Ukraińcy, nie kłamcie

Stanisław Srokowski


Stanisław Srokowski. Fot. Bartek Sadowski.

    Oleg Bazar, redaktor naczelny portalu LB.ua. mówi o dwu prawdach. Tymczasem w sprawie kresowej zbrodni nie ma dwu prawd. Jest jedna. Są na to dokumenty, dowody, świadkowie, fakty. To prawda o ludobójstwie - twierdzi pisarz Stanisław Srokowski.

    Nie nazywajcie ludobójstwa na Kresach "wydarzeniami wołyńskimi", "wojną polsko-ukraińską" ani "czystkami etnicznymi". "W rozumieniu Konwencji o Zapobieganiu i Karaniu Zbrodni Ludobójstwa z 9 grudnia 1948 roku - jak podają słowniki - ludobójstwem jest którykolwiek z następujących czynów, dokonany w zamiarze zniszczenia w całości lub w części grup narodowych, etnicznych, rasowych lub religijnych jako takich: zabójstwo członków grupy; spowodowanie poważnego uszkodzenia ciała lub rozstroju zdrowia psychicznego członków grupy; rozmyślne stworzenie dla członków grupy warunków życia obliczonych na spowodowanie ich całkowitego lub częściowego zniszczenia fizycznego". Polacy na Kresach południowo-wschodnich byli masowo zabijani i mordowani tylko dlatego, że byli Polakami. Nie tylko na Wołyniu. Mocno to podkreślmy. Nie tylko na Wołyniu. Byli mordowani na całych Kresach. I masowe mordy nie rozpoczęły się na Wołyniu, tylko na Podolu, w województwie tarnopolskim.

    Dajmy morze krwi

    Pierwszymi ofiarami padła ludność wsi Sławentyn, w której 17 września 1939 roku, a więc w dniu napadu Sowietów na Polskę, Ukraińcy z OUN zamordowali 50 osób. Masowe mordy we wrześniu 1939 roku objęły trzy powiaty województwa tarnopolskiego: Brzeżany, Buczacz i Podhajce. Zginęło w nich kilkaset osób. A dopiero w 1943 r. rzezie przeniosły się w dużej skali na Wołyń. To po pierwsze. Po drugie, mordy trwały osiem lat, od 1939 do 1947 r. i sięgały pięciu województw kresowych: tarnopolskiego, wołyńskiego, lwowskiego, stanisławowskiego i poleskiego oraz po części lubelskiego. Wszędzie tam byli mordowani Polacy, tylko dlatego, że byli Polakami. I to wyczerpuje znamiona definicji ludobójstwa. Nie ma więc podstaw, by przekonywać opinię publiczną, że było inaczej. Oficjalne dokumenty OUN i UPA potwierdzają, że celem tych mordów była likwidacja polskiego żywiołu. Jeden z ważniejszych działaczy OUN, Mychajło Kołodzinśkyj, pisał: "Trzeba krwi - dajmy morze krwi! Trzeba terroru - uczyńmy go piekielnym!... Nie wstydźmy się mordów, grabieży i podpaleń". Ukraińscy bojowcy nie wstydzili się więc mordów i mordowali. "Kłym Sawur" (Dmytro Kljaczkiwśkyj), ataman UPA na Wołyniu, wydał rozkaz, o którym wspomina jeden z dowódców oddziałów UPA, Jurij Stelmaszczuk "Rudy": "(...) Sawur dał mi rozkaz wymordowania wszystkich Polaków w okręgu kowelskim" (...) Nawet inny wielki ukraiński ataman, Taras "Bulba" Borowec', w liście z 25. 03.1943 r. do władz OUN Bandery, pisał: ... "Wojskowe oddziały OUN, pod marką UPA... zaczęły w haniebny sposób wyniszczać polską ludność cywilną i inne mniejszości etniczne"...
    Kłamliwą tezę o wojnie polsko-ukraińskiej głosi w historiografii ukraińskiej prof. Wołodymyr Wiatrowycz. Jego słowa stają się wyrocznią dla wielu ukraińskich propagandystów.

    Kłamstwo na kłamstwie

    Ostatnio w "Rzeczypospolitej" (28.06.2013) powtarza ją świadomie, by zafałszować rzeczywistość, Oleg Bazar, redaktor naczelny portalu LB.ua. Mówi o dwu prawdach. W sprawie kresowej zbrodni nie ma dwu prawd. Jest jedna. Są na to dokumenty, dowody, świadkowie, fakty, zeznania itp. Jest to prawda o ludobójstwie. Banderowcy szli z widłami i siekierami na polskie wsie, mordowali i krzyczeli: "Bandery duch nas wede" i "Ukraina, ridna maty, budem byty i rizaty". Niepotrzebnie więc Bazar mąci Polakom w głowach, gdy powiada, że ukraińska prawda głosi: "Tragedia wołyńska - to wzajemne czystki etniczne, które rozpoczęły się od żywiołowych antypolskich działań, i do których dołączyły zorganizowane siły zbrojne: UPA oraz oddziały Bulby - 'Borowca' z jednej strony, a Armia Krajowa - z drugiej. Według ukraińskich historyków na przestrzeni lat 1943-1944 na Wołyniu zginęło około 12 tysięcy Polaków (z których duża część to nie miejscowa ludność, lecz żołnierze Armii Krajowej) oraz 19 tysięcy Ukraińców". Kłamstwo na kłamstwie. Nie było żadnych wzajemnych czystek etnicznych. Nie ma na to żadnego dowodu, dokumentu, zeznania. Nie było żadnego polskiego rozkazu, by mordować niewinnych Ukraińców. A OUN i UPA mordowały niewinną ludność polską cywilną, dzieci, kobiety i starców. I są na to setki dowody, dokumenty, rozkazy, zeznania.

    Takie same prawa

    Nieprawda jest, że tzw. "czystki etniczne" zaczęły się od "żywiołowych antypolskich działań". Już cytowaliśmy wypowiedź w tej sprawie upowskiego watażki. Nie można żywiołem nazwać Krwawej Niedzieli z 11 lipca 1943 r. kiedy UPA napadła na 99 miejscowości i wymordowała kilkanaście tysięcy Polaków. W tym dzieci, kobiety i starców w trakcie Mszy świętej. Była to wykalkulowana i na chłodno zorganizowana, pod względem taktycznym zsynchronizowana akcja ludobójcza, mająca na celu wybicie jak największej liczby Polaków. Na cały Wołyniu zginęło, jak podaje Ewa Siemaszko, ok. 60 tys. Polaków, a nie - jak kłamliwie pisze Bazar - 12 tysięcy. Jakie to polskie wielkoludy wymordowały aż 19 tys. Ukraińców, skoro na Wołyniu zamieszkiwało zaledwie ok. 16 proc. Polaków, na dodatek wytrzebionych wcześniej przez NKWD, wywiezionych na Sybir i zabranych na roboty przez Niemców do Rzeszy. I ta garstka miałaby dokonać zagłady 74 proc. ukraińskiego żywiołu, bo Żydów wcześniej Ukraińcy i Niemcy zlikwidowali. Odrobiny logiki, panie Bazar. W pana tekście jest takie nagromadzenie oszustw, że nie ma sensu, by je wszystkie wymieniać. Bo co zdanie, to kłamstwo.

    Plecie pan androny o polityce polonizacyjnej "ziem ukraińskich". Jakich "ziem ukraińskich"? Tereny te należały do Rzeczypospolitej od zawarcia Unii Lubelskiej. Po rozbiorach wróciły więc do macierzy. A co do pacyfikacji, to warto sobie przypomnieć Konstytucję marcową z 1921 r, artykuł 95., który gwarantuje wszystkim mniejszościom etnicznym takie same prawa. "Rzeczpospolita Polska zapewnia na swoim obszarze zupełną ochronę życia, wolności i mienia wszystkim bez różnicy pochodzenia, narodowości, języka, rasy lub religii". Mogli się więc Ukraińcy tak samo rozwijać jak np. Żydzi, którzy w pełni wykorzystali swoje możliwości. Mogli mieć swoje szkoły, Domy Ludowe, sklepy, biblioteki, czasopisma, organizacje kulturalne i handlowe, spółdzielnie, teatry. I mieli. Nikt im nie zabraniał mówić po rusku czy ukraińsku. Na marginesie warto dodać, że jeszcze na początku lat 30. XX w. blisko połowa Rusinów na ziemiach kresowych nie przyznawała się do świadomości ukraińskiej. Dopiero pod wpływem terroru OUN stan ten z biegiem czasu się zmieniał. Wielu Rusinów w 1928 r. głosowało na partie polskie (45 proc.), a w 1930 już nawet 60 proc. Tak więc sprawa świadomości ukraińskiej nie jest tak oczywista, jak ją nasi wschodni sąsiedzi przedstawiają. Warto też dodać, że mniejszości narodowe zagwarantowane miały prawo używania swoich języków w urzędach. Nie mają też żadnego uzasadnienia następujące stwierdzenia: "... tragedia wołyńska nie może być rozpatrywana w oderwaniu od polskich represji wobec własnej ludności ukraińskiej, w tym operacji "Wisła"(...) No, drogi panie, operacja "Wisła" była konsekwencją zbrodni ludobójstwa, jakiego się dopuścili Ukraińcy na Polakach. I nie była przyczyną mordów na Wołyniu czy w Małopolsce Wschodniej, ponieważ nastąpiła już po nich. Nie pochwalam metod komunistów, masowego przesiedlania ludności, ale okoliczności, w jakich to nastąpiło, wydają się wskazywać, że było to konieczne, ponieważ właśnie w Bieszczadach zagnieździły się bandy UPA i nadal prowadziły morderczą działalność, a ludność tamtejsza je wspierała, przygotowując zaplecze dla mordów, szykując schrony, bunkry, magazyny z bronią itp. I takie myślenie nie ma nic wspólnego z "polskim szowinizmem i arogancją". To wymogi realistycznej logiki. Pisze pan dalej, że relacje między Polakami a Ukraińcami poprawią się: "Kiedy Polacy zrezygnują z kompleksu niewinnej ofiary(...). To nie jest kompleks niewinnej ofiary, panie Bazar. To konkretny, udowodniony fakt ludobójstwa. Proszę też nie obciążać Polaków za komunistyczne decyzje w sprawie "wypędzenia ponad 600 tysięcy etnicznych Ukraińców z ziemi ich przodków". To nie była dobra wola Polaków. Jak czytamy w opracowaniach historycznych, "z terenów zagarniętych przez ZSRS do Polski wysiedlono około 2 mln ludzi. Z kolei do ZSRS trafiło około 500 tys. Białorusinów, Litwinów i Ukraińców". Ale to już nie miało nic wspólnego z ludobójstwem, jakiego się dopuściły formacje OUN i UPA.

    Cześć sprawiedliwym!

    Zgadzam się natomiast po części z panem, gdy pan pisze: "(...) w krwawych akcjach wobec przedstawicieli narodów, które żyły obok nas (szczególnie Polaków i Żydów) (...)uczestniczyło wiele tysięcy Ukraińców, nienależących do żadnych jednostek wojskowych (...) stając się milczącymi wspólnikami zbrodni". To prawda, miliony Ukraińców na Kresach wtedy milczało.

    Ale dla sprawiedliwości dodajmy, że tysiące Ukraińców pomagało Polakom. Ratowało im życie. Często płacili za to wysoką cenę. Byli tak samo mordowani przez UPA jak Polacy. I oni zasługują na cześć. Bo wykazywali się bohaterską odwagą. I to oni zasługują na hymny pochwalne i pomniki. A nie dywizja SS Galizien i tacy mordercy, jak Bandera, Szuchewycz, Łebed', czy Kłaczkiwskyj, których Ukraina wynosi dzisiaj na cokoły. To tak, jakby Hitlerowi w Berlinie sypać w naszych czasach kopce glorii. Ukraina zapomina, że owi "bohaterowie" z OUN i UPA w najbardziej przerażający sposób odrąbywali Polakom głowy, odcinali kobietom piersi, wydłubywali oczy, ściągali z ciał skórę, posypując solą, a dzieci wbijali na pal. Takich "bohaterów" Ukraina dzisiaj czci. I zakłamuje historię. Nie stawałbym w obronie takich bohaterów, panie Bazar. Bo broniąc ich, staje pan po stronie zła.

    Stanisław Srokowski ("Rzeczpospolita", 9.07.2013)

    Autor jest pisarzem, poetą, dramaturgiem, krytykiem literackim. Pochodzi z rodziny wywodzącej się z Kresów. W swoich ostatnich powieściach "Ukraiński kochanek" i "Zdrada" nawiązuje do zbrodni wołyńskiej.

Powrót do strony głównej serwisu "Wołyń naszych przodków" www.nawolyniu.pl