Churchill i Roosevelt okazali w Jałcie ogromną dozę cynizmu

Tadeusz Rutkowski

    Churchill i Roosevelt okazali w Jałcie ogromną dozę cynizmu. Wykazali, że myślą kategoriami wyłącznie imperialnymi. Uważali, że skoro Związek Sowiecki jest potęgą, więc ma większe prawa niż inne, małe państwa - mówi dr hab. Tadeusz Rutkowski z Instytutu Historycznego UW.

    PAP: W jakich okolicznościach politycznych i wojskowych odbywała się konferencja w Jałcie?

    T.R.: Konferencja jałtańska rozpoczęła się 4 lutego 1945 r. w momencie, kiedy los wojny był już i tak przesądzony. Wojska sowieckie doszły do Odry, likwidowały zgrupowania wojsk niemieckich na Pomorzu. Niemcy są już państwem, które wojnę przegrało.

    Nie ma wątpliwości, że konferencja mogła odbyć się wcześniej. W obliczu zajmowania przez Armię Czerwoną południowej i środkowej Europy latem i jesienią 1944 roku, z inicjatywą zwołania konferencji przywódców trzech mocarstw wystąpiły Wielka Brytania i Stany Zjednoczone. Nie doszło do niej wówczas, ponieważ strona sowiecka nie miała interesu prowadzenia takich rozmów.

    Rozpoczęła się dopiero w lutym 1945 roku na Krymie. Miejsce spotkania wybrał Stalin, któremu zależało, aby konferencja odbyła się na jego terenie. Nie lubił podróżować, chciał mieć też możliwość pełnej kontroli sytuacji.

    Organizacja konferencji nie była łatwa. Krym został bardzo zniszczony w czasie walk w 1941-42 i 1944 r. Z Moskwy trzeba było przywieźć dosłownie wszystko, aby nie tylko zorganizować konferencję, ale sprawiać na uczestnikach wrażenie luksusu, co było działaniem propagandowym.

    PAP: Który z przywódców miał najsilniejsza pozycję w czasie negocjacji?

    T.R.: Ówczesny układ sił spowodował, że najsilniejsza była pozycja Związku Sowieckiego. Decydował o tym ogromny wysiłek zbrojny Armii Czerwonej, walczącej z Niemcami na froncie wschodnim, a także obciążenie aliantów zachodnich wojną z Japonią. Trzeba pamiętać, że konferencja odbywała się tuż po niemieckiej ofensywie w Ardenach, która początkowo zagroziła klęską armii aliantów i odcięciem dostaw zaopatrzenia. Uderzenie niemieckie ostatecznie załamało się, ale przywódcy Zachodu byli zmuszeni prosić Stalina o wsparcie i przyśpieszenie ofensywy na froncie wschodnim. To dodatkowo osłabiło ich pozycję.

    Drugą kwestią była wojna USA z Japonią. Jest to końcowa faza zaciekłych walk o Filipiny, w których zginęło tysiące żołnierzy amerykańskich. Potrzebowano wsparcia Związku Sowieckiego w wojnie z Japonią. Sowieci zawarli z Japonią układ o nieagresji w 1941 r., którego bardzo dokładnie przestrzegali. Prośba o włączenie się ZSRS do wojny z Japonią stawiała Stany Zjednoczone w pozycji klienta, który musi zabiegać o to wsparcie u Stalina.

    PAP: Jakie były ustalenia Wielkiej Trójki dotyczące współdziałania w końcowej fazie wojny?

    T.R.: Dyskusja toczyła się wokół kilku kwestii: przyszłości Europy Środkowej i południowej, przyszłości Niemiec oraz wojny z Japonią.

    Przyszłość polityczna Europy Środkowo - Wschodniej została w zarysie ustalona już w Teheranie na przełomie listopada i grudnia 1943 roku. Roosevelt w zamian za obietnicę wejścia Związku Sowieckiego w struktury międzynarodowe wyraził tam zgodę na objęcie Polski sowiecką strefą wpływów i przyjęcie linię Curzona jako wschodniej granicy państwa polskiego. Nie ujawnił tego przed opinią publiczną tylko dlatego, że w listopadzie 1944 r. były wybory prezydenckie w USA i zależało mu na głosach Polonii. Jałta miała dopiero skonkretyzować czym jest właściwie owa linia.

    Na konferencji zdecydowano również, że Tymczasowy Rząd Polski, utworzony na bazie Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, zostanie rozszerzony o działaczy demokratycznych z kraju i emigracji. Skład tego rządu miała określić Komisja Trzech złożona z ministra spraw zagranicznych ZSRS Mołotowa i ambasadorów USA i Wielkiej Brytanii w Moskwie. Sformułowanie takie oznaczało brak możliwości realnego wpływu Zachodu na kształtowanie porządku politycznego w Polsce.

    Roosevelt podjął również nieśmiałą próbę walki o Lwów dla Polski, ale poddał się, gdy tylko Stalin pokazał, że jest temu zdecydowanie przeciwny.

    Oczywiście założono, że Niemcy będą okupowane, rozgraniczono strefy okupacyjne na Łabie, ale nie rozstrzygnięto dalszej ich przyszłości. Sprawa bezwarunkowej kapitulacji została podjęta wcześniej i ogłoszona w Casablance w styczniu 1943 roku. Ustalenia jałtańskie dotyczyły rozbrojenia Niemiec oraz ich demilitaryzacji. Związek Sowiecki domagał się również odszkodowań od Niemiec, gdyż chciał ich kosztem odbudować zniszczony kraj.

    PAP: Jałta i Monachium oznaczają w języku historii i polityki coś więcej niż tylko miejsca konferencji międzynarodowych. Dlaczego?

    T.R.: Jest tutaj podobieństwo symboliczne. W Monachium Zachód wybrał tzw. „mniejsze zło” - w zamian za zgodę na okrojenie Czechosłowacji na rzecz Niemiec uzyskał gwarancje zachowania państwa Czechosłowackiego. Gdyby Hitler nie złamał postanowień monachijskich wiosną 1939 r., można by mówić o racjonalnych motywach państw zachodnich, nieprzygotowanych wówczas do wojny. Choć moralnie było to oczywiście postępowania naganne.

    W przypadku Jałty, można zauważyć, że nastąpiło wówczas jawne złamanie prawa międzynarodowego, a także polsko - brytyjskiego układu sojuszniczego z 25 sierpnia 1939 r. A także publiczne, cyniczne oszukiwanie opinii publicznej.

    Obie konferencje mają zatem znaczenie symboliczne a ich nazwy są stosowane dla określenia polityki podobnej do tej, której stały się symbolem. W przypadku Monachium ustępstw w celu zaspokojenia agresora, w przypadku Jałty zgody na podział świata z pogwałceniem głoszonych wartości.

    PAP: Jak to się stało, że Jałta stała się na Zachodzie symbolem straconej szansy na długi pokój, a dla Polski - opuszczenia przez sojuszników?

    T.R.: Jałta wynikała z założeń polityki wyrażonych po raz pierwszy w Teheranie przez USA. Polegały one na założeniu konieczności współpracy czterech głównych mocarstw (Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Chin i ZSRS) w utrzymaniu pokoju na świecie. F. R. Roosevelt chciał traktować Związek Sowiecki jak sojusznika, z którym można się porozumieć i który jest partnerem w dążeniach do zapewnienia pokoju. Uważał on, że ZSRS to w jakimś stopniu państwo funkcjonujące na zasadach cywilizowanych, bardzo też ufał w przewagę gospodarczą i technologiczną Stanów Zjednoczonych. Bardzo szybko okazało się, że było to myślenie życzeniowe i błędne. Obaj przywódcy zachodni w jakieś mierze naprawdę wierzyli, że Stalin dotrzyma swoich zobowiązań. Uważali, że choć Polska będzie w strefie sowieckiego wpływu, to jednak zachowa autonomię wewnętrzną.

    PAP: Czy twardsza postawa przywódców zachodnich w Jałcie w kwestii Polski uratowałaby ją przed sowiecką dominacją?

    T.R.: Trzeba by było mocno zmienić historię. Alianci zachodni musieliby - zgodnie z koncepcjami Churchilla - uderzyć na Europę przez Bałkany co spowodowałoby, że wojska alianckie wyszłyby na granicę z Rumunią, Bułgarią, Węgrami, a także na granicę Polską. Oczywiście jest pytanie, na ile udałoby się szybko pokonać Niemcy w terenie górskim, sprzyjającym obronie. Obecność wojsk alianckich w Europie środkowej z całą pewnością ograniczyłaby możliwość ekspansji ZSRS.

    Jednak Stany Zjednoczone, w imię jak najszybszego pokonania Niemiec, traktowały je jako jedynego przeciwnika. Możliwe, że gdyby przywódcy Zachodu, byli twardsi w polityce wobec ZSRS i traktowali go od początku jako potencjalnego, choćby, przeciwnika i rywala, udałoby się utrudnić dominację Związku Sowieckiego nad Polską i Europą Środkową, choć niekonieczne całkowicie jej zapobiec.

    PAP: Za zakończenie wojny trzeba było zapłacić cenę, która obejmowała poświęcenie publicznie głoszonych zasad i kompromis w kwestii wartości, które przywódcy Zachodu nie tylko oficjalnie głosili, ale i w które wierzyli - pisze prof. Serhii Plokhy, autor książki "Jałta. Cena pokoju". Czy zgadza się Pan z tą tezą?

    T.R. Zgadzam się z tezą, że głosili wartości demokratyczne. Mamy przecież choćby Kartę Atlantycka ogłoszoną 14 sierpnia 1941 r., w której deklarowano nie dążenie do zysków terytorialnych i prawo narodów do samostanowienia. Już jednak przyjęcie Związku Sowieckiego do tej karty w wrześniu tego roku, uczyniło ją pustą deklaracją. W końcu ZSRS głosił oficjalnie, że państwa bałtyckie są częścią Związku Sowieckiego i nie wyrzekł się wschodnich ziem Polski.

    Wydaje się, że obaj politycy Zachodu w te wartości nie do końca wierzyli, a w każdym razie traktowali je przedmiotowo. Churchill i Roosevelt pokazali w Jałcie ogromną dozę cynizmu połączoną z naiwnością. Wykazali, że myślą kategoriami wyłącznie imperialnymi. Uważali, że skoro Związek Sowiecki jest potęgą, więc ma większe prawa niż inne, małe państwa.

    PAP: Czy konferencja jałtańska pokazuje, że kiedy sojuszników nie łączą wyznawane wartości, to ujawnienie się antagonizmów jest tylko kwestią czasu?

    T.R.: Rozdźwięki w koalicji zaczynają się już latem 1944 r. i dotyczą powstania warszawskiego, w przypadku którego wyraźnie widać było złą wolę Stalina. Nie chodzi tu tylko o zatrzymanie frontu na Wiśle, ale również o brak zgody na wysłanie samolotów amerykańskich z pomocą dla Warszawy aż do połowy września. Oczywiście, ta konferencja jest przykładem, że brak wspólnych wartości prędzej czy później spowoduje rozłam.

    PAP: Churchill, wspominając negocjacje w Jałcie, pisał: "Jeśli idzie o rzekę Nysę (...) przypomniałem słuchaczom, że w czasie poprzednich rozmów zawsze warunkowałem przesunięcie polskich granic na Zachód twierdzeniem, że Polacy nie powinni otrzymać na Zachodzie więcej, niż zechcą i potrafią zagospodarować". Jaki stosunek do granic zachodnich mieli polscy komuniści?

    T.R.: Podjęli oni pomysł polskiej prawicy, aby granica przebiegała na Odrze i Nysie Łużyckiej. Miała to być granica racjonalna, prosta, oparta na dużej przeszkodzie wodnej. Zresztą rząd polski na uchodźstwie myślał podobnymi kategoriami, proponując ustanowienie na terenach Pomorza Zachodniego polskiej strefy okupacyjnej i demilitaryzacji rejonu Odry. Churchillowi chodziło o to, by nie oddawać Polsce zbyt dużej ilości terenów zamieszkanych w ogromnej większości przez ludność niemiecką i odepchnięcie ten sposób Niemców od współpracy z Zachodem.

    PAP: Zdaniem prof. Zbigniewa Brzezińskiego, po ustępstwach wobec Stalina w Teheranie, w Jałcie przywódcy brytyjski i amerykański zdobyli się na wysiłek, by osiągnąć przynajmniej minimalne warunki wolności dla wschodniej Europy. Czy zgadza się Pan z tą opinią?

    T.R.: Taką - bardzo nieśmiałą próbę faktycznie podjęto - jednak wobec stanowczej postawy Stalina ta sprawa nie została postawiona w sposób zdecydowany. Nie wiemy, na ile wpłynął na to stan zdrowia Roosevelta, a na ile wpływ agentury sowieckiej znajdującej się w jego otoczeniu. Dopiero po Jałcie Roosevelt miał moment otrzeźwienia i zamierzał usztywnić politykę wobec ZSRS. Do tego nie doszło wówczas, z powodu jego śmierci (12 IV 1945). Wtedy było już jednak na pokojową zmianę sytuacji Europy Wschodniej za późno.

    Rozmawiała Ewelina Steczkowska (PAP, 4.02.2015)

Powrót do strony głównej serwisu "Wołyń naszych przodków" www.nawolyniu.pl