Grzegorz Rossoliński-Liebe, Stefan Korinth
Historyk Grzegorz Rossoliński-Liebe rozmawia w wywiadzie dla NachDenkSeiten ze Stefanem Korinthem o przyczynach historycznych, powodujących obecne nieporozumienia pomiędzy Polską a Ukrainą, o znaczeniu kultu wodza ukraińskich nacjonalistów Stepana Bandery dla obecnej polityki oraz o "martwym polu" niemieckich badaczy Holokaustu. Rossoliński-Liebe jest badaczem i wykładowcą w Friedrich Meinecke Instytut na Wolnym Uniwersytecie w Berlinie oraz autorem pierwszej naukowej biografii Stepana Bandery, w której dogłębnie przeanalizował kult wodza ukraińskich nacjonalistów także po jego śmierci (Stepan Bandera: "The Life and Afterlife of a Ukrainian Nationalist: Fascism, Genocide, and Cult" - wydanej po angielsku w grudniu 2014 r.). Korinth: Panie Rossoliński-Liebe, niedawno odbył się w Warszawie szczyt NATO. Przyjęte na nim postanowienie o rozmieszczeniu oddziałów wojskowych w krajach bałtyckich i Polsce uzasadnione było także konfliktem wywołanym działaniami Rosji na Ukrainie. Gospodarz szczytu - Polska, jest szczególnie zaangażowana w wspieranie rządu w Kijowie. Jednak w ostatnich dniach toczyła się w Polsce zacięta dyskusja nad aktualnymi relacjami z Ukrainą, co ma podłoże w zaszłościach historycznych. Czy może nam Pan powiedzieć, co się za tym kryje? Rossoliński-Liebe: Stosunki między Polską a Ukrainą znacznie pogorszyły się w ciągu ostatnich lat, chociaż Polska na szczycie NATO stała konsekwentnie po stronie rządu w Kijowie. Jedną z ważnych przyczyn jest historia polsko-ukraińska, względnie historyczno-polityczne instrumentalizowanie tej historii albo celowe niebadanie i nieopracowywanie niektórych jej aspektów. Szczyt NATO w Warszawie odbył się krótko przed 11 lipca, a więc dniem, w którym co roku w Polsce upamiętniana jest masakra na Wołyniu. W związku z tym media poświęciły temu tematowi dużo uwagi i słusznie wskazywały na instrumentalne wykorzystywanie tej historii w Polsce i na Ukrainie. Również w Niemczech historycy długo zaniedbywali ten aspekt historii, zajmując się badaniem tylko zbrodni nazistów względnie wojsk niemieckich (Wehrmacht) i grup operacyjnych (Einsatzgruppen) na Ukrainie, tak jakby udział ukraińskich nacjonalistów w Zagładzie Żydów i ich terror wobec ludności polskiej nie był częścią historii okupacji Ukrainy. Ukraińska Powstańcza Armia (UPA), która została założona wiosną 1943 roku przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), zamordowała w latach 1943-1944 na Wołyniu i w Galicji Wschodniej od 70 000 do 100 000 Polaków, kilka tysięcy Żydów i nieznaną liczbę Ukraińców. W dniu 11 lipca 1943 roku ukraińscy nacjonaliści zaatakowali około 100 miejscowości zamieszkanych przez Polaków i zamordowali setki cywilów, za sprawą czego dzień ten został zapamiętany jako "krwawa niedziela" i symbolizuje w Polsce terror UPA. Historia "czystek etnicznych" na Wołyniu i w Galicji Wschodniej została dogłębnie zbadana dopiero w latach 1990-tych, a udział OUN i UPA w mordowaniu Żydów był nawet jeszcze kilka lat temu mało znany. To sprawiło, że ukraińskiej diasporze, a później politykom na niepodległej Ukrainie stosunkowo łatwo było szerzyć kult Bandery, OUN i partyzantów UPA oraz upamiętniać ich jako bohaterów narodowych i bojowników o wolność. W Polsce jednak ta narracja nie natrafiła na zrozumienie i jest postrzegana jako obraźliwa nie tylko przez rodziny dotknięte terrorem ukraińskich nacjonalistów. Instrumentalizacja masowej przemocy ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu i w Galicji Wschodniej jako "wojny polsko-ukraińskiej" lub "jednego z ubocznych epizodów" ukraińskiego ruchu wyzwoleńczego rzuca niekorzystne światło na obecne zmagania z historią na Ukrainie i psuje relacje między Polską a Ukrainą. Równie nieznany jak masakra wołyńska jest także udział OUN i UPA w Holokauście. Dlaczego Żydzi w tym czasie również byli celem ataków ukraińskich nacjonalistów? Żydzi byli uważani przez ukraińskich nacjonalistów, podobnie jak Polacy i Rosjanie, za wrogów narodu ukraińskiego. OUN planowała ich usunąć, podobnie jak usunąć chciała Polaków z zachodniej Ukrainy. Ukraińscy nacjonaliści uczestniczyli już w lecie 1941 roku w pogromach Żydów na Ukrainie zachodniej, z których niektóre przeprowadzili wspólnie z Niemcami, a część zorganizowali samodzielnie, bez wsparcia niemieckich oddziałów. Poza tym dosyć wielu członków OUN wstąpiło do policji ukraińskiej utworzonej przez niemieckich okupantów, którą OUN próbowała infiltrować i kontrolować. Jako policjanci pomogli oni Niemcom w rozwiązaniu kwestii żydowskiej w dystrykcie Galicja i w zachodniej części Komisariatu Rzeszy Ukraina, zwłaszcza na Wołyniu. W tym względzie interesy nazistów i nacjonalistów ukraińskich pokryły się. Wiosną 1943 roku, po utworzeniu przez OUN jej zbrojnego ramienia - UPA, przyłączyło się do niej około 5000 Ukraińców, którzy zdezerterowali z policji. UPA mordowała nie tylko Polaków, ale także Żydów, którzy przeżyli do tej pory, na ogół ukrywając się w lasach lub wśród ludności polskiej i ukraińskiej. Ukraińscy nacjonaliści byli więc ruchem, który w latach 1939-1945 zabił tysiące Polaków i Żydów, a następnie w trakcie konfliktu z władzami sowieckimi także kilka tysięcy miejscowych i przybyłych ze środkowej i wschodniej Ukrainy Ukraińców. W latach 1941-1943 Niemcy i wspierający ich policjanci ukraińscy wymordowali większość ukraińskich Żydów. Nie może zatem dziwić, że polityczna instrumentalizacja historii ukraińskich nacjonalistów jako bojowników o wolność albo bohaterskiego i nieugiętego ruchu oporu spotyka się z coraz mniejszym zrozumieniem, ostatnio też na Ukrainie. Poza tym historię tę instrumentalizują też inne grupy, takie jak polscy nacjonaliści i organizacje prawicowe w Polsce i Rosji a także rosyjskie media. Grupy te nie są zainteresowane w zapoznaniu się z badaniami historycznymi. Wykorzystują natomiast symbolikę OUN-UPA i Bandery do legitymizowania swoich wizji politycznych. Polskie grupy prawicowe wykorzystują kult Bandery do atakowania wszystkich Ukraińców w Polsce jako zwolenników polityki Bandery. Rosyjskie media instrumentalizują i wykorzystują od lat zbrodnie popełnione przez OUN i UPA jak i faszyzację tego ruchu w celu legitymizowania interesów Putina na Ukrainie. Wszystkie te czynniki sprawiają, że analiza historii nie jest łatwa i obciąża stosunki polsko-ukraińskie i ukraińsko-rosyjskie. Nie powinno to jednak uniemożliwiać historykom dalszego badania historii albo powstrzymywać ich od udostępniania wyników badań do publicznej wiadomości, by w ten sposób zapobiegać konfliktom historycznym i politycznym oraz przeciwdziałać radykalizacji sytuacji politycznej. Mimo że Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko podczas wizyty z okazji szczytu NATO złożył kwiaty pod pomnikiem wołyńskich ofiar i opublikowane zostało pismo przebaczenia ukraińskich biskupów i dwóch byłych prezydentów, sprawcy [mordów] i ich przywódcy, między innymi Roman Szuchewycz lub Stepan Bandera, są honorowani na współczesnej Ukrainie, a Parlament ogłosił ich bohaterami Ukrainy, zaś ulice nazwane są ich imionami. Jak wyjaśnić taką rozbieżność? Kulty Bandery i Szuchewycza są zakorzenione w Ukrainie zachodniej, ściśle mówiąc w Galicji Wschodniej, a więc terenach, które były centrum działalności ukraińskich nacjonalistów. W Galicji Wschodniej kult Bandery pojawił się pod koniec lat osiemdziesiątych. Pierwszy pomnik Bandery został odsłonięty w Uhrynowie Starym, w rocznicę jego narodzin 14 października 1990 roku i został wysadzony w powietrze po kilku tygodniach przez sowieckie służby specjalne. Kult Bandery był pielęgnowany podczas zimnej wojny przez ukraińską diasporę w Ameryce Północnej i Europie Zachodniej, która okazywała cześć wodzowi ukraińskich nacjonalistów w sposób bardzo uroczysty i zrytualizowany, zwłaszcza po zamordowaniu go przez KGB w Monachium w dniu 15 października 1959 roku. Częściowo kult Bandery był również wpisany w antysowiecką narrację polityczną ukraińskich dysydentów, którzy pomimo okazywania czci wodzowi OUN uważali się za demokratów. Co ciekawe, kult Bandery na Ukrainie zachodniej stał się tak wirulentny, że utworzone dla niego zostały muzea, na jego cześć przemianowane zostały ulice i coraz więcej pomników sławiących jego czyny i polityczne idee odsłanianych jest w miastach i wsiach. Krytyka jego osoby już od dawna jest odrzucona jako antyukraińska propaganda. Coś podobnego stało się z Romanem Szuchewyczem i innymi członkami OUN i partyzantami UPA, którzy stoją na postumentach na zachodniej Ukrainie w miejscach publicznych lub przy głównych ulicach. Ostatnio również ukraińscy samorządowcy [Rada Miejska Kijowa, uchwałę podpisał mer Kijowa Witalij Kliczko] zdecydowali się zmienić nazwy ważnych ulic w Kijowie, pierwszej na Bandery i drugiej na Szuchewycza. Ten ostatni jest bardziej bezpośrednio odpowiedzialny za mordowanie Polaków, Żydów i Ukraińców niż Bandera, ponieważ Bandera był przetrzymywany od początku lipca 1941 do października 1944 roku w Berlinie i Sachsenhausen jako specjalny więzień polityczny Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy i od wydarzeń na Ukrainie był izolowany. Szuchewycz natomiast był na miejscu. Wydawał rozkazy, tworzył partyzantkę i miał bezpośredni wpływ na wydarzenia na zachodniej Ukrainie. Dlaczego więc Bandera jest dziś znacznie lepiej znany? Ponieważ nadaje się, aby funkcjonować jako symbol OUN i UPA, a także antyniemieckiej i antysowieckiej walki o wyzwolenie. Stało się tak między innymi dlatego, że niewiele było wiadomo o jego życiu i było stosunkowo łatwo zinterpretować go jako ofiarę Niemiec i ZSRR lub Rosji i przenieść tę symbolikę ofiary na cały ruch ukraińskich nacjonalistów. Nawet dzisiaj trudno jest historykom (nie tylko ukraińskim) zrozumieć, na czym polegała odpowiedzialność Bandery za masowe morderstwa, choć kwestia ta została przeanalizowana i szczegółowo opisana w mojej biografii Bandery. Ogólnie jednak można zaobserwować na Ukrainie bardziej krytyczne podejście do OUN i UPA, za sprawą licznych publikacji na temat masowej przemocy ukraińskich nacjonalistów. Publikacje te pojawiły się w ostatnich latach, pozostawiając niewiele miejsca na historyczne i polityczne spekulacje. Coraz więcej Ukraińców dostrzega również, że kult Bandery utrudnia demokratyzację kraju, zagraża jego stabilności a nawet istnieniu i sprawia, że integracja z UE staje się niemożliwa. Tak więc nie tylko opublikowane publikacje naukowe, ale także procesy polityczne skłaniają do przemyślenia historii ukraińskiego nacjonalizmu i Holokaustu. Jednak nie jestem pewien, czy ta historia jest na Ukrainie przemyśliwana dlatego, że Ukraińcy zmieniają swój stosunek do "bohaterów" z UPA i OUN i rodzi się w nich współczucie dla ofiar ukraińskich nacjonalistów, czy robią to ze względów politycznych, aby ułatwić albo umożliwić integracją Ukrainy z Unią Europejską. Poszerzenie kultu Bandery było w ogóle możliwe niestety dlatego, że historycy na Ukrainie i poza nią nie potraktowali historii ukraińskiego nacjonalizmu poważnie i bezkrytycznie przejmowali usprawiedliwiającą i wybielającą narrację wprowadzoną do obiegu naukowego przez weteranów tego ruchu. W ostatnich latach jednak coraz więcej historyków - w tym byłych apologetów Bandery - zdało sobie sprawę, że kult Bandery i honorowanie OUN-UPA izoluje ich kraj. Po nadaniu Banderze tytułu Bohatera Ukrainy w 2010 roku Unia Europejska potępiła tę decyzję. Kilka lat później Rosja wykorzystała kult Bandery do legitymizacji swoich historycznych i politycznych interesów na Ukrainie, przyczyniając się do politycznej destabilizacji Ukrainy. Jednak również obalenie reżimu Janukowycza i napięcia między grupami politycznymi wewnątrz Ukrainy doprowadziły do destabilizacji Ukrainy jeszcze przed Majdanem i secesją Krymu. Niektóre z tych grup powoływały się na dziedzictwo Bandery, inne uważały się za prorosyjskie lub miały zupełnie inną koncepcję Ukrainy niż ludzie identyfikujący się z Banderą. To doprowadziło do tego, że ukraińscy politycy i historycy, którzy do tej pory bezkrytycznie przyjmowali kult Bandery a gloryfikację OUN-UPA rozumieli jako część narodowej historii czy też naturalny wkład w ukraińską tożsamość, zaczęli zmieniać swoje nastawienie do ukraińskiego nacjonalizmu lub też interesować się tym, co "ukraińscy bohaterowie" rzeczywiście robili w czasie II wojny światowej albo ciekawić się tym, dlaczego interesuje to ludzi poza Ukrainą. A jak wygląda zainteresowanie ukraińskich naukowców Banderą i jego ruchem? Pan napisał pierwszą biografię Bandery, która analizuje również jego kult polityczny. Czy są dostrzegalne zmiany w podejściu do niego i do jego politycznej spuścizny? W ostatnich latach wzrasta zainteresowanie badaniami życia Bandery, historii ukraińskiego nacjonalizmu, Zagłady Żydów i II wojny światowej na Ukrainie zachodniej. Jest to związane z wydarzeniami politycznymi i uświadomieniem sobie, że nieprzemyślana i nieopracowana historia wraca i staje się brzemieniem teraźniejszości. Ukraińskim historykom nie jest jednak łatwo przyswoić sobie wiedzę zawartą w mojej biografii Bandery i studium jego kultu, ponieważ w ostatnim rozdziale dokonałem analizy ich osobistego wkładu w promowanie tego kultu. To rozgniewało niektórych historyków, ponieważ uważają się oni za grupę tylko badającą historię, a nie promującą ten albo inne polityczne kulty. Niezależnie od tego ukraińscy historycy akceptują i przejmują moje tezy, bez powoływania się na moje publikacje. Z reguły robią to bardzo ostrożnie i zazwyczaj za zasłoną "hybrydyczności i złożoności" lub innej retoryki. Ale nawet ten rodzaj odbioru jest dobry i cieszę się, że moje badania przyczyniają się do procesu przemyślenia historii i pomagają przebić mur milczenia i zbiorowej niepamięci. Ukraińscy i niemieccy historycy wciąż mają trudności z ulokowaniem Bandery i OUN w kontekście europejskiego, globalnego lub transnacjonalnego faszyzmu, chociaż unikają tego tematu z różnych powodów. Ukraińscy historycy optują za postrzeganiem ideologii OUN jako "integralnego nacjonalizmu", nawet jeśli z punktu widzenia historii idei to tylko częściowo pasuje do OUN i UPA i nie jest praktycznie w ogóle pomocne przy kontekstualizacji historii ukraińskiego radykalnego nacjonalizmu albo ulokowaniu go w ramach historii europejskiej. Natomiast część historyków niemieckich, zwłaszcza badacze nazistowskich Niemiec i Europy Wschodniej, rozumieją nazizm jako specyficzny ruch, który z faszyzmem, jaki z kolei ograniczają do Włoch, nie miał praktycznie nic wspólnego. Jedną z głównych motywacji przyczyniających się do takiej interpretacji historii jest strach przed relatywizacją zbrodni popełnionych przez nazistowskie Niemcy w dużej części w Europie Wschodniej. To podejście do badań nad faszyzmem ukształtowane zostało również przez wydarzenia polityczne przed i po przełomie w 1990 roku. W Związku Radzieckim słowo "faszyzm" było używane jako obelga. Tak więc wszelkiego rodzaju przeciwników politycznych określano jako "faszystów". W kręgach historyków niemieckich zajmujących się Ukrainą lub Polską badania nad faszyzmem zostały zignorowane, aby po prostu nie urazić wschodnich sąsiadów lub by uniknąć niejednoznacznych narracji. Spowodowało to odrzucenie anglosaskich, a później transnacjonalnych badań nad faszyzmem, natomiast osoby, które podjęły ten temat, były traktowane z wrogością i napiętnowane jako nienaukowcy lub odsuwane od działalności [naukowej]. Czy jest to związane również z aktualnymi problemami politycznymi? Ignorowanie badań nad transnacjonalnym faszyzmem przez niemieckich historyków Europy Wschodniej, zwłaszcza w dziedzinie historii ukraińskiej i polskiej, jest związane z kwestiami politycznymi. Ponieważ ukraińscy i polscy historycy sami nie zbadali tego zjawiska w swoich krajach lub ogłosili, że w Polsce lub na Ukrainie faszyzmu nie było, albo dali do zrozumienia, że "faszyzm" funkcjonuje tylko jako polityczna obelga w sowieckich dyskursach lub w słownictwie lewicowych grup działających w Europie Zachodniej, historycy niemieccy zajmujący się Europą Wschodnią również pominęli ten aspekt, a niekiedy nawet go tabuizowali. Natomiast historycy, którzy podjęli się badań nad faszyzmem w krajach takich jak Ukraina, byli stygmatyzowani jako politycy, "niezdyscyplinowani" lub "jednostronnie argumentujący". Nierzadko napiętnowano ich też jako nienaukowców. Inaczej było z chorwacką, rumuńską i węgierską historią, ponieważ badania nad faszyzmem w tych krajach zostały zinstytucjonalizowane, istnienie i znaczenie faszyzmu nie było negowane i nikomu nie przyszło do głowy, żeby prześladować historyków badających faszyzm w tych krajach lub insynuować tym historykom motywy polityczne. Oczywiście, odgrywa tutaj swoją rolę wspomniane już polityczne używanie tego słowa w Związku Radzieckim i w krajach będących jego satelitami, w tym w DDR, a także przekonanie, że nazizm niemiecki był ruchem, którego historia nie powinna być przedstawiana w kontekstach międzynarodowych, aby nie relatywizować jego zbrodni. Wydaje mi się jednak, że niechęć do badania faszyzmu na Ukrainie, w Polsce albo w krajach bałtyckich będzie zanikać, ponieważ liczba publikacji nad faszyzmem na Ukrainie i w innych krajach Europy Wschodniej wzrasta, a stare, ukształtowane przez Zimną Wojnę sposoby pojmowania historii na niemieckich uniwersytetach i w instytutach nie będą trwać wiecznie. Dlaczego ukraińscy i niemieccy historycy tak długo zaniedbywali badania naukowe nad Banderą i ukraińskim nacjonalizmem i jaką w tym rolę odgrywa obecna sytuacja na Ukrainie? Proces niebadania historii OUN-UPA i masowej przemocy tego ruchu rozpoczął się już w czasie II wojny światowej. Propagandowe publikacje ukraińskich nacjonalistów, w tym pierwsze apologetyczne książki o OUN i UPA, zostały opublikowane już w czasie II wojny światowej i w pierwszych latach po jej zakończeniu. Pomijały one milczeniem zbrodnie na Polakach i Ukraińcach, udział w Holokauście i faszyzację tego ruchu. Narracja ta została niemal bezkrytycznie przyjęta przez Johna Armstronga, pierwszego profesjonalnego historyka, który w późnych latach czterdziestych i na początku lat pięćdziesiątych badał historię ruchu. Później była ona promowana przez ukraińską diasporę. Monografia Armstronga "Ukraiński nacjonalizm" jeszcze kilka lat temu była uważana za standardową książkę o działalności OUN podczas II wojny światowej. Nikt nie interesował się tym, jak Armstrong doszedł do swoich wniosków lub dlaczego masowa przemoc OUN i UPA w jego pracy jest prawie całkowicie nieobecna. Jedyną grupą historyków, którzy podczas zimnej wojny badali udział ukraińskich nacjonalistów w Holokauście, byli historycy żydowscy, tacy jak Philip Friedman i Shmuel Spector, ale ich prace były bardzo rzadko konsultowane i praktycznie znane były tylko małym grupom historyków w Izraelu i częściowo też w USA i w Polsce. W latach dziewięćdziesiątych niemieccy historycy dokładnie zbadali zbrodnie nazistów na Ukrainie, ale wykazali tylko ograniczone zainteresowanie historią OUN i UPA, nie postrzegając masowej przemocy ukraińskich nacjonalistów za temat leżący w zakresie swoich zainteresowań i obowiązków. Prawdopodobnie aspekty te były dla niemieckiej historiografii czymś nieistotnym lub chcieli oni zbadać tylko niemieckich sprawców, aby nie ingerować w zakres kompetencji historyków ukraińskich. Oprócz tego były również metodologiczne problemy. Aby zbadać zbrodnie ukraińskich nacjonalistów, trzeba było zanalizować relacje ocalałych z Zagłady oraz inne egodokumenty. Te dokumenty nie były jednak jeszcze wtedy używane do badania masowej przemocy. W Niemczech historycy tacy jak ówczesny dyrektor Instytutu Historii Współczesnej (Institut für Zeitgeschichte) Martin Broszat twierdzili, że zeznania ocalałych z Zagłady nie mają żadnej wartości naukowej i są "mistyczne". Broszat przeciwstawił te centralne dla zbadania Holokaustu dokumenty "racjonalnej" historiografii niemieckich historyków, którzy wykorzystywali głównie tylko niemieckie akta pozostawione przez narodowych socjalistów. Pomimo faktu, że dzisiaj prawdopodobnie nikt nie podziela opinii Broszata, jego poglądy miały ogromny wpływ na podejście do badań nad Holokaustem w kręgach niemieckich historyków. Pierwsza publikacja na temat nacjonalistów ukraińskich uwzględniająca egodokumenty ocalałych z Zagłady została opublikowana w Niemczech przez Franziskę Bruder w 2007 roku. W przeciwieństwie do książek o zbrodniach nazistów na Ukrainie publikacja Bruder praktycznie nie została zauważona. Rok temu Kai Struve opublikował oparte na gruntownych badaniach studium o pogromach na zachodniej Ukrainie w lecie 1941 roku. Podobnie jak w książce Bruder temat udziału nacjonalistów ukraińskich w Holokauście i innych formach masowej przemocy opracował on na podstawie egodokumentów oraz szerokiej bazy innych źródeł. Chociaż Struve standardowo pominął badania nad faszyzmem i historię OUN przedstawił bardziej w kontekście narodowym niż transnacjonalnym, przedłożył on ważne studium o masowej przemocy w lecie 1941 roku na zachodniej Ukrainie, co w przyszłości z pewnością utrudni instrumentalizację tej historii. Miejmy nadzieję, że ta monografia, a także książka Bruder z 2007 roku oraz inne publikacje rzucające światło na mroczne aspekty historii Ukrainy i wyjaśniające je w kontekście europejskim zostaną przetłumaczone na język ukraiński. Byłoby to bardzo korzystne dla procesu przemyśliwania i krytycznego uporządkowywania historii na Ukrainie Grzegorz Rossoliński-Liebe (ur. 1979 w Zabrzu jako Grzegorz Rossoliński) - polsko-niemiecki historyk mieszkający w Berlinie i związany z Friedrich-Meinecke-Institut należącym do Wolnego Uniwersytetu Berlińskiego. Autor publikacji historycznych, poświęconych kwestiom: Holocaustu, Europy Środkowo-Wschodniej, faszyzmu, nacjonalizmu, antysemityzmu, ZSRR oraz polityki pamięci. Źródło: NachDenkSeiten, tłumaczenie: Wieslaw Tokarczuk i Witold Stański, autoryzowane przez autora. Grzegorz Rossoliński-Liebe, Stefan Korinth (Jagiellonia.org, 4.09.2016) |