Spis artykułów
"Przeszłość, która dzieli. Eksterminacja ludności polskiej na Wołyniu i w Galicji Wschodniej w latach 1943-1945", zorganizowanej przez Instytut Pamięci Narodowej, Uniwersytet Wrocławski i Kolegium Europy Wschodniej Ewa Siemaszko
W wystąpieniu moim zajmę
się głównie faktami dot. ludobójstwa na Polakach Wołynia. Są one wynikiem
analizy ponad 2.600 różnych źródeł, na które składają się dokumenty wykorzystane
przy opracowywaniu mojej i mego ojca pracy "Ludobójstwo..." (2.500 źródeł),
następnie: nadesłane nam relacje po jej ukazaniu się, opublikowane dokumenty
Komitetu Ziem Wschodnich SN przez dr Lucynę Kulińską z Krakowa w dwu tomach
w 2001 i 2002 oraz Archiwum A. Bienia przez Jana Brzeskiego i Adama Rolińskiego
w 2001, a także szereg niepublikowanych dokumentów archiwalnych Delegatury
Rządu RP.
Odnośnie zbrodniczej działalności nacjonalistów ukraińskich w latach 1939-1945 wymierzonej przeciw ludności polskiej na Wołyniu można wyróżnić dwa główne okresy: I okres - to czas od września 1939 do października 1942, z dwoma podokresami wrzesień-listopad 1939 oraz czerwiec 1941-październik 1942. W tym okresie nacjonaliści ukraińscy dokonali mordu ok. 1500 osób, przy czym większość, ok. 1100 osób przypada na rok 1939 i ponad 200 aktów terroru bez ofiar śmiertelnych, w tym rabunki, podpalenia, próby zabójstw i napadów. Z opublikowanych dokumentów wynika, że w Małopolsce Wschodniej rozmiary tych zbrodni w tym okresie były wielokrotnie większe i w związku z tym w sumie wysokość strat polskich oceniamy na 4-5 tys. ofiar. Dodać do tego trzeba, że w tym I okresie latem 1941 były dokonywane przez Ukraińców masowe mordy ponad 2000 Żydów pod hasłem "dni Petlury" we Lwowie, a także kilkuset Żydów w Krzemieńcu oraz w kilkudziesięciu mniejszych miejscowościach. Na ten temat istnieje już poważna literatura izraelska i niemiecka (Shmul Spector, Dieter Pohl, Tomas Held). II okres - czas nieustępliwego i bezwzględnego biologicznego niszczenia Polaków (także Żydów, którzy uratowali się podczas likwidacji gett) - obejmujący ostatni kwartał 1942 r. i lata 1943-1945 aż do zakończenia ekspatriacji Polaków. Liczbowe wyrażenie zbrodni popełnionych przez OUN-UPA w stosunku do Polaków na Wołyniu w okresie II jest następujące: Szacowana w naszej pracy "Ludobójstwo..." liczba zamordowanych Polaków w latach 1939-1945 została określona na 50-60 tysięcy. Obecnie szacunek ten podnosimy do 60 tysięcy, opierając się na ważnym dokumencie archiwalnym, odnalezionym przez mego ojca, z którego wynika, że ordynariusz diecezji łuckiej bp Adolf Szelążek w sprawozdaniu z 1944 r. dla Stolicy Apostolskiej, określał liczbę zamordowanych na nie mniej niż 60 tysięcy na podstawie informacji przekazanych mu przez księży. Na tle powyższych liczb ilustrujących zbrodnie OUN-UPA polska odpowiedź na nie przedstawiała się następująco: Walki obronne prowadzone przez samoobrony oraz oddziały partyzanckie AK, które powstały po apogeum zbrodni w lipcu 1943 r., miały miejsce w 148 miejscowościach. W 23 miejscowościach polska strona podjęła walki ofensywne, których celem było zapobieżenie napadom i usunięcie z rejonu skupiska Polaków śmiertelnego zagrożenia lub uprzedzenie napaści. Podczas walk zginęło co najmniej 311 Ukraińców, członków nacjonalistycznych bojówek. W 44 miejscowościach Polacy dokonali odwetów, w których zginęło co najmniej 113 Ukraińców. Liczby dotyczące walk i odwetów, podobnie jak i pozostałe, nie są liczbami pełnymi. Jednakże pięciokrotnie wyższe liczby podane ostatnio przez dra Grzegorza Motykę w artykule w "Rzeczpospolitej" z 24-25.05. br. w świetle naszych badań są zawyżone i wymagałyby szczegółowego uzasadnienia. Uwaga ta tyczy się również szacunku ok. 2.000 Ukraińców podanego przed laty przez J. Turowskiego, skąd być może została przejęta przez dra Motykę. Często występującym nadużyciem, jest zestawianie liczby zamordowanych Polaków na Wołyniu w wysokości 50-60 tys., lub ogólniej określanych na kilkadziesiąt tysięcy, z szacowanymi stratami ukraińskimi rzędu 15-20 tysięcy odnośnie wszystkich terenów, na których one wystąpiły w latach 1939-1947 (a więc z Małopolską Wschodnią do połowy 1945 r. i obszarem leżącym w granicach Polski powojennej do połowy 1947 r.), w dodatku bez rozróżnienia na ofiary walk z jednej strony i ofiary odwetów z drugiej strony. Zabiegi te, przeważnie stosowane przez media, tworzą nieprawdziwy obraz wydarzeń na Wołyniu, w którym 1/3 ofiar polskich stanowiłyby ofiary ukraińskie. To zafałszowanie proporcji między ofiarami strony polskiej i ukraińskiej prowadzi do nieprawdziwych twierdzeń o walkach bratobójczych na Wołyniu, wojnie domowej itd. Jest sprawą w dodatku powszechnie znaną, choć nie poruszaną w publikacjach IPN, że terror Służby Bezpeky OUN był w stosunku do własnych rodaków olbrzymi i według oceny dra hab. W. Poliszczuka, wynosił ok. 50 tys. ludzi. Historycy ukraińscy problemu tego nie zauważają. Słusznie zatem przypomniał o tym W. Hercuń w "Trybunie" z 14.05. br. Jeśli chodzi o liczbowe określenie ofiar zbrodni w Małopolsce Wschodniej, to uważam, że podawane szacunki są przedwczesne, bowiem do tej pory brak podobnego zinwentaryzowania zbrodni, jak dla Wołynia. Jak dotąd nie słychać, by takie inwentarze powstawały w IPN dla województw tarnopolskiego, stanisławowskiego i lwowskiego. Obecnie przejdę do kwalifikacji zbrodni wołyńskiej. Okres I, tj. lata 1939-1942, w których w porównaniu z okresem II (lata 1942-1945 jeśli chodzi o Wołyń), należy określić jako fazy pregonocydalne. Jest to pojęcie wyłonione w socjologicznych badaniach nad genocydem. Akty zaliczane do faz pregenocydalnych to stosowane wobec członków grupy akty terroru, zastraszanie, bicie, rabunek i niszczenie mienia, różnego rodzaju szykany, także zabójstwa, nieraz skrytobójcze, pojedyncze lub grupowe, ale jeszcze nie kojarzone z motywem narodowościowym, etnicznym, rasowym czy religijnym. Należy tu także wskazać na takie akty, jak agitacja, literatura i utwory muzyczne zachęcające do zbrodni na tle narodowościowym (lub innym wymienionym w Konwencji o zwalczaniu i karaniu zbrodni ludobójstwa z 9.XII.1948), tworzące właściwy dla nich klimat i inicjujące je. Na Wołyniu jeszcze przed wojną pojawiały się od czasu do czasu ulotki "rżnąć Lachów", nie traktowane wówczas poważnie, o czym wspomina bp Szelążek. Początek więc faz pregenocydalnych może być cofnięty przed 1939 rok. Wszystkie te wymienione czyny miały miejsce w stosunku do Polaków zanim doszło do właściwego ludobójstwa lat 1942-1945 i, jak się później okazało, do niego właśnie prowadziły. Zbrodnie okresu II, koniec 1942-1945, w świetle Konwencji o zwalczaniu i karaniu zbrodni ludobójstwa z 1948, której artykuł II wymienia czyny przeciwko życiu i zdrowiu dokonywane w celu zniszczenia w całości lub części grupy narodowościowej, etnicznej, rasowej i religijnej, są zbrodniami ludobójstwa, ponieważ Polacy byli mordowani przez nacjonalistyczne bojówki dlatego, że byli Polakami. Zostało to udokumentowane w naszej pracy "Ludobójstwo..." odnośnie Wołynia. Również zbrodnie w Małopolsce Wschodniej są zbrodniami ludobójstwa, jak wynika jednoznacznie nawet tylko z dokumentów Polskiego Państwa Podziemnego. Nie zmieniają tej kwalifikacji wydawane przez OUN-UPA tu i ówdzie w Małopolsce (ale podkreślam nie na Wołyniu), bezprawne nakazy opuszczenia gospodarstw i przeniesienia się za San. Odnośnie twierdzenia dra Motyki z "Rzeczpospolitej" z 24-25.05. br., gdzie pisze, że niesłusznie prof. Ryszard Szawłowski i Ewa Siemaszko krytykują takie terminy, jak "konflikt" czy "akcje antypolskie" używane zamiast terminu "ludobójstwo", oraz odnośnie dalszych związanych z tym jego rozważań, pragnę przekazać w imieniu prof. Szawłowskiego, że nie wykazał tu jakiejkolwiek znajomości olbrzymiej już dziś literatury w dziedzinie ludobójstwa w językach zachodnich, w związku z czym nie orientuje się, że termin ludobójstwo (genocyd) na Zachodzie jest używany nie tylko w prawie, ale również w socjologii, gdzie funkcjonują definicje ludobójstwa socjologiczne, w naukach politycznych, pomijając już częste stosowanie tego terminu w pracach historycznych. Cechy charakterystyczne zbrodni na Wołyniu zostały wskazane w syntezie wydarzeń wołyńskich, zawartej w przedmowie do naszego "Ludobójstwa..." prof. prawa międzynarodowego i nauk politycznych R. Szawłowskiego, który, o ile wiem, jest obecnie jedynym naukowcem w Polsce zajmującym się ludobójstwem jako zagadnieniem prawnym i socjologicznym oraz w wymiarze komparatystycznym. Przy okazji, jego praca na ten temat ukaże się jeszcze w tym roku. Wskazuje on na następujące charakterystyczne cechy tych zbrodni, które w świetle zgromadzonego materiału faktograficznego trudno podważyć i z którymi w pełni się zgadzam: W środowisku politycznym Ukrainy zwraca uwagę głos szefa administracji prezydenta Ukrainy Wiktora Medwedczuka z kwietnia br., który wypowiada ocenę tamtych wydarzeń bliską stanowisku polskiemu. Medwedczuk stwierdza m.in., że zbrodnie te winny być potępione oraz że - i tu cytat - "organizatorzy rzezi wołyńskiej, przelewając krew niewinnej ludności cywilnej, splamili świętą dla milionów Ukraińców ideę walki o niezależne państwo ukraińskie". Zaznacza też, że - cytuję - "siły polityczne, które wciągnęły Wołyń (a potem i Galicję) w anarchię i pogromy, ani ich następcy i ideowi spadkobiercy po dziś dzień nie znaleźli w sobie odwagi, by wziąć na siebie moralną odpowiedzialność za wołyńską tragedię". Jest to jedyna znana mi, o tej wymowie, wypowiedź publiczna tego szczebla na Ukrainie. Bulwersują natomiast, świadczące o głęboko zakorzenionym zakłamaniu i braku podstawowych norm moralnych, takie zjawiska, jak plakat przeciw potępieniu zbrodni ludobójstwa rozwieszany w miastach wołyńskich, gdzie czytamy m.in. że jeszcze przed wojną Polacy na Wołyniu wymordowali ponad 100 tys. Ukraińców, czy też apel 33 deputowanych do Rady Najwyższej Ukrainy opublikowany przez "Hołos Ukrainy" 16 maja br. Jeśli chodzi o środowiska historyków ukraińskich, to jak do tej pory, równolegle z pojedynczymi głosami wskazującymi na potrzebę potępienia zbrodni, mamy do czynienia przede wszystkim z przekręcaniem faktów w celu przynajmniej pomniejszenia zbrodni, przedstawianie jej jako walki dwóch równorzędnych sił, ograniczenia odpowiedzialności lub też przeniesienia jej na Polaków, oraz usprawiedliwienia pod różnymi pretekstami. Warto też powiedzieć, że ukraińska społeczność Wołynia, w pewnym stopniu będąc pod presją żyjących jeszcze członków OUN-UPA, a także ich spadkobierców ideowych, nie przejawia obecnie postaw wskazujących na zażenowanie czy poczucie winy. Dla zobrazowania stylu myślenia "wołyńskiego", przytoczę tu przykład sprzed kilku dni, gdy świadek tamtych wydarzeń p. Aniela Dębska, będąc w Kisielinie, gdzie ocalała tam z napadu na kościół, otoczona została przez swe dawne koleżanki szkolne należące wtedy do UPA i najpierw usłyszała wspomnienia o dobrych sąsiadach Polakach, o wspaniałych jej teściach, których UPA zamordowała, a gdy zapytała "To po coście nas mordowali", padła odpowiedź: "Trzeba było, takie były czasy". I to jest dokładnie to samo, co słyszeli Polacy od swych dobrych sąsiadów 60 lat temu "Teraz wam trzeba umierać".
Ewa Siemaszko "Głos Kresowian" - nr 11, maj-czerwiec 2003. |