Spis artykułów

Róże w Horodle

ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski


    Kopiec usypany w 1861 roku w Horodle, dla uczczenia 448 rocznicy Unii,
    podpisanej w tej miejscowości pomiędzy Polską a Litwą (w 1413 r.).

    Dla pełnego obrazu trudnych relacji na Kresach trzeba ukazywać tych sprawiedliwych Ukraińców, którzy w czasie wojny ratowali Polaków.

    Tuż nad wschodnią granicą, kilkanaście kilometrów od Hrubieszowa, leży historyczna miejscowość Horodło. Kiedyś było to bardzo gwarne miasto, dziś – niewielka i senna wieś. Zapisała się ona w historii przede wszystkim jako miejsce, w którym w 1413 r. za czasów króla Władysława Jagiełły zawarta została unia polsko-litewska, decydująca o dalszych losach narodów wchodzących w skład Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Unia ta potwierdzała wspólną politykę obu państw oraz wprowadziła instytucję odrębnego Wielkiego Księcia Litewskiego, wybieranego przez króla polskiego za radą zarówno bojarów litewskich, jak i panów polskich. Zagwarantowała także wspólne sejmy i zjazdy polsko-litewskie, a na Litwie ustanowiła na wzór polski urzędy wojewodów i kasztelanów. Unia ważna była także dla wschodnich rodów bojarskich, które zrównała z polskimi.

    W 1861 r. pod Horodłem, na obu brzegach Bugu, zgromadziło się około 10 tys. przedstawicieli środowisk polskich, litewskich, wołyńskich i podolskich, aby potwierdzić wolę współżycia w ramach jednej państwowości. Dla potwierdzenia tej woli usypano pamiątkowy kopiec. Niestety, ściągnięte przez władze rosyjskie wojsko nie wpuściło demonstrantów do Horodła, a kopiec zrównało z ziemią. W 1924 r. odbyło się tutaj podobne spotkanie, w czasie którego z inicjatywy obywateli Wilna usypano nowy kopiec, jeszcze większy od poprzedniego, stawiając na nim krzyż. Stoi on do dziś.

    Tereny wokół Horodła były w czasie II wojny światowej miejscem ludobójstwa dokonanego przez banderowców. Działy się tutaj rzeczy straszne. Jednak wśród Ukraińców byli i tacy, którzy nie bacząc na grożące niebezpieczeństwo, ostrzegali swoich sąsiadów.

    Do wydarzeń tych nawiązało Stowarzyszenie 10 Czerwca. Wspomagane przez miejscową parafię, kierowaną przez księdza-społecznika Ryszarda Krukowieckiego, oraz Towarzystwo Miłośników Ziemi Horodelskiej zorganizowało 25 września 2010 r. w Horodle konferencję popularnonaukową. Jej mottem były słowa Jana Pawła II: "Wolność wymaga mocnych sumień". Konferencja odbyła się w kościele św. Mikołaja Cudotwórcy, który jest byłą cerkwią. Referaty wygłosili dr Leopold Zgoda z Krakowa, dr Leon Popek z IPN w Lublinie, Artur Brożyniak z IPN w Rzeszowie oraz Andrzej Madej – przewodniczący Stowarzyszenia. Prelegenci przypomnieli m.in., że tereny wokół Horodła były w czasie II wojny światowej miejscem ludobójstwa dokonanego przez banderowców. Działy się tutaj rzeczy straszne. Jednak wśród Ukraińców byli i tacy, którzy nie bacząc na grożące niebezpieczeństwo, ostrzegali swoich sąsiadów. Dzięki takim postawom wielu Polaków przeżyło i mogło zamieszkać po zachodniej stronie Bugu. Aby nie zapomnieć o tych sprawiedliwych i odważnych ludziach, organizatorzy konferencji postanowili upamiętnić ich poprzez zasadzenia "Róż solidarności". Jest to pierwsza tego typu inicjatywa w Polsce. Miejmy nadzieję, że szybko zyska ona naśladowców.

    Podobne sesje odbyły się także w Jarosławiu i Wołowie na Dolnym Śląsku. Pierwsza z nich, zorganizowana przez Towarzystwo Miłośników Lwowa, odbyła się w ramach Festiwalu Kultury Kresowej. Oprócz mojej prelekcji doskonałe wykłady o ludobójstwie wygłosiły dwie najlepsze specjalistki z tej dziedziny: dr Lucyna Kulińska z Krakowa i Ewa Siemaszko z Warszawy. Słuchaczami, i to bardzo uważnymi, byli licznie zgromadzeni nauczyciele, choć kurator oświaty pod naciskami (najprawdopodobniej wojewody podkarpackiego) w ostatniej chwili wycofał swój patronat. Druga z sesji, wspierana i zorganizowana przez Stowarzyszenie Kresowe "Podkamień" i starostwo wołowskie (tutaj jakoś się nie boją) odbyła się w auli Liceum im. Mikołaja Kopernika. Była również skierowana do nauczycieli. Nawiasem mówiąc, liceum to słynie z tego, że jego absolwentem jest kosmonauta Mirosław Hermaszewski, rodem z Lipnik na Wołyniu. We wsi tej w marcu 1943 r. banderowcy zamordowali 182 osoby, w tym wielu krewnych przyszłego kosmonauty, który wtedy miał zaledwie 1,5 roku. Został uratowany przez matkę, która także ocalała, choć została ciężko postrzelona przez bandytę. Zginął natomiast jego ojciec.

    Jeżeli już jesteśmy przy tej tematyce, to z satysfakcją należy odnotować, że we wrześniu br. Sejmik Małopolski – jako szósty w Polsce po Dolnośląskim, Opolskim, Lubuskim, Lubelskim i Podkarpackim – potępił ludobójstwo dokonane przez banderowców. Nie obyło się bez zgrzytów, gdyż radni z PO starali się osłabić wymowę uchwały. Przeszły jednak słowa: "cześć Polakom i obywatelom RP innych narodowości, pomordowanym przez UPA na Wołyniu i Kresach Południowo-Wschodnich". Radni złożyli także hołd żołnierzom AK i BCh oraz formacjom samoobrony, które podjęły walkę w obronie ludności cywilnej. Sejmik zaapelował także o umieszczenie w programie nauczania i podręcznikach szkolnych pełnej informacji o tych wydarzeniach oraz zaznaczył, że dążenie do wyjaśnienia trudnych kart historii leży w interesie bratnich narodów polskiego i ukraińskiego.

    ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski ("Gazeta Polska", 20.10.2010)

Powrót do strony głównej serwisu "Wołyń naszych przodków" www.nawolyniu.pl