Spis artykułów
Strzały w konsulacie

Włodzimierz Kalicki


    Mykoła Łemyk podczas procesu o zabójstwo Aleksieja Majłowa.

    21 października 1933 r.

    Mykoła Łemyk, student pierwszego roku Wydziału Matematyczno-Przyrodniczego Uniwersytetu Jana Kazimierza, budzi się wczesnym rankiem w lwowskim hoteliku Narodna Hostynnycia. Zatrzymują się tu niemal wyłącznie Ukraińcy. Łemyk, 18-letni Ukrainiec z zamożnej rodziny ze wsi Sołów w powiecie przemyślańskim, kończy poranną toaletę, zakłada nowy garnitur i nowe trzewiki. Kupił je wczoraj po południu. Stare ubranie wkłada do podniszczonej teczki. Wyjmuje niemiecki rewolwer Ortgesch kaliber 7,65 mm, w czasie wojny światowej broń służbową niemieckiej Reichswehry. Broni tej prywatnie kupić nie sposób nawet w Niemczech. Łemyk sprawdza, czy we wszystkich komorach bębna są naboje, i wychodzi na miasto.

    Po śniadaniu spotyka się z niskim blondynem, którego zna pod nazwiskiem Ksawery Brudas. Oddaje mu pakunek ze starym ubraniem. Brudas wręcza mu dokładny plan pomieszczeń konsulatu ZSRR przy ul. Nabielaka, opisuje, jak wygląda sowiecki konsul, i na odchodnym poleca, by strzelać z bliska, dwa razy.

    Mykoła Łemyk jest członkiem nielegalnej Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. OUN walczy terrorystycznymi metodami o utworzenie niezależnego państwa ukraińskiego. Bojowcy OUN podpalali polskie urzędy i budynki swych politycznych przeciwników w społeczności ukraińskiej, dokonywali aktów sabotażu, skrytobójczych mordów przedstawicieli władz, z których najgłośniejszym było zamordowanie przed dwoma laty posła Tadeusza Hołówki.

    Napad w zeszłym roku na pocztę w Gródku Jagiellońskim, podczas którego Ukraińcy zastrzelili niewinne, postronne osoby, zakończył się kompromitacją OUN. Władzę nad organizacją w Polsce objął Stepan Bandera. Przed czterema miesiącami przywódcy OUN na tajnej konferencji w Berlinie zdecydowali, że bojowcy w Polsce - dla poprawienia nadszarpniętej po napadzie w Gródku Jagiellońskim reputacji - mają zaprzestać napadów dokonywanych dla zdobycia gotówki, a nasilić powinni akcje antysowieckie.

    W ostatnich dniach września do Mykoły Łemyka zgłosił się jego znajomy, aktywista OUN, gimnazjalista Majewski, który polecił Mykole spotkać się na ul. Potockiego z łącznikiem organizacji. Łącznik ów, który przedstawił się jako Ksawery Brudas, dostarczył Łemykowi rewolwer i 30 naboi. Zapowiedział, że będzie robota, i kazał mu nauczyć się strzelać. Łemyk pojechał do rodziców na wieś i tam, w stodole, oddał pięć próbnych strzałów. Wczoraj wrócił do Lwowa i spotkał się z Brudasem. Łącznik przekazał rozkaz OUN - Łemyk ma zastrzelić sowieckiego konsula. Do polskich policjantów w żadnym wypadku strzelać nie wolno.

    Przed sowiecki konsulat Łemyk dociera o 12. Na chodniku przed budynkiem stoi posterunkowy policji, obok niego kilku interesantów. Łemyk dołącza do nich. Po chwili z konsulatu wychodzi jeden z woźnych i pyta, czego chcą. Wszyscy deklarują po ukraińsku, że starają się o wyjazd z Polski na stałe, na sowiecką Ukrainę, i chcą złożyć podania o sowieckie paszporty. Woźny przynosi formularze. Petenci wypełniają je na dworze, przed drzwiami konsulatu. Co chwila mylą się, pytają o coś woźnych. Ci nie potrafią jednak udzielić wyjaśnień. Łemyk przedstawia się jako student i pomaga wypełniać rubryki formularzy. W końcu prosi woźnego, by mógł w imieniu grupki petentów porozmawiać z konsulem.

    Woźny znika we wnętrzu. Po chwili wychodzi kurier konsulatu i prowadzi Łemyka do środka. Za biurkiem siedzi Aleksiej Majłow. Oficjalnie Majłow jest naczelnikiem kancelarii konsulatu, w rzeczywistości zaś - rezydentem sowieckiego wywiadu. Majłow urzędniczym żargonem pyta interesanta, dlaczego chce się widzieć z konsulem. Łemyk nie zdaje sobie sprawy, że przed nim siedzi naczelnik kancelarii, a nie konsul. Wyjaśnia, że chciałby zasięgnąć informacji w sprawie wyjazdu na sowiecką Ukrainę. Gdy kurier, który go wprowadził, wychodzi, Łemyk wyjmuje z kieszeni rewolwer i strzela dwa razy. Martwy Majłow osuwa się na podłogę.

    Na odgłos strzałów z sąsiedniego pokoju wbiega pracownik konsulatu Iwan Dżugaj. Łemyk strzela do niego i trafia w rękę. Ranny Dżugaj ucieka z powrotem do swego pokoju i zamyka drzwi na klucz.

    Strzały słyszy także siedzący w hallu na parterze odźwierny Gabriel Mandzij. Gdy odźwierny podbiega do drzwi kancelarii, Łemyk strzela do niego. Chybia. Pocisk tłucze szybę. Mandzij wciska na swoim pulpicie guzik alarmowy blokujący także drzwi i ucieka do piwnicy. Reszta sowieckich urzędników przekonana jest, że napastników jest wielu. Przerażeni funkcjonariusze barykadują się w swoich pokojach.

    Na pierwszym piętrze otwiera się okno. Pojawia się w nim sowiecki wicekonsul Gołub i rozpaczliwie wzywa na pomoc pilnującego porządku przed konsulatem posterunkowego policji Trzemżalskiego. Policjant nie rozumie chaotycznych krzyków sowieckiego funkcjonariusza, wcześniej słyszał jednak strzały. Biegnie do najbliższego sklepu i telefonuje na posterunek. Potem wraca i próbuje wejść do konsulatu, ale drzwi są zablokowane. Elektryczny zamek odblokować może tylko odźwierny zza swojego pulpitu. Przerażony Mandzij siedzi jednak w piwnicy. Posterunkowy nerwowo szuka okna bez krat. Daremnie. Sowiecki konsulat przypomina twierdzę.

    W hallu Łemyk próbuje otworzyć drzwi. On też nie potrafi dać sobie rady z elektryczną blokadą.

    Zamachowiec jest w potrzasku.

    Przed konsulatem zjawiają się zaalarmowani przez Trzemżalskiego policjanci. Na pytanie aspiranta Bartuzela, co się dzieje, posterunkowy Trzemżalski wyjaśnia: "Sowieccy się w środku strzelają".

    Z okna na piętrze wicekonsul Gołub znów wzywa pomocy. Aspirant Bartuzel nie waha się ani chwili - rozkazuje posterunkowemu wspinać się razem z nim po kratach i rynnie na pierwsze piętro. Obaj policjanci wchodzą przez okno gabinetu wicekonsula i schodzą na parter. Na widok zaczajonego przy drzwiach wejściowych młodego mężczyzny krzyczą: "Policja! Ręce do góry!". Łemyk ma jeszcze w bębenku rewolweru dwa naboje, ale posłusznie odkłada broń i podnosi ręce. Zapytany o nazwisko przedstawia się i od razu oświadcza, że jest członkiem OUN i zamachu dokonał na rozkaz organizacji.

    Policjanci wyprowadzają go. W chwilę później nadjeżdża limuzyna z przedstawicielami władz. Starosta grodzki dr Klimow i delegat urzędu wojewódzkiego referendarz Wagner składają kondolencje sowieckiemu konsulowi. Chwilę później zjawiają się sędzia śledczy i prokuratorzy. O 14 przybywa z kondolencjami wicewojewoda lwowski.

    W wydziale śledczym trwa przesłuchanie Łemyka. Młody zamachowiec jest spokojny. Powtarza, że jest członkiem OUN i zamachu dokonał w imię wolnej Ukrainy.

    Włodzimierz Kalicki ("Gazeta Wyborcza - Duży Format", 23.10.2007)

Powrót do strony głównej serwisu "Wołyń naszych przodków" www.nawolyniu.pl