Spis artykułów
Ewa Siemaszko Dla ocalałych z rzezi Kresowian milczenie oznacza zakopywanie prawdy w jednym dole śmierci z pomordowanymi. Maciej Rosalak: O zabijaniu Polaków przez Ukraińców na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej mówi się "rzeź", "mord", "zbrodnia wojenna". Pani używa bodaj najbardziej pejoratywnego, a jednocześnie ściśle określonego terminu - "ludobójstwo". Dlaczego? Ewa Siemaszko: Celem zbrodni było usunięcie Polaków z tamtych terenów. Zwracają uwagę: organizacja mordów, ich przebieg, zasięg terytorialny i rozmiary oraz propagowana przy tym ideologia nawołująca do biologicznego wyniszczenia Polaków jako grupy narodowościowej. To wszystko niezbicie świadczy o tym, że była to zamierzona i zorganizowana akcja fizycznej eksterminacji ludności polskiej na tle narodowościowym - w świetle konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa, uchwalonej przez ONZ w grudniu 1948 r. - kwalifikowana jako ludobójstwo. Do najważniejszych czynów popełnianych na Polakach w celu ich zniszczenia, wymienianych w definicji ludobójstwa, należą: zabójstwa oraz trwałe uszkodzenia ciała i psychiki tych, którym udało się ujść z życiem. Z kolei powszechność tortur, którym sprawcy ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce z OUN i UPA (Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii) poddawali swe polskie ofiary niezależnie od wieku i płci, a więc nawet dzieci, uprawnia do specjalnego określenia tej zbrodni jako genocidium atrox, czyli ludobójstwo straszliwe, dzikie, okrutne. Miało miejsce także niszczenie cywilizacji, do której należały ofiary i którą wcześniej wprowadzały na tych terenach przez kilka wieków. Ludobójstwo w znaczeniu nie tylko prawnym, ale i powszechnie stosowanym w naukach społecznych - a więc zabijanie, stwarzanie warunków prowadzących do śmierci i kalectwa oraz wynaradawianie - spotkało Polaków podczas II wojny światowej również ze strony Niemców i Sowietów. O ludobójstwie ze strony Ukraińców świadczą rozkazy wydawane przez OUN-UPA, mówiące też o zabijaniu tych Polaków, którzy nie zechcą się wynieść... Dokładnie takie rozkazy wydano w 1944 r. w Małopolsce Wschodniej, gdzie ludności polskiej było znacznie więcej i była ona lepiej zorganizowana niż na Wołyniu. Tam były rozrzucane ulotki wzywające Polaków do wyjazdu, z groźbą śmierci w razie niezastosowania się do nakazu. Na Wołyniu takich rozkazów nie było, tam dążono do wymordowania wszystkich Polaków. Stosowano podstępy, aby ująć uciekających. Były przypadki namawiania uchodźców w miastach, by powrócili do swych gospodarstw - gwarantowano im bezpieczeństwo, a potem ich mordowano. Nacjonalistom ukraińskim nie wystarczało, że Polacy opuścili swoją ziemię, chcieli uniemożliwić ich powrót w przyszłości. Nie udało się jednak wszystkich wymordować. Uciekinierzy zatrzymywali się w miastach i miasteczkach, gdzie obecność Niemców odstraszała UPA, następnie - jeśli nie mogli się tam zatrzymać - byli wywożeni na roboty do Rzeszy albo przenosili się do Generalnego Gubernatorstwa. Tych, którzy schronili się we Lwowie albo winnych większych miastach galicyjskich, czekało zresztą później wygnanie przez Sowietów. Jakie znaczenie dla ludobójstwa dokonywanego na Polakach miało wcześniejsze ludobójstwo Żydów, przeprowadzane z udziałem Ukraińców na tych samych terenach? Nienawiść do Żydów szerzono tak samo jak do Polaków. Kiedy w 1941 r. okupację sowiecką zastąpiła okupacja niemiecka, zdominowane przez OUN formacje policyjne podległe Niemcom śpiewały piosenkę ze słowami: "Śmierć, śmierć, Lachom śmierć / Śmierć żydowskiej komunie". To był jeden z przejawów zamierzeń OUN - wymordowanie jednej i drugiej nacji. Oczywiście sprawcami zagłady ludności żydowskiej byli Niemcy, ale robili to z ogromną pomocą policji ukraińskiej i licznych Ukraińców nienależących do tej formacji, którzy wyłapywali, a nawet sami zabijali Żydów. W Holokauście Żydów w 1942 r. brali udział policjanci ukraińscy, którzy w 1943 r. przeszli do UPA i masowo mordowali naszych rodaków. Znamienne, że podczas ludobójstwa Żydów do Polaków docierały pogróżki: "Teraz z Żydami, a potem to samo zrobimy z Polakami. To wskazuje na długofalowy plan... ...poza tym kaci nabierali doświadczenia. Tak, nabierali doświadczenia w pozbawianiu ludzi życia. Holokaust stał się dla Ukraińców przykładem, że można dokonywać masowych zbrodni bezkarnie i jest to nawet sankcjonowane przez państwo lub organizacje. Moralne spustoszenie wśród tych, którzy patrzyli na te zbrodnie czy brali w nich udział, ułatwiło później mordowanie Polaków. Straszliwy jest dziejowy korowód krwawych jatek przeprowadzanych przez plemiona żyjące od pokoleń obok siebie. Dowodzą tego rzeź Ormian przez Turków, Nigeria podczas secesji Biafry, rozpadająca się Jugosławia, Rwanda. Czy sąsiedzi są bardziej skłonni do ludobójstwa niż najeźdźcy z oddali? Sądzę, że nie, bo nie tylko sąsiedzi popełniali zbrodnie ludobójstwa, na przykład francuskich Żydów mordowali Niemcy niebędący ich sąsiadami. Przede wszystkim aby sąsiad rzucał się na sąsiada, musi być do tego odpowiednio przygotowany. Na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej hasła do mordu nie rzucono nagle. Przysposabianie psychiczne ludności trwało długo. Nienawiść do Polaków OUN sączyła się od początku lat 30. Świadkowie rzezi mówią wprawdzie, że dobre stosunki z sąsiadami trwały niekiedy do ostatniej chwili, ale też pojawiały się symptomy, że wśród Ukraińców dzieje się coś niedobrego: zdarzały się pogróżki, pobicia, szykany, unikanie rozmów, zaprzestawanie zabaw z polskimi dziećmi. Ten proces z czasem narastał. Niesłychane zbrodnie podczas buntu Chmielnickiego, koliszczyzny, rzezi Humania, a wreszcie akcji OUN-UPA spowodowały, że wielu Polaków przypisuje Ukraińcom skłonność do szczególnego okrucieństwa, bestialstwa. Czy podziela pani pogląd, że owa cecha wyróżnia tę nację spośród innych? Jeżeli przypominamy sobie inne zdarzenia tego rodzaju, na przykład te dziejące się w Afryce, to nie można mówić o bestialstwie wyróżniającym akurat tę nację. Choć z kolei ciąg dziejowy, przez pana wspomniany, zdaje się o tym świadczyć. Jednak jeśli spojrzymy uważniej na historię, to bestialskie czyny ujrzymy w wykonaniu wielu innych społeczeństw. Na przykład we Francji podczas tłumienia powstania w Wandei. Jednak podczas dalszego rozwoju społecznego takie zachowania były potępiane i zarzucane. Być może dlatego, iż na omawianych przez nas terenach nastąpiło zahamowanie rozwoju społecznego i stąd powtarzanie zbrodniczych zachowań, zwłaszcza jeśli ktoś do nich podszczuje. Czy przejawia się w tym kompleks wywołany wielowiekowym brakiem własnego państwa? Istotnie, kompleks ukraiński wynika z faktu, że ten naród nie potrafił przez wieki stworzyć i utrzymać własnego państwa. Tymczasem sąsiedzi mieli państwa, a niektórzy - tak jak my - nawet je tracąc, umieli jednak je odzyskać i utrzymać. Dotyczy to szczególnie okresu po I wojnie światowej. Mieli poczucie krzywdy przez nas wyrządzonej? Że to my zabraliśmy im państwo? Tak to sobie wyobrażali. Jednak w latach 1918-1920, kiedy podczas rewolucji bolszewickiej mieli szansę oderwania się od imperium rosyjskiego, jej nie wykorzystali. Przecież nawet Petlura nie był w stanie zmobilizować odpowiedniej liczby Ukraińców do wstąpienia do swego wojska i przeciwstawić się bolszewikom razem z Piłsudskim. Elity czuły się pokrzywdzone, ale nie było tak, że cały lud uważał, iż jest mu potrzebne ukraińskie państwo. Z różnych dokumentów OUN wynika, że inteligencja ukraińska chciała różnymi sposobami zmusić lud, ażeby za nią poszedł. Niecałe jednak społeczeństwo chciało tego, co OUN, czyli zdobywania własnego państwa metodą masowych zbrodni. Czy można powiedzieć, że dopiero współuczestnictwo w zbrodni musiało scementować jedność społeczności ukraińskiej? Czy taki był zamysł OUN-UPA? Nie wiem, czy był taki zamysł Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Wydaje mi się, że OUN chciała porwać masy, aby osiągnąć zamierzony cel. Ale czy chciała jednoczyć je przez zbrodnię - w to wątpię. Zresztą była to organizacja terrorystyczna, która dążyła nie tyle do zjednoczenia narodu, ile do narzucenia mu swojej woli. Kto się jej nie podporządkowywał, był karany śmiercią. OUN uważała się za twórczą elitę, która ma prawo narzucić swoją wizję życia społecznego i państwa. Gdyby rzeczywiście osiągnęła ten cel, powstałoby straszne państwo totalitarne, w którym wymagano by wobec niej bezwzględnego posłuszeństwa. Ukraińcy starają się zrównoważyć swoje winy, obarczając Armię Krajową odpowiedzialnością za krwawe pacyfikacje wsi ukraińskich. Rzeczywiście do nich dochodziło. Może więc mają rację? Po pierwsze takich przypadków było niewiele i stanowiły one reakcję na ogromne zbrodnie popełnione przez Ukraińców. Do pacyfikacji kilku wsi ukraińskich doszło w powiecie lubomelskim, gdzie oddział polskiej partyzantki powstał po rzeziach ukraińskich. Jesienią 1943 r., po wymordowaniu Polaków z Ostrówek, Woli Ostrowieckiej, Kątów, Jankowiec, Czmykosa i rozsianych w innych miejscowościach, ów oddział dokonał pogromu, którego celem było zlikwidowanie skupisk upowców, a nie ślepe mordowanie wszystkich mieszkańców. U PA stacjonowała w tych wioskach, miejscowi chłopi ją wspomagali i wcześniej wraz z UPA mordowali polskich sąsiadów. Była to więc akcja profilaktyczna, polegająca na zniszczeniu baz UPA i zapobieżeniu dalszym mordom. Jednakże był to odwet przeprowadzony przecież przez tych, którzy ocaleli z Zagłady, a mścili się za śmierć i męczarnie swych najbliższych. Podczas polskiej akcji śmierć ponosili ukraińscy cywile, ale to wśród nich znajdowali się mordercy. Rozgraniczenie, kto zawinił, a kto nie, było w tamtych warunkach niemożliwe. Do czasu rzezi lipcowych w 1943 r. nie działał zresztą żaden polski oddział partyzancki. Organizowaliśmy jedynie lokalne samoobrony, stopniowo wyrzynane przez napastników. Natomiast w drugiej połowie 1943 r. nasze oddziały partyzanckie krążyły wokół kilku naszych baz obronnych i czasem likwidowały UPA we wsiach sąsiednich, a przy tym mogli ginąć również nienależący do UPA Ukraińcy. Jedynie kobiety i dzieci można uznać za niewinne ofiary, choć znane są też przypadki dobijania rannych przez Ukrainki i podpalania domostw przez ukraińskie wyrostki, a nawet dzieci. Stąd odwetowe emocje wśród polskich partyzantów, które można zrozumieć, choć oczywiście trudno usprawiedliwić. Czy odwet został nakazany przez rząd RP na uchodźstwie albo Polskie Państwo Podziemne? Po pierwsze nie było programu Polskiego Państwa Podziemnego, aby niszczyć naród ukraiński - w przeciwieństwie do OUN, która niszczenie polskości miała zapisane w programie "Ukraina dla Ukraińców". U nas nigdy nie było analogicznych programów. Po drugie, kiedy zaczęły się rzezie, Polskie Państwo Podziemne apelowało o niedokonywanie odwetu. Przewidziano taką reakcję, więc wzywano, aby nie kierować jej przeciw niewinnej ludności cywilnej, natomiast podkreślano celowość likwidowania band morderców. Takie rozkazy kierowano do struktur konspiracyjnych, samoobrony, oddziałów Armii Krajowej, a wreszcie do 27. Wołyńskiej Dywizji AK. Wszystko, co działo się niedobrego, stało się wbrew tym rozkazom i w sposób niekontrolowany. Jaki był bilans ofiar po obu stronach? Na samym Wołyniu wymordowano około 60 tys. Polaków, natomiast w akcjach odwetowych Armii Krajowej zginęło najwyżej 2 tys. Ukraińców. Tak to obliczał śp. Józef Turowski. Natomiast strona ukraińska przypisuje Armii Krajowej działania Schutzmannschaften, czyli tzw. policji polskiej, która została zorganizowana przez Niemców po rzeziach i po ucieczce policji ukraińskiej do UPA. Komendant Okręgu Wołyńskiego AK wydał wprawdzie rozkaz, aby Polacy nie wstępowali do policji, ale struktury Armii Krajowej nie były tam tak rozbudowane, aby mieć wpływ na wszystkich Polaków. Dla wielu z nich był to zresztą jedyny sposób, aby dostać broń i uchronić się przed tragicznym losem. Niemcy wykorzystywali ich do akcji pacyfikacyjnych, ale to już nie są "zbrodnie Armii Krajowej", tylko niemieckie. Wszystkie rządy polskie po 1989 r. (o czasach komuny nie ma co mówić) starały się omijać temat rzezi wołyńskiej. Czy rzeczywiście wymaga tego racja stanu? Czy taka jest cena za przyjaźń Polski z Ukrainą? Z pewnością nie. Uważam, że z politycznego punktu widzenia jest to błąd. Założenie, aby nie drażnić Ukraińców przypominaniem im o popełnionych zbrodniach przez UPA i inne organizacje nacjonalistyczne, wypływa z koncepcji Giedroycia - oderwania zachodnich republik od ZSRR i potem odciągania ich od Rosji. Ale on formułował takie postulaty jeszcze za czasów istnienia Związku Sowieckiego, pragnął wówczas jego rozbicia i powstania suwerennych państw pomiędzy Polską a Rosją. I tak się stało, gdy - przy moralnym wpływie polskiej "Solidarności" - zawalił się Związek Sowiecki. Ale kiedy już te państwa powstały, należało je traktować jako normalnych partnerów. Przecież na samej Ukrainie nie ma jednoznacznego stosunku do UPA, a w pierwszych latach niezależności nacjonalistyczne poglądy odżyły jedynie w zachodniej Ukrainie. W pozostałej części uważano UPA za zbrodniarzy. Gdybyśmy od samego początku przedstawiali tragiczną historię zgodnie z prawdą, zapewne sentymenty wobec UPA odżyłyby w znacznie mniejszym stopniu. Nie rozkwitłby jej mit jako jedynej szlachetnej siły dążącej do niepodległości Ukrainy. Cóż, są też rodacy, zwłaszcza niemający korzeni kresowych, którzy rzeczywiście sądzą, że "rozdrapywanie ran" do niczego nie doprowadzi... Ale pojawił się w rozmowie ciekawy wątek sowiecki. Otóż Polacy na Kresach doskonale wiedzieli, co oznacza okupacja sowiecka, ale Ukraińcy nieśli grozę niechybnej nagłej śmierci. Stąd zarówno partyzantka sowiecka, jak i później Armia Czerwona, zwalczając UPA, obiektywnie przynosiła im ochronę zdrowia i życia. Było to wszystko bardziej skomplikowane niż na Wileńszczyźnie i Nowogródczyźnie, gdzie Sowieci stali się - po odejściu Niemców - jednoznacznie wrogiem... Oczywiście, był taki etap, kiedy Sowieci rzeczywiście zapewniali bezpieczeństwo ludności polskiej. Na przykład na Wołyniu w 1943 r., podczas zmasowanego napadu UPA, partyzanci sowieccy, wspierając polską samoobronę, uratowali przed unicestwieniem mieszkańców Przebraża. Po wkroczeniu Armii Czerwonej NKWD ostro zwalczało UPA, co odwracało niebezpieczeństwo z jej strony od Polaków. Ale przecież Sowieci wcale nie chcieli mieć tam Polaków i robili wszystko, aby stamtąd wyjechali. Do ucieczki naszych rodaków zmuszały dwie siły: nacjonaliści ukraińscy i Sowieci. Efekt był taki, że ci drudzy faktycznie zrealizowali ostatecznie cel tych pierwszych. Kiedy Polacy i Żydzi słyszą o "Żegocie", Irenie Sendler, Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, rosną między nimi sympatia i porozumienie. Może najwyższy czas, abyśmy zaczęli wyróżniać Sprawiedliwych wśród Narodu Ukraińskiego? Przecież niektórzy sami ponieśli śmierć za niesienie pomocy polskim sąsiadom... Ocaleni z rzezi domagali się tego od dawna. Ich przedstawiciele - na przykład Stowarzyszenie Upamiętniania Ofiar Ukraińskich Nacjonalistów we Wrocławiu - zwracali się z tym do władz, ale brak dotychczas właściwego oddźwięku ze strony instytucji państwowych. A przecież powinniśmy w ten sposób pokazać, i to samym Ukraińcom, że pamiętamy o ich odwadze i przeciwstawianiu się zbrodniczej ideologii oraz dokonywanym zbrodniom. Że byli wśród nich prawdziwi bohaterowie, a nie są nimi upowcy-zbrodniarze. Może wywołałoby to głębszą refleksję na Ukrainie. Ukraińcy dowiedzieliby się, że nie wszyscy ich rodacy popierali UPA, i zastanowiliby się nad tym, która z dwóch postaw była prawdziwie godna i która przez nich samych powinna być uznana za słuszną. Milczenie ze strony naszego państwa może zaś oznaczać, że akceptuje ono zbrodnie dokonane przez OUN i UPA. Że akceptuje zwykłych morderców. A dla ocalałych z rzezi Kresowiaków milczenie polskiego państwa oznacza zakopywanie prawdy w jednym dole śmierci z pomordowanymi. Pomordowanymi podwójnie: i wtedy, gdy tracili życie, i dziś, kiedy obszary milczenia pokrywają pamięć o tragedii. Ewa Siemaszko - badaczka stosunków polsko-ukraińskich podczas II wojny światowej i w latach powojennych, współautorka wraz z ojcem Władysławem Siemaszką dwutomowej pracy "Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945", a także licznych innych publikacji na ten temat.
Rozmawiał Maciej Rosalak ("Do Rzeczy - Historia" nr 5/2013)
|