Andrzej Krajewski Symon Wasylowycz Petlura (1879-1926) Próba otrucia Wiktora Juszczenki nie była odosobnionym incydentem w historii Ukrainy. W XX w. agenci Moskwy zamordowali wielu ukraińskich działaczy. Semen Petlura, dawny sojusznik marszałka Józefa Piłsudskiego, z pomocą którego próbował zbudować niepodległe państwo ukraińskie, 25 maja 1926 r. spacerował ulicami Paryża. Premier emigracyjnego rządu zabijał czas, oglądając wystawy sklepów. Nagle z tyłu ktoś podszedł i zapytał po ukraińsku: "Czy pan Petlura?". Premier potwierdził. Wtedy mężczyzna wyciągnął pistolet i strzelił siedem razy. "To za pogromy, za masakry i za ofiary" - krzyczał Salomon Schwarzbard, strzelając. Później oddał się w ręce policji. Ten agent radzieckiego wywiadu wojskowego GPU, choć sprawiał wrażenie, że działał pod wpływem emocji, dobrze wiedział, co robi. Jego proces stał się oskarżeniem ukraińskiego nacjonalizmu. Adwokat Henri Torres przytoczył olbrzymią liczbę przykładów pogromów Żydów, jakich dokonali Ukraińcy po 1918 r. Zachodnia prasa szybko wzięła stronę samotnego Żyda - anarchisty mszczącego się za cierpienia pobratyńców. Nikt się nie przejmował takimi niuansami, że Petlura w 1920 r. aktywnie zwalczał pogromy, karał śmiercią wywołujących je ludzi i poważnie je ograniczył. Po ośmiu dniach procesu sąd uniewinnił Schwarzbarda. Radzieckie służby odniosły podwójny sukces: zabiły wroga i zdyskredytowały sprawę, o którą walczył. Dla imperium, niezależnie czy rządzonego przez cara, czy przez komunistyczną partię, idea niepodległej Ukrainy stanowiła śmiertelne zagrożenie. Dawała zły przykład innym podbitym narodom. Także perspektywa utraty wielkiego obszaru, bogatego w surowce mineralne i znakomite ziemie uprawne, przerażała Kreml. Nic dziwnego, że ludzi dążących do oderwania Ukrainy od ZSRR ścigano z całą bezwzględnością. Skupiająca od 1929 r. większość emigracyjnych działaczy Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) stworzyła więc własną służbę bezpieczeństwa. Na tyle skutecznie chroniła ona liderów, że w 1936 r. NKWD powołało tzw. wydział do zadań specjalnych. Pracujący w nim funkcjonariusze tworzyli scenariusze zabójstw oraz dopracowywali metody ich realizacji. Przebywający w Rotterdamie przewodniczący OUN, płk Eugeniusz Konowalec, 23 maja 1938 r. otrzymał paczkę czekoladek od Norbeta Walucha. Ów bliski współpracownik pułkownika cieszył się jego całkowitym zaufaniem. Wcześniej wykazał się sukcesami, organizując podziemne struktury OUN na terenie radzieckiej Ukrainy. Nikt nie odkrył, iż Waluchowi wszystko się udaje dzięki pomocy NKWD. Prawdy domyślono się dopiero wówczas, gdy wybuch bombonierki zabił lidera OUN. Metody stosowane przez ZSRR przyczyniły się do radykalizacji OUN, która postanowiła niepodległość wywalczyć terrorem. Jednak zamachy okazały się niemożliwe do przeprowadzenia w ZSRR - totalitarne państwo wyłapywało emisariuszy z Zachodu, a klęska głodu, sprokurowana w latach 30. na polecenie Stalina, przetrąciła kark społeczeństwu Ukrainy. Skuteczniej OUN mogła działać na terenie przyjaźniejszej dla Ukraińców Polski. Dlatego - paradoksalnie - to właśnie Galicją Wschodnią wstrząsnęły liczne zamachy. W sierpniu 1931 r. zamordowano wiceprezesa BBWR Tadeusza Hołówkę, a 15 czerwca 1934 r. członek OUN Grzegorz Maciejko zastrzelił polskiego ministra spraw wewnętrznych płk. Bronisława Pierackiego. Zamachy zorganizował Stepan Bandera. Ten mający wówczas 25 lat młodzieniec w krótkim czasie wyrósł na przywódcę OUN w Polsce, a zarazem na najbardziej poszukiwanego terrorystę. Na jego polecenia w październiku 1933 r. zabito urzędnika konsulatu radzieckiego we Lwowie - Majłowa. Polska policja ujęła Banderę w połowie 1934 r. W pierwszym procesie skazano go na karę śmierci. Potem wyrok ten zamieniono na siedmiokrotne dożywocie (każde za inny zamach). We wrześniu 1939 r., podczas niemieckiego najazdu na Rzeczpospolitą, odzyskał wolność. Potem, gdy III Rzesza najechała na ZSRR, Bandera proklamował powstanie tymczasowego rządu niepodległej Ukrainy - choć Niemcy nie wyrazili na to zgody. Wówczas kłopotliwego sojusznika hitlerowcy osadzili w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen. Dopiero jesienią 1944 r. docenili jego pomysły. Wypuszczony na wolność Bandera miał kierować dywersyjnymi działaniami UPA na tyłach frontu wschodniego. Te rozpaczliwe kroki nie zmieniły biegu wojny. Po wojnie Bandera pozostał w Niemczech. Jako obywatel polski, zakonspirowany pod nazwiskiem Stefan Popiel, osiadł w Bawarii. W drugiej połowie lat 40. Bandera znów zaczął słać emisariuszy OUN na wschód. Przewozili oni materiały propagandowe, pieniądze i broń. "Trzeba pokazać, że OUN może zaplanować i prowadzić walkę tak, by przyczynić się do ogólnego zwycięstwa nad ZSRR" - apelował Bandera do swych zwolenników w 1952 r. Wraz z końcem epoki stalinowskiej i zmianami w NKWD - przemianowanym w 1954 r. na KGB - zaczęły się kompromitujące wpadki. Wyróżniającego się agenta Nikołaja Chochłowa wysłano do Frankfurtu nad Menem, by zabił Gieorgija Okołowicza, jednego z liderów Narodowego Związku Pracy NTS - socjaldemokratycznej organizacji rosyjskich emigrantów. Jednak Chochłow 18 lutego 1954 r. po prostu wszedł do mieszkania ofiary, przedstawił się i oświadczył: "KC KPZR przysłał mnie, abym pana zabił, ale ja tego rozkazu nie wykonam". Następnego dnia oddał się w ręce CIA. Przy okazji przekazał Amerykanom cudeńko z warsztatów rusznikarskich KGB - pudełko papierosów z zamontowanym samopałem, strzelające pociskami zatrutymi cyjankiem potasu. Dwa miesiące później o swoim zadaniu Chochołow opowiadał dziennikarzom na konferencji prasowej. Wyznał, że w trakcie szkolenia kazano mu czytać publikacje NTS. On zaś pod ich wpływem postanowił pozostać już na stałe na Zachodzie. Niedługo później, w grudniu 1954 r., oddał się w ręce zachodnioniemieckiej policji płatny morderca Wolfgang Widprett, oświadczając, że Rosjanie zlecili mu zabicie innego lidera NTS, Władimira Poremskiego. Po tych kompromitacjach Wydział 13 KGB, zajmujący się planowaniem zamachów, przeszedł rewolucję kadrową. Wytypowano też nowego specjalistę od mokrej roboty. Został nim wyróżniający się funkcjonariusz z Ukrainy Bogdan Staszynski. Przeszkolono go w zabijaniu i nauczono języka niemieckiego. Specjalnie też dla niego skonstruowano rozpylacz, strzelający strumieniem trującego gazu. W październiku 1957 r. zwierzchnicy poinformowali Staszynskiego, że ma zabić głównego ideologa NTS, a zarazem lidera ukraińskiej diaspory w RFN i bliskiego współpracownika Stepana Bandery - Lwa Rebeta. Kilka dni później morderca z KGB zaczaił się w ciemnej klatce schodowej obok mieszkania Rebeta. Gdy ofiara wchodziła po schodach, wystrzelony z rozpylacza cyjanek potasu uderzył ją w twarz. Lekarze po oględzinach zwłok stwierdzili zawał serca. Staszynski wrócił do NRD i czekał na kolejne zadanie. Przy okazji poznał w Berlinie Wschodnim Niemkę Ingę Pohl, z którą związał się na stałe. W 1959 r. KGB namierzyło Banderę. Jednak liderowi OUN zwykle towarzyszyło kilku ochroniarzy. Pierwszy raz Staszynskiemu udało się zbliżyć do Bandery w połowie 1959 r. Szef OUN bez ochrony majstrował przy samochodzie na podwórzu domu przy Kreitmeisterstrasse w Monachium. Agent KGB nie odważył się jednak na zabójstwo w dzień na otwartej przestrzeni. Nadal czatował przed kamienicą. Wreszcie 15 października 1959 r. tuż przed trzecią po południu Bandera bez obstawy zaczął wchodzić po schodach. Staszynski dogonił go przed drzwiami mieszkania, strzelił do niego gazem, a potem wymknął się z budynku, wyrzucając rozpylacz do kanału. Do NRD wrócił, posługując się fałszywym paszportem wystawionym na nazwisko Kowalski. Umierającego przed drzwiami Banderę znalazła kilka minut po zamachu jego żona. Niemieccy lekarze orzekli zawał. Na żądanie kierownictwa OUN dokonano powtórnej sekcji, podczas której ukraiński lekarz, dr Hanyłewycz, stwierdził zgon na skutek silnej trucizny. W to jednak nikt w RFN nie uwierzył. W nagrodę KGB pozwoliło Staszynskiemu poślubić Ingę Pohl, jednak życie w ZSRR dla kogoś, kto poznał Zachód, okazało się udręką. Małżonkowie męczyli się straszliwie, a gdy w 1961 r. odkryli w mieszkaniu mikrofony podsłuchowe, będąca w ciąży Inga postanowiła wrócić do Berlina. Wkrótce po porodzie dziecko zmarło i zwierzchnicy pozwolili Staszynskiemu pojechać na pogrzeb. Zbiegiem okoliczności dzień po pochówku Berlin miał zostać podzielony zasiekami. Na wieść o tym Inga przekonała męża, że powinni uciec na Zachód. Tak też zrobili. 12 sierpnia 1961 r. Staszynski oddał się w ręce zachodnioberlińskiej policji. Przyznał się do zamordowania Rebeta i Bandery. Zeznał też, że na następną ofiarę wyznaczono Jarosława Stećkę (premiera ukraińskiego rządu tymczasowego z 1941 r.). Dla potwierdzenia przedstawił klucz dorobiony do monachijskiego mieszkania Bandery. Wskazał też miejsce, gdzie wyrzucił rozpylacz. W 1962 r. "Le Monde" opisywał odnalezione urządzenie jako "bezszelestny pistolet zasilany bateryjką elektryczną o napięciu 1,5 V i strzelający ampułkami, w których znajduje się trucizna sporządzona z mieszaniny, w której głównym komponentem jest cyjanek potasu". W październiku 1962 r. sąd w Karlsruhe skazał Staszynskiego na 8 lat więzienia. A w KGB wyrzucono lub zdegradowano 17 oficerów. Jednocześnie partia nakazała zaniechać zabójstw poza granicami kraju. Od tego czasu KGB unikało takich operacji, zlecając je raczej zaprzyjaźnionym służbom specjalnym z Bułgarii lub NRD. Skazaniec Staszynski wyszedł bardzo szybko - ponoć za dobre sprawowanie. Po czym wraz z żoną zniknął. Oficjalnie mieli wyemigrować do Ameryki Południowej. Rosjanom nigdy nie udało się ich wytropić. Andrzej Krajewski ("Newsweek", 19.12.2004) |