Spis artykułów
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski
Korościatyn, noszący
obecnie nazwę Krynicy, był jedną z największych polskich wsi w powiecie
buczackim na Tarnopolszczyźnie. Położony przy trasie kolejowej, prowadzącej
z Tarnopola do Stanisławowa, leżał w odległości 8 km od Monasterzysk i
12 km od mostu w Niżniowie nad Dniestrem. W 1939 r. liczył prawie 900 mieszkańców,
w tym tylko kilkunastu narodowości ukraińskiej. Posiadał szkołę podstawową
i stację kolejową.
Do końca XIX wieku Korościatyn należał do parafii rzymskokatolickiej pw. Wniebowzięcia Matki
Bożej w Monasterzyska. Wraz z nim w jej skład wchodziły następujące wioski:
Komarówka, Wyczółki, Huta Nowa, Huta Stara, Bertniki, Czechów, Dubienko,
Izabella, Słobódka Dolna, Słobódka Górna. Wioski te, jak i same Monasterzyska,
zamieszkiwali, żyjąc we wzajemnej harmonii, Polacy, Żydzi i Ukraińcy. Ze
znanych osób urodzonych w tej parafii należy wymienić m.in. ks. biskupa
Stanisława Padewskiego, obecnego ordynariusza diecezji rzymskokatolickiej
w Charkowie na Ukrainie, prof. Gabriela Turowskiego, osobistego lekarz
Ojca Świętego Jana Pawła II, oraz dwóch językoznawców: prof. Michała Łesiowa
z UMCS w Lublinie, wybitnego badacza języka polskiego i ukraińskiego, i
śp. doc. Jana Zaleskiego z WSP w Krakowie, autora "Polszczyzny kresów południowo-wschodnich"
i "Nazw miejscowych Tarnopolszczyzny".
W 1905 r. w Korościatynie, a w 1924 r. w Hucie Nowej erygowano nowe parafie. Powstanie parafii
korościatyńskiej było możliwe dzięki właścicielce ziemskiej Józefie Starzyńskiej,
która ufundowała murowany kościół. Świątynia ta, budowana w latach 1863-1899,
konsekrowana została w 1901 r. pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Marii
Panny. Nowa parafia weszła w skład dekanatu Buczacz, należącego do archidiecezji
lwowskiej obrządku łacińskiego. W 1936 r. parafia liczyła 1476 wiernych,
z których 875 mieszkało w samym Korościatynie, 360 w Komarówce, 141 w Wyczółkach
oraz 100 na Dębowicy, osadzie powstałej po I wojnie światowej i leżącej
w granicach miasta Monasterzyska. Na terenie parafii, w osadzie Huta Szklana
pod Komarówką, znajdowała się również kaplica pw. św. Jana Nepomucena.
O ile w samym Korościatynie i na Dębowicy mieszkali wyłącznie Polacy, o tyle w Komarówce i Wyczółkach
przeważali Ukraińcy, tworzący 2-tysięczną społeczność, należącą do parafii
greckokatolickiej w Monasterzyskach. Na terenie parafii korościatyńskiej
mieszkało zaledwie 8 Żydów, gdyż większość tej społeczności koncentrowała
się w Monasterzyskach.
Poprawne relacje pomiędzy mieszkańcami Ziemi Monasterzyskiej, należącymi do różnych wyznań
i narodowości, zniszczyła II wojna światowa. Pierwsze zbrodnie miały miejsce
już we wrześniu 1939 r. Śp. Jan Zaleski w swojej "Kronice życia"
pisze: "W przeddzień wkroczenia Czerwonej Armii Ukraińcy wymordowali polską ludność na kolonii Kołodne
pod Wyczółkami. Z kolei w Baranowie czerwonoarmiejcy zastrzelili ziemianina".
Następnie pod datą 8 lutego 1940 r. wspomina: "Pierwsze wielkie zsyłki Polaków na Sybir.
Wysiedlono przede wszystkim kolonistów i osiedleńców, a także sporo polskiej
inteligencji." Spośród mieszkańców Korościatyna do Kazachstanu zesłano
wraz z żoną i czwórką dzieci Józefa Zaleskiego, tylko dlatego, że był sołtysem
wioski. Zmarł on na wygnaniu 14 września 1941 r.
Następne zbrodnie nastąpiły w czerwcu 1941 r., tuż po ataku Niemiec na ZSRR. W Czechowie, należącym
do parafii w Monasterzyskach. miejscowi Ukraińcy, którzy stanowili większość,
wymordowano swoich polskich sąsiadów. Wszystkich pomordowanych pochowano
we wspólnej mogile, do której wrzucono i żywcem pogrzebano ciężko rannych.
Zginęło 17 osób: 11 Polaków (w tym 6-cioro małych dzieci) i 6 Ukraińców
przeciwnych mordowaniu Polaków. Po dokonaniu mordu ukraińska ludność, uzbrojona
w siekiery, widły, kosy i noże, próbowała dokonać rzezi pobliskiej Słobódki
Dolnej (4 km od Monasterzysk), zamieszkałej wyłącznie przez Polaków. Kolumna
napastników została jednak ostrzelana i rozproszona przez wycofujący się
oddział wojsk radzieckich.
W tym samym czasie na Dębowicy ukraińscy policjanci zastrzelili Tomasza Marynowicza.
Z kolei w Wigilię Bożego Narodzenia 1943 r. zastrzelili oni przed kościołem
w Korościatynie Mariana Hutnika "Kubłyka". Natomiast w samo Boże Narodzenie
w Monasterzyskach z ich rąk zginęli akowcy Mieczysław Dudzik i Jan Mitka,
nauczyciel Marian Filipecki, lekarz Domański i student Ćwiąkała. O dalszych
mordach wspomina Jan Zaleski: "W drugi dzień świąt ci sami żandarmi
wpadli na Beczowę i zastrzelili 4 osoby, rzekomych partyzantów: Niedźwieckiego,
Szczepiela (brata naszego sąsiada), Dolka i kogoś jeszcze. Spośród tych
osób tylko Niedźwiecki ponoć był partyzantem. Drugi partyzant, Janek Butrowski,
syn kowala z Podwyczółek, zdążył uciec. Było to najsmutniejsze Boże Narodzenie
na Dębowicy".
Największy dramat Korościatyna rozegrał się dwa miesiące później. Autor "Kroniki życia" pisze: "W nocy
z 28 na 29 lutego 1944 r. banderowcy rozpoczęli rzeź mieszkańców Korościatyna.
Rozpoczęli "żniwo" równocześnie z trzech stron, trzech wylotowych dróg,
od Wyczółek, od Zadarowa (ukraińskiej wsi) i od Komarówki. Działały trzy
wyspecjalizowane grupy: pierwsza "pracowała" toporami, druga rabowała,
trzecia paliła systematycznie domostwo po domostwie. Rzeź trwała niemal
przez całą noc Słyszeliśmy przerażające jęki, ryk palącego się żywcem bydła, strzelaninę.
Wydawało się, że sam Antychryst rozpoczął swą działalność!".
Rzezi w Korościatynie dokonał oddział UPA, wspierany przez miejscową ludność ukraińską, uzbrojoną
w siekiery, kosy, widły i noże; łącznie 600 osób. Posłużono się podstępem,
Aniela Muraszka, późniejsza siostra zakonna, relacjonuje: "Banderowcy
zaatakowali o godz. 18-tej, a więc wtedy, gdy warty dopiero rozchodziły
się na posterunki. Zdradziła to pewna Ukrainka ożeniona w Korościatynie.
Zdradziła także hasło, którym posługiwali się wartownicy. Napastnicy wjechali
do wioski saniami, wołając po polsku, że są partyzantami i żeby chłopcy
z wioski zgromadzili się wokół nich. Chcieli ich bowiem w jak największej
ilość wymordować. Po chwili zaatakowali i rozpoczęła się rzeź".
Wykorzystując element zaskoczenia, opanowano najpierw stację kolejową, gdzie przecięto druty
telegraficzne oraz wymordowano obsługę stacji i ludzi oczekujących na pociąg.
Następnie mordowano, rabowano i palono zagrodę po zagrodzie. W grupie podpalającej
domy brali udział nawet 12-14-letni chłopcy. Samoobrona, początkowo zaskoczona,
stawiła jednak rozpaczliwy opór, który uratował większość mieszkańców.
W czasie ataku na plebanię zginął jeden z ukraińskich dowódców, syn popa
z Zadarowa. Walki ustały dopiero nad ranem, gdy z odsieczą przeszedł polski
oddział partyzancki, stacjonujący w odległych o 12 km Puźnikach. W czasie
nocnej rzezi zamordowano ok. 150 osób, z których tożsamość ustalono tylko
78. Cała wieś została spalona, ocalała jedynie plebania i kościół.
Jan Zaleski wspomina: Rano rodzice udali się na zgliszcza Korościatyna i opowiadali potem
rzeczy, od których włosy się jeżyły. Np. bandyci wpadli do mieszkania Nowickich
w dawnej karczmie. P. Nowicki, przedwojenny sprzedawca w sklepie Kółek
Rolniczych, zdążył w ostatniej chwili wymknąć się za dom. Żonę pochyloną
nad łóżeczkiem kilkumiesięcznego dziecka banderowiec ściął toporem, rozpłatał
też toporem głowę kilkuletniej córki Basi. Tenże Nowicki dostał po tym
wszystkim pomieszania zmysłów i chodził z ocalałym niemowlęciem na ręku,
ciągle mówiąc coś o ukochanej Basi. Sąsiedzi dożywiali go wraz z dzieckiem.
Pomordowanych pochowano 2 marca 1944 r. we wspólnej mogile na korościatyńskim cmentarzu. Mszę św.
żałobną odprawił ks. Mieczysław Krzemiński. Wszyscy ocalenie Polacy wyjechali
do Monasterzysk i nigdy już nie powrócili do Korościatyna. W listopadzie
1945 r. wywiezieni zostali na Ziemie Zachodnie, głównie w okolice Strzelina
i Legnicy. W odbudowanym z kolei Korościatynie osiedlono z kolei Łemków
z Podkarpacia, głównie z okolic Krynicy. Oni też na pamiątkę swojej rodzinnej
miejscowości zmienili nazwę wioski. Nie ocalała natomiast osada Debowica,
której wszystkie domy uległy rozbiórce.
W powiecie buczackim zagładzie ulegli także Polacy z innych wiosek. Najtragiczniejszy mordy
były już po ponownym wkroczeniu Armii Czerwonej, a luty 1945 r. był najkrwawszym
miesiącem. 2 lutego w Ujściu Zielonym oddziały UPA zamordowały 133 osób,
4 lutego w Baryszu 135 osób, 7 lutego w Zalesiu spalono żywcem 50 osób,
12 lutego w Puźnikach 110 osób, 25 lutego w Zaleszczykach Małych 39 osób.
Lista mordów jest o wiele dłuższa, ale wiele z tych ofiar uległo zapomnieniu.
Dwa lata wcześniej zagładzie uległa również tamtejsza społeczność żydowska,
wymordowana bądź w gettach w Monasterzyskach i Buczaczu, bądź w niemieckich
obozach zagłady. Wielu Żydów zginęło z rąk członków UPA.
Po 1990 r. kościół w Korościatynie, zamknięty i zamieniony na magazyn. Nowi mieszkańcy wioski
odremontowali i przekształcili w cerkiew greckokatolicka. Wyremontowano
także kościół w Monasterzyskach, przekształcając go w cerkiew prawosławną.
Nie odbudowano natomiast spalonego kościoła w Hucie Starej. Łaskami słynący
obraz Matki Bożej Bolesnej z Monasterzysk, wywieziony przez ostatniego
proboszcza, ks. Antoniego Jońca, znajduje się obecnie w parafii Bogdanowice
k. Głubczyc w diecezji opolskiej, ciesząc się nadal wielkim kultem. Przepadł
natomiast bez śladu łaskami słynący obraz św. Rozalii.
Dziś jedynym, niemym świadkiem tragedii w Korościatynie jest drewniany, pozbawiony jakichkolwiek
napisów, krzyż na tamtejszym cmentarzu. Świadkiem jest także tablica ufundowana
w kaplicy Fundacji im. św. Brata Alberta w Radwanowicach k. Krakowa i poświęcona
w 60 rocznicę rozpoczęcia się ludobójstwa Polaków na dawnych Kresach Południowo-Wschodnich.
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski (Wykus, wrzesień 2003)
Bibliografia: |