Spis artykułów
Ewa Siemaszko
Obchody 70. rocznicy ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej
- które odbywały się z dużym społecznym rozmachem, były obecne w polskich
mediach i przez większość z nich po raz pierwszy określane jako ludobójstwo,
do tego brały w nich udział władze państwowe i samorządowe - wywołały silne
zdenerwowanie w nacjonalistycznych ukraińskich ugrupowaniach z partią Swoboda
na czele, będącą trzecią liczącą się siłą polityczną na Ukrainie. Nie powinniśmy
tego lekceważyć.
Szczególnie wzburzyły Swobodę i jej sympatyków rocznicowe uchwały Sejmu i Senatu RP, w których rzezie wołyńsko-małopolskie zostały nazwane "czystką etniczną o znamionach ludobójstwa". Ta terminologiczna osobliwość polskiego parlamentu - kwalifikująca zbrodnię wołyńską nieadekwatnie do jej charakteru odpowiadającego definicji ludobójstwa z oenzetowskiej Konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa z 1948r. - miała służyć dwóm celom. Po pierwsze, niedrażnieniu społeczeństwa ukraińskiego, co było szczególnie błędnym założeniem, bo nie całe społeczeństwo ukraińskie czci OUN i UPA. Po drugie, daniu odrobiny satysfakcji rodzinom poszkodowanym przez OUN-UPA i orędownikom prawdy. Żaden z tych zamiarów nie został osiągnięty, choć liczenie się z odbiorem uchwał na Ukrainie przez nacjonalistów było oczywiście stawiane na pierwszym miejscu, przed daniem świadectwa prawdzie historycznej i moralną oceną najcięższej zbrodni przeciw ludzkości. Ukraińskie retorsje Odwetowe posunięcia Swobody nastąpiły od razu po lipcowych obchodach, w których najwyższe władze polskiego państwa wykazały się delikatnością wobec nacjonalistów. Dla zrównoważenia wymowy uchwał polskiego parlamentu w sprawie Wołynia partia ta złożyła w ukraińskiej Radzie Najwyższej projekt uchwały, w której odniesiono się do przesiedleń ludności ukraińskiej w latach 1944-1951 z Polski do ZSRS w ramach międzypaństwowej umowy o wymianie ludności (polskiej i ukraińskiej) oraz wewnątrz kraju w ramach operacji "Wisła". Oczywiście ma to być oskarżenie Polski, a więc coś cięższego niż oskarżenie organizacji dokonującej zbrodni w uchwałach polskiego parlamentu, bo przecież żadna uchwała, żadne polskie oświadczenie nie wysuwało pretensji do państwa ukraińskiego za zbrodnię wołyńską. Zawsze mocno eksponowano odpowiedzialność za zbrodnie wyłącznie OUN i UPA. Niemniej nacjonaliści ukraińscy posługują się pojęciowym chwytem służącym tworzeniu rzekomo antyukraińskiej nagonki, gdy mowa o zbrodniach OUN-UPA. W ten sposób usiłują we własnym społeczeństwie i na zewnątrz dokonywać zafałszowanego identyfikowania nacjonalizmu ukraińskiego z całym narodem ukraińskim. Obie operacje powojennych przesiedleń Swoboda określiła niemal identycznie jak polski parlament zbrodnię wołyńską - "czystkami etnicznymi o cechach ludobójstwa", wykazując zupełne lekceważenie dla definicji zbrodni ludobójstwa z przywołanej wyżej międzynarodowej Konwencji z 1948 roku. Ujęcie w projekcie ukraińskiej uchwały wysiedlenia Ukraińców w operacji "Wisła" w 1947 r. zawdzięczamy polskim władzom i elitom intelektualnym po 1989 r., które nie chciały uznać celu operacji "Wisła", jakim było zlikwidowanie zbrodniczej UPA, i w związku z tym konieczności pozbawienia jej zaplecza, z którym UPA była silnie związana. Uchwała polskiego Senatu potępiająca akcję "Wisła" z 1990 r. stała się zachętą do dalszych wystąpień z pretensjami - na razie o następne potępieńcze akty, w przyszłości o charakterze materialnym, nie wykluczając roszczeń terytorialnych, bowiem nacjonaliści ukraińscy ze Swobody (i nie tylko z tej organizacji) nie ukrywają, że wschodni pas Polski, z którego byli przesiedlani Ukraińcy, powinien należeć do Ukrainy. Bezprawne upamiętnienia Kolejny rewanż ukraińskich nacjonalistów z lwowskiego matecznika za lipcowe obchody rocznicy Wołynia to uchwała Rady Miejskiej Lwowa, zdominowanej przez Swobodę, o powołaniu komisji weryfikującej polskie upamiętnienia i pamiątki historyczne we Lwowie, a szczególnie te, które są związane z polskimi formacjami zbrojnymi. Można się zatem obawiać, że nastąpią zniszczenia upamiętnień, które powstały na podstawie międzypaństwowych umów Polski z Ukrainą (a tylko takie tam istnieją) i różnego rodzaju zabytkowych elementów, przypominających nacjonalistom ukraińskim obecność polskiej państwowości na zachodniej Ukrainie. Ludobójstwo dokonywane na Polakach przez OUN-UPA w latach czterdziestych ubiegłego wieku było połączone z zacieraniem materialnych śladów polskiej obecności. Rzuca się w oczy, że ten barbarzyński proceder nie zakończył się wraz z usunięciem Polaków. Po cichu był całe lata powoli kontynuowany, teraz może będzie odbywać się oficjalnie, organizowany przez lokalne władze. W sprawie pomników charakterystyczny dla ukraińskich środowisk nacjonalistycznych jest brak poszanowania prawa i legalności działań. Polskie upamiętnienia na Ukrainie są tam kwestionowane przez nacjonalistów, chociaż powstały na podstawie umów i porozumień międzypaństwowych, a doprowadzenie do każdego upamiętnienia polskiego na Ukrainie było wieloletnią męczarnią. W tym samym czasie, gdy z wielkimi trudnościami stawianymi przez Ukraińców udało się przez wiele lat odbudować cmentarz Orląt Lwowskich, postawić kilka pomników pomordowanym Polakom, nacjonaliści ukraińscy postawili w Polsce poza prawem i nielegalnie około 200 upamiętnień, głównie upowców, w tym panteon chwały UPA w Hruszowicach na Podkarpaciu (wspólnie z nacjonalistami ukraińskimi z Ukrainy, którzy stamtąd przywieźli pomnik w kawałkach). Bierność polskich władz w tej sprawie jest wprost zadziwiająca. Świadczy o obojętności moralnej, obraża poczucie sprawiedliwości i godność ofiar zbrodni nacjonalistów ukraińskich, których gloryfikacja jest w Polsce tolerowana. Zniszczenia będące skutkiem zbrodni ludobójstwa to nie tylko fizyczne unicestwienie określonej grupy ludności - narodowościowej, rasowej czy religijnej. Są to trwałe okaleczenia i różnego stopnia inwalidztwa fizyczne i psychiczne ofiar, które nie zostały dobite, także urazy psychiczne osób, które nawet nie doznały przemocy fizycznej i szczęśliwym trafem ocalały, ale jakiś czas przeżywały zagrożenie życia. Negatywne emocje ocalałych z ludobójstwa przenoszą się również na środowiska związane z ofiarami, dotykają następnych pokoleń. Piętno zagłady, mimo upływu czasu, nie znika - jaskrawo jest to widoczne u Ormian, którzy przez prawie 100 lat nie doczekali się ani przyznania do zbrodni, ani jej potępienia ze strony Turków, i nieustannie dopominają się tego na arenie międzynarodowej. Zaprzeczanie dokonania zbrodni ludobójstwa przez społeczności, z których pochodzili jej sprawcy, brak poczucia winy, usprawiedliwianie zbrodni rzekomymi winami ofiar, różne zabiegi pomniejszające przebieg, ogrom i charakter zbrodni, a nawet przerzucanie jej na ofiary - to przejawy niszczycielskich skutków zbrodni ludobójstwa dotykających sprawców i kręgi z nimi powiązane. Moralno-psychiczne zniszczenie społeczeństw, których część uczestniczyła w ludobójstwie, ciągnie się przez kolejne pokolenia, które kształtuje się na fałszach, zakłamanych mitach i bajkach służących zacieraniu pamięci o zbrodni i ogólnonarodowemu dobremu samopoczuciu, czy - jak to dzieje się na Ukrainie - nawet stawianiu na piedestały bandytów z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii oraz ich pomocników. Usiłowanie ukrycia zbrodni, ograniczenia jej pamięci, to nie tylko turecka specjalność. Podsumowując, widoczne są podobieństwa postgenocydalnych postaw spadkobierców ideowych sprawców zbrodni - zarówno jeśli chodzi o ludobójstwo Ormian, jak i Polaków. W obu przypadkach wynikają one z moralnych erozji, które zachodzą nawet u ludzi, którzy nie dokonywali tych zbrodni.
Ewa Siemaszko ("Nasz Dziennik", 1.10.2013)
|