Wiersz bez tytułu
Tytułu nie trzeba -
jest nim imię ziemi
i czas historii.
Dzielili dnie i noce
pod wspólnym księżycem
i łąk pachnących
słodycz miodną,
trawy i kwiaty,
mleko, sól i niebo,
bywało też
że melanż krwi,
połacie pól szerokich
i rozlewisk rzek.
A teraz stoisz obok mnie
SĄSIEDZIE
z żądłem noża
z lancą kosy,
by mi przekłuć serce,
wypuścić ze mnie
światło duszy!
Siekiera, piła, widły -
twój rynsztunek dzielny;
cokolwiek blisko
cokolwiek pod ręką!
Stoisz SĄSIEDZIE
z toporem nienawiści,
choć są i tacy,
co dają znak: uciekaj!
Śmierć była wszędzie:
pod niebem sadu
w sanktuariach Kościołów,
w słodkiej woni ziół.
Bo ktoś nienawiść
wszczepił w twoją krew
i czarny osad zbrodni
nazwał bohaterstwem
i wiarą w naród;
tylko ten jedyny!
Bo eksplodował
śmiertelny pocisk wojny
i milionem odłamków
upadł na tę ziemię
zmieniając żywą zieleń
w pola łez i krwi!
Czarnymi łzami
żałobnych tablic
czas opłakuje
ten los okrutny
bez winy i nadziei.
Druhu z Wołynia, Podola, Galicji -
wyjdźmy z czasu śmierci
na świeżą łąkę życia!
Pamięć zostanie
bo nie może umrzeć;
płacz czarnych tablic
w strumieniach światła!