Prof. Grzegorz Hryciuk
Pomnik Polaków pomordowanych w Hucie Pieniackiej. Krzyż z kamiennymi tablicami, na których wyryto nazwiska ofiar zbrodni.
Zbrodnia w Hucie Pieniackiej może być traktowana jako symbol tragedii
polskiej społeczności na Kresach Wschodnich - mówi prof. Grzegorz Hryciuk
z Uniwersytetu Wrocławskiego. 28 lutego 1944 r. we wsi Huta Pieniacka w
Galicji Wschodniej, 4. Pułk Policji SS złożony z ukraińskich ochotników
do Dywizji SS "Galizien" zamordował od 600 do 1100 Polaków.
PAP: Dlaczego działania eksterminacyjne wobec ludności polskiej w
Galicji Wschodniej ukraińscy nacjonaliści podjęli znacznie później niż
na Wołyniu, gdzie już w 1943 r. dochodziło do ludobójstwa Polaków?
Prof. Grzegorz Hryciuk: Opóźnienie w rozpoczęciu "antypolskiej akcji",
bo takiej nazwy używali ukraińscy nacjonaliści w swoich raportach i sprawozdaniach,
wynikało ze względnej słabości zbrojnych oddziałów nacjonalistycznych w
tym regionie do końca 1943 r. Niebagatelny wpływ miała również większa
niż na Wołyniu obecność niemieckich sił policyjnych i wojskowych w Dystrykcie
Galicja Generalnego Gubernatorstwa. Być może pewien wpływ miała liczniejsza
obecność Polaków na Kresach południowo-wschodnich. Na Wołyniu w 1942 r.
Polacy stanowili około 14 procent ludności. W Galicji Wschodniej było ich
blisko 25 procent. Polacy byli więc silniejsi niż na Wołyniu. Pewne znaczenie
miał również fakt, że siły Polskiego Państwa Podziemnego były mocniejsze
w Galicji, niż na Wołyniu, ale mimo to dalece niewystarczające, aby zapobiec
atakom.
W 1943 r. siły nacjonalistyczne w Galicji Wschodniej dopiero się organizowały.
W tym czasie nie były nawet nazywane Ukraińską Powstańczą Armią. W niektórych
kręgach dowódczych OUN uważano nawet, że UPA skompromitowała się "antypolską
akcją" w 1943 r. Była to jednak opinia mniejszości. Większość uznawała,
że był to raczej chrzest bojowy dla oddziałów UPA. Oddziały ukraińskie
w Galicji Wschodniej występowały pod nazwą UNS Ukraińskiej Ludowej (Narodowej)
Samoobrony. W 1944 r. stały się formalnie UPA.
Wydaje się, że na Wołyniu zginęło od 40 do 70 tysięcy Polaków. W Galicji
Wschodniej, czyli na terenie województw tarnopolskiego, stanisławowskiego
i lwowskiego (bez jego części, która weszła w skład Polski Ludowej oraz
Lubelszczyzny), liczba ofiar sięgać mogła 20-25 tysięcy.
Warto jednak pamiętać, że wprawdzie zbrodnie na tak wielką i potworną
skalę w Galicji Wschodniej zostały popełnione dopiero w 1944 r., to jednak
już w poprzednim roku pod wpływem wydarzeń na Wołyniu następował wzrost
aktywności ukraińskich nacjonalistów skutkujący zwiększeniem się liczby
ataków na Polaków. Miały one jednak inny charakter niż na Wołyniu. W Galicji
Wschodniej wymierzone były w pojedynczych Polaków, na przykład osoby zatrudnione
w administracji. Do mordów na wielką skalę doszło dopiero na przełomie
1943 i 1944 r.
W mojej opinii istotny dla wspomnianego wyżej "opóźnienia" zbrodni w
porównaniu do tych popełnionych na Wołyniu był również fakt, że występujące
w Galicji Wschodniej podziały narodowe nie były tak silne jak na Wołyniu.
Dowodem na to jest między innymi duża skala zjawiska mieszanych małżeństw
polsko-ukraińskich i katolicko-greckokatolickich. Były one jeszcze w
trakcie wojny zjawiskiem dość powszechnym. Liczba takich związków rodzinnych
prowadziła później do ogromnych tragedii, ale w tym okresie mogło to jeszcze
hamować działania ukraińskich nacjonalistów.
PAP: Czy Armia Krajowa zdawała sobie sprawę z przygotowań ukraińskich
nacjonalistów do zbrodni w Galicji Wschodniej?
Prof. Grzegorz Hryciuk: Zbrodnie na Wołyniu były dla AK zaskoczeniem,
chociaż obserwowano zwiększanie się terroru ukraińskich nacjonalistów.
Pierwszy masowy mord miał miejsce w Parośli już 9 lutego 1943 r. Nie spodziewano
się jednak tak wielkiej fali zbrodni, która nastąpiła latem 1943 r. Doświadczenia
z Wołynia musiały być brane pod uwagę przez społeczność polską w Galicji
Wschodniej i dowództwo AK oraz władze Polskiego Państwa Podziemnego. Należy
przypomnieć, że kilkadziesiąt tysięcy uchodźców z Wołynia znalazło się
na terenie Generalnego Gubernatorstwa, między innymi w Przemyślu i Lwowie.
Polacy w Galicji zetknęli się więc z ich opowieściami o masakrach Polaków
na Wołyniu.
Wprawdzie zbrodnie na tak wielką i potworną skalę w Galicji Wschodniej
zostały popełnione dopiero w 1944 r., to jednak już w poprzednim roku pod
wpływem wydarzeń na Wołyniu następował wzrost aktywności ukraińskich nacjonalistów
skutkujący zwiększeniem się liczby ataków na Polaków. Miały one jednak
inny charakter niż na Wołyniu. W Galicji Wschodniej wymierzone były w pojedynczych
Polaków, na przykład osoby zatrudnione w administracji. Do mordów na wielką
skalę doszło dopiero na przełomie 1943 i 1944 r.
Narastanie antagonizmu polsko-ukraińskiego było wyczuwalne już od 1939
r. We wrześniu 1939 r. dochodziło do prowokowanych przez Sowietów lub ukraińskich
nacjonalistów wystąpień przeciwko Polakom. Po agresji niemieckiej na ZSRS
w 1941 r. pojawiły się próby powołania nacjonalistycznego państwa ukraińskiego.
Jedną z metod działania jego twórców miał być wymierzony w Polaków terror.
Nie przybrał on jednak skali znanej z lat 1943-1944.
PAP: Czy ukraińscy nacjonaliści zakładali, że podczas dokonywania
tych zbrodni dojdzie tak jak w Hucie Pieniackiej do bliskiej współpracy
sił niemieckich i nacjonalistycznych?
Prof. Grzegorz Hryciuk: Wyraźnie widoczny był incydentalny charakter
tej współpracy. Dochodziło do niej głównie wówczas, gdy na danym terenie
działały współpracujące z Niemcami jednostki ukraińskiej pomocniczej policji.
Żandarmeria i Wehrmacht nie współdziałały z oddziałami ukraińskiego podziemia
nacjonalistycznego. Oczywiście Niemcy próbowali wykorzystać te oddziały
do walki z podziemiem polskim i sowiecką partyzancką. Zimą 1944 r. podczas
rozmów pomiędzy funkcjonariuszami SS i SD dystryktu Galicji a przedstawicielami
kierownictwa OUN kwestia ataków na Polaków była bardzo szczegółowo omawiana.
Niemcy domagali się ich zaprzestania. Oczywiście powodem nie była sympatia
do ludności polskiej, ale fakt, że zbrodnie te powodowały narastanie chaosu
na terenach, które w tym okresie stawały się już bezpośrednim zapleczem
frontu walk niemiecko-radzieckich. Strona ukraińska dążyła do porozumienia
z Niemcami, między innymi oczekując dostaw broni niezbędnej do walki z
wojskami radzieckimi, ale jednocześnie deklarowała, że nie zaprzestanie
ataków na Polaków. W rozmowach z Niemcami nacjonaliści ukraińscy twierdzili,
że są one odpowiedzią na wymierzone w nich działania polskich oddziałów.
PAP: Symbolem ludobójstwa w Galicji Wschodniej jest zbrodnia w Hucie
Pieniackiej.
Prof. Grzegorz Hryciuk: Mord w Hucie Pieniackiej jest przypadkiem jednego
z największych mordów dokonanych przez niemieckie oddziały policyjne składające
się z ukraińskich ochotników, którzy chcieli trafić do Dywizji SS Galizien
oraz miejscowe bojówki OUN i bliżej niezidentyfikowany oddział UPA, który
według świadków miał przybyć z Wołynia.
Zbrodnia ta może być więc traktowana jako symbol tragedii polskiej społeczności
na Kresach Wschodnich. Jej prologiem było pojawienie się we wsi, w której
znajdowała się silna placówka polskiej samoobrony, 23 lutego 1944 r. pododdziału
4 pułku policyjnego SS, dowodzonego przez sturmbannfuehrera SS Siegfrieda
Binza. Biorąc policjantów za przebranych upowców polska samoobrona zaatakowała
patrol. W wyniku starcia zginęło dwóch policjantów ukraińskich, których
pogrzeb przybrał charakter manifestacyjny.
28 lutego 1944 r. pododdziały policyjne weszły do wsi rozpoczynając
krwawą pacyfikację. Jeszcze w nocy na wieść o zbliżaniu się oddziałów wojskowych
członkowie samoobrony wycofali się do lasu. Wieś była bezbronna. Mieszkańców
wypędzano z domów kierując ich do kaplicy. Tam rozpoczęła się selekcja.
Część osób została wyprowadzona na cmentarz i tam rozstrzelana. Większość,
w tym kobiety i dzieci, zapędzano do stodół i domów, które podpalano. Ofiarą
zbrodni padło od 600 do 800 osób (według niektórych szacunków nawet 1100
osób), w tym 250 stałych mieszkańców wsi oraz kilkuset uciekinierów z Wołynia
i okolicznych wiosek. Wieś została doszczętnie zniszczona, spłonęło 168
gospodarstw, ocalały jedynie kaplica i budynki szkolne.
Mord w Hucie Pieniackiej jest przypadkiem jednego z największych mordów
dokonanych przez niemieckie oddziały policyjne składające się z ukraińskich
ochotników. (...) Zbrodnia ta może być więc traktowana jako symbol tragedii
polskiej społeczności na Kresach Wschodnich.
PAP: W połowie 1944 r. do Galicji Wschodniej wkroczyły wojska sowieckie.
Niektórzy Polacy wstępowali wówczas do sowieckich Istriebitielnych Batalionów
nazywanych pościgowymi lub niszczycielskimi. Czym była ta formacja i na
ile służba w niej była motywowana dążeniem Polaków do obrony przed atakami
Ukraińców?
Prof. Grzegorz Hryciuk: Na wcielanych ponownie do Związku Radzieckiego
terenach największym problemem dla władz radzieckich było ukraińskie podziemie
nacjonalistyczne bezwzględnie zwalczające powracające władze znienawidzonego
państwa. Jednym z narzędzi walki z podziemiem ukraińskim był oddziały IB
mające się składać z lokalnej ludności i kierowane przez funkcjonariusza
NKWD. W ramach każdego rejonu (odpowiednika powiatu) miano tworzyć jeden
batalion IB. W rzeczywistości nie osiągały one tak dużej liczebności i
z reguły składały się ze stu kilkudziesięciu żołnierzy. W południowej części
Galicji Wschodniej składały się on w dużej części z Polaków. Miały zabezpieczać
infrastrukturę i ośrodki władzy, ale również brać udział w działaniach
pościgowych za oddziałami ukraińskich nacjonalistów.
Obok batalionów IB powoływano tzw. Grupy Współdziałania, rozlokowane
w poszczególnych wsiach. Nie były więc niczym innym niż rodzajem samoobrony
zalegalizowanej przez władze radzieckie. Wstępując do nich, pod nadzorem
miejscowego radzieckiego funkcjonariusza można było zalegalizować posiadaną
broń w celu obrony własnego życia i mienia. Grupy Współdziałania służyły
wyłącznie obronie polskich wsi. IB były zaś częściej wykorzystywane do
działań bardziej ofensywnych. Zdarzało się więc, że władze radzieckie używały
złożonych z Polaków oddziałów do przeczesywanie ukraińskich wsi. Gdy spirala
nienawiści była już rozkręcona i wśród żołnierzy tych formacji byli ci,
którzy stracili swoich bliskich w zbrodniach popełnianych przez Ukraińców
lub przeżyli koszmar ich napadu na swoją wieś dochodziło do przypadków
prób zemsty. W sprawozdaniach ukraińskich oddziałów z ataków na polskie
wsie jesienią 1944 r. i zimą oraz wiosną 1945 r. pojawiały się stwierdzenia,
że nie atakuje się już wszystkich Polaków, ponieważ zakazuje tego jeden
z rozkazów dowództwa UPA, ale wyłącznie tych, którzy współpracują z radzieckim
aparatem bezpieczeństwa. Mimo to w atakach w tym okresie ginęły głównie
kobiety i dzieci. Obecność we wsiach Grup Współdziałania była uzasadnieniem
dla dokonywanych zbrodni.
PAP: Ilu Polaków zginęło w wyniku ludobójstwa dokonanego w Galicji
Wschodniej przez ukraińskich nacjonalistów?
Prof. Grzegorz Hryciuk: Niestety dokonywanie takich szacunków jest bardzo
trudne. Brakuje często przekazów na temat tych wydarzeń. Z niektórych,
najmniejszych miejscowości nie przeżył żaden z mieszkańców lub nikt nie
pozostawił relacji.
Wydaje się, że na Wołyniu zginęło od 40 do 70 tysięcy Polaków. W Galicji
Wschodniej, czyli na terenie województw tarnopolskiego, stanisławowskiego
i lwowskiego (bez jego części, która weszła w skład Polski Ludowej oraz
Lubelszczyzny), liczba ofiar sięgać mogła 20-25 tysięcy. W środowiskach
kresowych podawane liczby są znacznie wyższe, nie znajdują one jednak jak
na razie zbyt silnych podstaw źródłowych.
Rozmawiał Michał Szukała (Dzieje.pl, 28.02.2017) |