Spis artykułów
To UPA ponosi winę (w sprawie operacji "Wisła")

Ewa Siemaszko


    Spalona przez UPA polska wieś Bukowsko, 1946 r.
    (fot. Stanisław Potocki, Muzeum Historyczne w Sanoku)

    Czy chcemy, aby opinia na świecie uznała, że to Polacy dokonali zbrodni na Ukraińcach - takiej samej, jakiej ofiarą padli na Kresach?

    O operacji "Wisła" z Ewą Siemaszko rozmawia Tomasz Stańczyk.

    Tomasz Stańczyk: Co pani sądzi o określeniu przesiedleń jako zbrodni komunistycznej, tak jak jest to zapisane w projekcie uchwały sejmowej potępiającej akcję "Wisła"?

    Ewa Siemaszko: Taki termin jest pewnego rodzaju nadużyciem. Wykorzystuje się fakt, że wówczas władzę sprawowali komuniści, pomijając przyczyny i cel operacji "Wisła". Prostuję: nie akcja, lecz operacja "Wisła", gdyż były to działania wojskowe, dodam nie w zamiarze zniszczenia Ukraińców jako grupy narodowościowej, tak jak to było w przypadku ludobójstwa dokonanego przez UPA na Polakach na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, lecz w celu zlikwidowania antypolskiego podziemia ukraińskiego.

    Niezależnie od tego, jak określimy charakter przesiedleń Ukraińców, czy były one naprawdę niezbędne?

    Przesiedlenia były koniecznością wywołaną działalnością UPA. Przez dwa powojenne lata państwo nie radziło sobie z tym problemem. A żaden kraj nie może się godzić na istnienie irredenty i na kwestionowanie przez nią granic, bez względu na to, czy jest to państwo komunistyczne, czy o jakimkolwiek innym ustroju. Gdyby powojenne państwo polskie było kontynuacją II Rzeczypospolitej, może nawet wcześniej przystąpiłoby do radykalnych rozwiązań.

    Uważa pani, że demokratyczne władze Polski także zdecydowałyby się na przesiedlenia Ukraińców?

    Tak, bo nie mogłyby tolerować zbrojnej działalności UPA. Powtarzam: żadne państwo nie godziłoby się na irredentę. A nawet byłyby takie, które dokonywałyby bezwzględnej pacyfikacji, w której ginęłyby tysiące ludzi spoza formacji zbrojnych.

    Nikt nie kwestionuje konieczności likwidacji UPA. Czy musiałoby to się jednak wiązać z przesiedleniami ludności? Nie wystarczyłaby operacja czysto wojskowa? Może to była kwestia rzucenia odpowiednich sił do walki?

    Operacja wojskowa na terenie zamieszkałym przez ludność ukraińską byłaby znacznie bardziej kosztowna, ale - co najważniejsze - pochłonęłaby wielokrotnie więcej ofiar śmiertelnych po obu stronach, bo trwałaby znacznie dłużej.

    Czy większość Ukraińców mieszkających w Polsce wspierała UPA?

    Można powiedzieć, że w 1945 r. była to większość. Potem jednak ta ludność odczuwała coraz większe zmęczenie tym, co się z nią działo. Znalazła się w kleszczach. Z jednej strony była pod naciskiem polskich sił bezpieczeństwa i wojska, pociągana do odpowiedzialności za współpracę z UPA, z drugiej strony była przez UPA traktowana bezwzględnie.

    Ciemiężona przez UPA?

    Tak, znaczna część ludności ukraińskiej była sterroryzowana przez UPA, zmuszana do wszelkich usług na jej rzecz: zaopatrywania w żywność, odzież i inne środki niezbędne do działania bojówek UPA, zdobywania i przekazywania informacji, ukrywania partyzantów. Zresztą terror dotyczył także ich. Termin "partyzantka" nie jest w stosunku do UPA całkiem właściwy, ponieważ partyzantka powstaje na zasadzie dobrowolności. Tymczasem w UPA istniał oczywiście trzon złożony złudzi, którzy w jej szeregach znaleźli się dobrowolnie, lecz jednocześnie były tam osoby, wobec których zastosowano fizyczny lub moralny przymus. Za uchylanie się od przystąpienia do UPA karano nawet śmiercią, nie tylko "winowajców", ale także ich rodziny. Za dezercję też groziła kara śmierci. Z tego także powodu UPA należy traktować jako organizację terrorystyczną wobec własnej ludności, która - chcąc nie chcąc - stawała się jej zapleczem kadrowym i zaopatrzeniowym.

    Może więc należało przesiedlić tylko tych Ukraiców, którzy aktywnie wspierali UPA, a pozostawić pozostałych?

    Nie wyobrażam sobie możliwości dokonania trafnej selekcji, zwłaszcza w krótkim czasie i nie naruszając istniejących warunków funkcjonowania UPA oraz jej zaplecza. W tamtych okolicznościach praktycznie niemożliwe było odróżnienie członka lub sympatyka ukraińskiego podziemia nacjonalistycznego od kogoś, kto nie miał z nim nic wspólnego. Siatka cywilna OUN i UPA składała się z normalnie żyjących ludzi, z pracujących w gospodarstwach, urzędach gminnych, na pocztach, kolei, itp., głęboko zakonspirowanych. Dopiero po przesiedleniu, które odseparowało ludność ukraińską od oddziałów UPA, następnym krokiem było jej penetrowanie i wyszukiwanie członków siatki cywilnej. A to trwało długo, jeszcze kilka lat, i teraz jest nagłaśniane jako represja wobec Ukraińców jako takich, a nie jako zwalczanie podziemia nacjonalistycznego.

    Łemkowie także zostali wysiedleni, choć wpływy OUN-UPA były wśród nich słabe, tak więc również siatka cywilna musiała być wątła i nie mogła dawać oparcia.

    Propaganda OUN i UPA docierała także do Łemków, choć rzeczywiście nie objęła szerokich kręgów. Ukraińscy nacjonaliści traktowali Łemków nie jako odrębną grupę etniczną, lecz jako Ukraińców, swoją ludność. Zatem gdyby Łemków pozostawiono, także oni zostaliby sterroryzowani przez UPA, zmuszeni do współpracy, a UPA miałaby doskonałą bazę w górzystych terenach.

    Są historycy, którzy twierdzą, że to nie konieczność zniszczenia UPA była motywem przesiedleń, lecz chęć ostatecznego zlikwidowania problemu ukraińskiego, rozproszenia i wynarodowienia Ukraińców.

    Teza o zamiarze wynarodowienia to propagandowe hasło, którego celem jest narzucenie obrazu wielkiej martyrologii ludności ukraińskiej z rąk polskich. Co do określenia "ostateczne zlikwidowanie problemu ukraińskiego" to można je różnie tłumaczyć. Moim zdaniem pod tym sformułowaniem rozumiano wówczas zlikwidowanie antypolskiego i antypaństwowego ruchu ukraińskiego. Problem tego ruchu dotyczył bowiem całej ludności ukraińskiej, którą ten ruch sobie podporządkował. Sami byli członkowie UPA, czy to szeregowi, czy szczebla dowódczego, wspominali, że niemal pod każdą stodołą w ukraińskich wsiach były bunkry oraz kryjówki i gdyby nie przesiedlenia, mogliby jeszcze długo walczyć. Zacytuję wypowiedź Iwana Krywućkiego, byłego współpracownika najważniejszych przywódców OUN na południowo-wschodnich terenach Polski: "Gdyby strona polska nie zdecydowała się na przeprowadzenie przymusowej deportacji ludności, to nigdy nie pokonałaby UPA. Nie utrzymałoby się tych osiemnaście sotni, ale nie zdołaliby nas zniszczyć całkowicie, jakieś formy oporu trwałyby i tliły się nadal".

    Ten represyjny w odczuciu wielu środek, jakim były przesiedlenia, został spowodowany działalnością UPA. Ukraińcy, którzy uważają, że UPA była bohaterską formacją, i którzy są jej obrońcami, raczej powinni mieć do niej pretensje o przesiedlenia. To UPA ściągnęła na swoich rodaków owo nieszczęście.

    Jakie skutki może mieć powzięcie uchwały potępiającej akcję "Wisła"?

    Będzie to w pierwszym rzędzie akt rehabilitacji UPA. Obecnie nikt nie zaprzecza, że operacja "Wisła" była spowodowana przez działalność UPA, a więc potępienie będzie przyznaniem racji OUN-UPA, uznaniem tej działalności za uzasadnioną i słuszną. Do tego m.in. dążą działacze Związku Ukraińców w Polsce, którzy albo mają przodków upowców, tak jak wnioskodawca uchwały sejmowej poseł Sycz, albo gloryfikują UPA. W ten sposób zostanie zanegowana antypolska zbrodniczość UPA na terenach należących do Polski, które nazywają oni Zakerzonią, by podkreślić ich odrębność i zakwestionować ich status.

    W uproszczonym, spłyconym masowym odbiorze powstanie wrażenie prześladowań Ukraińców przez Polaków i tak to będzie wykorzystane w propagandzie Związku Ukraińców w Polsce, na Ukrainie i wśród ukraińskiej emigracji.

    Poza Polską, gdzie nasza historia nie jest znana, tam nikt nie ma orientacji ani zrozumienia, co się działo po wojnie na naszych ziemiach. Zbrodnia "komunistyczna" będzie traktowana jako polska, bo to polscy komuniści i na polskich ziemiach przesiedlali. W szczegóły, że chodziło o opanowanie antypolskiej rebelii i integralność państwa, nikt nie będzie wnikał.

    Uchwała mogłaby więc mieć konsekwencje ekonomiczne?

    Jak najbardziej. Odszkodowań domagają się pojedynczy przesiedleńcy i ich reprezentacja. Tymczasem repatrianci w nowych miejscach otrzymywali gospodarstwa jako rekompensatę za te pozostawione, a także jakieś kwoty na ich zagospodarowanie. Może ktoś został pominięty, ale to zjawisko niewielkie. Należałoby więc dokonać sprawdzenia, kto rzeczywiście utracił posiadaną nieruchomość, nie otrzymawszy niczego w zamian, kto ją otrzymał i czy to pokryło wartość pozostawionego mienia.

    Tymczasem ani OUN-UPA, ani wspierający ją cywilni Ukraińcy nie ponieśli konsekwencji ekonomicznych z powodu zniszczeń, których dokonali. Na przykład powiat hrubieszowski był spaloną ziemią, stamtąd uciekała ludność polska, począwszy od 1944 r., przebywając na tzw. uciekinierce, i powracała z niej po operacji "Wisła", a wszystko przez UPA i wspierających ją ukraińskich sąsiadów. 0 tym już się zapomniało, a posłowie pewnie o tym nic nie wiedzą. Zachodzi więc obawa, że polski podatnik będzie płacił za to, że państwo komunistyczne zlikwidowało antypolskie ukraińskie podziemie, które było obciążone zbrodnią ludobójstwa na Polakach, dokonało ogromnych zniszczeń materialnych i miało zamiar pozbawić nas kilkunastu powiatów.

    Wtedy nie było to przecież realne.

    UPA kwestionowała jednak granicę Polski, a proszę zwrócić uwagę, że uchwała sejmowa w sprawie akcji "Wisła" da podstawy do kwestionowania granic, może nie teraz, lecz w przyszłości. Potępienie przeciwdziałania dążeniom do oderwania kawałka terytorium polskiego państwa, wprawdzie komunistycznego, ale uznawanego przez społeczność międzynarodową, będzie oznaczać przyznanie racji UPA, że walczyła na polskich ziemiach o państwo ukraińskie. Normalnie funkcjonujące państwo, dbające o całość terytorialną i bezpieczeństwo, nie poważyłoby się na takie akty samobiczowania się i destrukcji. Zwłaszcza że nacjonaliści ukraińscy nie uważają stanu obecnego za trwały, o czym świadczy choćby wypowiedź Wasyla Hałasy, zastępcy przywódcy OUN w Polsce:
    "Najbardziej bolesne było to, że straciliśmy 20 000 km2 odwiecznie ukraińskich ziem. Jednak nawet dzisiaj nie mogę stwierdzić, czy jest to strata na zawsze, gdyż już niejednokrotnie procesy społeczne i narodowe przyprawiały ludzi o zdziwienie. Pewne jest to, że Ukraińcy z Ziem Zachodnich powinni powracać na swoje tereny historyczne, bo one zawsze będą do nich należały".

    Uważa pani, że uchwała przyczyniłaby się do zrównania przesiedleń Ukraińców z ludobójstwem dokonanym przez UPA na Polakach.

    Oczywiście, a szczególnie wtedy, gdyby była uchwalona w tym roku, czyli w 70. rocznicę ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce. Nieprzypadkowo teraz wniosek ten został przekazany z sejmowej Komisji ds. Mniejszości Narodowych do marszałek Sejmu.

    Każdy przecież dostrzega różnicę pomiędzy przesiedleniem a ludobójstwem.

    Uchwała ma mówić o zbrodni komunistycznej, ale ważniejsze od określenia mówiącego o sprawcach jest zakwalifikowanie przesiedlenia jako zbrodni. A o ludobójstwie też mówimy "zbrodnia", "zbrodnia ludobójstwa". W ten sposób można wmówić społeczeństwu, którego większość, nie mając odpowiedniej wiedzy historycznej, nie analizuje i nie porównuje prawidłowo wydarzeń, że po jednej i drugiej stronie dokonano podobnych zbrodni. Niedawno jeden z pracowników naukowych przysłał mi wiadomość o wynikach ankiety, jaką przeprowadził wśród studentów: 89 proc. nie wiedziało o tym, co się zdarzyło na Wołyniu podczas wojny i gdzie ta kraina się znajduje.

    * * *

    Ewa Siemaszko jest badaczką losów Polaków zamieszkujących Kresy Południowo-Wschodnie podczas II wojny światowej. Wraz ze swoim ojcem Władysławem Siemaszką opublikowała w 2000 r. monografię "Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945". W 2011 r. IPN odznaczył ją - wraz z ojcem - Nagrodą Kustosza Pamięci Narodowej.

    Ewa Siemaszko ("Do Rzeczy - Historia" nr 1/2013)

Powrót do strony głównej serwisu "Wołyń naszych przodków" www.nawolyniu.pl