Spis artykułów
Jan Stec
Minął rok od rozpoczęcia dramatycznych wydarzeń na Ukrainie, wydarzeń
które do dziś pozostają w centrum uwagi głównych sił politycznych nie tylko
w Europie, ale i w skali światowej. Zaczęło się stereotypowo od kolejnego
Majdanu doskonale przygotowanego i wyreżyserowanego przy dużym udziale
ośrodków zagranicznych. Wypada przypomnieć, że poprzedni Majdan zorganizowany
w 2004 r. wyniósł do władzy prezydenta Wiktora Juszczenkę. Jego kadencja
nie przyniosła jednak Ukrainie oczekiwanych zmian na lepsze. Trwała recesja
i rabunek kraju przez wszechwładne grupy oligarchów. Stopa życiowa ludności
spadała systematycznie. Tym razem podjęto grę o nieporównywalnie większą
stawkę. Chodziło nie tyle o Ukrainę, co o generalną zmianę sytuacji geopolitycznej
w tej części Europy, a mianowicie o osłabienie Rosji i jej odepchnięcie
na wschód, głównie poprzez stworzenie sytuacji konfliktowych na jej granicach.
Uczestnicy Majdanu rekrutowali się z dwu różnych środowisk. Byli to
po pierwsze członkowie różnego rodzaju ugrupowań nacjonalistycznych, dobrze
zorganizowani i przeszkoleni na rozmaitych obozach, kursach itp., przybyli
głównie z zachodnich obwodów Ukrainy. Uzupełnienie stanowiły rzesze ludzi
biednych i zagubionych (głównie młodzieży) bez perspektyw życiowych. Ci
ludzie chcieli przede wszystkim zmian na lepsze. Hasłem jednoczącym było
stowarzyszenie, a następnie pełna integracja z Unią Europejską. To miało
być przysłowiowe panaceum na wszystkie ukraińskie nieszczęścia. W miarę
upływu czasu i zaostrzania się sytuacji ster działań na Majdanie przeszedł
całkowicie w ręce nacjonalistów. Pojawili się przywódcy z dużymi ambicjami
(Parubij, Laszko, Awakow i in.).
Wydawało się, że po podpisaniu w lutym porozumienia między prezydentem
Janukowyczem i przedstawicielami Majdanu sygnowanego również przez ministrów
spraw zagranicznych Francji, Niemiec i Polski sytuacja będzie się normalizować,
tym bardziej że była to faktycznie kapitulacja urzędującego prezydenta.
Jednakże siły przeciwne wszelkiemu porozumieniu zarówno wewnętrzne jak
i zagraniczne działały sprawnie.
Nasiliła się fala pogromów przeciwników politycznych, okupacji urzędów
centralnych i terenowych. Niejako finałem tego były krwawe wydarzenia na
Majdanie. Łącznie zginęło ponad 100 osób zarówno milicjantów jak i demonstrantów.
Winnych tej zbrodniczej inscenizacji dotychczas nie ustalono, podobnie
jak sprawców innej masowej zbrodni dokonanej w maju w Odessie (spalono
żywcem 48 osób). Teraz wydarzenia rozwinęły się w sposób lawinowy. Janukowycz
został zmuszony do rezygnacji. Władzę de facto przejęła grupa polityków
(O. Turczynow, A. Jaceniuk, A. Parubij, W. Kliczko) o wyjątkowo antyrosyjskim
nastawieniu. Dodać należy, iż znaczną rolę w tym okresie odgrywali działacze
ultranacjonalistycznej partii "Swoboda" (O. Tiahnybok, I. Farion). Jednym
z pierwszych posunięć tej grupy było przeforsowanie ustawy pozbawiającej
język rosyjski statusu języka urzędowego. Do dziś trudno z całą pewnością
stwierdzić czy był to przejaw głupoty politycznej czy też sprytnie zainicjowana
prowokacja. Tak czy owak fakt ten wywołał falę sprzeciwu nie tylko mniejszości
rosyjskiej, ale i części Ukraińców posługujących się tym językiem. To właśnie
wówczas nastąpiły masowe demonstracje i oznaki nieposłuszeństwa we wschodnich
a także południowych obwodach Ukrainy.
Termin przewrotu państwowego został wybrany doskonale. Był to końcowy
okres olimpiady w Soczi. Władze rosyjskie były wyraźnie zaskoczone. Stąd
też wynikał błąd bezkrytycznego poparcia prezydenta Janukowycza podczas,
gdy ten prowadził wielostronną grę o utrzymanie władzy, a także a może
przede wszystkim niemałego majątku swojej rodziny. Stąd zrodziła się decyzja
udzielenia Ukrainie niskooprocentowanej pożyczki w kwocie 15 mld dolarów,
z czego przekazano ok. 3 mld.
Jednocześnie z zaostrzeniem sytuacji rozwinięto w kraju bezprzykładną
kampanię rusofobii w myśl sformułowania "... za wszystko zło są winni Moskale...".
Pogromy, niszczenie pomników i miejsc pamięci, a także instytucji kulturalnych,
naukowych, a nawet bankowych były na porządku dziennym. Czyniły to najczęściej
grupy sfanatyzowanej młodzieży (często nieletniej). W kampanii tej uczestniczyła
nie tylko hierarchia Kościoła greckokatolickiego, co jest zrozumiałe, ale
i Ukraiński Autokefaliczny Kościół Prawosławny. W jednym z publicznych
wystąpień zwierzchnik tegoż Kościoła metropolita Filaret nazwał prezydenta
W. Putina "szatanem". Jak dotąd naliczono kilkadziesiąt przypadków zniszczenia
(głównie na wschodzie) bądź przejęcia świątyń podległych patriarchatowi
moskiewskiemu.
Rosja po okresie zaskoczenia rozpoczęła kontratak. Po sprawnie przeprowadzonym
referendum przejęła w sposób całkowicie pokojowo Krym. Z punktu widzenia
geopolityki trudno przecenić ten fakt. Jest to po prostu klucz do zapewnienia
sobie przewagi w akwenie Morza Czarnego z perspektywą zintensyfikowania
działań na Morzu Śródziemnym.
Błędne decyzje władz kijowskich oraz przebieg wydarzeń na Krymie spowodowały
rozwój ruchu oporu we wschodnich i częściowo południowych obwodach Ukrainy
(głównie Donieck, Ługańsk a także Charków). Rozbudzone zostały nadzieje
na podobny scenariusz, podsycane przez oficjalną propagandę rosyjską. Modne
stało się noszenie pomarańczowo-czarnych wstążek (gieorgijewskije lientoczki).
Praktycznie od połowy kwietnia wystąpiły przejawy zbrojnego ruchu oporu,
które stopniowo przeradzały się w wojnę domową z wszystkimi jej konsekwencjami.
Działające z początku samorzutnie grupy partyzanckie stopniowo przyjmowały
typowo wojskową organizację. Pojawiło się centralne dowodzenie. Broń, szczególnie
ciężka pozostaje głównie zdobyczna, bądź też przejęta z arsenałów armii
ukraińskiej. Rosja dostarczyła pewną ilość nowoczesnej broni strzeleckiej
oraz wyposażenia indywidualnego żołnierza. W obwodach donieckim i ługańskim
ukonstytuowały się Republiki Ludowe (Doniecka i Ługańska), tworząc stopniowo
lokalne organy administracji.
W miarę nasilania się walk nieuchronnie następowało umiędzynarodowienie
konfliktu. Po stronie ukraińskiej pojawiły się grupy ochotników z różnych
regionów Europy (najwięcej z Bałkanów) walczących z pobudek ideowych, a
niekiedy też awanturników szukających przygód. W tej grupie są też obywatele
polscy, na szczęście nieliczni. Po stronie secesjonistów walczą przybyli
z Rosji ochotnicy (ok 5-6 tys.), częściowo zorganizowani w tzw. formacje
kozackie. Są to na ogół żołnierze starszych roczników, często o specjalizacjach
technicznych. Nie są oni żołnierzami armii rosyjskiej, aczkolwiek mają
zagwarantowane pełne prawa kombatanckie. Ponadto w organach dowodzenia
formacji powstańczych działa nieliczna grupa oficerów rosyjskich - specjalistów
z zakresu wywiadu, rozpoznania i planowania operacyjnego. Grupy ochotników
spoza Rosji są symboliczne (najczęściej Serbowie) i mają jedynie znaczenie
propagandowe.
Prowadzona przez armię ukraińską tzw. operacja antyterrorystyczna, której
największe nasilenie przypadło na okres lipiec-sierpień, zakończyła się
jej totalną klęską. Dysponując przewagą w sile żywej (co najmniej 3:1)
oraz absolutną przewagą techniczną (artyleria, broń pancerna, lotnictwo)
poniosła ona szereg bolesnych porażek, tracąc ponad 18 tys. ludzi (w tym
ponad 6 tys. zabitych) oraz ogromną masę sprzętu (około 260 wozów bojowych,
70 samolotów i śmigłowców oraz ponad 100 dział i wyrzutni rakiet). Podkreślić
należy, że wiele sprzętu pancernego oraz artyleryjskiego (ogółem ponad
300 sztuk) przejęli powstańcy w stanie nienaruszonym. U podstaw tych porażek
legły przede wszystkim:
W tej dziedzinie przyzwoitą postawę prezentowały jednostki ochotnicze,
ale ich wartość bojową obniżał słaby stan wyszkolenia.
Przebieg działań bojowych wykazał, że armia ukraińska stosowała na
terenie Donbasu taktykę spalonej ziemi. Ostrzeliwanie przez artylerię oraz
bombardowanie dzielnic mieszkalnych a także instytucji użyteczności publicznej
(wodociągi, gazownie, szkoły czy szpitale) było na porządku dziennym, podobnie
jak stosowanie zabronionych międzynarodowymi konwencjami pocisków z ładunkami
fosforowymi oraz bomb kulkowych. W kilkunastu przypadkach do ostrzału Doniecka
i Ługańska użyto najcięższych armat "PION" o zasięgu 47 km oraz rakiet
taktyczno-operacyjnych "TOCZKA" służących głównie do rażenia dużych celów
powierzchniowych. Działania te spowodowały duże straty wśród ludności cywilnej
(ponad 6 tys.), zniszczenia większości urządzeń technicznych i zakładów
przemysłowych oraz istny exodus uchodźców (ok 1 mln osób) chroniących się
na terenach Federacji Rosyjskiej. Taką taktykę stosowaną na terenach własnego
państwa określić można jako całkowicie bezmyślną, chyba że chodziło o ostateczne
sprowokowanie Rosji do wystąpienia zbrojnego. Tak czy inaczej przebieg
tych działań, a także podjęta w Kijowie decyzja o wyłączeniu systemu bankowego
(niepłacenie rent i emerytur, blokada komunikacji Donbasu i inne) sprawiają
wrażenie, że przynajmniej część polityków ukraińskich uważa te tereny za
stracone i stąd zamiar pozostawienia po sobie pustyni. Jest rzeczą oczywistą,
że po tych wydarzeniach wszelka dyskusja o federalizacji tego terenu jest
bezprzedmiotowa, a przy tym określenie statusu zbuntowanych republik zadowalającego
obydwie strony będzie niezwykle trudne.
Zmęczenie przeciwników, a także w przypadku secesjonistów oznaki klęski
humanitarnej na kontrolowanych przez nich terenach, spowodowało zawarcie
układu rozejmowego w Mińsku (5 IX) przy pośrednictwie Rosji oraz OBWE.
Przewidywał on przerwanie ognia, utworzenie strefy buforowej, wymianę jeńców
oraz dalsze rozmowy w sprawie statusu Donieckiej i Ługańskiej Republiki
Ludowej. Jak dotąd dokonano wymiany większości jeńców, nie utworzono natomiast
w pełnym wymiarze strefy buforowej. Ostrzał artyleryjski dzielnic mieszkalnych
został całkowicie przerwany dopiero 9 grudnia br. dalsze spotkania grupy
konsultacyjnej nie przyniosły rezultatów.
Przeprowadzone w maju br. wybory prezydenckie na Ukrainie oraz październikowe
wybory parlamentarne spowodowały legitymizację zarówno władzy ustawodawczej
jak i wykonawczej. Podkreślić należy, iż w październikowych wyborach do
Rady Najwyższej skrajni nacjonaliści utrzymali, a nawet zwiększyli stan
posiadania mimo porażki partii "Swoboda", co nie rokuje pomyślnie na szybkie
postępy w ewentualnych rozmowach pokojowych.
Wybory na terenach Donbasu przeprowadzone 2 listopada utwierdziły istniejący
stan rzeczy. Kierownictwa zbuntowanych republik pozostały niezmienione.
Rosja uznała wyniki zarówno wyborów na Ukrainie, jak i na terenach Donbasu
- co nie oznacza jednak potwierdzenia niezależności tych terenów.
Sytuacja wewnętrzna i międzynarodowa Ukrainy pozostaje nadal skomplikowana.
Co prawda, po długich i trudnych negocjacjach i przy pośrednictwie Komisji
Europejskiej udało się wreszcie podpisać kolejną umowę gazową z Rosją,
gwarantującą dostawy gazu przynajmniej do 31 marca 2015 r. (przy zachowaniu
przedpłat), ale nadal położenie sektora energetycznego jest trudne. Przypomnieć
należy, że ok 2/3 produkcji energii elektrycznej Ukrainy opiera się na
węglu. Ukraina będąca liczącym się w świecie eksporterem węgla kamiennego
(wydobycie w 2012 r. ok 80 mln ton) stała się importerem. Zapasy węgla
w Donbasie są duże, ale póki co sięgnąć po niego nie można. Próby importu
z RPA i Australii okazały się nieudane (niska jakość). Ratunkiem okazało
się wynegocjowanie dostaw wysokokalorycznego węgla z Rosji (na razie ok
1 mln ton).
Tak czy owak wyłączenia energii, w tym również dla ludności, są na porządku
dziennym. Niepokój w skali międzynarodowej wzbudzają powtarzające się awarie
w elektrowniach jądrowych (dwukrotnie na największej w Europie AS w Zaporożu),
a także podpisanie umowy z USA w sprawie importu paliwa jądrowego, które
zdaniem wielu specjalistów nie w pełni nadaje się do reaktorów radzieckiej
produkcji. Nadal nie uzyskano istotnej poprawy w zakresie bezpieczeństwa
wewnętrznego. Dotyczy to zwłaszcza przestępczości kryminalnej i nielegalnego
posiadania broni. Ogromnym ciężarem pozostaje korupcja (142 miejsce w rankingach
światowych). Narasta niezadowolenie społeczne. Mnożą się protesty różnych
grup społecznych.
Według ocen specjalistów spadek wartości PKB w 2014 roku wyniesie co
najmniej 7,5%, a wskaźnik inflacji 21%. W tych warunkach zapowiedź przeznaczenia
w 2015 r. 5% PKB na potrzeby obronności musi budzić zdziwienie. Dodatkowym
elementem destabilizacji są mnożące się przypadki tzw. dzikich lustracji
w terenowych organach administracji oraz w dużych przedsiębiorstwach.
Kredyty zagraniczne napływają powoli. Ich całkowita wielkość jest trudna
do oszacowania. Wciąż akcentowane są żądania reform strukturalnych i co
za tym idzie oszczędności budżetowych, co w aktualnych warunkach nie bardzo
jest realne. Ekipa Poroszenki i Jaceniuka włożyła duże środki w zwiększenie
wydajności przemysłu zbrojeniowego oraz efektywne dozbrajanie i reorganizację
armii. Na ten cel spodziewane jest wsparcie ze strony USA (ostatnia decyzja
Kongresu USA mówi o 350 mln dol.) a także mniej oficjalne ze strony NATO.
Wszystkie te zamierzenia są tłumaczone ciągle wzrastającym zagrożeniem
ze strony Rosji. Powtarzają się wojownicze wystąpienia. Niedawno Sekretarz
Rady Bezpieczeństwa Narodowego O. Turczynow oświadczył, że możliwe jest
wprowadzenie stanu wojennego przynajmniej na wschodzie Ukrainy. Podobne
akcenty znalazły się w noworocznym orędziu prezydenta P. Poroszenki.
Szumnie świętowane podpisanie umowy stowarzyszeniowej z UE samo w sobie
nie zmienia sytuacji bowiem skutki ekonomiczne tej umowy zgodnie z zawartym
porozumieniem UE-Rosja mogą być wdrażane dopiero w 2016 r.
Bardziej istotną sprawą jest decyzja Rady Najwyższej o odejściu od pozablokowego
statusu Ukrainy. Ma to być istotny krok w kierunku wejścia do NATO, a to
oznaczałoby daleko idące zmiany w sytuacji geopolitycznej tej części Europy.
Nie są więc zaskoczeniem ostre reakcje Rosji, ale także krytyczne oceny
tejże decyzji na Zachodzie, głównie w Niemczech.
Decyzja o wprowadzeniu blokady komunikacyjnej Krymu podjęta tuż przed
Nowym Rokiem bez sensownego wyjaśnienia na pewno nie poprawia sytuacji
strony ukraińskiej w ewentualnych rokowaniach. Dodać do tego należy ostrzał
artyleryjski przedmieść Doniecka w noc noworoczną, a także wyłączenie energii
elektrycznej dla Ługańska w tym samym czasie.
Jeśli chodzi o Stany Zjednoczone to należy podkreślić, że kilka z założonych
celów zostało przez polityków amerykańskich osiągnięte, a mianowicie:
Sankcje ekonomiczne wobec Rosji są właśnie tym problemem, który wywołuje
najwięcej emocji w krajach Unii Europejskiej. W tej dziedzinie można wyróżnić
trzy wyraźne opcje:
Rosja przezywa ostatnio duże trudności przede wszystkim gospodarcze. Spowodowane
są one nie tyle sankcjami, bo straty Rosji i państw UE się równoważą (po
około 30 mld dolarów), co podjętymi przez USA przedsięwzięciami noszącymi
znamiona wojny ekonomicznej. Zwiększona podaż ropy naftowej doprowadziła
do drastycznego spadku jej cen (prawie o połowę, ze 106 do 56,5 dol. za
baryłkę). W ślad za tym spadły, choć w mniejszym stopniu, ceny gazu. Na
to wszystko nałożyły się różnego rodzaju spekulacje na rynkach walutowych,
w wyniku czego w pewnym momencie drastycznie spadła wartość rubla (w stosunku
do dolara prawie dwukrotnie). Spadła też znacznie cena złota. W wyniku
różnego rodzaju interwencji (użycie rezerw walutowych, dokapitalizowanie
banków itp.) proces ten został zatrzymany. Kurs rubla wzrósł, ale wciąż
jest około 30% niższy niż przed dwoma miesiącami. Mimo apeli władz i podjętych
przedsięwzięć zaradczych, wzrost cen towarów i usług jest nieuchronny.
Społeczeństwo rosyjskie w tej sytuacji wykazało się dużym zdyscyplinowaniem,
choć w pewnym okresie wystąpiło zjawisko wykupywania walut.
Poważnym problemem stała się komunikacyjna blokada Krymu z jednoczesnym
wyłączeniem bankowych systemów: "Visa" i "Mastercard". Dodać należy, iż
rosyjski system kart kredytowych jest jeszcze w trakcie opracowywania.
W tej chwili jedyne połączenie z Krymem to przeprawa promowa przez Cieśninę
Kerczeńską (często nieczynna z powodu zimowych sztormów) oraz połączenia
lotnicze. To jest między innymi uderzenie w turystykę - czołową gałąź tutejszej
gospodarki. Nadal poważnym problemem są nielegalni emigranci (ponad 3 mln,
w tym 420 tys. Ukraińców).
Ostatnia próba zamachu terrorystycznego w centrum Groznego, stolicy
republiki rządzonej żelazną ręką Ramzana Kadyrowa, wskazuje na to, że terroryzm
islamski na Kaukazie wciąż stanowi problem. Tymczasem ostatnie doniesienia
mówią o skierowaniu znacznej liczby aktywistów i instruktorów z Państwa
Islamskiego do Pakistanu i Afganistanu. Cel jest bardzo wyraźny: Azja Środkowa,
a w dalszej kolejności Kazachstan i Powołże.
Jak w tej sytuacji reaguje Rosja:
Nadmienić należy, że Rosja i Chiny porozumiały się co do rezygnacji z dolara
jako waluty rozliczeniowej. Nie bez znaczenia jest to, że Chińczycy rozpoczęli
(kosztem 50 mld dol.) budowę kanału Atlantyk-Pacyfik (Panama-bis) przez
terytorium Nikaragui. Zgodnie z zawartym porozumieniem mają oni administrować
tym obiektem przez 50 lat. To na pewno docelowo osłabi pozycję USA w tym
obszarze. To jest pewien fragment aktywizacji ugrupowania BRICS (Brazylia,
Rosja, Indie, Chiny, RPA). Ostatnio pojawiły się doniesienia o możliwej
sprzedaży Argentynie nowoczesnego uzbrojenia, w tym zestawów przeciwlotniczych
i nowoczesnych myśliwców. To może zmienić sytuację na płd. Argentyny, w
kontekście wciąż tlącego się konfliktu argentyńsko-brytyjskiego o Falklandy.
Pozostaje jeszcze problem Turcji w kontekście zawartych ostatnio umów
gospodarczych i handlowych. To jest pewne zaskoczenie bowiem uczynił to
kraj, który na przestrzeni dwóch wieków prowadził 12 wojen z Rosją o hegemonię
na Kaukazie i Bałkanach. To prawda, ale ostatnio Turcja chce wypromować
się do roli regionalnego mocarstwa. To dzisiaj jest potencjał prawie 100
mln ludzi, nieźle rozwinięte gospodarczo państwo i druga po USA armia w
NATO. Turcja mogłaby z łatwością rozbić tzw. Państwo Islamskie, ale nie
czyni tego przede wszystkim z powodu Kurdów uważanych za wiecznych separatystów,
a obecnie bezpardonowo zwalczanych przez muzułmańskich fanatyków. Poza
tym Turcji jest na rękę rozpad Syrii. I wreszcie dodatkowy problem to uniezależnienie
się gospodarcze od UE. Tak czy owak jest to porozumienie taktyczne i Rosja
wobec postawy UE i Bułgarii, rezygnując z budowy tzw. gazociągu południowego
"South Stream" zbuduje dodatkowy gazociąg podmorski do Turcji z możliwością
eksportu tą drogą do Bułgarii, Grecji, a być może i do Włoch. W tej sytuacji
część państw Europy Środkowej (Węgry, Czechy, Słowacja, Serbia itp.) nadal
będzie uzależnionych od ukraińskiego tranzytu. Dodatkowo zawarto kontrakt
na budowę pierwszej tureckiej elektrowni jądrowej. Zarysowujące
się zmiany geopolityczne w Europie Środkowo-Wschodniej zmusiły Rosję do
poważnej zmiany doktryny wojennej. Zmodyfikowana doktryna wojenna Federacji
Rosyjskiej została podpisana i ogłoszona (w części jawnej) 16 grudnia 2014
r. Uwzględnia ona następujące główne zagrożenia:
Nowością są sformułowania dotyczące zapewnienia bezpieczeństwa rosyjskich
obszarów Arktyki oraz powstrzymanie bez użycia BMR przy pomocy precyzyjnych
uderzeń konwencjonalnych. Przy wszystkich omawianych perturbacjach na uwagę
zasługuje prezentowana dotychczas jedność społeczeństwa rosyjskiego i generalne
poparcie dla obecnego kierownictwa. Dotyczy to również licznej emigracji
rosyjskiej pochodzącej z różnych okresów, która gremialnie występuje przeciwko
antyrosyjskim inicjatywom.
Kończąc część artykułu dotyczącą Rosji warto zwrócić uwagę na Białoruś.
Pisaliśmy już uprzednio, że od pewnego momentu prezydent Łukaszenka zaczął
wyraźnie akcentować swoją samodzielność stawiając się między innymi w roli
arbitra w sprawie konfliktu na Ukrainie. Pojawiły się też pogłoski o nieformalnych
kontaktach osób z jego otoczenia z przedstawicielami UE. Jakby na potwierdzenie
tego polskie działania propagandowe skierowane na Białoruś zostały wyciszone.
Nerwowe zachowanie się Łukaszenki na inauguracji Unii Eurazjatyckiej, a
zaraz potem dymisja prawie całego rządu z premierem na czele świadczy,
że pozycja długoletniego prezydenta nie jest już tak silna jak kiedyś.
Oczywistym jest, że jakakolwiek zmiana orientacji politycznej Białorusi
byłaby dla Rosji niepowetowaną stratą.
Sytuacja na terenach zbuntowanego Donbasu nie uległa większym zmianom.
Trwa walka o przetrwanie ludności cywilnej pozbawionej często elementarnych
środków do życia. Proces przywracania do działania zakładów przemysłowych
i obiektów użyteczności publicznej jest z przyczyn obiektywnych zbyt powolny.
Porozumienie rozejmowe z Mińska nie zostało zrealizowane w wielu ważnych
kwestiach, jak między innymi utworzenie strefy buforowej. Co do dalszych
rozmów perspektywy są mizerne. Jest wiele spraw bardzo trudnych do rozstrzygnięcia,
przykładowo jak przy ewentualnej autonomii określić granice zbuntowanych
republik, skoro około 40% terenów obwodów ługańskiego i donieckiego
kontroluje armia ukraińska. Nadal pomimo nacisków rosyjskich nie nastąpiło
zjednoczenie obydwu republik, co rzutuje na ich sytuację w ewentualnych
rozmowach oraz sprawne działanie administracji i organów porządkowych.
Jak dotąd pojęcie "Noworosja" pozostaje jedynie hasłem propagandowym.
Na zakończenie kilka wniosków:
Na zakończenie kilka zdań o naszych polskich realiach. Otóż tu się nic
nie zmienia. Trwa ukraiński amok. Wciąż przypomina mi się pewien ukraiński
dostojnik - apologeta OUN-UPA, który w Belwederze odbierał order Orła Białego,
a następnie tytuł doktora honoris causa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
Nasi dostojnicy nie nauczyli się niczego. Poza bezkrytycznym poparciem
dla jednej ze stron konfliktu i obsesyjną rusofobią nie mają oni nic do
zaoferowania. To się udziela społeczeństwu. Obojętnie przechodzimy obok
zjawisk, które powinny wzbudzać niepokój. Jeśli spojrzymy na krwawe wydarzenia
w Odessie, sposób prowadzenia działań bojowych na terenie Donbasu, czy
też działalność nacjonalistycznych bojówek (głównie młodzieżowych) wewnątrz
kraju, nieuchronnie odżywają wspomnienia sprzed 70 lat. U nas tymczasem
telewizja publiczna życzliwie odniosła się do obchodów kolejnej rocznicy
urodzin Stepana Bandery jako żywo przypominających faszystowskie pochody
z lat trzydziestych ubiegłego wieku. Cytowano między innymi szefa ultranacjonalistycznej
partii "Swoboda" O. Tiachnyboka, który w płomiennych słowach wzywał do
walki z Moskalami. Przypomnę, iż ów przywódca był głównym animatorem i
autorem dokumentu skierowanego do Rady Najwyższej Ukrainy w 2013 r., w
którym wzywa się do podjęcia problemu zwrotu 19,3 tys. km2, które "...Stalin
podarował Polsce...".
Nie jest dziwne, że w takiej atmosferze następuje radykalizacja mniejszości
ukraińskiej w Polsce, a przynajmniej jej reprezentanta - Związku Ukraińców
w Polsce. W tych sferach poparcie dla radykalnego nacjonalizmu jest powszechne.
Wiadomo jak obraźliwym stwierdzeniem jest określenie "polskie obozy koncentracyjne".
Tymczasem w organie ZUWP "Nasze Słowo" nazwa "polśkyj konctabir" jest stosowana.
A to właśnie oznacza polski obóz koncentracyjny. Przypomnę, że pismo to
jest wydawane za pieniądze naszych podatników. Chciałoby się po raz kolejny
krzyknąć: Panowie - czas się opamiętać - ale czy to pomoże?
płk rez. Jan Stec (Geopolityk.net, 8.01.2015) |