Spis artykułów
Rzezie na Wołyniu

Krzysztof Wasilewski

    Tragedię Polaków zamordowanych przez ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu i w Galicji datuje się od pierwszych miesięcy 1943 r. Zbrodniarze byli bezwzględni, mordowali każdego - kobiety, starców, dzieci. To moment w historii, o którym nie pisze się za wiele. W maju br. Sejm miał przyjąć uchwałę o przywróceniu pamięci tym wydarzeniom, ale na wniosek prezydenta została usunięta z protokołu obrad.

    Gdy Polska zapomina o ofiarach ludobójstwa na Kresach, Ukraina nagradza jego sprawców.

    O tej zbrodni pisze się w Polsce niewiele. Jeszcze mniej się o niej mówi. Jej sprawcami nie byli Niemcy czy Rosjanie, toteż tym łatwiej przyszło rodzimym elitom ją przemilczeć. A jednak śmierć co najmniej 120 tys. Polaków, zamordowanych na Wołyniu i w Galicji, wciąż woła o pamięć.

    "Bandyci - uzbrojeni w widły, siekiery, maczugi, noże oraz broń palną okrążyli naszą wioskę i zaczęli spędzać ludzi w jedno miejsce. A gdy ktoś próbował uciekać, wówczas strzelali za nim. Schwytane dzieci brali za nogi i głową uderzali o węgieł domu czy innego budynku" - tak rozpoczyna swoją relację wydarzeń z 15 lipca 1943 r. Leokadia Skowrońska, mieszkanka Aleksandrówka na Wołyniu [1]. Postrzelona w stopę chowała się w wykopanej przez siebie norze przez kilkanaście dni, aż w końcu przyszła pomoc. Jej najbliżsi mieli mniej szczęścia. Zabili ich ukraińscy znajomi, u których Skowrońscy chcieli się schronić.

    Podobnych historii jest wiele. O tym, jak ukraińscy oprawcy czekali, aż Polacy zbiorą się na niedzielnej mszy, aby zamknąć ich w kościele i spalić żywcem. Kobiety, dzieci, starców - wszystkich bez wyjątku. O tym, jak krnąbrnym Lachom wykłuwano oczy, odcinano ręce i nogi, by na końcu przeciąć ich na pół piłą do drzewa. O tym, jak w jednej chwili uczynni sąsiedzi i przyjaciele zmienili się w śmiertelnych wrogów, gotowych do największych zbrodni.

    Zagłada przed zagładą

    Począwszy od września 1939 r., kiedy wschodnie tereny II RP zostały zajęte przez ZSRR, obserwowano wzrost liczby morderstw dokonywanych na Polakach przez ukraińskich nacjonalistów. Były to jednak pojedyncze, nieskoordynowane ataki. Istotną rolę w utrzymaniu względnego porządku odgrywała obecność Armii Czerwonej i NKWD, które z jednakową bezwzględnością tępiły wszelkie ruchy narodowościowe, zarówno po polskiej, jak i ukraińskiej stronie.

    Sytuacja zmieniła się wraz z wybuchem wojny niemiecko-radzieckiej w czerwcu 1941 r. Błyskawicznie, bo w niespełna dwa tygodnie, wojska III Rzeszy przejęły kontrolę nad byłymi Kresami Wschodnimi Rzeczypospolitej. Polacy uznali, że jedną okupację zastąpiła druga. Wielu Ukraińców natomiast powitało hitlerowców jak wyzwolicieli. Pomni proukraińskiej polityki Niemiec w czasie I wojny światowej, spodziewali się, że i tym razem Berlin będzie im sprzyjał.

    Pomylili się. Nowe władze nie widziały w Ukraińcach partnerów, lecz co najwyżej posłusznych realizatorów swojej zbrodniczej strategii. W świetle nazistowskiej ideologii należeli oni bowiem do tej samej kategorii co Polacy, Białorusini, Rosjanie i inni "podludzie" przeznaczeni do niewolniczej pracy. Mimo to szeregi ukraińskich kolaborantów szybko rosły. Na większą niż w pozostałych częściach podbitej Europy skalę miejscowa ludność pomagała hitlerowcom w "oczyszczaniu" terenów z Żydów i innych "niepewnych elementów". Szacuje się, że do końca 1942 r. zginęło ponad 600 tys. żydowskich mieszkańców Wołynia i Galicji. Siłą sprawczą byli Niemcy, ale znaczny udział w tej zbrodni miały ukraińskie bataliony policyjne.

    Holokaust zainspirował ukraińskich nacjonalistów. Udowodnił, że dzięki dobremu zorganizowaniu i bezwzględności było możliwe przeprowadzenie eksterminacji tysięcy ludzi. Cytując za wybitnym brytyjskim historykiem, Timothym Snyderem: "Kampania przeciwko Polakom zaczęła się na Wołyniu, a nie w Galicji, prawdopodobnie właśnie dlatego, że tutaj policja ukraińska odegrała większą rolę w wydarzeniach Holokaustu. Łączy to zagładę Żydów z rzezią Polaków i wyjaśnia obecność na Wołyniu tysięcy doświadczonych w ludobójstwie Ukraińców" [2].

    Począwszy od 1942 r., rosło grono Ukraińców rozczarowanych polityką Berlina. Większość zasiliła ukraińską partyzantkę, której trzon stanowiła kilkunastotysięczna Ukraińska Powstańcza Armia (UPA) nadzorowana przez Stepana Banderę. Banderowcy tworzyli zbrojną elitę. Dobrze wykształceni i zaprawieni w bojach, mieli jeszcze jedną ważną cechę - byli bezwzględni.

    Masowe, zorganizowane mordy na Polakach datuje się od pierwszych miesięcy 1943 r. Wówczas to Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) - polityczna reprezentacja nacjonalistów, której podlegała m.in. UPA - podjęła decyzję o eksterminacji ludności polskiej. Preludium do ludobójstwa nastąpiło już 9 lutego 1943 r., kiedy banderowcy zamordowali 149 polskich mieszkańców kolonii Parośla.

    Rzeź rozpoczęła się na dobre w kwietniu. W samym powiecie horochowskim UPA doszczętnie zniszczyła 17 polskich osad i wsi, a ich mieszkańców bestialsko zabiła. W maju liczba ofiar rosła już lawinowo. Meldunek AK do Londynu informował, że zaledwie w jednym tygodniu śmierć poniosło ponad 2 tys. Polaków. Jak podaje prof. Władysław Filar, do lipca 1943 r. z rąk ukraińskich nacjonalistów zginęło ok. 15 tys. polskich mieszkańców Wołynia [3].

    "Naród ukraiński - zapowiadano w organie informacyjnym UPA - wstąpił na drogę zdecydowanej rozprawy zbrojnej z cudzoziemcami i nie zejdzie z niej, dopóki ostatniego cudzoziemca nie przepędzi do jego kraju albo do mogiły". Wszelkie wątpliwości rozwiewał rozkaz OUN: "Wyrżnąć Lachów aż do siódmego pokolenia, nie wyłączając tych, którzy nie mówią już po polsku".

    Krwawa niedziela

    Kulminacja akcji eksterminacji ludności polskiej nastąpiła 11 lipca 1943 r. Data ta została wybrana nieprzypadkowo. Była to niedziela, Polacy gromadzili się w kościołach na mszy, dzięki czemu Ukraińcy mieli ułatwione zadanie. W ten jeden dzień zgładzono mieszkańców prawie stu wsi i kolonii, niszcząc przy okazji wszystkie pozostałe ślady polskości, takie jak kościoły, domy, a nawet drzewa. Do końca 1944 r. UPA starła z powierzchni ziemi 1048 polskich osad na Wołyniu (na ich całkowitą liczbę 1050).

    Liczba ofiar masakry polskiej ludności z Wołynia i Galicji szacowana jest na ok. 100 tys. Historycy różnią się w swoich obliczeniach, choć większość z nich skłonna jest przyjąć, że z rąk ukraińskich nacjonalistów zginęło nie mniej niż 50 tys. osób. Wśród ofiar czystek - obok Polaków, którzy stanowili ich zdecydowaną większość - znaleźli się także Żydzi, Czesi, Rosjanie i Ormianie. Z kolei w akcjach obronnych i odwetowych śmierć poniosło ok. 2 tys. Ukraińców.

    Nacjonaliści ukraińscy mordowali także Żydów i Ukraińców, Czechów nieprzychylnych UPA i pomagających Polakom. Wiele ofiar było też wśród małżeństw mieszanych. Ocenia się, że na Wołyniu z rąk UPA zginęło ok. 2-3 tys. Ukraińców, którzy pomagali Polakom, próbując ratować ich przed banderowcami.

    Od tych wydarzeń minęło prawie 70 lat. Wydawać by się mogło, że to wystarczająco długo, aby powstała na ich temat wyczerpująca literatura naukowa i publicystyczna. Nawet jeśli przed 1989 r. istniały różne przeszkody, które uniemożliwiały pełne zbadanie problemu, to zniknęły one wraz z nastaniem III RP. A raczej powinny zniknąć, bo historia minionych dwóch dekad dowodzi, że nie wszystkie tematy traktuje się z równą starannością.

    Badania historyczne są zdominowane przez bieżącą politykę. Elity wykorzystują przeszłość do zdobycia poklasku, często ją zniekształcając lub wręcz zakłamując. Nadal żywe są spory, które wywołało przypomnienie zbrodni w Jedwabnem. Uroczystości związane z odsłonięciem pomnika ku czci ofiar w 60. rocznicę mordu zostały oprotestowane przez część prawicy i hierarchów kościelnych. Niektórzy z nich nadal nie chcą uznać polskiej odpowiedzialności za śmierć ok. 340 Żydów, powołując się na różnego rodzaju źródła. Bardziej niż na dotarciu do prawdy zależy im na pozyskaniu poparcia pewnych grup społecznych, tradycyjnie wyczulonych na narodowe przewinienia.

    To, jak bardzo dzisiejsze spory zniekształcają nasze postrzeganie historii, najdobitniej pokazuje przykład Katynia. Pomijając krzywdzące dla pamięci ofiar sprowadzenie tej zbrodni tylko do jednego z wielu miejsc kaźni polskich oficerów, policjantów i inteligencji, wykorzystywanie tragedii tysięcy ludzi do rozgrywek politycznych nie ma nic wspólnego z rzeczową debatą naukową. Jak inaczej bowiem należy odbierać ciągłe domaganie się od Rosji oficjalnych przeprosin, chociaż ta uczyniła to już w 1993 r. Jak inaczej, jeśli nie próbą zbicia kapitału politycznego, można nazwać zrównanie radzieckiej zbrodni z 1940 r. z katastrofą lotniczą z kwietnia 2010 r. Gdy górę biorą emocje i polityczne interesy, cierpi prawda.

    Postrzeganie ludobójstwa na Wołyniu i w Galicji wpisuje się w powyższe standardy. Od przełomu 1989 r. debata historyczna na temat tej zbrodni została wprost podporządkowana bieżącej polityce - tej wewnętrznej i zagranicznej. O ile jednak w przypadku Jedwabnego czy Katynia rodzima elita pozostaje skłócona i podzielona, o tyle w przypadku eksterminacji polskiej ludności na Kresach Wschodnich od lat mówi jednym głosem, a właściwie - zgodnie milczy.

    Usunięta uchwała

    Powstaje nieodparte wrażenie, że nie wszystkie ofiary II wojny światowej mają w Polsce równe prawa do pamięci. Trudno zrozumieć, dlaczego polskie służby konsularne, które z tak wielkim zaangażowaniem tropią wszelkie próby zakłamania zbrodni hitlerowskich czy radzieckich, pozostają bierne, gdy media i politycy ukraińscy beatyfikują zbrodniarzy z UPA.

    Na długo przed 1989 r. środowisko paryskiej "Kultury" lansowało tezę, że bez wolnej Ukrainy nie będzie wolnej Polski. Doktrynę tę, błędnie odczytaną przez rodzime elity jako nakaz niedrażnienia wschodniego sąsiada, realizowali wszyscy premierzy III RP, począwszy od Tadeusza Mazowieckiego, na Donaldzie Tusku skończywszy. Wspomagali ich w tym kolejni prezydenci, z Lechem Kaczyńskim na czele. Zadziwiające, że nieprzejednany w relacjach z Niemcami i Rosją, w przypadku Ukrainy okazywał on wielką pobłażliwość, niejednokrotnie graniczącą z naiwnością.

    Podczas gdy Polska zapomina o ofiarach ludobójstwa na Kresach, Ukraina nagradza jego sprawców. Dotyczy to nie tylko polityki władz w Kijowie, która na szczęście powoli się zmienia. Przede wszystkim dotyczy to prowincjonalnych miast i wsi, stawiających pomniki i nadających honorowe obywatelstwo członkom OUN i UPA, ze Stepanem Banderą i Romanem Szuchewyczem na czele [4]. Obaj otrzymali tytuł Bohatera Ukrainy, nadany przez prezydenta Wiktora Juszczenkę. Jego następca cofnął tę decyzję, choć fala krytyki, jaka go za to spotkała ze strony różnych środowisk, wskazuje, że do rozliczenia Ukrainy z własną przeszłością jeszcze daleka droga.

    Nasilenie się nastrojów nacjonalistycznych na Ukrainie jest po części rezultatem polskiej naiwności. W 2009 r. nakładem Związku Ukraińców w Polsce ukazała się książka pt. "UPA i AK. Konflikt w Zachodniej Ukrainie (1939-1945)", autorstwa Ihora Iljuszyna, profesora Kijowskiego Uniwersytetu Slawistycznego [5]. Przedmowę do niej napisał Mirosław Czech, niegdyś polityk Unii Wolności, a obecnie publicysta "Gazety Wyborczej". Warto przytoczyć fragment przedmowy, bo dobrze oddaje ona stanowisko naszych elit w kwestii ludobójstwa na Kresach: "Krwawą konfrontację determinował polski szowinizm i ukraiński nacjonalizm, które wywoływały po obu stronach postawy ekstremistyczne deprecjonujące ludzkie życie i przykrywające wszystko hasłami patriotycznymi. Na to nie może być usprawiedliwienia dla żadnej ze stron" [6].

    Zrównanie zaplanowanej rzezi z wymuszonymi akcjami obronnymi musi budzić sprzeciw. Zgodnie z tokiem rozumowania Mirosława Czecha należałoby oskarżyć powstańców warszawskich o strzelanie do Niemców. Czyż ich czynów nie powinniśmy także nazwać "postawą ekstremistyczną deprecjonującą ludzkie życie"? Publicysta z pewnością liczył, że jego słowa wzmocnią dialog polsko-ukraiński. Nie można jednak dobrych relacji budować na fałszowaniu wspólnej historii.

    Do czego prowadzi bicie się w pierś za niepopełnione winy, ilustrują coraz to nowe pomniki ku czci UPA wznoszone na zachodniej Ukrainie. Polska natomiast nie może się doczekać budowy choćby jednego centralnego monumentu. Powstały w 2006 r. Ogólnopolski Komitet Budowy Pomnika Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez OUN-UPA liczył, że osiągnie swój cel na 65. rocznicę mordów. Przeliczył się.

    Monument autorstwa prof. Mariana Koniecznego miał pierwotnie stanąć na placu Grzybowskim w Warszawie. Sprzeciwiły się temu władze miejskie, argumentując, że pomnik będzie zbyt drastyczny (miał przedstawiać przybite do drzewa dzieci). Prezydent Lech Kaczyński, choć początkowo przyklasnął inicjatywie, wkrótce wycofał się z niej rakiem. Na niewiele zdało się także zaangażowanie Jarosława Kalinowskiego. Obecnie mówi się o zmianie lokalizacji pomnika na stołeczny plac Szembeka. Nadal jednak wydaje się mało prawdopodobne, aby jego budowa została ukończona przed 70. rocznicą rzezi, w 2013 r.

    W maju tego roku polski Sejm miał przyjąć uchwałę "O ustanowieniu 11 lipca Dniem Pamięci Męczeństwa Kresowian". Jednak na wniosek Bronisława Komorowskiego została ona usunięta z porządku obrad. W kraju gościł wówczas prezydent Janukowycz i polskie władze chciały uniknąć politycznego zgrzytu. Zamiast więc wspomnianej uchwały w najbliższej przyszłości ma powstać wspólne oświadczenie parlamentów polskiego i ukraińskiego.

    Usunięta uchwała głosiła m.in.: "Tragedia Polaków na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej winna być przywrócona pamięci historycznej współczesnych pokoleń. Jest to zadanie dla wszystkich władz publicznych w imię lepszej przyszłości i porozumienia narodów naszej części Europy, w tym szczególnie Polaków i Ukraińców". Zadanie - warto dodać - do tej pory niezrealizowane.


    1. Relacja Leokadii Skowrońskiej, Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego, www.genocide.pl;
    2. T. Snyder, Rekonstrukcja narodów. Polska, Ukraina, Litwa i Białoruś 1569-1999, Sejny 2009, s. 183;
    3. W. Filar, "Burza" na Wołyniu. Dzieje 27. Wołyńskiej Dywizji Armii Krajowej. Studium historyczno-wojskowe, Warszawa 2010, s. 62;
    4. Por. T. Isakowicz-Zaleski, Przemilczane ludobójstwo na Kresach, Kraków 2008, s. 28-29;
    5. O książce pisał szerzej: Cz. Kuriata, Ludobójstwo zmanipulowane, "Przegląd" 2009, nr 29;
    6. Cytat za: Ibidem.

    Autor: Krzysztof Wasilewski
    Współpraca: Agnieszka Płochocka
    ("Przegląd" nr 28/2011)

    GORSI NIŻ NKWD

    Znany rosyjski literat Aleksander Sołżenicyn wymienił ponad 50 metod tortur stosowanych w śledztwie przez NKWD. (...) Członkowie OUN-UPA-banderowcy prześcignęli znacznie NKWD, stosując o wiele liczebniejsze i okrutniejsze rodzaje tortur wobec Polaków, a niekiedy i wobec swoich rodaków nieakceptujących ich zbrodniczych praktyk.

    Dr Aleksander Korman

    ZARĄBANI SIEKIERĄ

    Wieczorem 3 marca 1944 r. około godziny 22:00 usłyszeliśmy krzyk i strzelaninę dochodzącą z sąsiedniego domu Tadeusza Solarza. W chwilę potem usłyszeliśmy strzały wokół naszego domu i mocne dobijanie się do drzwi. (...) Wszyscy weszliśmy na strych zabierając ze sobą schody. (...) Banderowcy nie mogąc się dostać do budynku wyłamali drzwi i do pomieszczenia, z którego był otwór na strych, nanieśli słomy i podpalili. Oprócz tego usiłowali do okien na strychu wpychać płonące żagwie. Stanęliśmy do obrony okien, odpychając żagwie i gasząc ogień. (...) Sytuacja na strychu stawała się coraz groźniejsza. Narastający dym groził uduszeniem się, nie było już czasu oddychać. Zaczęliśmy więc wyskakiwać ze strychu, prosto w ręce Ukraińców. (...) Po kilku minutach do mieszkania weszli banderowcy i ugasili ogień. (...) Pozostałą na strychu moją siostrę, Klaudię Buczkowską, oprawcy zamordowali ciosem siekiery w skroń i trzema pchnięciami nożem w pierś. Moi wujowie, Jan Wyspiański i Fryderyk Juźwiak oraz Leon Krzyżanowski zginęli od kul podczas ostrzału domu, natomiast wuj Tadeusz Wyspiański został zarąbany siekierą. (...) Ciocia Karolina Juźwiakowa odnalazła odrąbaną głowę swego młodszego syna, (...) natomiast starszy syn Zdzisław miał całkowicie roztrzaskaną głowę.

    Regina Radczuk, "Na Rubieży", nr 37/1999

    Rodzaje tortur UPA na Polakach
    (fragment ze spisu ponumerowanych 136 rodzajów tortur, opracowanego przez dr. Aleksandra Kormana)

    1. Wbijanie dużego i grubego gwoździa do czaszki głowy. 3. Zadawanie ciosu obuchem siekiery w czaszkę głowy. 5. Wyrzynanie na czole "orła". 8. Wybieranie dwoje oczu. 11. Obrzynanie obydwu uszu. 14. Obrzynanie warg. 17. Podrzynanie gardła i wyciąganie przez otwór języka na zewnątrz. 21. Rozrywanie ust od ucha do ucha. 28. Obcinanie głowy sierpem. 29. Obcinanie głowy kosą. 33. Cięcie i ściąganie wąskich pasów skóry z pleców. 39. Obcinanie kobietom piersi sierpem. 40. Obcinanie kobietom piersi i posypywanie ran solą. 41. Obrzynanie sierpem genitalii ofiarom płci męskiej. 42. Przecinanie tułowia na wpół piłą ciesielską. 44. Przebijanie brzucha ciężarnej kobiecie bagnetem. 45. Rozcinanie brzucha i wyciąganie jelit na zewnątrz u dorosłych.
    46. Rozcinanie brzucha kobiecie w zaawansowanej ciąży i w miejsce wyjętego płodu wkładanie np. żywego kota i zaszywanie brzucha. 47. Rozcinanie brzucha i wlewanie do wnętrza wrzątku - kipiącej wody. 53. Wkładanie do waginy zaostrzonego kołka i przepychanie aż do gardła, na wylot. 54. Rozcinanie kobietom przodu tułowia ogrodniczym scyzorykiem, od waginy aż po szyję i pozostawienie wnętrzności na zewnątrz. 55. Wieszanie ofiar za wnętrzności. 60. Odrąbywanie siekierą obydwóch rąk. 70. Przecinanie tułowia na wpół specjalną piłą drewnianą. 73. Przybijanie gwoździami rąk do stołu, a stóp do podłogi. 74. Przybijanie w kościele na krzyżu rąk i nóg gwoździami. 76. Zadawanie ciosów siekierą na całym tułowiu. 77. Rąbanie siekierą całego tułowia na części. 79. Przybijanie nożem do stołu języczka małego dziecka, które później wisiało na nim. 80. Krajanie dziecka nożem na kawałki i rozrzucanie ich wokół. 87. Wrzucanie do głębinowych studni małych dzieci żywcem. 88. Wrzucanie dziecka w płomienie ognia palącego się budynku. 89. Rozbijanie główki niemowlęcia przez wzięcie go za nóżki i uderzenie o ścianę lub piec. 91. Wbijanie dziecka na pal. 93. Przybijanie gwoździami małego dziecka do drzwi. 101. Zadźganie widłami, a potem pieczenie kawałków ciała na ognisku. 102. Wrzucenie dorosłego w płomienie ogniska na polanie leśnej, wokół którego ukraińskie dziewczęta śpiewały i tańczyły przy dźwiękach harmonii. 108. Przywiązanie nóg kobiety do dwóch drzew oraz rąk ponad głową i rozcinanie brzucha od krocza do piersi. 113. Ściskanie ofiary drutem kolczastym. 118. Zakopywanie żywcem do ziemi po szyję i ścinanie później głowy kosą. 119. Rozrywanie tułowia na wpół przez konie. 121. Wrzucanie dorosłych w płomienie ognia palącego się budynku. 122. Podpalanie ofiary oblanej uprzednio naftą. 125. Wbijanie niemowlęcia na widły i wrzucanie go w płomienie ognia. 126. Wyrzynanie żyletkami skóry z twarzy. 129. Zdzieranie z ciała skóry i zalewanie rany atramentem oraz oblewanie jej wrzącą wodą.

    Źródło: "Na Rubieży", nr 35/1999

    ZAGŁADA PAROŚLI

    9 lutego 1943 r. Parośla, kolonia polska koło Kruszewa, gm. Antonówka, pow. sarneński. Banda nacjonalistów ukraińskich, udając oddział partyzantki radzieckiej zmyliła mieszkańców kolonii, którzy gościli bandę przez cały dzień. Wieczorem bandyci obstawili wszystkie budynki mordując zamieszkałą w nich ludność polską. Zamordowano wówczas 173 osoby. Późniejsze oględziny pomordowanych wykazały szczególne okrucieństwo oprawców. Niemowlęta były przybijane do stołów nożami kuchennymi, kilku mężczyzn było obdartych ze skóry pasami, niektórzy mieli wyrywane żyły od pachwiny do stóp, kobiety były nie tylko gwałcone, lecz wiele z nich miało poobcinane piersi. Wielu pomordowanych miało poobcinane uszy, nosy, wargi, oczy powyjmowane, głowy często poobcinane.
    Po dokonaniu rzezi mordercy urządzili libację w domu sołtysa. Po odejściu oprawców, wśród resztek jedzenia i butelek po samogonie znaleziono dziecko około 12-miesięczne, przybite bagnetem do stołu, a w usta dziecka włożony był niedojedzony kawałek kiszonego ogórka.

    Józef Turowski, Władysław Siemaszko,
    "Zbrodnie nacjonalistów ukraińskich dokonane na ludności polskiej na Wołyniu 1939-1945"

    Zbrodnia wołyńska w podręcznikach

    Antypolska akcja OUN-UPA na Wołyniu i Galicji Wschodniej w latach 1943-1944 potraktowana jest w podręcznikach do gimnazjum i liceum ogólnokształcącego, profilowanego oraz technikum w sposób zróżnicowany. Spośród 25 książek zaledwie w siedmiu z nich autorzy postanowili napisać coś na ten temat. W podręcznikach przeznaczonych dla uczniów gimnazjów najczęściej w ogóle nie pojawiają się informacje o tamtych zbrodniach. Licealiści również nie dowiedzą się wiele na ten temat. Problem ukraińskich aspiracji niepodległościowych pojawia się najczęściej w podręcznikach dla klas z rozszerzoną historią lub na stronach przeznaczonych dla osób szczególnie zainteresowanych tym przedmiotem. Co ciekawe, repetytoria pomagające przygotować się do egzaminu dojrzałości także nic nie wspominają o antypolskiej akcji OUN-UPA.


    Z ZEZNAŃ UPOWCA

    Fragment z protokołu przesłuchania Mykoły Nedbały, w którym oskarżony mówi o takiej grupie (napady na wsie i kolonie polskie przeprowadzały grupy mieszane tworzone przez terenowych dowódców UPA, w skład których włączano bojówki OUN i miejscową ludność ukraińską).
    "Pod koniec sierpnia 1943 r. lub w pierwszych dniach września tego roku, w sotni Marceniuka o pseudonimie "Zabareżnyj" (...) w lesie gnojneńskim upowcy odbyli naradę, na której Marceniuk zlecił mi wraz z grupą liczącą 15 osób przeprowadzenie napadu na mieszkańców narodowości polskiej wsi Elizabetpol. Na drugi dzień przygotowałem całą grupę, w skład której wchodziłem ja - Nedbało Mykoła s. Mychajła, Panasiuk Mykoła o pseudonimie "Trawenko", dwaj o pseudonimach "Murawa" i "Dubenko". W nocy, połączywszy się z grupą cywilów liczącą mniej więcej 100 os [ób], dokonaliśmy napadu na wieś Elizabetpol. Wymordowano wówczas 5-6 polskich rodzin, (tj.mniej więcej 30-35 osób - mężczyzn, kobiet i dzieci, których (zwłoki) natychmiast po zamordowaniu zakopywaliśmy w ziemi na podwórkach. Podczas napadów byłem uzbrojony w karabin. Pozostali upowcy także mieli karabiny. Niektóre uczestniczące w napadzie osoby cywilne były uzbrojone w karabiny, inne w noże, siekiery i łopaty. Podczas zabijania używano mało broni palnej, większość mordowała bez strzelania, kolbami, nożami i siekierami".

    Władysław Filar, "Wydarzenia wołyńskie 1939-1944. W poszukiwaniu odpowiedzi na trudne pytania"

    Dlaczego mord wołyński jest przemilczany?

    Jarosław Kalinowski,
    europarlamentarzysta (PSL), przewodniczący Komitetu Honorowego Obchodów 70. rocznicy mordów na Wołyniu

    Jest to duży problem, który obejmuje i tzw. politykę historyczną, i relacje z naszymi sąsiadami, i postrzeganie tych strasznych zbrodni jako ludobójstwa. We mnie wciąż budzi zdziwienie, że tak wielka zbrodnia ukraińskich nacjonalistów spod znaku UPA, dokonywana w tak okrutny sposób, że - jak mówią świadkowie - strzał w tył głowy był szczęśliwym trafem, wciąż jest zapominana i skłania do mówienia nieprawdy. W końcu jest to fałszywe podejście do relacji polsko-ukraińskich i fałszywe przedstawianie faktów z okresu wojny. Przecież z rąk ukraińskich nacjonalistów zginęło także ok. 120 tys. samych Ukraińców. Tego też nie powinno się przemilczać. Dobrze jednak, że na Ukrainie byli żołnierze UPA nie mają uprawnień kombatanckich. Natomiast zupełnie niezrozumiałe jest, że nawet w Polsce próbuje się stawiać pomniki banderowcom. Dwa lata temu udało się w Sejmie przegłosować uchwałę mówiącą o tych sprawach, w której stwierdzono, że mord wołyński miał znamiona ludobójstwa. Trzeba jednak otwarcie powiedzieć, że żadna z sił politycznych poza PSL nie jest zainteresowana upamiętnieniem ofiar tych wydarzeń. Tylko nasza partia aktywnie wspiera działania organizacji kresowych i środowiska kombatantów, ponieważ w tych strasznych czystkach etnicznych ginęli przede wszystkim polscy chłopi, mieszkańcy wsi. Pozostałe partie próbują unikać poruszania tego tematu. I jedynie od czasu do czasu zdradzają jakieś zainteresowanie sprawą, ale wiele zależy też od aktualnego stanu naszych stosunków z ukraińskim sąsiadem. Poprzedni prezydent Ukrainy wywodził się ze środowiska, które popierało autorów tamtej zbrodni - to też nie ułatwiało naszego działania.

    Jan Niewiński,
    przewodniczący Kresowego Ruchu Patriotycznego

    To sprawa bolesna, bo Polska jest w niej tylko pionkiem w tzw. wielkiej polityce. U nas od lat obowiązuje doktryna Giedroycia, na której wychowało się już kilka pokoleń Polaków. Tymczasem Giedroyc był w tej sprawie tubą porozumienia polsko-ukraińskiego. Nie tylko on, także Jan Nowak-Jeziorański. Banderowcy byli przydatni USA do rozgrywki z ZSRR i Rosją, Amerykanie zaopiekowali się więc wszystkimi mordercami. W okresie tworzenia "Solidarności" do Polski przybywali z Zachodu emisariusze, w istocie trafiło do nas niemal całe kierownictwo banderowców, co miało taki efekt, że np. pierwszy Senat RP uchwalił potępienie akcji "Wisła", a nie mordów na ludności polskiej. Na podobne trudności natrafia teraz nasz ruch, który zrzesza 37 organizacji kresowych i porozumienia kombatanckie. Szykujemy się do uczczenia 70. rocznicy tej zbrodni, która przypadnie za półtora roku. Przygotowujemy program obchodów, chcemy postawić pomnik ofiarom tych rzezi, ale władza postępuje w myśl zasady "dziel i rządź". Powstają np. nowe organizacje kresowe, które próbują nam utrudniać działania. Pojawiają się różne sprzeczne działania. Jedyną siłą polityczną, która od początku nas wspiera, jest PSL, bo na Kresach ginęła głównie ludność wiejska, całkowicie bezbronna. W kresowych miasteczkach stacjonowały niewielkie garnizony niemieckie i mieszkańcy cieszyli się większym bezpieczeństwem.

    Włodzimierz Odojewski,
    pisarz, autor cyklu powieści kresowych

    Ostatnio już nie piszę o tragediach z Wołynia, ale wciąż się dziwię Ukraińcom - a ukraińska emigracja w Bawarii jest bardzo liczna - którzy mówią, że Polacy też byli winni. Ale przecież Polacy nie mordowali... Jeszcze w tym roku ukaże się w Poznaniu zbiorek moich opowiadań z różnych lat, na początku którego zamieszczam trzy wczesne opowiadania odnoszące się do wydarzeń na Wołyniu i opisujące w sposób dosyć drastyczny niektóre fakty z tamtych czasów.

    Dr Adam Bobryk,
    socjolog, Uniwersytet Przyrodniczo-Humanistyczny w Siedlcach

    Media kreują rzeczywistość. Tragiczne wydarzenia na Wołyniu są w nich przedstawiane w niewielkim zakresie, przez co marginalnie funkcjonują w świadomości społecznej. Wśród elit wytworzył się również nurt politycznej poprawności w relacjach z Ukrainą. We współczesnej historiografii uwypuklane jest rozstrzelanie polskich oficerów w Katyniu. Jako spadkobiercę winowajców postrzega się Rosję. Przyjęto jednocześnie założenie, iż Ukraina jest naszym sojusznikiem. W związku z czym wiele środowisk zakłada, że lepiej nie wypominać 100-200 tys. zabitej ludności cywilnej. To błędne myślenie oparte na fałszywych przesłankach. Na samej Ukrainie działalność ugrupowań nacjonalistycznych budzi liczne kontrowersje i spory. Sprawiedliwość dziejowa wymaga zaś wyjaśnienia faktów i zadośćuczynienia wszystkim, niezależnie od tego, czy zginęli z rąk NKWD, czy UPA. Tymczasem nacjonaliści ukraińscy kreują swoją wersję wydarzeń. Wystarczy obejrzeć chociażby wyjątkowo antypolski film "Zalizna sotnia". A Polska milczy...

    Dr hab. Dagnosław Demski,
    historyk pogranicza, Instytut Archeologii i Etnologii PAN

    Niekiedy przychodzi taki czas, że lepiej nie mówić wprost o pewnych sprawach w kontaktach z sąsiadami. Są to z reguły problemy trudne, nabrzmiałe. Nie odnoszę tego konkretnie do mordu wołyńskiego, zresztą świadkowie tych wydarzeń niekiedy wspominają enigmatycznie o wzajemnych animozjach. Ale także między innymi naszymi sąsiadami i sąsiadami naszych sąsiadów istnieją zadawnione problemy, pamiętane pretensje i społeczności tych krajów mają z tym kłopot. Tak jest np. między Polakami i Litwinami, Estończykami i Łotyszami, Węgrami i Rumunami, Słowakami i Węgrami itd. Właściwie trudno znaleźć takie pogranicze, gdzie nie istnieją problemy, w których komentowaniu wystarczy czasem jedno słowo, aby doprowadzić do spięć, a te nikomu nie są potrzebne. Trafiłem na sytuację, że pewne problemy chcieli przedyskutować ze sobą naukowcy słowaccy i węgierscy, ale woleli to zrobić na "neutralnym gruncie" i niejako pośrednio, w gronie innych, którzy również miewali bolesne problemy, jak np. Polacy i Niemcy.

    Prof. Zbigniew Kurcz,
    socjolog, mniejszości narodowe i etniczne, Uniwersytet Wrocławski

    Robi się to w imię poprawnych, przyjacielskich relacji i budowania nowej rzeczywistości w stosunkach z Ukrainą. Na ołtarzu tej sprawy złożono bolesną kwestię z przeszłości. Jest jeszcze drugi powód. W przekonaniu wielu osób Polska jest głównym filarem nowej polityki wschodniej, predestynowanym do rozdawania kart na Wschodzie i pozyskiwania tam nowych sojuszników. Dzieje się to zawsze kosztem pamięci historycznej.

Powrót do strony głównej serwisu "Wołyń naszych przodków" www.nawolyniu.pl