Spis artykułów
Robert Jurszo Kuźnia Komendy Policji Państwowej województwa tarnopolskiego w Tarnopolu na Kresach Wschodnich. Rok 1925. Francuski historyk Daniel Beauvois pisząc o Kresach Wschodnich, twierdzi, że była to historia o okrutnym wykorzystywaniu ukraińskiej ludności przez polską szlachtę. O tym, że jeszcze w XIX wieku polski pan mógł bezkarnie prać po mordzie wschodniego chłopa, utwierdzając go w jego podłym położeniu - pisze Robert Jurszo w artykule dla WP. Nie ma wielu takich opowieści, które byłyby mocniej zakorzenione w polskiej świadomości historycznej, niż mit Kresów Wschodnich. To arkadyjska narracja o mrocznych lasach, rozświetlonych słońcem stepach, przedmurzu chrześcijaństwa, zgodnym współżyciu Polaków z innymi nacjami, ale też dzikich Kozakach i przywołujących ich do porządku polskich panach. Ta wielka historyczna narracja nie umarła po II wojnie światowej, gdy palec Stalina przesunął polskie granice na zachód, a Rosja sowiecka wchłonęła dawne wschodnie rubieże. Wręcz przeciwnie, ta utrata zasiliła mit zastrzykiem świeżej krwi. Przesiedleńcy polerowali go dalej, przez co ulegał on dalszej idealizacji. Niestety, bywa tak, że historyczny mit nie ma zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością. Tak jest i tym razem. Demontaż mitu Jako jeden z pierwszych kij w mrowisko wsadził francuski historyk Daniel Beauvois, autor rozliczającego się z arkadyjską wizją Kresów opasłego tomu "Trójkąt ukraiński. Szlachta, carat i lud na Wołyniu, Podolu i Kijowszczyźnie 1793-1914". W jednym z wywiadów dla tygodnika "Polityka" powiedział, że "te wszystkie opowieści o idyllicznym współżyciu, o wielkiej wspólnocie narodów na Kresach to była legenda". W książce, która odbiła się szerokim echem również poza gronem profesjonalnych historyków, snuł zgoła inną opowieść od tej, którą znamy z sentymentalnych kresowych narracji. Była to historia o okrutnym wykorzystywaniu ukraińskiej ludności przez polską szlachtę. O tym, że jeszcze w XIX wieku polski pan mógł bezkarnie prać po mordzie wschodniego chłopa, utwierdzając go w jego podłym położeniu, ale też dolewając tym samym oliwy do ognia nienawiści, która rozpalała się coraz większym płomieniem w duszy poniżonego. "Oczywiście bywali panowie - mówił historyk w innej rozmowie - którzy pomagali swoim chłopom w czasie powodzi, głodu czy zasuchy. Jednak z reguły do ludu jako takiego odnoszono się, mówiąc bardzo łagodnie, z ogromną pogardą". Beauvois poszedł jednak jeszcze dalej. Wskazał również na to, że źródeł dramatycznych relacji pomiędzy obydwoma narodami trzeba szukać w fatalnej przeszłości: "gdyby stosunki między dworem a chłopami układały się tak sielankowo, jak przedstawiało to większość publikacji ukazujących się w Polsce lat 90., nie byłoby, ani krwawych rozpraw z panami polskimi w XVII i XVIII w., ani w czasie rewolucji bolszewickiej, ani Rzezi Wołyńskiej w czasie II wojny światowej". Polska kolonia? Podobną perspektywę patrzenia na mitologię Kresów obrał również polski badacz Jan Sowa. Z jego książki "Fantomowe ciało króla" można wyprowadzić tezę, zgodnie z którą arkadyjska kresowa narracja jest zaledwie zasłoną, która okrywa politykę kolonialną dawnej Polski. "Jesteśmy (...) przekonani, że Polska kolonii nie miała i mieć nie chciała - pisał w felietonie dla "Focus Historia". - To złudzenie wynikające z faktu, że mocarstwa zachodnie koncentrowały się na ekspansji morskiej, tymczasem Polska z uwagi na położenie budowała swe imperium drogą ekspansji lądowej (...). Polska również miała kolonie i dzisiaj nazywa się je Kresami". Sowa swoje stanowisko wspierał nie tylko przez odwołania do teorii kolonializmu, ale również do literatury staropolskiej. Między innymi cytował pisarza politycznego i duchownego żyjącego na przełomie XVI i XVII wieku Piotra Grabowskiego, który w dziełku "Polska Niżna (tak autor nazywał Ukrainę - R.J.) Albo Osada Polska" pisał: "owa zgoła ta Polska Niżna nic inszego nie będzie, iedno nowe Coloniae Polskie, iako też czytamy inne państwa przed laty Coloniae swe miewały, gdzie przyjemnożeni synowi koronni przyrodzonym rzemiosłem swym rycerskim majętności sobie z nieprzyjaciół Ojczyzny swey nabywać będą". Dlatego, zdaniem Sowy, interpretacja Kresów jako polskiej kolonii nie jest żadnym ahistorycznym uogólnieniem, ale - po prostu - rekonstrukcją myślenia elit politycznych tamtych czasów. Warto zauważyć, że w polskiej publicystyce historycznej już Stanisław Cat-Mackiewicz zauważał kolonialny stosunek Polski do jej wschodnich części i apelował o godne traktowanie: "Ziemie Wschodnie nie są jakąś kolonią polską, nie są polskimi Indiami czy Afryką, jak się może komuś zdaje. Są naszą ojczyzną". Na śmietnik historii Beauvois - w odróżnieniu od Sowy - ma wątpliwości co do tego, czy można traktować Kresy jako kolonię. Skłonny jest raczej mówić, że była to "forma feudalnej ekspansji". Wskazuje jednocześnie, że poddaństwo ruskich chłopów polskim panom bliskie było niewolnictwu. Podkreśla, że "stosunki dworu ze wsią były tak okrutne, jak na amerykańskich plantacjach bawełny, na francuskiej Martynice czy gdzieś w Afryce". Ale czy naprawdę ważne jest to, czy uznamy Kresy za kolonię, czy też nie? Spór o definicję ma w gruncie rzeczy nieco akademicki charakter. O wiele istotniejsze jest natomiast to, że los ludności autochtonicznej na Kresach - jak podkreśla francuski historyk - był zbliżony, niemal identyczny z tym, który był udziałem Murzynów, Indian i innych nie-białych. Opór przeciwko tej interpretacji jest zrozumiały. Uderza ona nie tylko w mocno zakorzeniony w polskiej kulturze historycznej i politycznej mit arkadyjskich Kresów. Dotyka on czegoś jeszcze głębszego. Co najmniej tak samo silnego przekonania obecnego w rodzimej kulturze, jakoby Polacy w swojej historii nigdy nie byli sprawcami zła, a jedynie jego ofiarami. Ten - tak naprawdę zgubny dla nas - mit został zacementowany przez polski romantyzm. To przez niego nie możemy zrozumieć przyczyn części tragedii, które spotkały Polskę i Polaków, jak choćby wspomnianej Rzezi Wołyńskiej. Uprzedzając ewentualne zarzuty - nie jest to żadna "pedagogika wstydu", o którą posądza rzeczników takiej reinterpretacji polskiej historii część prawicowych publicystów. Mamy w naszych dziejach momenty, z których możemy być wyjątkowo dumni. Ale są też w nich obecne elementy, które nie przynoszą nam chluby. Do nich należy również polska polityka kresowa, która przez kilkaset lat wyrządziła wiele szkód. (...) Robert Jurszo (Wp.pl, 23.06.2015)
|