Trzy Ukrainy

Rafał A. Ziemkiewicz

    Rocznica zbrodni ukraińskich na Wołyniu postawiła rządzący PiS w bardzo trudnej sytuacji. Podstawą polityki zagranicznej tego obozu jest przekonanie, że nie ma innego, a w każdym razie nie ma większego zagrożenia dla Polski niż Rosja ("bardziej nienawidzą Rosji, niż kochają Polskę" - wytykał piłsudczykom już Dmowski, i jego obserwacja pozostaje aktualna).

    Ponieważ Polska zawsze musi działać przeciwko Rosji, każdy, kto w ten czy inny sposób Rosji przeszkadza, utrudnia życie czy jest obiektem jej wrogości, musi być naszym sojusznikiem. PiS i jego zwolennicy powitali z tego powodu z entuzjazmem zarówno pomarańczową rewolucję, jak i Majdan, kurczowo zamykając oczy na ich paskudne aspekty, jakimi były promowanie przez byłego prezydenta Juszczenkę banderowskiej narracji historycznej i wzrost realnego znaczenia sił politycznych odwołujących się wprost do zbrodniczej tradycji OUN-UPA.

    W efekcie Polska zaleca się do Ukrainy na wszelkie możliwe sposoby i dba o jej interesy bardziej niż sami Ukraińcy, na co Ukraina odpowiada prowokującymi demonstracjami, w rodzaju przegłosowania w obecności goszczącego w Kijowie prezydenta RP uchwały oddającej cześć zbrodniarzom, czy też nadania dokładnie w rocznicę rzezi imienia Stepana Bandery jednej z głównych stołecznych ulic.

    Irytacja tchórzostwem władz polskich wobec Ukrainy, przejawiającym się szczególnie zaniedbywaniem pamięci Wołynia, narastająca od ćwierć wieku (bo poprzednie rządy też uprawiały politykę udawania, że rzezi nie było, acz z innych przyczyn niż obecny) w tym roku wybuchła. Wielka część Polaków ma dość ogólnikowych bełkotów o "tragicznych wypadkach" czy "wzajemnych krzywdach", strachu przed użyciem słowa "ludobójstwo" i bezczelności Ukrainy, dla polityki której zaprzeczanie zbrodniom na Wołyniu i zamienianie ich w jakieś "wzajemne krzywdy" rzekomej wojny domowej stało się tym samym, czym dla polityki tureckiej negowanie ludobójstwa dokonanego na Ormianach. Ta irytacja dotyczy nie tylko środowisk kresowych, ale rosnącej części "żelaznego", patriotycznego elektoratu PiS. A ponieważ zirytowani polską ustępliwością znaleźli politycznych wyrazicieli swej irytacji - m.in. w parlamentarnym klubie Kukiz’15 - PiS zmuszony był wykonywać przeróżne zygzaki. Odmówił uczczenia rocznicy ludobójstwa w Sejmie, potem zażądał tego, czego sam odmówił, w Senacie, usiłował dowieść, że zbrodnie na Wołyniu obciążają Sowietów, a w każdym razie że o zbrodniach sowieckich pamiętać trzeba bardziej. Jak zwykle w takich sytuacjach nie zadowolił nikogo, Polaków rozczarował, a ukraiński odpowiednik IPN wręcz ośmielił się Polskę strofować, co jest miarą, do jakiego stopnia głupia polityka "ugłaskiwania" banderowców ich rozzuchwaliła.

    W istocie PiS odpycha od siebie polityczny realizm, który każe dostrzec, że tak naprawdę mamy dziś trzy Ukrainy - mówię oczywiście o Ukrainach politycznych, bo jest jeszcze i czwarta, milcząca i niczym poza poprawą życia niezainteresowana, ukraiński odpowiednik naszego "polactwa".

    Pierwsza to Ukraina Janukowycza i Poroszenki, czyli oligarchów, którzy tak naprawdę tym krajem rządzą i jeszcze długo będą, bo jako jedyni mają narzędzia do tego i zdefiniowane interesy. Druga to Ukraina Nadii Sawczenko i "niebiańskiej sotni" - rodząca się na micie Majdanu i wojny z Rosją o Donbas. A trzecia - Ukraina pogrobowców Bandery i Szuchewycza, która stara się skolonizować tę drugą, zarówno kulturowo, jak politycznie, i jak na razie ma w tym sukcesy.

    Polska powinna dogadywać się z tą pierwszą, wspierać drugą i zdecydowanie tępić tę trzecią. Czy naprawdę tak trudno jest to zrozumieć i przełożyć na konkretne polityczne posunięcia?

    Rafał A. Ziemkiewicz ("Dziennik Związkowy", 17.07.2016)

Powrót do strony głównej serwisu "Wołyń naszych przodków" www.nawolyniu.pl