Spis artykułów
przed zbrodniczymi działaniami nacjonalistów ukraińskich Ewa Siemaszko
Od początku II wojny światowej ujawniło się, że ludność polska jest narażona nie tylko na represje kolejnych okupantów, ale także ma miejscowego czynnego wroga, tj. część społeczności ukraińskiej - mocno zaangażowanych komunistów i przede wszystkim nacjonalistów związanych lub sympatyzujących z Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów (OUN). Zabójstwa, napady terrorystyczne i rabunkowe dokonywane przez komunistów i nacjonalistów ukraińskich miały miejsce we wrześniu 1939 r. w trakcie działań wojennych. Podczas okupacji sowieckiej w latach 1939-1941 ukraińscy aktywiści przyczyniali się do aresztowań i sporządzenia spisów osób do deportacji. Z nastaniem okupacji niemieckiej w 1941 r. antypolskie akty stały się domeną nacjonalistów ukraińskich, którzy propagandowo i przy pomocy siły narzucili ludności ukraińskiej swą rolę wiodącą. Zbrodnicza aktywność nacjonalistów ukraińskich skierowana była w pierwszym rzędzie na Polaków, czego wyrazem były do początków 1943 r. zabójstwa pojedynczych osób, rodzin, rewizje, doprowadzanie do aresztowań, różne rodzaju szykany. Owe prześladowania, nie ogarniające od razu całości ludności polskiej, zostały rozwinięte w 1943 r. do masowych zbrodni mających na celu całkowite wyniszczenie żywiołu polskiego. Na Wołyniu, podobnie jak na pozostałych terenach II Rzeczypospolitej, po klęsce wrześniowej zaistniały struktury konspiracyjne z odległym celem powrotu do niepodległości, rozbite podczas okupacji sowieckiej i odtwarzane pod okupacją niemiecką. Od lipca 1941 r. Polacy angażowali się w konspirację z myślą o walce z Niemcami. Powstające głównie w miastach grupy konspiracyjne zostały podporządkowane Związkowi Walki Zbrojnej, przekształconemu w 1942 r. w Armię Krajową. W 1942 r. został utworzony Okręg AK Wołyń. Równolegle do konspiracji wojskowej od jesieni 1941 r. zawiązywana była siatka konspiracji cywilnej, z której w 1942 r. powstała tajna administracja cywilna pod nazwą Wołyńska Okręgowa Delegatura Rządu RP (odpowiednik władz wojewódzkich), której podlegały Powiatowe Delegatury Rządu (władze powiatowe). Ze względu na życie w nieprzyjaznym środowisku ukraińskim i związane z tym niebezpieczeństwa, zaangażowanie w działalność konspiracyjną nie mogło ogarniać szerokich kręgów społeczności polskiej, co oznaczało słabość konspiracji. Cywilna i wojskowa konspiracja polska na Wołyniu, mimo świadomości nieprzyjaznego stosunku Ukraińców do Polski, nie spodziewała się, że w 1943 r. będzie miała dodatkowe zadanie przeciwstawiania się ludobójczym akcjom nacjonalistów ukraińskich. Dla przywódczej kadry konspiracyjnej masowe mordy w pierwszym kwartale 1943 r. były zaskoczeniem. Toteż konspiracja nie była wystarczająco przygotowana na taki rozwój wypadków, a samoobronę ludzie tworzyli samorzutnie i spontanicznie pod wpływem zagrożenia napadem Ukraińców. Związki samoobron ze strukturami AK lub Delegatury Rządu miały miejsce wyłącznie w dużych bazach samoobrony i nielicznych małych placówkach. W zależności od przebiegu wydarzeń poczucie zagrożenia wśród Polaków pojawiało się w różnym czasie w różnych rejonach Wołynia. Najwcześniej atmosfera niepokoju zaczęła narastać na północy powiatu łuckiego w gm. Kołki w związku z wymordowaniem przez policję ukraińską Obórek (listopad 1942 r.). Potem groza ogarnęła powiat sarneński i kostopolski w związku z całkowitym wymordowaniem Parośli I w pow. sarneńskim (luty 1943), w miesiącach następnych przechodząc przez kolejne powiaty, zaczynając od wschodnich. Obawa o życie pobudzała do starań o ocalenie. W takiej sytuacji ludność polska Wołynia, i to głównie wiejska, weszła w rok 1943 r. nieprzygotowana organizacyjnie i psychicznie do przeciwstawienia się ludobójstwu. Dlatego też najpowszechniejsze były indywidualne zabezpieczenia wynikające z doświadczeń zbrodni w najbliższej okolicy - ukrywanie się, obserwacje otoczenia i wzajemne ostrzeganie oraz ucieczki. Ponieważ wiele napadów miało miejsce w nocy lub nad ranem, wiele rodzin spędzało noce poza domem nieraz przez wiele miesięcy niezależnie od pory roku i pogody, ukrywając się w lesie, polach, ogrodach, zagłębieniach terenu. Często wykopywano podziemne schrony o różnej wielkości, nawet dla wielu rodzin, do których uciekano w razie niebezpieczeństwa, ale w większości były one wykrywane przez ukraińskich napastników, głównie dlatego, że będąca w przewadze ludność ukraińska pilnie obserwowała każdy krok swych polskich sąsiadów. Schodzono się też do jednego lub kilku wybranych gospodarstw na noc i wystawiano warty, zakładając, że upowcy nie zaatakują większej grupy, albo że warta w porę ostrzeże o zbliżających się napastnikach i zdąży się uciec. Przy dużym poczuciu zagrożenia Polacy opuszczali swoje gospodarstwa i przenosili się do większych polskich osiedli lub miast, a także do polskich miejscowości, które zdołały zorganizować obronę. Cztery polskie kolonie z północnej części powiatu sarneńskiego (Jaźwinki, Lado, Perestaniec, Tatynne) około pół roku wędrowały taborami po lasach, wioskach i futorach województwa poleskiego, gdzie terror OUN-UPA nie był tak odczuwany i gdzie wędrujące kolonie okresami korzystały z ochrony sowieckiego oddziału partyzanckiego. Chroniono się w majątkach, miasteczkach i miastach, w których stacjonowały załogi niemieckie lub węgierskie, co powstrzymywało UPA od napadów. Mniejsza część ludności polskiej angażowała się w zorganizowane grupowo
czynne formy ochrony życia. Były to:
Pierwsze placówki samoobrony powstały w powiecie kostopolskim i sarneńskim po wymordowaniu przez UPA kolonii Parośla I. W lutym 1943 r. w powiecie kostopolskim istniało 9 samodzielnych placówek samoobrony oraz 2 ośrodki samoobrony (Huta Stepańska i Wyrka), w skład których wchodziło 27 placówek, w powiecie sarneńskim - 7 placówek samodzielnych, a w powiecie łuckim 3 placówki. Nasilanie się napadów ukraińskich i rozprzestrzenianie ich na kolejne powiaty spowodowało zawiązywanie samoobron w marcu-kwietniu w: dubieńskim, rówieńskim, zdołbunowskim, krzemienieckim. Ilość tych punktów samoobrony stale się zmieniała, ponieważ jedne były rozbijane przez OUN-UPA i to nawet po kilku-kilkunastu dniach od powstania (np. Zofiówka w pow. dubieńskim, Marianówka w pow. kostopolskim), inne same likwidowały się, a ludność polska uciekała do miast, nie widząc szans przetrwania, nowe powstawały zaś w rejonach wystąpienia zagrożenia. Czas trwania placówek był różny: od kilkunastu dni, jednego miesiąca do prawie roku. Najwięcej samodzielnych placówek samoobrony istniało w maju 1943 r. - 56, w miesiącach następnych liczba ich stopniowo spadała - w grudniu 1943 r. było 14. W powiatach zachodnich (włodzimierskim, horochowskim, kowelskim i lubomelskim), gdzie w pierwszym półroczu 1943 r. napady na Polaków były sporadyczne, nie było żadnych placówek samoobrony. W powiecie lubomelskim samoobrony zawiązały się dopiero po rzezi 30 sierpnia 1943 r. (istniejące tam konspiracyjne komórki nie były przygotowane do napadu UPA i nie były w stanie podjąć żadnej akcji). Większe szanse obrony miały ośrodki (bazy) samoobrony, w których współpracowało ze sobą od kilku do kilkunastu placówek. Ogółem w 1943 r. zaistniało 16 ośrodków (baz), a w ich skład wchodziło łącznie 95 mniejszych placówek. W styczniu-lutym 1944 r. działało 13 ośrodków (baz) i były one kolejno w następnych miesiącach aż do lipca 1944 r. likwidowane po zajęciu terenu przez Armię Czerwoną przez instalujące się po jej przejściu NKWD. W związku z zatrzymaniem się frontu sowiecko-niemieckiego w okolicach Kowla, najdłużej działał ośrodek samoobrony Jagodzin-Rymacze w powiecie lubomelskim, bo aż do lipca 1944 r. Maksymalna liczba istniejących jednocześnie placówek samoobrony samodzielnych i wchodzących w skład ośrodków (baz) wynosiła 128 i wystąpiła w lipcu 1943 r., a więc w czasie apogeum zbrodni ludobójstwa na Wołyniu. Liczba ta w zestawieniu z blisko 3400 miejscowościami, w których żyli Polacy i liczbą zamordowanych 60 tysięcy ludzi uświadamia skromne rozmiary polskiej samoobrony. W 1943 r. w każdym powiecie, z wyjątkiem powiatu rówieńskiego, znajdował się chociaż jeden duży ośrodek (baza) samoobrony, który odegrał istotną rolę w obronie ludności polskiej, chroniąc przynajmniej jakąś niewielką część społeczności polskiej. Były to: Chociaż bazy samoobrony powstawały samorzutnie na skutek zagrożenia ukraińskiego, zostały związane z konspiracją wojskową, do czego zobowiązał swych podwładnych komendant Okręgu AK Wołyń. Owocem tych powiązań z AK była pomoc w zdobywaniu broni i amunicji, zasilanie kadrą o wojskowym przygotowaniu. Ośrodki samoobrony dysponowały większymi siłami obronnymi niż pojedyncze samodzielne placówki samoobrony - co najmniej kilkudziesięcioosobowymi grupami (oddziałami) samoobrony. Zakres działalności punktu samoobrony i jego organizacja zależał od wielkości i posiadanego uzbrojenia. Wszędzie podstawą było wystawianie wart i krążenie patroli, od których czujności zależała szybkość reakcji obronnej. Stan nieustającego pogotowia, ostrzeliwanie zbliżających się podejrzanych grup, ich likwidowanie, alarmowanie zgromadzonej ludności i podejmowanie walki w razie ataku bojówek ukraińskich - było nieodzowne dla utrzymania się ośrodka samoobrony. Do innych czynności samoobron ochraniających ludność polską należały: urządzanie systemów obronnych na terenie placówki/ ośrodka - rowy strzeleckie, ziemne stanowiska do ostrzeliwania, zwane bunkrami, zasieki utrudniające napastnikom przeniknięcie do wsi lub kolonii; zabezpieczenia budynków, z których prowadzona była obrona i w których gromadziła się ludność podczas napadu - umacnianie drzwi, zabijanie deskami okien, gromadzenie worków z piaskiem, wody do gaszenia ognia itp.; budowa schronów, w których chroniły się kobiety i dzieci; podejmowanie walk prewencyjnych - wypady na gromadzące się w pobliżu ośrodka samoobrony siły UPA; wyprawy do zagrożonych miejscowości w celu ewakuacji do bazy obronnej ludności i wyszukania ukrywających się niedobitków i rannych po napadzie UPA; wyprawy po zwłoki pomordowanych lub by dokonać zbiorowego pochówku; ochrona grup pracujących w polu i organizowanie większych prac dla zaopatrzenia w żywność zgromadzonej w punkcie obrony ludności. Wszędzie dużym problemem samoobrony był brak broni i amunicji, której zresztą posiadanie było nielegalne i groziło niemieckimi represjami, łącznie z rozstrzelaniem. Trudności w zdobyciu uzbrojenia były tak wielkie, że w części placówek samoobrony, zwłaszcza małych, posługiwano się atrapami karabinów wykonanymi przez wiejskich stolarzy (by zrobić wrażenie na wywiadzie ukraińskim, że miejscowość jest dobrze uzbrojona, co miałoby odstraszyć od napadu) - wyłącznie lub jako "uzupełnienie" broni autentycznej. Wyposażano się także w broń "niekonwencjonalną", tj. kosy ustawione na sztorc, widły, siekiery, drągi, naczynia z piaskiem, gongi z różnych metalowych przedmiotów do wszczynania alarmu. Kilku ośrodkom udało się przekonać Niemców do przydziału kilkunastu sztuk broni palnej (Przebraże, Antonówka Szepelska, Pańska Dolina, Zaturce). Ich posiadanie było wytłumaczeniem użycia broni i umożliwiało zdobywanie uzbrojenia nielegalnego. Pewna część uzbrojenia pochodziła z pobojowisk po walkach niemiecko-sowieckich w 1941 r. oraz znalezisk po wycofujących się oddziałach WP w 1939 r., lecz ilości te były niewystarczające. Zdobywano więc drogą kupna u zniechęconych do wojny Niemców i Węgrów, pozyskiwano za żywność od sowieckich oddziałów partyzanckich, zabierano poległym w walkach. Do wkroczenia na Wołyń w 1944 r. Armii Czerwonej (a ściślej do zajęcia
przez nią terenu działania samoobrony) przetrwały następujące samoobrony:
Całkowitą klęskę poniósł duży ośrodek samoobrony w powiecie Kostopol ochraniający skupisko polskich osiedli z gmin Stepań i Stydyń wokół dwóch wsi Huta Stepańska i Wyrka. Po dramatycznej walce w oblężeniu z przeważającymi siłami UPA w dniach 16-18 lipca 1943 zgromadzona w Hucie Stepańskiej ludność polska wraz z samoobroną ewakuowała się do gmin Antonówka i Rafałówka w powiecie Sarny, poniósłszy wcześniej i w drodze ogromne straty. Podobny los dotknął niedługo potem ośrodek samoobrony Antonówka w powiecie sarneńskim, w skład którego wchodziło 6 placówek samoobrony i który został rozgromiony przez UPA 30 lipca 1943. Długa jest lista krótkotrwale istniejących małych placówek samoobrony, co świadczy o potężnej przewadze sił kunowsko-upowskich, wspieranych wydatnie przez wciąganą do napadów ludobójczych ludność ukraińską i wykorzystywaną do śledzenia działań polskich, stopnia przygotowania do napadu, kryjówek. Pod naporem UPA placówki te albo kapitulowały i wraz z ludnością ewakuowały się w bezpieczniejsze miejsca, albo ich załogi obronne i ochraniana ludność zostały wymordowane. Były to: w pow. dubieńskim - Iwanie, Ledochówka, Radziwiłłów, Władysławówka, Wygoda, Zofiówka, Ziniówka; w pow. horochowskim - Beresteczko, Horochów, Rudnia; w pow. kostopolskim - Antolin, Bereżniaki, Bielczakowska, Górna, Hipolitówka, Jakubówka Mała, Janówka, Karaczun, Krzeszów, Lipniki, Majdan Mokwiński, Małyńsk, Marianówka, Niemilia, Nowiny, Pendyki, Pieńki, Wilia, Zalesie (placówki zlikwidowane wraz bazą obronną Huta Stepańska-Wyrka są w tym miejscu pominięte, jako wymienione już wcześniej); w pow. kowelskim - Kajetanówka, Powórsk, Radowicze, Rudniki; w pow. krzemienieckim - Kąty; w pow. łuckim - Balarka, Chrobrów, Dębowa Karczma, Halinówka, Marusia, Nieświcz, Ołyka, Sienkiewiczówka, Uhrynów, Wilcze, Zalesie, Zaułek; w pow. równieńskim - Borszczówka, Międzyrzecz Korecki, Niewirków, Tuczyn, Woronucha, w pow. sarneńskim - Budki Borowskie, Brzezina, Choromce, Chwoszczowata, Czajków, Janówka, Konstantynówka, Huta Stepańgrodzka, Poroda, Prurwa Stachówka, Staryki (pominięte są placówki z gmin Antonówka i Rafałówka zlikwidowane wraz z Hutą Stepańską i ośrodkiem Antonówka); w pow. włodzimierskim - Andresówka, Antonówka Borek, Helenówka, Stefanówka; w pow. zdołbunowskim - Kamienna Góra, Stójło. Słabość polskiej obrony lub jej zupełny brak dostrzegały polskie czynniki rządowe na emigracji, opierając się na materiałach otrzymywanych z Kraju. Oceniając sytuację polskiej ludności na Wołyniu w pierwszym półroczu 1943 r. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych emigracyjnego rządu w Londynie stwierdzało: "Bezbronna ludność polska jest w fatalnym położeniu, grożącym jej zupełną zagładą i zmuszona jest ratować się masową ucieczką do miast. Doradzają to zresztą także miejscowe władze niemieckie. - Niewątpliwie wypadki te nie byłyby tak groźne, gdyby istniały w terenie polskie oddziały zbrojne, na co bezskutecznie niemal od pół roku przy każdej sposobności i w każdym sprawozdaniu zwracamy uwagę". Postulat ten wykraczał poza założony jeszcze w 1942 r. dla wołyńskiej konspiracji wojskowej cel tworzenia grup zbrojnych. Zadaniem dla Okręgu AK Wołyń sformułowanym przez Komendę Główną AK miało być przygotowanie oddziałów bojowych, które wzięłyby udział w dywersyjnej osłonie powszechnego powstania przeciw Niemcom na terenie Generalnego Gubernatorstwa, przewidywanego na moment widocznej i pewnej już klęski Niemiec, a jednocześnie zademonstrowałyby wobec wkraczających Sowietów prawo do ziem wschodnich i wystąpienie w roli gospodarza. Liczono wprawdzie, że będzie to równocześnie okazja do wystąpienia z bronią Ukraińców i powtórzenie zaciekłych walk o Małopolskę Wschodnią (i Wołyń) z lat 1918-1919, ale nie przewidziano, że przed powszechnym zrywem polskim przeciw Niemcom, dojdzie do powszechnego zrywu ukraińskiego przeciw bezbronnej ludności polskiej. Dopiero w II połowie 1943 roku, w końcu lipca i w sierpniu, a w powiecie lubomelskim we wrześniu, Armia Krajowa Okręg Wołyń zorganizowała oddziały partyzanckie, które choć z założenia były przeznaczone do walki z Niemcami, to w sytuacji masowych mordów musiały bronić ludności przed UPA. Do ich organizacji przystąpiono dopiero wtedy, gdy przez cały Wołyń, z wyjątkiem jednego powiatu, lubomelskiego, przetoczyły się masowe mordy, pochłaniając co najmniej 20 tys. ofiar i gdy 11 lipca i w dniach następnych rzezie wołyńskie osiągnęły apogeum. Były to następujące akowskie oddziały partyzanckie (OP - oddziały partyzanckie; skrót nie używany w literaturze powszechnej): Oprócz wymienionych oddziałów partyzanckich, najliczniejszych i odgrywających wiodącą rolę w obronie ludności polskiej przed nacjonalistami ukraińskimi, okresowo działały też mniejsze, niektóre z nich po pewnym czasie dołączały do tych głównych. Pańskiej Doliny bronił oddział AK chor. Kornela Lewandowskiego "Spalonego". W Zasmykach operowały oddziały por. Stanisława Kądzielawy "Kani", pchor. Tadeusza Korony "Grońskiego" (oddziałki dwu ostatnich wcześniej działały w Powórsku i okolicy), Stanisława Stachurskiego "Jagody". Ośrodek Dąbrowa w pow. kowelskim od sierpnia 1943 r. opierał się na oddziale partyzanckim sierż. Stanisława Kurzydłowskiego "Jurka". Od połowy stycznia do marca 1944 r. ludność Rożyszcz ochraniał zorganizowany przez Jana Garczyńskiego "Gryfa", "Lamę" oddział partyzancki AK, wcześniej stacjonujący w lasach retowskich i współdziałający z okolicznymi placówkami samoobrony. Dodatkowe znaczenie psychologiczne miało stacjonowanie w Bindudze w pow. lubomelskim (niedaleko Jagodzina i Rymacz) oddziału partyzackiego AK ppor. Stanisława Witamborskiego "Małego", zabezpieczającego przeprawy przez Bug i będącego w związku operacyjnym z oddziałem "Korda". Od lipca 1943 r. do stycznia 1944 r. z przerwami samoobronę w Witoldówce i Ostrogu n. Horyniem (pow. zdołbunowski) wspomagał niewielki oddział AK Wacława Wiarkowskiego "Paluszka". Wymienione dotąd oddziały partyzanckie AK, współdziałające z ośrodkami (bazami) samoobrony, przyczyniły się do przetrwania do 1944 r. większości z nich. Należy jeszcze wymienić małe jednostki partyzanckie (30-40-osobowe), które w drugiej połowie 1943 r. do stycznia 1944 r. chroniły ludność polską kilku małych osiedli, tj. w okolicy Lubomirki oddział partyzancki AK Ryszarda Walczaka "Ryszarda" i oddział partyzancki sierż. Włodzimierza Kopijkowskiego oraz koło kolonii Osty (gm. Niemowicze, pow. sarneński) oddział, którego dowódca nie jest znany. Warto zauważyć, że na terenie powiatu horochowskiego i krzemienieckiego nie działał żaden oddział partyzancki AK. Dlatego też przetrwanie do 1944 r. dwóch ośrodków samoobrony w Krzemienieckiem, Rybczy i Dederkał, uważane przez ocalonych za cud, zawdzięcza się odwadze, sile ducha i mądrej taktyce przywódców tych samoobron. Skuteczność oddziałów partyzanckich dla ochrony skupisk ludności polskiej, które gromadziły się w punktach samoobrony, polegało na ich ruchliwości, ciągłym przemieszczaniu się wokół nich, niedopuszczaniu do zliżania się bojówek upowskich, ich likwidacji przy próbach podejścia, w razie dużego napadu na zażartej walce. We wszystkich oddziałach partyzanckich AK do początku 1944 r. służyło maksymalnie 1500 ludzi. Tymczasem w OUN-UPA w końcu 1943 r. według najniższych ocen znajdowało się około 20 tys. ludzi na całym terytorium jej działania. Dysproporcje sił są zatem porażające. W końcu 1943 r. Okręg Wołyń w ramach przygotowań do akcji "Burza" rozpoczął mobilizację członków AK. W początkach grudnia 1943 r. rozkaz Komendanta Okręgu o stawieniu się na wyznaczone miejsca koncentracji został skierowany do wschodnich Inspektoratów AK, do pozostałych Inspektoratów rozkazy docierały do połowy stycznia 1944. Były dwa rejony koncentracji członków AK: w powiecie kowelskim - w Zasmykach i bliskiej okolicy, w powiecie włodzimierskim - w Bielinie i także bliskiej okolicy. Na koncentrację miały się zgłosić oddziały partyzanckie i ochotniczo członkowie konspiracji oraz samoobrony, z których tworzono oddziały wojskowe wchodzące w skład dwu zgrupowań: w pow. kowelskiem "Gromada", w pow. włodzimierskim "Osnowa", stanowiąc razem 27 Wołyńską Dywizję AK. Większość z wymienionych oddziałów partyzanckich na przełomie 1943/1944 przystąpiło do Dywizji. Niewielki oddział przy samoobronie Rożyszcze pozostał na miejscu ze względu na zagrożenie ludności polskiej. Nie wyruszyły na koncentrację kompanie samoobrony Przebraże, ponieważ ich odejście oznaczałoby rzeź całego kilkutysięcznego skupiska polskiego. Samoobrony, które włączyły się do Dywizji, to były wyłącznie samoobrony znajdujące się w rejonie koncentracji. Zagrożenie UPA było przeszkodą dla wymarszu samoobron z terenów na wschód od "Gromady" i "Osnowy". Do Dywizji zgłosiło się też wielu ochotników, którzy dotąd nie brali udziału w obronie, wędrowali oni z narażeniem życia nawet wiele kilometrów, dowiedziawszy się jakimś sposobem o tworzeniu polskiego wojska, kłopot był z tymi, dla których nie starczyło broni. Wśród żołnierzy Dywizji było mnóstwo ludzi całkowicie samotnych, którym nacjonaliści ukraińscy wymordowali całe rodziny i którzy wstąpienie do polskiego wojska traktowali w owym momencie jako najsłuszniejszą i najbardziej odpowiednią drogę życiową. Oba rejony, w których stacjonowały Zgrupowania Dywizji - Bielin i Zasmyki, wsie polskie z polskimi przyległościami, wcześniej pełniące funkcje baz samoobrony, przyciągały z okolicy uchodźców przed napadami UPA, co nasiliło się z chwilą koncentracji oddziałów partyzanckich i stworzeniu 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK, licząc na wzmocnienie bezpieczeństwa. Dywizja wprawdzie była przeznaczona do walki z Niemcami (co nie należy do tematu referatu, a więc nie jest omawiane), ale sytuacja wymuszała także starcia z UPA, która utrudniała wystąpienia przeciw Niemcom. Starcia AK z UPA, naturalnie, znacznie poprawiły bezpieczeństwo polskich cywili. Dość rozległy teren wokół Bielina i Zasmyk był stale patrolowany, na
każde pojawienie się zbrojnych grup ukraińskich reagowano ostrzałem. Ludność
cywilna, choć skupiona w dużym zagęszczeniu, odzyskała poczucie bezpieczeństwa.
Jednakże warte uświadomienia jest to, że parasol ochronny przed UPA ze
strony Dywizji obejmował tylko dwa małe skrawki Wołynia. Polacy na pozostałych
terenach Wołynia w tym czasie, byli niemalże bezbronni. Tereny wiejskie
były opuszczone przez Polaków, którzy ocalili życie. Ci, którzy nie zostali
wywiezieni na roboty do Rzeszy lub nie uciekli do Generalnego Gubernatorstwa,
usadowili się w miastach i miasteczkach, w których stały załogi niemieckie.
Gdy front się przybliżał, Polacy wycofywali się wraz z Niemcami na zachód
i szukali nowych miejsc do zatrzymania się. Po drodze oczywiście ginęli.
Kilkanaście miejscowości na wschód od terenu operowania Dywizji broniło
się w powiecie łuckim (baza Rożyszcze), wyczekując nadejścia wojsk sowieckich,
których obecność oznaczała tępienie UPA, a więc zmniejszenie zagrożenia
ze strony nacjonalistów ukraińskich. Ale przesuwanie się frontu spowodowało
także przesuwanie się na zachód zgrupowań UPA, co dla Dywizji stało się
problemem, bowiem została otoczona dużymi siłami UPA - miejscowymi i przybyłymi.
UPA była w tym czasie rozlokowana na zachodnim Wołyniu następująco:
Takie położenie sił upowskich spowodowało, że Zgrupowanie "Osnowa" i "Gromada" zostało rozcięte przez "upowski" korytarz, który utrudniał komunikację i łączność między zgrupowaniami. Główne zadanie - walka z Niemcami - w tej sytuacji nie mogło być sprawnie realizowane. Dywizja podjęła więc działania zmierzające do poszerzenia tzw. bazy operacyjnej, czyli wypchnięcia UPA z terenów, które Dywizji były potrzebne do zwalczania przeciwnika niemieckiego oraz dla własnego bezpieczeństwa. Przeprowadzono więc kilka akcji wymierzonych w UPA. Były to następujące starcia: Nie są to wszystkie walki i potyczki Dywizji z UPA. Wymienione są największe starcia podjęte w celu poszerzenia bazy operacyjnej Dywizji. Poza nimi dochodziło do niezliczonych drobniejszych walk pomiędzy bojówkami UPA i różnej wielkości jednostkami Dywizji i jej patrolami. UPA, której Dywizja usiłowała się pozbyć z rejonu swego działania i osiągnąć jeszcze szeroki obręb spokojnego terenu, w sytuacjach konfrontacji, prowadziła taktykę nie wdawania się w zacięte walki, których wynik mógłby być dla UPA niekorzystny i usuwała się w rejon bezpieczniejszy dla siebie w danym momencie, by za jakiś czas powrócić z powrotem na teren, z którego została wyparta. Ale nawet, gdy następowało usunięcie się większego zgrupowania upowskiego, to pozostawały niewielkie bojówki, które w dalszym ciągu robiły wypady zaczepne, rozpoznawcze i niszczycielskie żywioł polski. W ten sposób UPA oszczędzała siły i minimalizowała straty, ale nie rezygnowała z nękania polskiej ludności i utrudniania angażowania się Dywizji w walki z Niemcami. W końcu marca 1944 r. Zgrupowanie "Gromada" zostało przegrupowane na zachód od rzeki Turii, w wyniku czego cała Dywizja znalazła się w prostokącie: linia kolejowa Chełm-Kowel, Bug, droga Włodzimierz-Uściług, Turia. Rozlokowanie składu dywizji dzieliło ją na zgrupowanie północne - bliżej linii kolejowej Chełm-Luboml oraz południowe w okolicy Bielina. Były te zgrupowania rozdzielone pasem lesisto-bagnistym. Teren na wschód od Turii został wtedy zajęty przez Armię Czerwoną prowadzącą walki o Kowel. W kwietniu 1944 r. nastąpił koniec opieki Dywizji nad ludnością cywilną. Niemcy przystąpili do niszczenia Dywizji przez jej stopniowe okrążanie, ale ten rozdział bohatersko-tragicznego etapu walk Dywizji nie wchodzi już w zakres tego referatu. Za przesuwającym się frontem niemiecko-sowieckim na "wyzwolone" tereny wkraczały wojska NKWD i zaprowadzały nowy sowiecki terror. Okres ten był nazywany przez ludność polską Wołynia drugą okupacją sowiecką. Dowódcy i członkowie kierownictwa samoobron oraz członkowie konspiracji AK byli aresztowani, osadzani w więzieniach i zsyłani w głąb Związku Sowieckiego. Orientację w rozmiarach polskiej obrony przed OUN-UPA na Wołyniu daje zestawienie liczbowe akcji samoobron, akowskich oddziałów partyzanckich i 27 Wołyńskiej Dywizji oraz ich skutków. Walki ofensywne, które miały na celu usunięcie UPA z okolic skupisk ludności polskiej były toczone w 23 miejscowościach. Walki obronne prowadzono w co najmniej 148 miejscowościach. W obu rodzajach starć zginęło co najmniej 262 obrońców, w tym 186 znanych z nazwiska. Po stronie przeciwnika w walkach poległo co najmniej 311 członków formacji nacjonalistycznych (z pewnością liczba ta jest znacznie większa). Ustalone dokładnie odwety strony polskiej miały miejsce w 44 miejscowościach, ofiar śmiertelnych tych akcji było 311. Niewątpliwie wszystkie przytoczone dane statystyczne są znacznie niższe od liczb rzeczywiście zaszłych wydarzeń i ich ofiar. Jednak nawet owe niepełne wielkości w zestawieniu z rozmiarami rzezi wołyńskiej, w której zginęło ok. 60 tys. Polaków w 1865 miejscowościach - walki i odwety stanowiły marginalne zjawisko na obrzeżu zbrodni ludobójstwa. Nieco uwagi należy jeszcze poświęcić akcjom odwetowym. W ówczesnej ekstremalnej sytuacji, w jakiej znalazła się ludność polska, nie były odwetami akcje grup samoobrony i oddziałów partyzanckich, które albo uprzedzały spodziewany atak UPA, albo eliminowały z bliskiej okolicy bojówki UPA, które napadały na polskie osiedla i placówki samoobrony, a więc akcje odsuwające śmiertelne zagrożenie. Nie były także odwetami działania 27 Wołyńskiej Dywizji AK w 1944 r., w których w związku z akcją "Burza" oczyszczano teren z bojówek UPA w celu poszerzenia bazy operacyjnej do walki z Niemcami. W ówczesnej sytuacji zdarzały się dwa rodzaje odwetów: 1) akcje skierowane przeciwko upowcom, a więc mordercom, 2) zabójstwa osób bezbronnych, których dokonywali ci, którym wymordowano rodzinę lub którzy byli bezpośrednimi świadkami bestialstwa upowskiego. Te ostatnie odwety były kontynuacją tego zła, które było dziełem nacjonalistów ukraińskich. Nie były akceptowane przez kierownictwo podziemia wojskowego i cywilnego. Ujawnione wymierzanie sprawiedliwości na własną rękę i według własnej oceny było przez dowództwo Dywizji tępione i piętnowane. Od początku istnienia polskiej obrony na Wołyniu wydawane były przez Okręg AK Wołyń zakazy odwetów. Dowódca Okręgu AK Wołyń płk. Kazimierz Bąbiński "Luboń", przewidując odruchy zemsty, po pierwszych miesiącach masowych wystąpień antypolskich ze strony Ukraińców, tj. 22 kwietnia 1943 r., wydał rozkaz skierowany do powstających samoobron następującej treści: "Zakazuję stosowania metod, jakich stosują ukraińskie rezuny. Nie będziemy w odwecie palili ukraińskich zagród lub zabijali ukraińskich kobiet i dzieci. Samoobrona ma bronić się przed napastnikami lub atakować napastników, pozostawiając ludność i jej dobytek w spokoju". Rozkaz ten był aktualny do końca obecności na Wołyniu samoobron i oddziałów partyzanckich. 16 stycznia 1944 r. płk Bąbiński "Luboń", a więc w chwili formowania Dywizji, w rozkazie do dowódców oddziałów partyzanckich napisał: "Zalecam prowadzenie walki z grupami ukraińskimi z całą bezwzględnością i surowymi rygorami, a szczególnie w akcjach odwetowych za rzezie całych polskich rodzin. Dla morderców kobiet i dzieci nie ma litości i pobłażania. Walki tej nie chcieliśmy, pragnąc żyć w sąsiedzkiej zgodzie z ludnością ukraińską Wołynia. Stało się inaczej, nie my winni tej krwi. Wykorzystanie zaskoczenia i niespodziewany napad, szybki i sprawny odskok po walce - oto rękojmia powodzenia. Nie odwzajemniajmy się w walce mordami kobiet i dzieci ukraińskich. Najbardziej kategorycznie powtarzam zalecenia i rozkazy dawane ustnie na odprawach inspektorom i dowódcom oddziałów partyzanckich, aby nie dopuszczali w walce lub po jej zakończeniu do czynienia krzywdy kobiecie i dziecku ukraińskiemu. Z całą surowością będę pociągał do odpowiedzialności dowódców i żołnierzy, którzy by posunęli się do takich niegodnych czynów. Wydając te rygory walki - kieruję się nie tylko względami humanitarnymi, lecz najwyższym dobrem utrzymania morale naszych oddziałów, naszego żołnierza. Wysokie cechy żołnierskie łatwo jest utracić w trudnych okolicznościach partyzantki. Oczekuję od dowódców zrozumienia tej intencji i właściwego wywarcia swego wpływu. Duszpasterstwo proszę o wpływanie w tym kierunku na żołnierzy. Wierzę, że nie uszczupli to zapału do walki i dążenia do bezwzględnego niszczenia wroga, a nas i nasze dobre imię ochroni na przyszłość od hańby zarzutów, że prowadziliśmy walkę również z kobietami i dziećmi". Nie do wszystkich owe rozkazy trafiały, nie wszyscy je respektowali. Józef Turowski, autor monografii "Pożoga" (Warszawa 1990) poświęconej wołyńskiej konspiracji ZWZ-AK i 27 Wołyńskiej Dywizji oszacował liczbę ofiar odwetów na 2 tys. cywilnej ludności ukraińskiej, a więc więcej niż to wynika z dokładnych ustaleń, co też może być liczbą zaniżoną. Niemniej jednak w owych rachunkach krzywd trzeba zauważać, że gdy do Polaków na Wołyniu kierowane były przez ich dowódców zakazy dokonywania odwetów, do Ukraińców ich dowódcy kierowali rozkazy niszczenia wszystkich Polaków z korzeniami. Czymś zupełnie innym są sprowokowane ludobójstwem odwety, a czymś innym zbrodnie ludobójstwa - znaku równości i stawiania na jednej płaszczyźnie być tu nie może.
Ewa Siemaszko Fragment książki "Pamięć i Nadzieja" (oprac. Stanisław Koszewski, Chełm 2010) |