zostało przewiezione do Lwowa, gdzie pokazano je m.in. Jurijowi Szuchewyczowi oraz Zaryćkiej, po czym pochowano w nieznanym miejscu.

    "Ostatni leśni"

    Zmiany w podziemiu ukraińskim po śmierci "Tarasa Czuprynki"

    Śmierć Romana Szuchewycza była potężnym ciosem dla podziemia. W czerwcu 1950 r. odbyła się narada Centralnego Prowidu OUN, na której wybrano nowego przywódcę. Początkowo zebrani zaproponowali tę funkcję Romanowi Krawczukowi "Petrowi", ale ten odmówił i wskazał na Wasyla Kuka "Łemisza". Propozycja została przyjęta i Kuk został nowym przewodniczącym prowidu OUN-B na Ukrainie, a Krawczuk jego zastępcą *[W. Kuk urodził się 11 I 1913 r. we wsi Krasne rej. Złoczów. Obok Wasyla w rodzinie było siedmioro dzieci, dwójka z nich zmarła w dzieciństwie. Wszyscy pozostali byli związani z OUN. Dwaj zginęli z polskiej ręki. Związany z OUN od lat trzydziestych, wiosną 1941 r. kierował sztabem grup marszowych. Ponoć aresztowany przez Niemców zbiegł. Od wiosny 1942 r. kierował OUN na wschodzie Ukrainy. Na przełomie 1943/1944 r. został dowódcą UPA-Południe.]. By formalnościom stało się zadość, UHWR awansowała Kuka do stopnia płk. oraz zatwierdziła na stanowisku dowódcy UPA i sekretarza generalnego UHWR. Obok "Łemisza" i "Petra" latem 1950 r. w ścisłym kierownictwie podziemia zasiadali jeszcze O. Diakiw "Hornowyj", Petro Fedun "Połtawa" oraz Wasyl Hałasa "Orłan".

    Na naradzie potwierdzono trzymanie się przez OUN na Ukrainie ustaleń III Zjazdu i w tym duchu prawdopodobnie napisano list, który drogą kurierską wysłano do działaczy nacjonalistycznych na emigracji. Pomimo ciężkiej sytuacji podziemia nadzieję na sukces walki partyzanckiej zapewne ożywiły zmiany w sytuacji międzynarodowej. 25 czerwca 1950 r. wojska północnokoreańskie przekroczyły 38 równoleżnik, rozpoczynając wojnę w Korei. Mogło się wydawać, iż wybuch III wojny światowej jest tylko kwestią czasu.

    Petro Fedun "Połtawa" zareagował natychmiast tekstem o zadaniach, jakie sobie stawiała OUN. Wyraził w nim nadzieję, iż rychło dojdzie do wybuchu nowej wojny światowej, wywołanej przez ZSRR. Na prostych przykładach demaskował kłamstwa komunistycznej propagandy, np. jakoby to państwa demokratyczne rozpoczęły wojnę w Korei. Jednocześnie jednak przestrzegał przed zbytnią ufnością do państw zachodniej demokracji. Zwracał uwagę, iż na zachodzie popularne są pomysły zastąpienia ZSRR przez wielkomocarstwową Rosję, w skład której weszłaby Ukraina. Podkreślił, że dla OUN jest to nie do przyjęcia. Banderowcy w prowadzonej propagandzie nawoływali Ukraińców służących w wojsku do przechodzenia do UPA, a w wypadku wybuchu wojny do dezercji na drugą stronę frontu. Dezerterzy mieli przed aliantami powoływać się na UHWR i prosić o możliwość nawiązania kontaktu z tą organizacją. W tekście "Połtawy" znalazły się też konkretne zalecenia dla cywilnej ludności. Zachęcał m.in., aby wśród znajomych demaskować kłamstwa komunistycznej propagandy, a także do sabotowania zarządzeń władz, niewłączania się w ruch stachanowski itp. W wypadku rozpoczęcia wojny "Połtawa" zachęcał do "zabezpieczania się kosztem majątku kołchozów i innego majątku państwowego". Zapewne, gdyby doszło do wojny, znakomita większość kołchozów, jeśli nie wszystkie, w błyskawicznym tempie zostałaby rozwiązana. Gdy 24 lutego 1950 r. w rejonie Krasnego pojawiły się plotki o wybuchu wojny, we wsiach Kutkir i Bezbrudy miejscowi chłopi natychmiast rozszabrowali majątek kołchozowy do swoich domów.

    Podstawowym celem członków podziemia stało się dotrwanie do nowej wojny. A było to coraz trudniejsze. W wyniku sowieckich obław, represji i działań propagandowych z każdym dniem topniała liczba jego uczestników. Coraz trudniej było ich też zastąpić nowymi ochotnikami. Entuzjazm wśród młodzieży do walki o niepodległość zaczął gasnąć. Zdaniem Jurija Kyryczuka podziemie coraz częściej przymuszało młodych ludzi do pójścia do lasu. "Wielu z nich uciekało z powrotem, a ten, kto został, miał na tyle chwiejne przekonania, że był gotowy do współpracy z władzą radziecką". Nieliczni, wiążący się z OUN z powodu głębokich przekonań, robili w podziemiu szybką "karierę". Przykładowo, Wasyl Kowałyszyn "Neskorenyj", student filologii uniwersytetu w Czerniowcach, który trafił do podziemia wiosną 1951 r., a zginął 8 kwietnia 1952 r., zdążył zostać okręgowym referentem propagandy OUN w Kołomyjskiem.

    Kierownictwo podziemia nakazywało zachowanie jak największych środków ostrożności. W sowieckim dokumencie czytamy: "Bandyci główną uwagę przykładają do wychowania i uchronienia przed stratami swoich kadr poprzez ich uzupełnienie i stosowanie zasad najgłębszej konspiracji". Centralny Prowid OUN nakazywał stałe przebywanie w bunkrach przez całą zimę, od początku pojawienia się pokrywy śnieżnej aż do jej zniknięcia. W wypadku braku śniegu można było się kontaktować ze sobą, lecz nie częściej niż raz na miesiąc. "W tejże dyrektywie OUN - donosili 24 lutego 1952 r. dowództwu mjr Własow i kpt. Iwanienko, którzy zdobyli instrukcję - w dalszej części w celach większej konspiracji zakazywano bandytom pytania siebie nawzajem: jak i skąd przyszedłeś, gdzie byłeś, gdzie się ukrywałeś, gdzie będziesz chodził itp. Niewypełnienie tych zaleceń (...) uważane było za zdradę". Partyzanci budowali bunkry w miejscach, które często nie budziły sowieckich podejrzeń. W październiku 1952 r. we wsi Tartakuw obwód Lwów w jednym z domów zginął milicjant. Okazało się, że w budynku położonym w centrum wsi niedaleko sklepu znajdował się bunkier, z którego partyzanci mogli swobodnie obserwować wioskę. Właściciel domu był woźnym w miejscowej szkole.

    Pomimo zachowywania tych wszystkich środków ostrożności liczba partyzantów z każdym miesiącem malała. W 1950 r. w Stanisławowskiem działało ich według szacunków 940. W sierpniu 1951 r. pozostało ich już 586. We wszystkich zachodnich obwodach USRR Sowieci poszukiwali w sierpniu 1951 r. 1514 partyzantów. W kwietniu 1952 r. oceniano, iż na całej Ukrainie zachodniej działa jeszcze "według niepełnych danych" 647 partyzantów (najwięcej w obwodach stanisławowskim i lwowskim, odpowiednio 212 i 130). Latem 1952 r. pozostało przy życiu jedynie dwóch członków CP OUN: Wasyl Kuk i Wasyl Hałasa. Nie mieli oni nawet kogo dokooptować do swojego grona. W sierpniu 1952 r. Kuk wezwał do siebie "Orłana". Ukrywał się wówczas w leśnym masywie pomiędzy miejscowościami: Brody, Podkamień, Złoczów. Droga z Wołynia (z rejonu klewańskiego) zajęła Hałasie dwa tygodnie. W bunkrze "Kowala" pozostał przez następne trzy. Kuk zapoznał "Orłana" z pocztą, która nadeszła z emigracji, w tym m.in. z listami S. Bandery, J. Stecki, I. Hryniocha, M. Łebedia, D. Rebet. Oficjalnie uczynił go swoim zastępcą. Obaj zastanawiali się, jak zachować się wobec konfliktu powstałego na emigracji. Możemy tylko domyślać się, jak gorzko byli rozczarowani postawą tych, którzy nie mogą dojść do zgody, żyjąc w bezpiecznych warunkach. "Orłan" po zapoznaniu się z materiałami uznał, że Bandera chce być dyktatorem i zaproponował poparcie Zagranicznego Przedstawicielstwa UHWR. "Łemisz" przychylił się do tej opinii. Zastanawiano się też nad sensem dalszej walki.

    Kuk stwierdził, że podziemie na zachodzie Ukrainy jest "prawie całkowicie zlikwidowane" i dalsza walka "nie ma perspektyw". Ostatni dowódca UPA i przywódca OUN-B utrzymywał dorywczą łączność jedynie z niektórymi grupami podziemia. Według niego pojedyncze grupy partyzanckie działały jeszcze w obwodzie stanisławowskim, drohobyckim i lwowskim, gdzie ukrywało się ok. dwudziestu partyzantów. Na Wołyniu utrzymywano łączność z jednym prowidnykiem okręgu i dwoma grupami partyzanckimi na północy. Choć liczba działających grup i grupek OUN była większa niż przypuszczał Kuk, to jednak niewątpliwie, dosłownie z każdym dniem, liczba ich rozpaczliwie się kurczyła. W związku z tym Kuk proponował, aby żyjących jeszcze konspiratorów powoli przerzucać na wschód Ukrainy, gdzie, jak się wydawało, powstały lepsze możliwości działania. Uważał, iż nawet jeśli ouenowcy zginą, to ich śmierć odbije się na wschodzie dużym echem, przynosząc w efekcie pożytek sprawie narodowej. "Orłan", jak się wydaje, zgodził się z tą argumentacją. Jak później zeznał, ukrywający się partyzanci uważali siebie za skazanych na śmierć. Nie widzieli szans na zwycięstwo i w lesie utrzymywała ich w dużej mierze świadomość bezwzględności Sowietów. Parcie na wschód było czymś, co towarzyszyło cały czas działaczom OUN. "Podziemna praca - wspominała Marija Sawczyn - wśród naszych rodaków nad Dnieprem była największym marzeniem chyba każdego powstańca w zachodnich obwodach".

    Opracowując nową taktykę podziemia, Kuk i Hałasa postanowili "wstrzymać wszelką otwartą działalność" i "zająć się tylko ideologicznym przygotowaniem kadr ouenowskich". W październiku 1952 r. Kuk wydał "Odezwę Naczelnego Dowódcy UPA" z okazji oficjalnego dziesięciolecia jej istnienia. W odezwie w apologetycznym tonie dokonał podsumowania dotychczasowej walki. Jednocześnie w wydanych rozkazach zadbał o uszanowanie pamięci poległych dowódców UPA. Nadał pośmiertnie stopnie gen. ds. polityczno-wychowawczych I. Kłymywowi i D. Majiwśkiemu, gen. O. Hasynowi, gen. kontrwywiadu M. Arsenyczowi, płk. I. Łytwyńczukowi, mjr. P. Olijnykowi i W. Iwachowowi, zapominając, że ten ostatni wcześniej uzyskał stopień podpułkownika. Złotym Krzyżem Zasługi odznaczył J. Steckę, I. Hryniocha i M. Łebedia i pośmiertnie: I. Kłymywa, D. Hrycaja, D. Kljaczkiwśkiego, R. Wołoszyna, J. Busła. Można powiedzieć, że walka ukraińskiego podziemia z fazy walki zbrojnej zaczęła przechodzić w etap walki o pamięć.

    Nawet w Karpatach postanowiono ograniczyć działalność do minimum. 12 lipca 1952 r. na górze Meżyhawurśku odbyła się narada, prowadzona przez byłego dowódcę WO UPA "Howerla", a wówczas referenta SB OUN kraju Karpaty Mykołę Twerdochliba "Hrima". Obecny był też m.in. okręgowy referent propagandy Kost' Peter "Sokił". Zlikwidowano dotychczasowy system łączności jako nie spełniający warunków bezpieczeństwa w nowej sytuacji. Kontakty postanowiono ograniczyć do minimum. Pomiędzy pojedynczymi grupami konspiratorów, które jeszcze prowadziły walkę, można było je utrzymywać tylko za pośrednictwem zaufanych osób spośród ludności cywilnej.

    "W tym okresie - wspominała żona "Orłana" - zbrojna walka przeciwko reżimowi nie była już głównym zadaniem podziemia. Była nim natomiast praca oświatowa wśród ludności. Dalej nosiliśmy broń, ale jedynie dla samoobrony, ponieważ prześladowały nas uzbrojone po zęby zastępy bezpieczeństwa państwowego". "Myślę - wspomina Jewhen Swerstiuk - że ci ludzie w lasach, kryjówkach (...) nie mieli, w istocie, żadnej perspektywy, ale jednocześnie zdawali sobie sprawę z tego, że nie mają moralnego prawa się poddać. W każdym razie dla nas byli ludźmi-legendami. Byli to ludzie gotowi do walki aż do ostatniego naboju. Przy czym ten ostatni był zarezerwowany dla nich samych. (...) Takie było o nich wyobrażenie".

    Zwalczanie podziemia ukraińskiego

    W grudniu 1949 r. Nikita Chruszczow został przeniesiony do Moskwy, gdzie stanął na czele Moskiewskiego Komitetu Obwodowego i Komitetu Miejskiego. Stanowisko I sekretarza KC KP(b)U zajął L. Mielników, który prowadził politykę nie mniej bezwzględną od poprzednika. We wrześniu 1949 r. Biuro Polityczne KC KP(b)U wydało uchwałę nakazującą prowadzenie na Ukrainie zachodniej procesów pokazowych schwytanych partyzantów OUN-B i UPA. Liczono, że w ten sposób uda się zniechęcić do podziemia miejscową ludność. Tego typu metodę propagandowego zwalczania podziemia stosowano z powodzeniem do końca lat pięćdziesiątych. 28 grudnia Biuro Polityczne zaakceptowało rozkaz ministra bezpieczeństwa państwowego, zwalniający z odpowiedzialności karnej tych członków podziemia, którzy sami zgłosili się do organów bezpieczeństwa.

    Problem ostatecznego zlikwidowania podziemia na terenach włączonych do ZSRR w wyniku II wojny światowej budził zainteresowanie samego Kremla. W lipcu 1951 r. w Moskwie odbyła się narada naczelników obwodowych wydziałów MGB, na której wystąpił sekretarz KC WKP(b) Gieorgij Malenkow. Pojawiło się na niej nierealne żądanie, aby do początku 1952 r. zlikwidować w zachodnich obwodach USRR wszystkie organizacje nacjonalistyczne. 14 kwietnia 1952 r. na konieczność zniszczenia resztek podziemia zwrócił uwagę Stalin w czasie spotkania na Kremlu z kierownictwem USRR. Nie bez racji zauważył, iż istnienie ukraińskiej partyzantki podkopuje wiarę miejscowej ludności w skuteczność działań władzy sowieckiej. Nic dziwnego, że kierownictwo KP(b)U co pewien czas krytykowało organa bezpieczeństwa za mniejsze od oczekiwanych efekty "walki z bandytyzmem" i wzywało do wzmożenia wysiłków w celu ostatecznej likwidacji podziemia. W 1951 r. Mielników krytykował MGB m.in. za to, iż spośród przeprowadzonych w ciągu pierwszych siedmiu miesięcy 1951 r. 1276 operacji przeciwko banderowcom jedynie 85 przyniosło oczekiwane rezultaty.

    Sowieckie grupy operacyjne nieustannie prowadziły poszukiwania pozostających na wolności członków podziemia. W celu zastraszenia ludności w dalszym ciągu stosowano zasadę odpowiedzialności zbiorowej. W odpowiedzi na akcje partyzantów z najbliższej okolicy deportowano mniejsze lub większe grupy cywilnej ludności. Jak czytamy w sprawozdaniu zastępcy naczelnika MGB obwodu lwowskiego płk. Fokina, w rejonie Brzuchowicze "w odpowiedzi na zabójstwo w dniu 3 grudnia 1950 r. w wiosce Zboiska pełnomocnika operacyjnego brzuchowickiego RO MGB lejtnanta Zacharowa i zranienie (...) sierżanta Stiepoczkina (...) rejonowy oddział MGB 2 stycznia 1951 r. przeprowadził operację wysiedlenia rodzin nacjonalistycznych bandytów i kułaków - współpracowników band, w której trakcie ze wsi Griada wysiedlono 8 rodzin w liczbie 37 ludzi". 3 stycznia 1951 r. ze wsi Sietichow wysiedlono siedemnaście rodzin (w sumie sześćdziesiąt osób) w odpowiedzi na zabicie 15 października 1950 r. podoficera milicji Aleksandra Dubrowskiego. Natomiast w odwecie za rozbrojenie 12 września 1950 r. grupy GOOP (straciła dziesięć karabinów i pm) ze wsi Sielisko deportowano 21 rodzin liczących 82 osoby.

    W 1951 r. obok "rodzin ouenowców" zaczęto wysiedlać z Ukrainy zachodniej także "kułaków", Świadków Jehowy oraz byłych żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, tzw. andersowców. W 1950 r., według oficjalnych danych deportowano z Ukrainy zachodniej aż 41 149 osób. W 1951 r. liczba wywiezionych spadła do 18 523 osób, a w 1952 r. do 3229".

    Warto wspomnieć, iż 6 kwietnia 1950 r. Rada Ministrów ZSRR wydała rozporządzenie zmieniające wysiedleńcom z Ukrainy zachodniej czas zesłania z określonego na dożywotni. W ten sposób chciano osobom skazanym za współpracę z podziemiem uniemożliwić powrót na Ukrainę po odbyciu wyroku. Natomiast w sierpniu 1950 r. rząd USRR i KC KP(b)U podjęły decyzję o przymusowym przesiedleniu mieszkańców ok. 70 tys. pojedynczych chutorów położonych na skrajach wiosek, pod lasem itp. do budynków kołchozowych. W ten sposób chciano utrudnić partyzantom możliwość skrytego znalezienia schronienia i zaopatrzenia w żywność.

    W walce z partyzantką MGB stosowało coraz bardziej wymyślne środki. Zaczęto zaopatrywać informatorów w aparat nadawczy "Triewoga" ("Alarm"), umożliwiający w chwili pojawienia się w danej miejscowości "bandytów" wysłanie sygnału alarmowego do najbliższej sowieckiej placówki. Po otrzymaniu sygnału Sowieci byli zobowiązani do natychmiastowego wysłania grupy pościgowej. Na szczęście dla partyzantów nie zawsze, jak się wydaje, aparat sprawdzał się w działaniu. Często sygnał nie docierał do MGB, nierzadko był lekceważony.

    Pojawiły się również specjalne preparaty i gazy. Gaz "Tajfun" znakomicie się sprawdzał przy zdobywaniu partyzanckich bunkrów. Po wpuszczeniu gazu do kryjówki partyzanci szybko usypiali. "Neptun 47" sowieccy agenci dosypywali poszukiwanym członkom podziemia do posiłków lub napojów. Preparat, stworzony prawdopodobnie na bazie narkotyku, już po kilku minutach powodował bezwład ciała, następnie osoba nim "poczęstowana" zapadała w sen pełen halucynacji, by po dwóch godzinach obudzić się z potwornym pragnieniem. Stosowały go sowieckie grupy udające partyzantów. Informacja o używaniu środka szybko dotarła do partyzantów i zmusiła ich do jeszcze większej ostrożności przy korzystaniu z pomocy ludności.

    Na korzyść Sowietów działała również wzrastająca dysproporcja w uzbrojeniu. Oddziały sowieckie z każdym rokiem były uzbrajane w lepszą broń, podczas gdy partyzanci mieli coraz większe problemy z jej zdobyciem. Wiosną 1954 r. wojska pograniczne dostały np. najnowsze karabiny "Simonowa", pistolety "Makarowa", wreszcie najnowsze modele rkm Diegtianewa i ckm "Gorjunowa". O ile w 1944 r. sotnie UPA pod względem uzbrojenia często dorównywały oddziałom sowieckim, to na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych Sowieci mieli już druzgocącą przewagę.

    Sowieci przy poszukiwaniach partyzantów wykorzystywali także inne zdobycze techniki. Dokonywano np. analizy wody w górskich potokach. Wykrycie w nich pochodnych ropy czy śladów ludzkich ekskrementów było ważną wskazówką dla "radzieckich myśliwych". Poprzez wykryte kanały łączności Sowieci wysyłali członkom podziemia listy-pułapki z materiałem wybuchowym, które eksplodowały przy ich otwarciu. Taką bombę przesłano m.in. "Orłanowi" - przy odpieczętowywaniu listu zginął "At", prowidnyk okręgu kostopolskiego.

    Sowieci zakładali pułapki saperskie także w niektórych odkrytych bunkrach, starannie maskując ślady swojej obecności. 7 marca 1950 r. w czasie operacji czyszczącej odkryto schron na wschód od wsi Dobrostany w rejonie Iwano-Frankowskim. Dywizyjny inżynier mjr Pietrow założył w nim minę, a 31 marca Sowieci otrzymali informację o eksplozji, którą słyszano w okolicy bunkra. Wysłany zwiad stwierdził, że w wyniku wybuchu - "sądząc po kawałkach butów i odzieży" - zginęło dwóch partyzantów. Oceniano, że tylko w październiku i listopadzie 1951 r. zlikwidowano w ten sposób kilka grup "bandytów". 10 października 1951 r. grupa operacyjna 12 Oddziału RO MGB podłożyła minę w odkrytym bunkrze. Trzy dni później, 13 października, zginęli w wyniku jej wybuchu dwaj partyzanci. 1 listopada 1951 r. minę podłożył 10 Oddział MGB. Wysłany 3 listopada patrol odkrył w bunkrze ciała dwóch zabitych partyzantów. Osiągane w ten sposób sukcesy skłoniły Sowietów do kontynuowania tej metody zwalczania podziemia. Zastępca naczelnika Wewnętrznej Ochrony MGB ZSRR płk Tierieszczenko zalecał jednak, aby miny zakładano we współpracy z oficerem operacyjnym MGB. Aby uniknąć przypadkowych ofiar, dozwolone było jedynie zaminowywanie wnętrza bunkrów znajdujących się z dala od miejscowości, zabraniano natomiast podkładania min w budynkach oraz na drogach.

    Działania sowieckie przynosiły rezultaty. W ciągu pierwszych czterech miesięcy 1950 r. w obwodzie lwowskim zabito i aresztowano 166 "bandytów", aresztowano 1201 członków podziemia i współpracowników, 1471 osób ujawniło się, wysiedlono 1701 rodzin (6372 osoby). Od stycznia do września 1950 r. Sowieci zlikwidowali 335 grup młodzieżowych OUN, liczących 2488 ludzi. Zdobyto 340 sztuk broni. Likwidacja organizacji młodzieżowych była jednym z ważniejszych zadań stawianych przed sowieckimi organami bezpieczeństwa. W ten sposób pozbawiano podziemie możliwości uzupełnienia kadr. Dużym ciosem dla podziemia były publiczne procesy zabójców Hałana w styczniu i październiku 1951 r. Zręcznie reżyserowane, pokazały bezwzględność OUN-B, która zlikwidowała walczącego wyłącznie piórem "komunistycznego świętego".

    Historia OUN-B i UPA w omawianym okresie coraz bardziej zamieniała się w suchy rejestr śmierci lub schwytania poszczególnych członków podziemia. 6 maja 1950 r. (?) zginął kierownik referentów SB CP OUN i zarazem kierownik rohatyńskiego okręgowego prowidu OUN "Demyd". 28 listopada 1950 r. k. wsi Wielopole w obwodzie lwowskim po kilku dniach poszukiwań Sowieci odnaleźli kryjówkę prowidnyka lwowskiego krajowego prowidu OUN i członka Centralnego Prowidu Osypa Diakiwa "Hornowoho", "Nauma", "Artema". W rezultacie starcia Diakiw zginął razem z trzema innymi członkami podziemia.

    6 sierpnia 1951 r. Sowieci w obwodzie czerniowieckim zlikwidowali przywódcę grupy partyzanckiej działającej od 1944 r. w rejonie storożynećkim "Tataryna", a następnego dnia ujęli w bunkrze trzech jego podkomendnych (jeden nich ukrywał się z rodziną). Po likwidacji grupy sekretarz obkomu D. Gapij 15 sierpnia 1951 r. z dumą poinformował sekretarza KC KP(b)U, że w obwodzie pozostało jedynie trzech pojedynczo ukrywających się partyzantów, których intensywnie poszukiwano *[Grupą początkowo kierował Prisniażuk, który został schwytany w 1947 r. i skazany na 25 lat łagrów. W 1948 r. Sowieci zabili Germana, który przejął dowództwo oddziału. Od tej pory grupą kierował "Tataryn", mieszkaniec wsi Baniłow. Wśród przeprowadzonych przez oddział akcji można wymienić: spalenie tartaku w Baniłowie w 1945 r., zabicie pełnomocnika rąjkomu Donenfełda oraz lejtn. wojsk pogranicznych Miedwiediewa w 1946 r., zabicie dwóch przewodniczących rad wiejskich, a także leśnika Riepka w 1947 r. W 1949 r. ucięto język mieszkance wsi Banitów M. Ferczuk, by "nie mówiła o bandzie organom władzy sowieckiej".].

    22 grudnia 1951 r. zginęło dwóch kolejnych członków CP OUN - Petro Połtawa i Roman Krawczuk. Na przełomie 1951/1952 r. zginął także "Dubowyj". Późnym latem 1951 r., wracając ze spotkania z Kukiem, dowiedział się, że jego bunkier w Hirko-Połonci został odkryty, a ukrywające się w nim kobiety, w tym jego żona Katarzyna, zginęły. Dlatego zatrzymał się w bunkrze w rej. horochowskim. Pechowo dla niego, córka gospodarzy w obejściu których się ukrywał, związała się z milicjantem i zaszła w ciążę. Rozsierdzeni rodzice nie szczędzili jej z tego powodu wymówek. Ta, chcąc się zemścić, poinformowała partnera o kryjówce w domu rodziców. Obława zastała "Dubowego" w bunkrze razem z dopiero co ściągniętym do partyzantki młodzieńcem. Łytwyńczuk zniszczył ważniejsze dokumenty i razem z nim, gdy Sowieci zaczęli wpuszczać do kryjówki gaz, wysadził się w powietrze.

    Samobójstwo popełnili również partyzanci w odkrytej przez Sowietów 21 lub 23 lutego 1952 r. kryjówce k. wsi Dzwyniacz. Zginął krajowy referent propagandy kraju karpackiego Mychajło Diaczenko "Marko Bojesław", "Homin", pierwszy redaktor podziemnej gazety OUN "Szliach Peremohy", autor dziewięciu tomów wierszy. Razem z nim zginęła jego sekretarka Marta Świdnik "Nastia Czeremszyna" oraz kurinny UPA "Czornyj". 4 marca 1952 r. MGB we wsi Suchiwci w rejonie rówieńskim zlikwidował w kryjówce Nila Chasewycza "Bej-Zota" razem z jednym lub dwoma partyzantami. Chasewycz, choć był inwalidą (miał amputowaną nogę), od 1943 r. znajdował się w UPA. Był autorem wielu drzeworytów przedstawiających walkę partyzancką, które stanowiły ilustrację do wydawnictw propagandowych OUN-B i UPA. Twórcą opiekowało się dwóch partyzantów oddanych do jego dyspozycji, którzy dostarczali mu pożywienie, farby, papier itp. Choć z powodu swojej niepełnosprawności musiał wycierpieć wiele uwag od opiekujących się nim partyzantów, to jego śmierć, jak wspomina Hałasa, "była stratą jedną z najbardziej bolesnych. Drugiej takiej osoby nie było na całej Walczącej Ukrainie". W walce z podziemiem Sowieci szczególnie dużo uwagi poświęcili na przejęcie kanałów łączności pomiędzy podziemiem na Ukrainie a emigracją w Europie Zachodniej. To właśnie na tym "odcinku frontu" na początku lat pięćdziesiątych rozegrała się prawdziwa batalia.

    Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów-Bandery na emigracji: problem współpracy z angielskim i amerykańskim wywiadem

    W 1944 r. CP OUN wysłał na zachód specjalną ekipę OUN i UHWR (tzw. Zagraniczne Przedstawicielstwo UHWR). Jej zadaniem było pozyskiwanie międzynarodowego poparcia dla podziemia na Ukrainie. W skład ekipy weszli m.in.: o. Iwan Hrynioch, Myrosław Prokop, Łew Szankowśkyj, nauczyciel jęz. angielskiego Jaworiwśkyj oraz dwie radzistki (Liuba Komar i Marta Hrycaj). Oddzielnie wysłano do Szwajcarii Jewhena Wrecionę. Szefem misji został Mykoła Łebed', odpowiedzialny w UHWR i OUN za sprawy zagraniczne. Wysyłając go za granicę, Szuchewycz odnosił podwójną korzyść - kierował do pracy na emigracji człowieka cieszącego się w środowisku banderowskim dużym autorytetem, a jednocześnie... pozbywał się dotychczasowego rywala w walce o władzę nad organizacją. Zagraniczne Przedstawicielstwo UHWR zaopatrzono w odpowiednie fundusze, przydzielono mu też personel pomocniczy z sekretarkami włącznie. Ale jedynym jego sukcesem było zawarcie wspominanych już porozumień z Niemcami, dzięki którym na wolność wyszli więzieni banderowcy. Niepowodzeniem skończyły się próby ustanowienia z podziemiem na Ukrainie stałej łączności radiowej. Nie wiadomo czy zawinił w tym wypadku posiadany sprzęt, czy też brak dobrze przeszkolonych radiotelegrafistów. Jedynym sposobem kontaktu pozostała czasochłonna i zawodna droga kurierska. Zawiodły próby nawiązania kontaktów dyplomatycznych z aliantami. Misje ekip wysłanych do Włoch, Szwajcarii i Chorwacji skończyły się niepowodzeniem.

    Od początku pojawiły się nieporozumienia pomiędzy ekipą UHWR a wypuszczonymi z więzień banderowcami. Stepan Bandera i Jarosław Stecko zapewne ze zdumieniem wysłuchali informacji o zmianach, jakie zaszły w kierownictwie organizacji. W historiografii ukraińskiej rozpowszechniony jest pogląd, iż Bandera nie zaakceptował "demokratyzacji" OUN-B, do jakiej doszło w czasie III Zjazdu. Wynikać to miało z faktu, iż zarówno on, jak i jego najbliżsi współpracownicy (przebywając w czasie wojny w obozie) nie zdawali sobie sprawy z sytuacji, jaka panowała na Ukrainie. Ale jest to chyba tylko część prawdy. Najważniejszą przyczyną generującą konflikt, jak sądzę, było to, że nowe kierownictwo OUN nie przewidziało dla dotychczasowych przywódców faktycznie żadnej poważniejszej roli poza symboliczną. Bandera i Stecko musieli nagle zdać sobie sprawę, że przestali kierować organizacją, którą tworzyli. Przyjęcie wyznaczonej dla nich roli oznaczałoby faktycznie zgodę na zmarginalizowanie własnych pozycji w OUN.

    W lutym-marcu 1945 r. doszło do wielu narad banderowskich działaczy w Wiedniu. Tam po raz pierwszy Bandera wyraził wątpliwości, co do zmian, które zaszły w organizacji. W marcu 1945 r. Bandera razem Melnykem, Liwićkym oraz Skoropadskim zgodzili się na powstanie współpracującego z Niemcami Ukraińskiego Komitetu Narodowego oraz walczącej u niemieckiego boku Ukraińskiej Armii Narodowej. Ze zrozumiałych względów w późniejszych latach starano się jednak nie eksponować tego faktu.

    Zamieszanie towarzyszące klęsce III Rzeszy doprowadziło do rozproszenia członków OUN. Minęło kilka miesięcy nim odnowiono zerwane kontakty i rozpoczęto na nowo działalność. Sytuację pogarszał fakt, że w ramach polowania na nazistów banderowcy mogli łatwo zostać uznani za kolaborantów i wydani Sowietom. Niewiele brakowało, aby na własne życzenie wpadł w ich ręce Stecko, który ranny w czasie amerykańskiego nalotu podał się w czeskim szpitalu za premiera Ukrainy. Otoczono go strażą partyzantów przekonanych, że mają do czynienia z kolaborantem. Na szczęście dla Stecki banderowcom udało się go wykraść.

    Po wojnie centrum ukraińskiego życia politycznego na emigracji znalazło się w Niemczech, gdzie przebywało ok. 110 tys. Ukraińców, byłych więźniów obozów, robotników przymusowych, wreszcie uciekinierów przed Sowietami. W środowiskach emigrantów rozwinęło się bogate życie polityczne i kulturalne, między innymi odnowiły działalność przedwojenne partie i ugrupowania. W lutym 1946 r. w Monachium banderowcy utworzyli Zakordonni Czastyny (Zagraniczne Formacje) OUN, kierowane przez Banderę. W kierownictwie ZCz OUN znaleźli się J. Stecko, S. Łenkawśkyj, M. Lebed'. 16 kwietnia 1946 r. powstał kierowany przez Steckę Antybolszewicki Blok Narodów. ZCz OUN szybko stała się wśród ukraińskich emigrantów najsilniejszą i najliczniejszą organizacją. Razem z młodzieżową przybudówką liczyły one ponad 5 tys. członków. O ich sile świadczy fakt, iż zatrudniały od 75 do stu etatowych pracowników, podczas gdy OUN-M miała etaty dla 20-25 ludzi, a inne ugrupowania przeważnie były w stanie utrzymać ledwie kilka osób. Ważną częścią banderowskiej organizacji była SB ZCz OUN, na czele której stał Myron Matwijenko (lub Matwijejko). Do jej zadań należało m.in. likwidowanie wykrytych sowieckich agentów, a także przeciwników politycznych. Zdaniem Jurija Kyryczuka SB na emigracji zabiła m.in. ponad dwudziestu aktywistów melnykowskich. Inna rzecz, że także inne ugrupowania używały siły wobec swoich przeciwników.

    Zagraniczne Przedstawicielstwo UHWR, ZCz OUN oraz ABN starały się przekazywać informacje o walce toczonej na Ukrainie przez UPA, organizować wymierzone w ZSRR różne demonstracje i akcje protestu oraz pozyskiwać dla sprawy ukraińskiej zachodnią opinię publiczną. Jednak wiadomości na temat antykomunistycznej partyzantki długo były przyjmowane z nieufnością. Sytuacji nie zmieniła wydana w 1946 r. monografia Łebedia na temat UPA. Dopiero przybycie w 1947 r. do Niemiec kilkuset partyzantów UPA przebijających się z Polski okazało się sukcesem propagandowym i znalazło odbicie w licznych korespondencjach prasowych. Ukraińcy nagle wydali się wywiadom państw zachodnich atrakcyjnym partnerem. ZCz OUN nawiązały współpracę z wywiadem brytyjskim, zaś ZP UHWR z amerykańskim. Choć pierwsze kontakty wywiadowcze nawiązano już w 1945-1946 r., to dopiero w latach 1948-1949 współpraca zaczęła nabierać bardziej konkretnych form. W zamian za pomoc w wyszkoleniu, uzbrojeniu i przerzuceniu do ZSRR i Polski grup kurierskich nacjonaliści mieli dostarczać informacje wywiadowcze, dotyczące obronności państw komunistycznych, jak i nowości technicznych czy nastrojów społecznych. Szczególnie duże nadzieje z Ukraińcami wiązali Brytyjczycy, którzy myśleli wówczas o rozbiciu ZSRR poprzez wywołanie powstań narodowych. ZCz OUN od 1948 r. prowadziła w obozach uchodźców nabór ochotników do grup desantowych, którzy przechodzili następnie szkolenie m.in. w Mittenwaldzie, Monachium, Ratyzbonie. Bandera zalecał też byłym upowcom przygotowanie planów prowadzenia, w wypadku zajęcia przez Sowietów Niemiec, partyzantki w Bawarii.

    Jednak równocześnie w latach 1946-1948 coraz bardziej narastał w łonie banderowców wewnętrzny kryzys. Przyniesione z kraju przez kurierów broszury autorstwa Petro Połtawy oraz Osypa Diakiwa wywoływały sprzeciw twardego trzonu ZCz OUN. Obu autorów oskarżano o prokomunistyczne sympatie. Przedstawicielom UHWR, przyzwyczajonym w czasie wojny do zasady kolegialności, nie mogły się też podobać dyktatorskie metody rządzenia organizacją stosowane przez Banderę. Po stronie Bandery stali m.in. Stepan Łenkawśkyj, Jarosław Stecko, Miron Matwijenko oraz Bohdan Pidhajny. W opozycji do niego znaleźli się m.in.: Daria i Lew Rebet, Mykoła Eebed', o. Iwan Hrynioch, Wasyl Ochrymowycz, bracia Stachiwowie, Myrosław Prokop, Iwan Butkowśkyj. Od 28 do 31 sierpnia 1948 r. w Mittenwaldzie w Niemczech odbyła się II Nadzwyczajna Konferencja ZCz OUN. W jej trakcie Bandera ze zwolennikami przystąpił do generalnej rozprawy z opozycją, żądając od swoich przeciwników zrzeknięcia się mandatów ZP UHWR. Ich miejsce miały zająć osoby całkowicie oddane Banderze. Członkowie ZP UHWR "przyjęli" to żądanie, ale jedynie pod warunkiem, iż taką decyzję zatwierdzi Centralny Prowid OUN-B na Ukrainie. W odpowiedzi stronnicy Bandery wyrzucili liderów opozycji z ZCz OUN. Rozłam stał się faktem.

    Podziały nie ominęły przybyłych z Polski i Ukrainy partyzantów UPA. Większość opowiedziała się po stronie ZCz OUN, wstępując do Bractwa Byłych Żołnierzy UPA im. Św. Jerzego Zwycięzcy. Pozostali związali się z Misją UPA przy UHWR. Trafili do niej tacy znani dowódcy UPA, jak: Iwan Butkowśkyj "Hucuł", Jewhen Sztendera "Prirwa", Petro Sawczenko-Mykołenko "Bajda".

    W sporze pomiędzy ZCz OUN i UHWR decydujące znaczenie miało, jakie stanowisko wobec niego zajmie CP OUN na Ukrainie. Nic więc dziwnego, że obie frakcje rozpoczęły wyścig o to, kto pierwszy nawiąże kontakt z podziemiem w kraju i przekona go do swoich racji. W 1947 r. z UHWR skontaktowało się trzech kurierów wysłanych przez Szuchewycza: "Iwan" (NN), "Mykoła" (NN) i "Wasyl" - Hrabenko. W 1949 r. ZPUHWR wysłał "Iwana" i "Mykołę" na Ukrainę z zadaniem poinformowania o powstałej sytuacji "Tarasa Czuprynkę". Kurierzy pomyślnie przedostali się do kraju i skontaktowali z dowódcą UPA. Mniej szczęścia mieli kurierzy ZCz OUN "Wychor" i "Roman", którzy dotarli na Ukrainę już po śmierci Szuchewycza. Tymczasem ZP UHWR przejęło kolejną grupę kurierską OUN, która dotarła do Niemiec (w jej składzie szedł S. Stebelśkyj "Chrin", ale, jak już wspominałem, zginął przy przekraczaniu granicy niemiecko-czechosłowackiej) i po kilku miesiącach odpoczynku wysłało ją z powrotem na Ukrainę. Udało im się szczęśliwie dotrzeć do kraju.

    Pod wpływem informacji otrzymanych od kurierów UHWR w październiku 1949 r. CP OUN na Ukrainie przyjął "Odezwę walczącej Ukrainy" do emigracji. Wzywano w niej do zaprzestania wzajemnych sporów, kompromitujących ukraińską sprawę za granicą i potwierdzono pełnomocnictwa przedstawicieli UHWR. W czerwcu 1950 r. w podobnym duchu wypowiedział się nowy prowid OUN. Jesienią 1950 r. ludzie "Chrina" powrócili z korespondencją do Niemiec. Zawierała ona stanowisko CP OUN, jak również wiadomości o śmierci Szuchewycza i objęciu dowództwa przez Wasyla Kuka. Dzięki temu ZP UHWR mogło jako pierwsze podać informacje o śmierci dowódcy UPA. Kurierzy UHWR dotarli do Niemiec dwa-trzy tygodnie (według innej wersji 4-5 dni) przed emisariuszami ZCz OUN wracającymi przez Polskę. Stanowisko CP OUN skłoniło Banderę do formalnego odejścia z funkcji przewodniczącego ZCz OUN. Jednocześnie z powrotem przyjęto do ZCz OUN usuniętych członków UHWR. W kwietniu 1951 r. na III konferencji ZCz OUN na funkcję przewodniczącego wybrano J. Steckę.

    Jednak było to jedynie wyciszenie konfliktu. Faktycznie organizacją w dalszym ciągu kierował zza kulis Bandera. Obie strony nie rezygnowały z prób uzyskania poparcia kierownictwa podziemia na Ukrainie. Współpraca z Anglikami i Amerykanami, jak się wydawało, stwarzała nadzieję na szybsze i bezpieczniejsze przerzucanie grup kurierskich za "żelazną kurtynę" za pomocą desantów lotniczych. Dlatego tak ZCz OUN, jak i ZP UHWR postanowiły wysłać do kraju ważniejszych działaczy. Z ramienia ZCz OUN Bandera tę misję zlecił szefowi SB M. Matwijence. UHWR powierzyła ją Wasylowi Ochrymowyczowi, kierującemu służbą polityczno-informacyjną Zagranicznego Przedstawicielstwa. Rywalizacja obu środowisk doprowadziła do całkowitego zlekceważenia niebezpieczeństw wynikających z faktu skierowania do ZSRR działaczy ouenowskich zajmujących tak wysokie stanowiska. Miało to się surowo zemścić.

    Sowieckie operacje kontrwywiadowcze: walka z desantami spadochronowymi

    Tymczasem sowieckie organa bezpieczeństwa bynajmniej nie próżnowały. W walce z OUN-B cennym sojusznikiem MGB stał się polski Urząd Bezpieczeństwa. Prowadzone przez UB po akcji "Wisła" operacje mające na celu zinfiltrowanie ukraińskiej społeczności w Polsce przyniosły "bezpieczniakom" spore sukcesy. Jednym z największych było zwerbowanie do współpracy Leona Łapińskiego "Zenona", do niedawna kierownika SB OUN na Lubelszczyźnie. Za jego pośrednictwem UB i MGB postanowiły stworzyć w Polsce całą legendowaną (sterowaną przez organa bezpieczeństwa) siatkę OUN, tzw. II Krajowy Prowid. Łapiński wciągnął do współpracy kilkudziesięciu niczego nie podejrzewających Ukraińców, a na przełomie 1948/1949 r. za pośrednictwem dwóch kurierów OUN-B przybyłych z Monachium nawiązał kontakt z ZCz OUN. W ten sposób komunistycznym organom bezpieczeństwa udało się przejąć pod swoją kontrolę trasy kurierskie ZCz OUN, a nawet przerzucić na zachód kilku własnych agentów. Dodatkowy wgląd w brytyjskie i banderowskie plany ułatwiał im słynny szpieg Kim Philby, pracujący w SIS. Dzięki temu zrzuty grup desantowych nie były dla Sowietów zaskoczeniem. Problemem była jedynie ich skuteczna likwidacja.

    Pierwszych czterech spadochroniarzy Brytyjczycy zrzucili 31 maja 1950 r. w okolicy wsi Taniawa, rejon Bolechów, obwód stanisławowski. Grupą kierował Mychajło Duda "Hromenko" (słynny dowódca sotni z Przemyskiego) *["Hromenko" - wg Kyryczuka - podjął się tej niebezpiecznej misji, ponieważ był impotentem i nie mógł założyć rodziny. Była to więc trochę wyprawa po śmierć.].

    Razem z nim wylądowali "Jurko" (w latach 1942-1949 walczył w UPA, potem przedostał się na zachód), "Romko" (był w UPA na Wołyniu, potem na Łemkowszczyźnie, przedostał się na zachód), "Bafko" (w 1949 r. przedostał się na Zachód). Zdaniem Jurija Borcia Ukraińcy wylądowali kilkadziesiąt kilometrów obok planowanego miejsca. Co gorsza, podczas lądowania "Hromenko" wpadł na drzewo i złamał nogę. Spadochroniarzom udało się nawiązać kontakt ze stanicznym wsi Taniawa, a poprzez niego z lokalnymi komórkami podziemia. W celu zlikwidowania desantu Sowieci utworzyli specjalną grupę operacyjną z pracowników drohobyckiego i stanisławowskiego MGB. Koordynowało ich pracę dwóch funkcjonariuszy z MGB USSR. Do 19 czerwca aresztowano ok. dwudziestu osób. 7 lipca 1950 r. Sowietom udało się w końcu dopaść dwóch spadochroniarzy. Po krótkim starciu obaj (w tym "Hromenko") popełnili samobójstwo. Zginął też rejonowy prowidnyk stryjskiej OUN "Łew", a ranny dostał się do niewoli jego zastępca "Krutij". W następnych dniach sowiecka obława dopadła także dwóch pozostałych skoczków.

    Niepowodzenie tej misji nie zniechęciło banderowców do dalszych prób. Nocą z 14 na 15 maja 1951 r. z angielskich samolotów startujących z Malty zrzucono M. Matwijenkę "Usmicha". Towarzyszyło mu pięciu innych skoczków: Eugeniusz Hura "Sławko", Włodzimierz Bożko "Weres", Eugeniusz Pidhirny "Ewhen", Wasyl Hordyński "Paganini" i Roman Bryń "Łew". Matwijenko otrzymał od Bandery polecenie zaktywizowania działań podziemia, utworzenia kanałów łączności z Zachodem, zbierania informacji wywiadowczych nt. sił zbrojnych i przemysłu obronnego ZSRR, a także wyjaśnienia okoliczności śmierci Szuchewycza. "Oprócz tego - piszą Wiedieniejew i Szapował - miał przekonać ťŁemiszaŤ do stanięcia po stronie ZCz OUN, a w przypadku jego odmowy - miał tego ostatniego usunąć i samemu stanąć na czele ruchu oporu".

    Banderowcy nie zdawali sobie sprawy, iż wchodzący w skład grupy E. Hura "Sławko" został pozyskany w marcu 1949 r. przez polski Urząd Bezpieczeństwa jako agent "Bronek". Na swoje nieszczęście Matwijenko właśnie jego, zaraz po wylądowaniu, wysłał do Lwowa w celu nawiązania kontaktu z podziemiem. Ostatecznie pozbawiło to misję ZCz OUN szans powodzenia. Hura na dworcu we Lwowie nawiązał kontakt z Sowietami, przekazując dokładne informacje o spadochroniarzach. MGB wysłała na spotkanie z "Usmichem" "oddział UPA" w sile dziewiętnastu ludzi. Matwijence zaproponowano udanie się razem z radiotelegrafistą do "partyzanckiej bazy". 5 czerwca 1950 r. obaj skoczkowie poczęstowani strawą z "Neptunem 47" zostali wzięci do niewoli. W podobny sposób schwytano pozostałych spadochroniarzy.

    W samolocie, z którego desantowała się grupa Matwijenki, znajdowała się jeszcze druga grupa kurierów. Zrzucono ich kilkadziesiąt minut później w Polsce w lasach sieniawskich w pow. lubaczowskim. Uprzedzeni przez Hurę o planowanym desancie funkcjonariusze UB obstawili teren i zorganizowali obławę. 21 maja, po sześciu dniach poszukiwań prowadzonych przez 4 pułk KBW, zlikwidowano trzech kurierów. Czwartemu udało się ujść obławie, ale kilka dni później skontaktował się z "Zenonem", co umożliwiło UB kontrolę jego dalszych poczynań.

    31 maja 1951 r. niedaleko Kosowa w rejonie stanisławowskim Brytyjczycy zrzucili kolejną grupę kurierów ZCz OUN. W jej składzie znajdował się inny wysłannik Bandery Wasyl Hryhoryszyn (Michał Deb) "Neczuj" oraz: Jan Smarż "Pimsta", Jan Boruszczak "Bereza", Włodzimierz Fedorniak "Berkut" i Józef Marczak "Orest". Jak wynika z sowieckich dokumentów, przeciwko spadochroniarzom skierowano dwa oddziały: płk. Chazowa i płk. Szewczenki. W operacji brało udział 2210 żołnierzy. 9 czerwca 1951 r. operacja poszukiwania spadochroniarzy była prowadzona w okolicach Czarnego Lasu "metodą blokowania" masywu, podczas gdy wewnątrz linii okrążenia działały specgrupy. Następnego dnia taktykę zmieniono, rozpoczynając regularne przeczesywanie masywu. 11 czerwca 1951 r. o godz. 23.30 w lesie k. wsi Kryłoś rej. Halicz grupa operacyjna MGB obwodu stanisławowskiego, wsparta pięcioma żołnierzami 1 batalionu 333 pułku, schwytała spadochroniarza. Zdobyto angielski pm, hiszpański pistolet, 122 naboje i nóż. Według Jurija Kyryczuka skoczkowie po szczęśliwym lądowaniu nawiązali łączność z miejscowym rejonowym prowidnykiem M. Kapuszczakom "Witrom". Kilka dni później w pobliżu wsi Kryłoś grupa została wprowadzona w zasadzkę i zlikwidowana w walce.

    Kolejną grupę skoczków prawdopodobnie zrzucono w 1953 r., również ona została zlikwidowana.

    Schwytanie "Usmicha" było dużym sukcesem MGB. Z aresztowanym dobrze się obchodzono. O wadze, jaką przykładano do jego osoby, świadczy fakt, iż przesłuchiwano go w Kijowie i Moskwie. "Zmiękczanie" szefa SB ZCz OUN przyniosło oczekiwany efekt. Chcąc ocalić życie, podjął współpracę. Dzięki temu w końcu czerwca 1951 r. Sowieci mogli rozpocząć z ZCz OUN radiogrę operacyjną, oznaczoną kryptonimem "Meteor". By uwiarygodnić swojego agenta, stworzono fikcyjne, legendowane siatki podziemia. Pod kontrolą MGB działały trzy legendowane prowidy nadrejonowe: jaworowski, drohobycki oraz dobromilski. Istniał też północny prowid okręgowy. We wrześniu 1951 r. ruszyła kolejna gra radiowa "Wyzow". Sowieccy agenci nawiązali z ZCz OUN kontakt w imieniu "drohobyckiej OUN". Uruchomienie dwu przejętych radiostacji pozwoliło MGB na skuteczne dezinformowanie środowiska banderowskiego w Niemczech oraz SIS. Od 2 lipca 1951 do 18 maja 1952 r. Matwijenko wysłał 32 i otrzymał 29 radiogramów.

    Powodzeniu prowadzonej operacji nieoczekiwanie zagroziła ucieczka "Usmicha". 16 czerwca 1952 r., wykorzystując względną swobodę, jaką się cieszył, Matwijenko zbiegł z aresztu we Lwowie. Jednak po kilkunastu godzinach, gdy okazało się, iż pamiętane przez niego adresy kontaktowe są nieaktualne, oddał się dobrowolnie w sowieckie ręce (według innej wersji został przypadkowo aresztowany przez przechodzących żołnierzy). Ucieczka Matwijenki wywołała burzę w MGB. Posypały się dymisje, degradacje i nagany. Zdjęto ze stanowiska naczelnika Zarządu 2-N MGB USRR płk. I. Szorubałka, odpowiedzialnego za kierownictwo najważniejszych akcji przeciwko podziemiu. Przeniesiono go na stanowiska naczelnika RO MGB w Nadwornej. Grę radiową kontynuowano z powodzeniem dalej, o czym może świadczyć fakt, że 19 czerwca 1958 r. prezydium USRR wydało specjalną uchwałę, w której wybaczono Matwijence jego przewiny z czasów działalności w OUN-B.

    Niewiele lepiej zakończyła się misja emisariuszy UHWR. 19 maja 1951 r. amerykański samolot zrzucił w rejonie drohobyckim czterech skoczków. Ochrymowyczowi towarzyszyli "Mak" (NN), "Ruban" (NN) i "Osyp" (NN). Spadochroniarzom dość szybko udało się nawiązać kontakt z lokalnymi komórkami OUN. Ochrymowycz pozostawił swoich ludzi w kryjówce i najpierw na południe od Dniestru spotkał się z "Połtawą", a następnie w lasach rohatyńskich z Romanem Krawczukiem "Petrem". Dotarł również do W. Kuka, w bunkrze którego spędził całą zimę 1951/1952 r. W 1952 r. postanowił wrócić po swoich ludzi, którzy jednak w międzyczasie zostali już przejęci przez Sowietów. Najpóźniej 6 października 1952 r. również sam Ochrymowycz wpadł w ręce MGB. Przesłuchiwany, zgodził się na współpracę z MGB, m.in. podejmując korespondencję z Kukiem, w której jednak zręcznie dał mu do zrozumienia, że jest aresztowany. W lipcu 1953 r. Sowieci z listu Kuka do Hałasy zorientowali się w grze Ochrymowycza. 23 marca 1954 r. skazali go na karę śmierci. 19 maja 1954 r. kijowskie radio powiadomiło o wykonaniu wyroku. Warto wspomnieć, iż istnieje też inna - znacznie bardziej romantyczna, ale chyba raczej mało prawdopodobna - wersja jego śmierci. Według niej przybył on na Ukrainę wiedziony miłością do kobiety, należącej do podziemia, z myślą o tym, aby przeprowadzić ją później na zachód. W czasie przesłuchań Sowieci wymusili na nim zdradzenie miejsca, gdzie przebywała narzeczona, gwarantując w zamian darowanie jej życia. Jednak podczas operacji MGB wszyscy przebywający w bunkrze partyzanci zginęli. Gdy poinformowano o tym Ochrymowycza, ten stanowczo odmówił dalszej współpracy i w konsekwencji stracił życie.

    Operacje prowadzone przez komunistyczne organa bezpieczeństwa niewątpliwie przyniosły im duże sukcesy. Pomiędzy 1951 a 1954 r. Sowieci przechwycili cztery grupy kurierskie. Zlikwidowano 33 agentów SIS oraz CIA (dziesięciu zabito). Zdobyto dziesięć radiostacji. Pięciu emisariuszy wykorzystano do gier operacyjnych. Do Polski, jak czytamy w materiałach UB, do kwietnia 1954 r. "drogą morską, powietrzną i pieszą" przybyło "14 bojówek kuriersko-szpiegowskich, w skład których wchodziło 36 ludzi. Wszystkie te bojówki i ich drogi przerzutu kontrolowane były przez nas (...) część została zlikwidowana, część natomiast przerzucona na Ukrainę". Obok grupy spadochroniarzy zlikwidowanej w 1951 r. w lasach sieniawskich zniszczono także ekipę kurierską wysadzoną na brzeg z okrętu podwodnego. W kwietniu 1954 r. służby specjalne PRL postanowiły przerwać prowadzoną przez Leona Łapińskiego "Zenona" operację, ukrytą pod kryptonimem "C-l". Aresztowania objęły 86 osób związanych z siatką. W celu skompromitowania banderowców "w prasie polskiej i radzieckiej ukazały się oświadczenia niektórych aresztowanych, ujawniające kulisy i istotę działalności".

    Nie jest jasny wpływ, jaki miały sowieckie dezinformacje na wewnętrzne życie ukraińskiej emigracji. W maju 1953 r. odbyła się w Londynie IV konferencja ZCz OUN. Uznano na niej, że w sporach pomiędzy ZCz OUN a UHWR rozstrzygające słowo posiada CP OUN na Ukrainie. Bandera, opierając się na korespondencji otrzymywanej od Matwijenki, był pewien swojej pozycji. Tymczasem latem 1953 r. ZP UHWR otrzymało radiogram od "Łemisza".

    W depeszy zarzucano Banderze, że nie uznając ustaleń III Zjazdu zmierza w stronę dyktatury. W celu rozwiązania sporów proponowano powołanie kolegium w składzie L. Rebet, Z. Matła i S. Bandera, które zajęłoby się reorganizacją ZCz OUN, zgodną z linią programową CP OUN. Uhawerowcy treść radiogramu ujawnili w sierpniu 1953 r, w trakcie rozmów prowadzonych z ZCz OUN. Bandera i jego stronnicy zostali kompletnie zaskoczeni. Początkowo Bandera zgodził się na powołanie nowego triumwiratu. 28 grudnia 1953 r. wydano nawet wspólny komunikat w tej sprawie. Jednak już tydzień później oficjalnie odrzucił oskarżenia o chęć bycia dyktatorem i wycofał się z "trójki", uznając przedstawiony mu dokument za sowiecką fałszywkę. Oburzeni Matła i Rebet zaczęli jednoczyć swoich zwolenników, a 25 grudnia 1956 r. oficjalnie powołali nową strukturę: Organizację Ukraińskich Nacjonalistów za granicą (OUN-z), popularnie zwaną dwójkarzami. ZCz OUN oficjalnie powróciły do ideologii Doncowa.

    Kwestia radiogramu otrzymanego przez ZP UHWR do dziś nie znalazła pełnego wyjaśnienia. Po upadku ZSRR Kuk w publicznych wypowiedziach zaprzeczył, by kiedykolwiek przesłał go na zachód. Idąc tym tropem, Anatolij Rusnaczenko widzi tu sowiecką prowokację. Jednak, zdaniem Jurija Kyryczuka, Kuk może mijać się z prawdą, nie chcąc zrażać do siebie wywodzącego się w prostej linii od ZCz OUN środowiska Kongresu Ukraińskich Nacjonalistów, aktywnie uczestniczącego we współczesnym życiu politycznym Ukrainy. Za tą hipotezą może przemawiać fakt, iż "Łemisz" faktycznie opowiadał się wówczas po stronie UHWR, przekonany m.in. przez Ochrymowycza. Niemniej, z drugiej strony z materiałów Instytutu Pamięci Narodowej wynika, że list na zachód został przekazany "przez kanał kontrolowany przez KGB". Pozostaje natomiast niejasne, czy Sowieci jedynie znali treść przesyłanego listu, czy też byli jego autorami.

    W ramach reformy organów bezpieczeństwa ZSRR w 1954 r. powołano Komitet Bezpieczeństwa Publicznego - KGB. Władze zarządziły również zorganizowanie hucznych obchodów przypadającego na 1954 r. trzechsetlecia "zjednoczenia" Rosji z Ukrainą. W propagandzie nieustannie pojawiał się wątek o nierozdzielnym związku "dwóch bratnich narodów słowiańskich". Prowadzona indoktrynacja miała na celu wykształcenie w społeczeństwie ukraińskim przekonania, że jedynie w sojuszu z Rosją jest ono w stanie zrealizować swoje potrzeby narodowe.

    Republikańskie organa bezpieczeństwa wkładały wiele wysiłku, aby doprowadzić do schwytania lub likwidacji pozostałych jeszcze przy życiu członków CP OUN - Wasyla Hałasy i Wasyla Kuka. Kluczową rolę w prowadzonej operacji odegrało MWD obwodu chmielnickiego (wcześniej był to obwód kamieniecko-podolski). Wykorzystano do tego stworzony tam, wspominany już, legendowany okręgowy prowid OUN, na którego czele stał "Skob", czyli agent "N-26". "Skob" nawiązał kontakt korespondencyjny z "Orłanem" i roztoczył przed nim szerokie możliwości rozwoju ruchu nacjonalistycznego na wschodzie Ukrainy. Sowieci umiejętnie tworzyli wrażenie, że na wschodzie powstały znacznie lepsze warunki do prowadzenia dalszej podziemnej działalności niż w Galicji Wschodniej czy na Wołyniu. Potrzebni są jedynie ludzie, którzy taką walką by pokierowali...

    Zarówno "Orłan", jak i "Łemisz" nie mogli nie ulec tej kuszącej wizji. Wszelkie wątpliwości zagłuszano argumentem "Tam i śmierć przyniesie więcej pożytku". Najpierw do okręgu "Skoba" miał udać się Hałasa, a w wypadku powodzenia jego misji miał za nim podążyć sam "Łemisz". Do spotkania "Orłana" ze "Skobem" doszło w rejonie krzemienieckim. Hałasa spędził z nim dwanaście dni, zdradzając mu wiele tajemnic organizacji, m.in. niektóre kryjówki "Łemisza" i sposoby kontaktu. Podczas spotkania "Skob"-"N-26" ostatecznie przekonał "Orłana", że na wschodzie istnieją duże możliwości działania, a także, że można tam "łatwiej przeżyć". W końcu Hałasa razem z żoną i jednym członkiem ochrony udał się na wschód. 11 lipca 1953 r. doszło do spotkania z ludźmi "Skoba". "Na miejscu postoju - wspomina żona "Orłana" - czekał na nas świeży chleb, słonina, nawet pszenne bułki. Jakaż rozkosz, białego chleba nie widzieliśmy nawet na Wielkanoc. (...) Głodni, oboje zjedliśmy z apetytem i sen po prostu zwalił nas z nóg". Jak się okazało, uśpiono ich preparatem "Neptun-47" i rozbrojono. Przy Hałasie znaleziono notatnik z kontaktami.

    Był to dopiero początek polowania, w którym jednak Sowieci nie ustrzegli się błędów. Tuż przed odejściem na wschód Hałasa wysłał list do Kuka poprzez swojego łącznika "Bajdę". Zamiast pozwolić przekazać pismo Kukowi, dwanaście dni po aresztowaniu "Orłana" funkcjonariusze organów bezpieczeństwa zlikwidowali "Bajdę". Przejmując korespondencję, Sowieci wiedzieli również, iż wyznaczony do utrzymywania łączności pomiędzy Kukiem a Hałasą "Buryj" miał wyznaczone spotkanie z tym pierwszym na 20-21 września 1953 r. Mimo to kilkanaście dni przed tym terminem, 2 września, z nieznanych powodów "Burego" zlikwidowano.

    Ostatnim znanym Sowietom kanałem łączności prowadzącym do "Łemisza" byli jego łącznicy "Jurko" (NN) i "Krywoj" (NN). We wrześniu 1953 r. spotkali się oni z "łącznikami" "Orłana", przekazując dla niego od Kuka 20 tys. rubli. Sowieci poszli tropem obu partyzantów i otoczyli ich bunkier. W wyniku eksplozji wrzuconego do kryjówki granatu "Krywoj" zginął, natomiast "Jurko" został ogłuszony, wzięty do niewoli i zwerbowany. I to najprawdopodobniej on dotarł do Kuka oraz ukrywającej się z nim żony Uliany (Oksany Dołgowicz), uśpił za pomocą "Neptuna 47" i wydał w ręce Sowietów. Nieco inaczej rzecz całą przedstawia Georgij Sannikow. Wg niego jesienią 1953 r. do Kuka dotarł sowiecki agent "Partyzant" (NN), przezimował w kryjówce z dwoma jego łącznikami, po czym wiosną razem z nimi wyruszył na wschód. Sowieci obu partyzantów wciągnęli w pułapkę i wzięli do niewoli, a następnie jednego z nich, noszącego pseudonim "Czumak", skłonili do współpracy i wydania "Łemisza". Tak czy inaczej, 24 maja 1954 r., zdradzony przez łącznika, Wasyl Kuk z żoną został złapany. Wpadka Kuka oznaczała faktyczny koniec zorganizowanego podziemia OUN. Od tej pory dalszą działalność prowadziły jedynie niewielkie grupy członków podziemia, nie mające ze sobą kontaktu. Stopniowo również one były wybijane.

    Członkowie Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii w łagrach

    Oddzielną kwestią jest działalność członków OUN w łagrach. Jak wiadomo wielu uczestników i współpracowników podziemia skazywano na pobyt w ITŁ (isprawitielno-trudowyje łagieria), czyli w poprawczych obozach pracy. Celem ITŁ było nie tylko odizolowanie, ukaranie i reedukacja przeciwników politycznych oraz różnego rodzaju przestępców, ale także wykorzystanie siły roboczej więźniów. Pojawienie się w łagrach uwięzionych partyzantów tak Ukraińców, jak i np. Litwinów zmieniło sytuację więźniów politycznych. Dotąd zastraszani przez kryminalistów, tzw. blatnych, zaczęli w wewnątrzobozowej walce zyskiwać coraz większe wpływy. Aleksander Sołżenicyn w swoim monumentalnym Archipelagu GUŁag napisał: "Nie wiem, jak gdzie indziej (...) ale u nas zaczęło się to od przyjazdu transportu z Dubowki - składającego się w zasadzie z Zachodnich Ukraińców, OUN-owców (...) to oni ruszyli wóz z miejsca. Etap z Dubowki przywiózł do nas bakcyla buntu. Młodzi, silni chłopcy, wzięci prosto z partyzantki, rozejrzeli się po Dubowce, przejęła ich grozą ta śpiączka, to rabstwo - i chwycili za noże". Niemiec Artur Furman tak opisał bójkę pomiędzy banderowcami, a kryminalistami, która rozegrała się w jego baraku, kiedy ci pierwsi przyszli na pomoc gwałconej Ukraince: "Przyparci do ścian, bandyci próbowali schronić się za połamanymi stolami i krzesłami (...) Ukraińcy (...) rozproszyli bandytów na maleńkie grupki i wykłuli nożami. ťŚmierć MoskalomŤ - huczało w baraku, który przypominał rzeźnię".

    Byłym partyzantom udało się także przynajmniej ograniczyć panującą wśród więźniów plagę donosicielstwa. Oddajmy głos znowu Sołżenicynowi: "To była ferajna: miała swoje prawa, ale nowe i nieznane wśród nas, na przykład takie: ťkto ma nieczyste sumienie - musi zginąć tejże nocy!Ť. Teraz zabójstwa [donosicieli - G.M.] zdarzały się częściej niż ucieczki za czasów największego ich rozkwitu. Dokonywano ich w sposób bezwzględny i anonimowy (....) O wybranej godzinie - o piątej rano, gdy samotni nadzorcy otwierali z klucza barak i szli do następnego, a prawie wszyscy więźniowie jeszcze spali - zamaskowani mściciele cicho wkradali się do z góry oznaczonej sekcji, podchodzili do określonej wagonetki i bez wahania zarzynali obudzonego już i dziko wrzeszczącego albo jeszcze śpiącego zdrajcę. Sprawdzali, czy aby umarł na dobre i wychodzili spokojnie". Zimę w obozach norylskich tak wspominał Bohdan Pawliw: "Uciszyliśmy obozowych złoczyńców. Kto nie uciekł z zony, to trafił pod nóż, pod siekierę, młot, łom, kawałek deski, pod coś, co go uciszyło na zawsze".

    Byli ouenowcy chcieli także stworzyć tajną organizację, która w założeniu miała objąć wszystkie obozy, nawiązać kontakt z podziemiem na Ukrainie, a w wypadku wybuchu III wojny światowej wywołać na Dalekiej Północy powstanie i przejąć kontrolę nad łagrami. Snuto marzenia o ewakuacji drogą morską po sukcesie powstania wszystkich więźniów. Ukraińcy próbowali skoordynować swoje przygotowania z Litwinami, Łotyszami i Estończykami. Nie najlepiej układała się natomiast, czemu nie należy się dziwić, współpraca z Polakami. Lepiej wyglądały relacje z Niemcami.

    Już w 1945 r. (według innej wersji w 1947) uwięziony w 1940 r. członek OUN, mąż Kateryny Zaryćkiej, Mychajło Soroka *[Mychajło Soroka (27 III 1911-16 VI 1971). Urodzony we wsi Wełyky Hnyłyci w Tarnopolskiem. Studiował w Pradze architekturę. Członek "Płastu", Junaków OUN, wreszcie OUN. Skazany w 1937 r. na pięć lat więzienia przez polskie władze. Wyszedł na wolność we wrześniu 1939 r. z więzienia w Grodnie. Ożenił się po uwolnieniu z Katarzyną Zaryćką (mieli syna Bohdana). Aresztowany w marcu 1940 r. przez Sowietów i skazany na osiem lat łagrów. Twórca organizacji OUN w łagrach. W 1952 r. skazany na karę śmierci, zamienioną na 25 lat łagrów. W latach sześćdziesiątych odbywał karę w łagrach Mordowii, gdzie zmarł. We wrześniu 1992 r. jego prochy sprowadzono do Lwowa i pochowano na Cmentarzu Łyczakowskim w jednym grobie z żoną.] stworzył w jednym z łagrów Workuty zaczątki "OUN-Północ" (Piwnicz), znanej też jako "Zapolarny Prowid OUN" ("Prowid OUN za Kołem Polarnym"). Ważnym celem organizacji było organizowanie samopomocy więźniów. Ouenowcy starali się wyłowić z transportów swoich towarzyszy broni i roztoczyć nad nimi opiekę, chronić ich przed kryminalistami, nauczyć poruszania się w rzeczywistości "nieludzkiej ziemi", wreszcie najbardziej zaufanych włączyć do pracy w organizacji.

    W 1948 r. Soroce skończył się otrzymany w 1940 r. wyrok ośmiu lat łagrów, jednak nie mogąc i tak powrócić na Ukrainę, zgodził się dalej pracować, już z własnej woli, w Workucie w kantorii topograficzno-geodezyjnej. Jednocześnie udało mu się uzyskać przepustkę pozwalającą na wyjazdy na Ukrainę zachodnią. Dzięki temu nawiązał kontakt z UPA, spotykał się m.in. z łączniczką Szuchewycza Hałyną Didyk, Ołeksą Hasynem i Osypem Diakiwem. Na przełomie 1949/1950 r. lagrową OUN dotknęły jednak aresztowania. Sowieci uwięzili trzon kierownictwa organizacji. Samego Sorokę aresztowano w 1949 r. we Lwowie i wywieziono do Krasnojarska, a w 1952 r. skazano na karę śmierci zamienioną na kolejnych 25 lat ITŁ. Karę miał odbyć w Kengirze w północnym Kazachstanie. Organizacja, pomimo wsypy, ponoć działała dalej, ale z pewnością już nie z takim rozmachem.

    Inna organizacja - "Piwniczne siajwo" - powstała w Minłagu w Incie. We wrześniu 1949 r. stworzono plany wywołania powstania, w którym mieli wziąć udział więźniowie wszystkich narodowości. Plany powstańcze Sowieci poznali dzięki agentowi Mykole Łapinowi. W lutym 1950 r. aresztowano 31 osób, z których co najmniej dziesięć rozstrzelano (wśród nich siedmiu Ukraińców).

    Ukraińcy brali również udział w buntach, do których doszło w łagrach po śmierci Stalina, m.in. w Norylsku, Workucie i Kengirze. W Norylsku doszło do strajku zaraz po śmierci Stalina. Komisja, która przyjechała z Moskwy, po pertraktacjach spełniła część żądań więźniów, ale gdy organizatorów strajku dotknęły represje ponownie zastrajkowano. 1 lipca 1953 r. oddziały MWD siłą stłumiły strajk, zabijając 152 łagierników. Latem 1953 r. wybuchł strajk w Workucie. Więźniowie domagali się zwolnienia części skazanych (m.in. kobiet po 50 i mężczyzn po 55 roku życia), zgody na odprawianie nabożeństw, ponownego rozpatrzenia spraw sądowych, uwolnienia tych, którzy siedzieli powyżej pięciu lat. 1 sierpnia 1953 r. batalion MWD (nadzorowany przez generalnego prokuratora ZSRR Rudenkę i gen. Masliennikowa) utopił bunt we krwi. Pacyfikacja najpierw dotknęła kopalnię nr 29, gdzie większość stanowili byli członkowie OUN i UPA. Do podobnych wydarzeń doszło w 1954 r. w Kengirze, gdzie był uwięziony Soroka. Rozpoczęty 17 maja 1954 r. strajk 26 czerwca Sowieci, za pomocą czołgów, krwawo stłumili.

    Warto wspomnieć jeszcze o powstałej w czerwcu 1956 r. k. Inty organizacji "Ob'jednannia" ("Zjednoczenie"). Zarówno jej program, jak i statut "podkreślały swój organiczny związek z OUN". Główny nacisk członkowie konspiracji kładli jednak na pracę propagandową, do stosowania terroru indywidualnego zamierzano uciekać się jedynie w przypadku absolutnej konieczności. Piętnastoosobową grapą kierował Jarosław Hasiuk. Składała się ona z nasiedleńców (dawnych więźniów, którym nie wolno było powrócić do swojego miejsca zamieszkania). Nawiązali oni kontakt z Ukrainą, dokąd przerzucali ulotki. W czerwcu 1959 r. uczestnicy organizacji zostali aresztowani, a następnie skazani na długoletnie więzienie. Jeden z najwyższych wyroków (dwanaście lat więzienia) otrzymał Hasiuk.

    Ukraińscy "niezłomni"

    Choć wpadka Kuka oznaczała kres istnienia zorganizowanego podziemia - nie oznaczała jednak końca jego działalności. Pozostały nieliczne, odizolowane grupy, trzymające się kurczowo terenu i prowadzące ograniczoną działalność partyzancką. Pewna grupa osób ukrywała się korzystając z pomocy rodziny i znajomych nie prowadząc już żadnych akcji, ale też nie zamierzając się oddawać dobrowolnie w ręce "sowieckiej sprawiedliwości". Władze oceniały, że na 1 maja 1955 r. prowadziło aktywną działalność jeszcze pięćdziesięciu "uzbrojonych bandytów". Najwięcej, bo aż szesnastu, miało swoje kryjówki w obwodzie stanisławowskim, dziesięciu w obwodzie wołyńskim, siedmiu w drohobyckim, sześciu w rówieńskim, pięciu w lwowskim, czterech w tarnopolskim i dwóch w żytomierskim. 34 z nich tworzyło dwanaście grup partyzanckich (po dwie-cztery osoby każda), pozostali działali pojedynczo. Jednocześnie Sowieci poszukiwali 475 ukrywających się członków OUN. Najwięcej ściganych przypadało na obwód lwowski - 165.

    Sowieci różnie podawali aktywność resztek podziemia. Według jednych danych w latach 1955-1956 miało miejsce 35 akcji, w wyniku których zginęło dziesięć osób. Zanotowano też piętnaście prób zabójstwa. Inne dane mówią o piętnastu zabójstwach i szesnastu próbach ich dokonania w tym czasie. W latach 1954-1959 Sowieci przypisali podziemiu zorganizowanie 159 zamachów, podpalenie 94 kołchozowych budynków oraz ok. 5,5 tys. wypadków rozrzucania literatury nacjonalistycznej. Zlikwidowali w tym czasie 183 uzbrojone grupy nacjonalistów. W celach propagandowych przeprowadzili czternaście publicznych procesów, na których osądzono 51 członków UPA, 24 z nich skazano na karę śmierci.

    Likwidacja resztek podziemia zbiegła się z odwilżą postalinowską. Otwarte pozostaje pytanie, na ile poluzowanie represyjności systemu wpłynęło na ostateczny spadek poparcia dla podziemia, choć możemy się domyślać, że miało to duże znaczenie. Z odwilżą pojawiło się też zjawisko powrotu do domów osób wysiedlonych w głąb ZSRR. Łagiernicy i spiecposieleńcy wracali do swoich wiosek, gdzie zupełnie się tego nie spodziewano. Przedstawiciele lokalnych struktur partyjnych i administracyjnych natychmiast zaczęli zasypywać "górę" pismami w celu zahamowania tego procesu. Wskazywano na kłopoty ekonomiczno-socjalne, jakie wywołuje powrót łagierników (w zarekwirowanych domach wysiedleńców mieszkali już nowi właściciele) i sugerowano, że ludność źle przyjmie fakt powrotu "bandytów". I w tym ostatnim było ziarnko prawdy. Dawni partyzanci stawali się dla lokalnych działaczy poważnym zagrożeniem. Do władz napływały informacje o groźbach, jakie byli partyzanci wysuwają pod adresem tych, którzy przyczynili się do ich aresztowania. Notowano wypadki pobić, podpaleń gospodarstw, a nawet zabójstw takich osób. Skłoniło to organa bezpieczeństwa do poddania amnestionowanych inwigilacji, m.in. perlustrowano (tj. przeglądano) prowadzoną przez niech korespondencję. Wynikało z niej, iż byli partyzanci nie zmienili swojego niechętnego nastawienia do władz komunistycznych, ale jednocześnie często spotykali się z ostracyzmem sąsiadów. Iwan Jaremin do swego przyjaciela na zesłaniu Petra Hawletiuka napisał m.in.: "Piotruś, jeśli byś teraz zobaczył tutejsze życie, to nigdy byś nie uwierzył, że może się tak zmienić (...) oni patrzą na takich, jak my jak na zwierzęta. (...) Były nawet wypadki, że naskakiwali na mnie z nożem (...) ale ja się nie przestraszyłem, jeszcze umiem z takimi rozmawiać". Wasyl Szpylka w liście do swojego brata Iwana służącego w armii stwierdził: "w Łyskowie (...) nie chcieli wierzyć, że wrócę. (...) Teraz (...) jakby kto im ogony poobcinał. (...) Josif, to nawet nie spał w domu. Gad myślał, że przyjdę z nim się rozliczyć, ale niech jeszcze trochę poczeka". I jeszcze jeden fragment, z listu Stepana Hrycyna do kolegi z łagru: "Wioska zmieniła się nie do poznania, ludzie stali się inni. Tam, gdzie wcześniej była miłość i przyjaźń, teraz nienawiść i nieprawda, sprzedajność na każdym kroku, wychowują ťjanczarówŤ z którymi trudno mi rozmawiać, a w danej chwili nie czas się rozprawić".

    9 listopada 1956 r. Prezydium Rady Najwyższej USRR przyjęło ustawę zabraniającą byłym partyzantom ponownego osiedlania się w zachodnich obwodach Ukrainy. Samowolne powroty były zagrożone karą do trzech lat zesłania. Jednocześnie nakazano wyjazd wszystkim, którzy w międzyczasie zdążyli powrócić. Do końca 1956 r. spośród 60 tys. osób, które powróciły w rodzinne strony po zwolnieniu z łagrów, ok. 6 tys. zmuszono do ponownego wyjazdu.

    Równolegle trwało polowanie na pojedyncze grupy ciągle jeszcze ukrywających się upowców. Niekiedy dochodziło przy tym do zaciętych starć. Być może ostatnią większą potyczką stoczoną przez podziemie, w której Sowieci ponieśli znaczne straty, był bój w chutorze Wygon na Wołyniu. 28 października 1953 r. MWD otrzymało informację, iż od dawna poszukiwany nadrejonowy prowidnyk H. Hruszeweć "Choma" znajduje się w chutorze Wygon k. wsi Sielec rej. Gołąb w obwodzie wołyńskim. Obławę przeprowadziła grupa dwudziestu żołnierzy MWD, dowodzona przez kpt. Biełyja oraz kilku pracowników operacyjnych na czele z ppłk. Rożkowem. 30 października 1953 r. o godz. 7.30 Sowieci otoczyli gospodarstwo S. Hetmańczuka, u którego ukrywali się partyzanci. Podczas przeszukiwania doszło do strzelaniny. Kpt. Biełyj rozkazał żołnierzom tworzącym linię okrążenia otworzyć ogień, jednak pomiędzy sowiecką linią a domem, za dwoma stertami słomy zaległ ppłk Rożków z kilkoma funkcjonariuszami, co ograniczyło jego skuteczność. Tymczasem partyzanci silnym ogniem prowadzonym ze strychu ok. godz. 9 śmiertelnie ranili szeregowego Siewierjuchina. Gdy zapalił się dom Hetmańczuka, "Choma" pod osłoną dymu podjął próbę wyrwania się z pułapki. Wtedy dostrzegł leżących za słomą funkcjonariuszy i puścił w ich kierunku piekielnie celną serię erkaemu, zabijając Rożkowa oraz drugiego funkcjonariusza, a trzeciego śmiertelnie raniąc (zmarł w szpitalu). Musiał jednak przerwać ogień, gdyż rzucił się na niego pies wypuszczony przez Sowietów. Dzięki temu szeregowi Awdieiew i Kuźmin zastrzelili "Chomę". Jednocześnie zginął w budynku ochroniarz "Chomy" "Stepan". Walka skończyła się o godz. 9.30. Miejscowa ludność nie mogła uwierzyć w informacje o śmierci "Chomy" i tłumnie przychodziła obejrzeć jego wystawione przed siedzibą MWD zwłoki, by upewnić się, że rzeczywiście nie żyje. Straty poniesione przez Sowietów okazały się jednak niezwykle wysokie - czterech zabitych, w tym ppłk MWD.

    17 stycznia 1954 r. we wsi Bucyń Sowieci zlikwidowali prowidnyka kowelskiego okręgu OUN W. Sementuka "Jarego". 17 maja 1954 r. odkryto bunkier, w którym ukrywał się płk UPA Mykoła Twerdochlib "Hrim". Twerdochlib z żoną Olhą Herasymowycz popełnili samobójstwo. Do niewoli dostała się natomiast Hanna Popowycz "Róża", parę lat wcześniej uwolniona ze szpitala w Nadwornej (skazano ją na 25 lat, z których dziesięć odsiedziała).

    W rejonie wsi Maniawa obwodu stanisławowskiego działała czteroosobowa grupa byłego dowódcy ekipy kurierskiej Krajowego Prowidu UPA Zachód-Karpaty dowodzona przez Dmytro Rogiza "Zuba". 16 czerwca 1955 r. dwaj uczestnicy tej grupy "Ostap" (NN) i Józef Pawłuszynśkyj "Bogdan" zabrali przewodniczącemu jednej z gminnych spółdzielni 14 642 ruble. Była to ostatnia akcja oddziału. W wyniku operacji KGB przeprowadzonej od 3 do 9 lipca 1955 r. schwytano "Ostapa" i "Duba". 6 sierpnia 1955 r. o godz. 19.00 do siedziby KGB w Sołotwinie zgłosił się gospodarz ze wsi Maniawa, który poinformował, gdzie ukrywają się pozostali dwaj partyzanci. Godzinę później grupa operacyjna KGB otoczyła wskazany dom. "Zub" i "Bogdan" zginęli podczas strzelaniny. Kagebisci znaleźli przy nich dwa karabiny i dwa pistolety.

    Na granicy obwodu lwowskiego i drohobyckiego działała grupa "Skorego" ("Skoryj"). W drugiej połowie 1954 r. partyzanci właściwie przerwali prowadzenie akcji zbrojnych. Dopiero w nocy z 31 lipca na 1 sierpnia 1955 r. upowcy napadli na sklep we wsi Iłów. Po zabraniu towarów "Skoryj" zostawił zaświadczenie, że rekwizycji dokonano dla celów podziemia. KGB zintensyfikował działania operacyjne, mające na celu likwidację grupy. Dzięki temu w połowie sierpnia 1955 r. partyzanci zostali osaczeni w gospodarstwie we wsi Basówka. Na wezwanie do poddania się odpowiedzieli ogniem. W wyniku starcia "Skoryj" zginął, zaś "Kruk" i ciężko ranna "Andrijka" dostali się do niewoli. Na podstawie informacji otrzymanych od "Kruka" Sowieci osaczyli we wsi Pieski i skłonili do poddania się ostatniego członka oddziału "Hucuła".

    2 października 1955 r. zabito jednego z ostatnich partyzantów na Wołyniu S. Lynnyka, "Serhija". W Stanisławowskiem 20 października 1956 r. zginął kierownik bojówki OUN Wasyl Sanitowycz "Karyj", a 1 sierpnia 1958 r. nadrejonowy prowidnyk OUN Stepan Koz'myn "Marko".

    W grudniu 1958 r. Sowieci aresztowali członków powstałej w Stanisławowie "Zjednoczonej Partii Wyzwolenia Ukrainy". Ośmiu jej najaktywniejszych członków otrzymało wyroki od dwóch do dziesięciu lat łagru. W 1959 r. KGB wpadło na trop "piątki" OUN działającej we wsiach Zalesie i Woroniaki w rej. złoczowskim obwodu tarnopolskiego. Czterech członków organizacji mieszkało w Zalesiu, zaś jeden w Woroniakach. 31 stycznia 1959 r., punktualnie o godz. 5.00, pięć grup operacyjnych, każda złożona z pięciu żołnierzy KGB z 12 Oddziału Strzelców Zmotoryzowanych wtargnęło do gospodarstw podejrzanych. "Rewizji podlegały - czytamy w sprawozdaniu KGB - wszystkie pomieszczenia mieszkalne i gospodarskie, a także teren przy budynkach. Ze wszystkich pomieszczeń gospodarskich wynoszono słomę, siano i wszelkie inne rzeczy. Każdy metr ziemi był uważnie oglądany i kłuty specjalnymi przyrządami (szczupami), następnie dobytek zanoszono z powrotem na to samo miejsce". Podczas rewizji znaleziono obrzyn, rewolwer nagan a u gospodarza z Woroniak - literaturę nacjonalistyczną i anty sowieckie ulotki.

    Kiedy dobijano ostatnich działaczy podziemia, trwała gra komunistycznych służb specjalnych ze środowiskami ukraińskiej emigracji. W 1954 r. po kompromitującej ZCz OUN wpadce siatki "Zenona" w Polsce Brytyjczycy zerwali współpracę z Ukraińcami. Na przełomie 1954/1955 r. ZCz OUN zawarły porozumienie z wywiadem włoskim, które dawało im możliwość szkolenia kurierów i pozyskiwania odpowiednich funduszy dla działalności organizacyjnej. Prowadzona w dalszym ciągu, jak się wydaje, przez Sowietów za pośrednictwem Matwijenki gra radiowa podtrzymywała złudzenia Bandery i jego otoczenia o istnieniu na Ukrainie silnego podziemia. Nic więc dziwnego, że nie rezygnowano z planów wysyłania na wschód kolejnych grup kurierskich. Wysłana w 1955 r. czteroosobowa bojówka została zlikwidowana w Czechosłowacji. W 1957 r. ZCz OUN wysłały kolejnych czterech kurierów. Dwaj z nich zatrzymali się w Polsce z zadaniem zbadania okoliczności wpadki siatki "Zenona" i pomimo wysiłków peerelowskiej Służby Bezpieczeństwa po dwóch miesiącach w październiku 1957 r. powrócili do RFN. Dwaj pozostali dotarli aż na Ukrainę i tam zostali szybko zatrzymani przez KGB. W końcu lipca 1959 r. do Polski przybyła następna trzyosobowa grupa kurierów, z których dwóch aresztowano i zwerbowano do współpracy, a o trzecim nie posiadamy informacji.

    Działalność ukraińskich środowisk wywołała irytację Kremla. I sekretarz KC KPZR, Nikita Chruszczow, mający "osobiste" porachunki z nacjonalistami, nakazał Szelepinowi, szefowi KGB, zlikwidować kierownictwo emigracyjnego OUN. Cała operacja miała zostać przeprowadzona skrycie, za pomocą specjalnego pistoletu z trucizną, wywołującego u zamordowanego objawy podobne do ataku serca. Dzięki temu Sowieci mogli liczyć, że zabójstwa nie wyjdą na jaw, ewentualnie zostaną odebrane jako wewnętrzne porachunki w łonie OUN. Wykonanie zadania powierzono Bohdanowi Staszynśkiemu. Sowieci na pierwszy cel wybrali Lwa Rebeta, przywódcę OUN-z. Organizacja ta współpracowała z "głównym wrogiem", czyli USA i dlatego w sowieckiej opinii była uznawana za groźniejszą dla ZSRR niż ZCz OUN. 12 października 1957 r. Staszynśkyj zlikwidował L. Rebeta, a dwa lata później, 15 października 1959 r., także Banderę. Przebieg likwidacji został wysoko oceniony przez "kierownictwo radzieckie", gdyż Aleksander Szelepin odznaczył Staszynśkiego Orderem Czerwonego Sztandaru. Sprawa zapewne nigdy nie zostałaby wykryta, ale w 1961 r. Staszyński pod wpływem żony zbiegł do Niemiec i ujawnił prawdę, zamieniając sowiecki sukces w propagandową porażkę. Kompromitacja nie przeszkodziła komunistycznej propagandzie w całym bloku twierdzić, że śmierć Bandery była efektem wewnętrznych porachunków wywiadów. Jedynym efektem sowieckiej operacji stało się ostateczne przypieczętowanie opinii o Banderze jako męczenniku sprawy narodowej.

    Likwidacji obu liderów towarzyszyła szeroka akcja propagandowa przeprowadzona na Ukrainie. Kończąc prowadzoną grę, Sowieci skłonili Matwijenkę, Kuka i Hałasę do wydania publicznych oświadczeń potępiających walkę zbrojną i wzywających do jej zaprzestania. Kuk tak później mówił o swoim liście: "Infiltracja KGB była tak duża, a systemy prowokacji tak rozbudowane, że wszelkie działania konspiracyjne musiały ponieść klęskę. Szkoda było ludzi marnować. Przywódcy na emigracji tego nie wiedzieli, bo się zupełnie oderwali od sowieckich realiów".

    Jednocześnie w 1959 r. doszło do pokazowych procesów ouenowców w kilku miastach Ukrainy zachodniej, w czasie których zapadły wyroki śmierci. W ich trakcie mocno akcentowano zbrodniczość działań OUN. Niebawem doszło w Polsce do procesu jednego z dowódców UPA Iwana Szpontaka "Zaliźniaka". Zbieżność dat zdaje się wykluczać możliwość przypadku.

    Wydane oświadczenia były dla działaczy ukraińskich na emigracji szokiem. Okazało się, że przez kilka lat brano złudzenia za rzeczywistość, wierząc w istnienie na Ukrainie dobrze zakonspirowanego podziemia. Jeszcze bardziej dziwne może się wydawać, iż w następnych latach ZCz OUN dalej próbowały tworzyć zakonspirowane komórki w ZSRR i Polsce, niejednokrotnie dając się nabrać na komunistyczne prowokacje. Ostatnią grę operacyjną (ukrytą pod kryptonimem "Bumerang") z emigracyjnym środowiskiem banderowskim funkcjonariusze KGB i polskiego MSW zakończyli we wrześniu 1988 r. wspólną konferencją prasową w Kijowie.

    Likwidacja ostatniej grupy partyzanckiej w 1960 roku

    Ostatnia zbrojna grupa OUN-B (czy może raczej należałoby napisać post-upowska) dotrwała do 1960 r. W jej skład wchodziły trzy osoby: Petro Pasicznyj (były członek podolskiego okręgowego prowidu OUN), jego żona Marijka Palczak oraz Ołeh Cetnarśkyj. Pasicznyj (ur. 1927) działał w konspiracji od 1944 r. Marijka Palczak (ur. 1922) miała podobny staż konspiracyjny, choć prawdopodobnie przez pewien czas żyła legalnie - zaczęła się ukrywać ponownie w 1952 r. Najmłodszy z całej grupy, Cetnarśkyj (ur. 1938) w podziemiu znalazł się w 1956 r. Według KGB przed tą datą dokonał kilku rabunków i to go skłoniło do przystąpienia do partyzantki. Grupa działała w rejonie podhajeckim, na styku obwodów tarnopolskiego i stanisławowskiego. Nie znamy zbyt wielu szczegółów jej działalności. W 1959 r. partyzanci napadli na dwa wiejskie sklepy: w wiosce Zowcze w obwodzie stanisławowskim i Koto wie w obwodzie tarnopolskim. Mieli też ograbić wiele prywatnych osób w rejonie podhajeckim. W czerwcu 1959 r. ouenowcy podjęli nieudaną próbę zlikwidowania st. lejtn. KGB Podłubnego. W nocy z 12 na 13 października 1959 r. zastrzelili k. wsi Trościaniec lejtn. KGB Wiktora Storożenkę.

    Bez wątpienia działalność grupy miała charakter polityczny. Tak właśnie oceniały ją sowieckie służby specjalne. Czytamy: "Bandyci terroryzowali sowiecki aktyw partyjny i miejscową ludność (...) Wszystkie ich działania były skierowane na zerwanie przedsięwzięć podejmowanych przez władze sowieckie".

    Śmierć Storożenki sprawiła, że dla KGB zniszczenie oddziału stało się celem priorytetowym. Pierwsze przygotowania do operacji likwidacji partyzantów miały miejsce jesienią 1959 r., ale ostatecznie postanowiono przeprowadzić ją wiosną 1960 r., kiedy ci wznowią działalność. Projekt operacji, zaplanowanej na 12-15 kwietnia 1960 r., zatwierdzili dowódca 12 Oddziału płk Priach oraz naczelnik KGB obwodu tarnopolskiego płk Zołotowierchnij. Do jej przeprowadzenia wyznaczono 220 żołnierzy 2 dywizjonu 12 Oddziału Strzelców Zmotoryzowanych KGB, wyposażonych w broń maszynową oraz psy pościgowe.

    12 kwietnia 1960 r. o godz. 2.00 2 dywizjon wyjechał ze Lwowa. Zablokowano jednocześnie trzy gospodarstwa w rej. Podhajce, u których przypuszczalnie znajdowali się "bandyci", oraz ewentualne trasy przemarszu grupy. O godz. 8.45 zaczęto rewizję. Do godz. 15.30 nie znaleziono jednak niczego podejrzanego, jedynie w domu Zofii Kulisz z chutoru Dubrowa natrafiono na literaturę nacjonalistyczną. Po nocy spędzonej w Podhajcach 13 kwietnia żołnierze KGB przystąpili do przeszukiwania kompleksu leśnego (z szybkością czterystu metrów na godzinę!), w którym miały znajdować się ukrycia partyzantów. I tym razem niczego nie znaleziono. KGB uzyskało jednak informację, że kilka dni wcześniej w lesie k. wsi Szumljany widziano trzy osoby z bronią. Dlatego 14 kwietnia rozpoczęto "czesanie" lasów w okolicy tej miejscowości (z szybkością 1 km/godz.). Ok. godz. 15.30 sierżant Bacharczuk zauważył trzy osoby idące w kierunku chutoru Łazy. Natychmiast o tym poinformował przełożonych. W tym momencie zauważył partyzantów także dowódca 5 plutonu kpt. Kuźmin i krzyknął "stój!". Partyzanci otworzyli ogień, raniąc jednego z kagebistów i rzucili się do ucieczki w różnych kierunkach - mężczyźni na północ i wschód, zaś kobieta na południe. Jednak nie mieli szans. W rezultacie krótkiego starcia obaj mężczyźni zginęli, zaś kobieta ranna dostała się do niewoli. Sowieci zdobyli: karabin automatyczny, dubeltówkę i cztery pistolety (w tym Makarowa zabitego kagebisty), jak również nacjonalistyczne ulotki. Za swoją działalność Marijka Palczak otrzymała wyrok piętnastu lat więzienia, który odsiedziała w całości.

    Zlikwidowana grupa była ostatnią, jaka pozostała z niegdyś rozległego podziemia OUN-B i UPA. Po jej likwidacji w terenie pozostali jedynie pojedynczy członkowie OUN i UPA, którzy ukrywali się latami w wymyślnych bunkrach. 20 października 1960 r. w rejonie podhajeckim po kilku dniach poszukiwań znaleziono kryjówkę i wzięto do niewoli Mychajło Perehynecia "Biełyja". W rejonie Skole Sowieci ostatniego partyzanta Petro Korczyńskiego "Stryjko" zlikwidowali w 1962 r. Dmytro Kozłowskiego "Hołuba" KGB odkryło przypadkowo we wsi Słoboda rej. Turka 15 grudnia 1980 r. Członek SB OUN Mykoła Mańowśkyj ukrywał się w gospodarstwie swojej żony Hanny Mańowśkiej we wsi Uhryn, rej. Czortków od 1947 r. do śmierci w lutym 1989 r. W kryjówce przetrwał 42 lata. Po jego śmierci żona pochowała ciało na skraju wsi w tajemnicy. 11 lipca 1992 r. został uroczyście ekshumowany i pochowany na miejscowym cmentarzu. J. Hałaszczuk w kryjówce u siostry k. Tłumacza przetrwał 44 lata. Ujawnił się w sierpniu 1991 r. po ogłoszeniu niepodległości Ukrainy.

    Oddzielny problem stanowią grupy, które stanowiły bliższą lub dalszą ideową kontynuację OUN. Wśród nich należy wymienić Ukraiński Komitet Narodowy (UNK) oraz Ukraiński Front Narodowy (UNF). Pierwszą z nich KGB zlikwidował w 1961 r., a drugą w 1967 *[UNK założyli dwaj młodzi lwowscy robotnicy Bohdan Hrycyna i Iwan Kowal. Drugi z nich był wysiedleńcem z Polski. W rozmowach uznali oni, że kiepski stan materialny ludności wynika z faktu, iż Ukraina nie posiada ani narodowej, ani gospodarczej samodzielności, a kierownicze stanowiska zajmują Rosjanie i komuniści. Tego typu rozmowy prowadzone w latach 1956-1957 doprowadziły ich do konkluzji stworzenia podziemnej organizacji wzorowanej na OUN, którą nazwali UNK. W 1958 r. istniał już zarys przyszłej organizacji. W połowie 1961 r. grupa liczyła ok. dwudziestu ludzi. Celem ich było wywalczenie niepodległego i narodowego państwa ukraińskiego. Mniej więcej połowę z nich stanowili wysiedleni z Polski. Jedenastu z nich miało doświadczenie udziału w organizacjach młodzieżowych lub UPA ewentualnie było karanych za współpracę z UPA. W rozmowach wprowadzających mówiono kandydatom, że w wypadku nowej wojny Polacy na pewno będą chcieli odzyskać Lwów i dlatego należy z nimi bić się o to miasto. W dziewięciopunktowym programie była też mowa o "wysiedleniu za granicę państwa wszystkich innych narodów". Według Rusnaczenki była to reakcja na wysiedlenie Ukraińców z Polski. W ulotkach komitetu mówiło się, że "Rosjanie i Żydzi (...) starają się za wszelką cenę zniszczyć narodowy i patriotyczny duch narodu ukraińskiego (...) niewolą nas, zabrali nasze ziemie, a nas nazywają ukraińskimi burżujami i nacjonalistami".]. O ile jednak w UNK dopuszczano możliwość wywołania powstania i zbierano broń w celu likwidacji sowieckiej agentury, to działalność UNF ograniczała się już tylko do działań propagandowych. Kolejne grupy opozycyjne "szestydesiatnykiw", dalekie od idei integralnego nacjonalizmu, stawiały już zdecydowanie na uzyskanie niepodległości drogą pokojową.

    "Walka OUN-UPA - pisze Jurij Kyryczuk - z władzą radziecką była pojedynkiem Dawida i Goliata. Jednak, niestety, nie zakończyła się ona zgodnie z biblijnym scenariuszem". Bilans tych długoletnich zmagań był tragiczny. Oblicza się, że w trakcie zwalczania UPA Sowieci zabili 153 tys., aresztowali 134 tys. i deportowali ponad 203 tys. mieszkańców zachodnich obwodów Ukrainy.

    Nie jest jasna sprawa strat poniesionych w tym czasie przez Sowietów. W kwietniu 1973 r. 10 wydział KGB USSR (archiwalno-statystyczny) na rozkaz jego naczelnika W. Fedorczuka dla potrzeb Rady Najwyższej USRR przygotował statystyczne zestawienie strat sowieckich za lata 1944-1953. Według tego opracowania w tym okresie z ręki OUN-B i UPA zginęło 30 676 osób, z czego:

    • żołnierzy: pracowników NKGB-MGB - 687; pracowników NKWD (organów spraw wewnętrznych) - 1864; żołnierzy wojsk wewnętrznych, pogranicznych i Armii Czerwonej 3199; żołnierzy IB - 2590. W sumie: 8340;
    • przedstawicieli organów władzy radzieckiej: deputowanych Rady Najwyższej USRR - 2; przewodniczących obłwinkonkomiw - 1; komitetów miejskich - 8; komitetów rejonowych - 32, rad wiejskich - 1454, innych radzieckich pracowników - 1235;
    • pracowników organów partyjnych: sekretarzy komitetów miejskich - 5, rejonowych - 30, innych 216;
    • pracowników organów komsomolskich: sekretarzy komitetów obwodowych - 1; miejskich - 2; rejonowych - 44; innych - 160;
    • pracowników kołchozów: przewodniczących kołchozów - 314, mieszkańców kołchozów i wsi 15 355;
    • robotników - 676;
    • przedstawicieli inteligencji: 1931, w tym 50 księży;
    • dzieci, starców, gospodyń domowych - 860.
    Najwięcej osób zginęło w roku 1945 - 3451, najmniej w 1953 - 30.

    W obwodzie wołyńskim zginęło 3500 osób; zakarpackim 48; iwano-frankiwskim (stanisławowskim) - 10 527; drohobyckim i lwowskim - 7968; rówieńskim - 3997; tarnopolskim - 3557; czemiowieckim - 796; chmielnickim - 133; żytomierskim - 150. W tym okresie podziemie przeprowadziło 14 424 akcje zbrojne.

    Grzegorz Motyka

    Źródło: Grzegorz Motyka "Ukraińska partyzantka 1942-1960.
    Działalność Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów
    i Ukraińskiej Powstańczej Armii", Wydawnictwo Rytm, 2015.

Powrót do strony głównej serwisu "Wołyń naszych przodków" www.nawolyniu.pl