Spis artykułów
Legioniści powstrzymują Rosjan na Wołyniu (1915-1916) [fragment]

Adam Kaczyński


    Wizyta biskupa Władysława Bandurskiego na froncie wschodnim nad Styrem.
    Biskup (piąty z prawej) w okopie. Widoczni od prawej: brygadier Józef Piłsudski,
    dowódca 5 pułku piechoty Legionów Polskich Leon Berbecki, major Tadeusz Wyrwa-Furgalski,
    książę Andrzej Lubomirski. Pułkownik Zygmunt Zieliński (szósty z prawej).

    Rozpoczęta wiosną 1915 roku ofensywa państw centralnych na Lubelszczyźnie przynosiła kolejne sukcesy, zmuszając Rosjan do cofania się coraz bardziej na wschód. Wykorzystując dobrą passę, dowództwo austriackie postanowiło siłami 1. i 4. armii wykonać uderzenie w kierunku Łucka.

    24 sierpnia 1915 roku został zdobyty Kowel, stanowiący od tej pory ważny punkt na lewej flance atakujących sił. Na północ od tego miasta zaczynały się Błota Poleskie, które - jak sądzono - uniemożliwią przeciwnikowi kontrakcję z tej strony. Do osłony tego odcinka pozostawiono więc nieliczne oddziały. Austro-węgierscy sztabowcy nie docenili jednak przeciwnika (bądź przecenili niedostępność bagien), gdyż wkrótce oddziały osłonowe zameldowały o pojawieniu się rosyjskiej kawalerii. W zagrożony rejon Austriacy skierowali stacjonującą w okolicach Wysokiego Litewskiego I Brygadę Legionów oraz 4. Pułk Piechoty legionowej.

    Na przełomie sierpnia i września oddziały legionowe posuwały się na wschód, ścigając wycofujących się Rosjan. W pierwszym tygodniu września dotarły do Kowla, gdzie ich zadaniem było zabezpieczanie przyczółka mostowego na rzece Turii.

    11 września przybyły nowe oddziały austriackie, a zgrupowanie legionowe otrzymało rozkaz rozpoczęcia działań ofensywnych w kierunku Stochodu, na którego brzegu Rosjanie utworzyli linię obronną. Już następnego dnia jeden z batalionów 4. pp przeprawił się przez rzekę na wysokości Hulewicz, drogę zagrodziło mu jednak kilka sotni kozaków. Oddział ze stratami musiał powrócić na zachodni brzeg.

    W czasie gdy 4. pp znajdował się nad Stochodem, a część oddziałów wraz z Komendą Legionów stacjonowała w Kowlu, dowództwo austriackie podzieliło zgrupowanie legionowe na dwie części. Grupa pod dowództwem ppłk. Edwarda Rydza-Śmigłego (1. i 7. pp I Brygady oraz nowo przybyły na front 6. pp III Brygady) otrzymała zadanie sforsowania Stochodu i utworzenia przyczółka w rejonie Trojanówki. 17 września trzeci batalion 1. pp przeprawił się w bród przez rzekę i zajął Czersk, jednak na skutek kontrataku musiał się wycofać za rzekę, tracąc przy tym 15 żołnierzy. Sukces odniósł za to 7. pp, który po udanej przeprawie utrzymał się w rejonie Hulewicz.

    Ostatecznie grupie Śmigłego udało się przeprawić dopiero 20 września. Po koncentracji w rejonie Trojanówki zajęła ona na Maniewicze i kontynuowała pościg za wycofującymi się na linię Styru Rosjanami. Pułki dotarły do Hałuzji, z kolei 6. pp dotarł do położonych zaledwie kilka kilometrów od Styru wsi Kołodia i Miedwieże Wielkie, gdzie od 1 do 3 października przeszedł swój chrzest bojowy. Na skutek przełamania austriackiej obrony pod Kostiuchnówką cały korpus gen. Leopolda Hauera (w którego składzie walczyła grupa Śmigłego) wycofał się na linię Maniewicze - Karasin, a oddziały legionowe zostały skierowane na krótki odpoczynek do Hałuzji.

      "Żołnierz i honor, w najcięższych warunkach żołnierz polski, jeśli nie może wygrać boju, to honoru swego bronić potrafi. Dla dobrego żołnierza nie ma położenia, z którego z honorem wyjść nie może."
      Józef Piłsudski, Rozkaz do boju pod Konarami, 5 czerwca 1915 r.

    W tym samym czasie druga grupa legionowa pod dowództwem Piłsudskiego (4. pp i część 5. pp) została skierowana w rejon Kołek, zdobytych przez Niemców. Czwartacy zajęli pozycję pod Koszyszczami, a bataliony 5. pp pod Stowyhrożem. Począwszy od 30 września Rosjanie rozpoczęli ataki na pozycje czwartaków pod Koszyszczami. Front w tym rejonie przebiegał w gęstym lesie, co znacząco utrudniało obronę, gdyż atakujące oddziały mogły niepostrzeżenie podchodzić na małą odległość. Naprzemienne szturmy i kontrataki trwały aż do 10 października.

    Brusiłow odparty

    Państwa centralne, dążąc do wyrównania i ustabilizowania frontu jeszcze przed nadejściem zimy, zdecydowały się na dalszy atak i spychanie Rosjan do Styru. Do działań wkroczyły oddziały niemieckie. Dowodzenie całością sił na Polesiu Wołyńskim powierzono gen. Alexandrowi von Linsingenowi. Za front na odcinku „legionowym” odpowiadał gen. Friedrich Gerock, który podzielił swoje oddziały na dwa korpusy: gen. Leopolda Hauera, w którego składzie znalazła się grupa Śmigłego, oraz korpus gen. Conta, w skład którego weszła grupa Piłsudskiego.

    Pierwszy ruch wykonali jednak Rosjanie. 18 października XL Korpus 8. Armii gen. Aleksieja Brusiłowa przełamał pozycje obronne państw centralnych niemalże na całej długości Styru i zajął następnego dnia Kukle i Jabłonkę. 20 października legioniści z grupy Piłsudskiego zdołali powstrzymać natarcie Rosjan pod Koszyszczami. Sytuacja stała się krytyczna, gdyż realne stało się załamanie całego frontu w zakolu Styru. Do kontruderzenia rzucono pozostającą w odwodzie grupę Śmigłego. 21 października oddziały legionowe dotarły do Okońska położonego pomiędzy Maniewiczami a Jabłonką, skąd ruszyły do natarcia. Bezpośredni atak na wieś przeprowadził I batalion 1. pp, a w tym samym czasie 6. pp wykonał manewr oskrzydlający, dzięki któremu udało się zdobyć okopy wroga i wziąć do niewoli ponad 200 jeńców. Następnego dnia oddziały legionowe kontynuowały natarcie w kierunku Styru. Po całodziennych zaciętych i krwawych walkach legionistom udało się ostatecznie zdobyć Kukle, ale walki o tę miejscowość trwały aż do 30 października. Po zdobyciu Kukli kolejnym zadaniem Legionów było wyparcie przeciwnika z sąsiedniej Kamieniuchy. Udało się to dopiero 29 października po wielokrotnych atakach.

    Straty poniesione przez Legiony były bardzo dotkliwe. Tylko w walkach o Kamieniuchę 6. pp stracił aż 10 proc. swojego stanu osobowego. Ogółem pozostało w nim 211 żołnierzy, pięciu oficerów i siedmiu podoficerów. W kolejnych dniach zgodnie z rozkazem gen. Conta grupa legionowa Piłsudskiego, nad którą dowodzenie przejął płk Kazimierz Sosnkowski, została przeniesiona na nowy odcinek frontu pomiędzy Miedwieżem Wielkim i Kostiuchnówką. W tym czasie na Wołyń przybyły z Bukowiny oddziały II Brygady.

    Głód, zimno i dziurawe buty

    Szybkie przesuwanie się frontu oznaczało znaczne wydłużenie linii zaopatrzeniowych i nieustanne problemy z aprowizacją. Zdarzało się, że żołnierze nie otrzymywali nawet 1/3 przysługujących im racji. Wkraczające na Wołyń oddziały legionowe były skazane na własną inwencję. Trudną sytuację ratowało to, że podczas odwrotu Rosjanie w pośpiechu ewakuowali miejscową ludność, która niejednokrotnie musiała pozostawić cały swój dobytek i żywy inwentarz. Żołnierze szybko nauczyli się wykorzystywać nowe źródła zaopatrzenia. Szczególnym powodzeniem wśród legionistów cieszyły się na wpół zdziczałe, wychudzone świnie. Wkrótce żołnierze nabrali wprawy w ich łapaniu, wysyłając zaraz po wkroczeniu do wsi specjalne patrole, których zadaniem było tropienie bezdomnych świń.

    Wołyńskie wsie dostarczały nie tylko jedzenia, lecz także materiałów, dzięki którym można było podreperować umundurowanie lub uzupełnić brakujące elementy garderoby. Opuszczone chałupy i mieszkania pełne były ubrań, które fasowano bez rozróżnienia na damską i męską. Największym powodzeniem cieszyły się białe poleskie świtki, samodziałowe płótno, wzorzyste pasy oraz wyszywane koszule. Często jednak mimo pośpiesznej ucieczki chłopom udawało się ukryć dobytek. W jednej ze wsi w okolicach jeziora Świteź przypadkiem odkryto, że miejscowi zakopali swoje dobra w pobliżu domów. Wkrótce żołnierze opracowali tzw. próbę wodną polegającą na rozlewaniu wody na podwórzach. W miejscach, gdzie ziemia była spulchniona na skutek kopania, woda wsiąkała szybciej. W ten sposób odnajdywano prawdziwe „skarby”.

    Naprawienie linii kolejowej z Chełma do Kowla nie tylko umożliwiło łatwe dostarczanie na front nowych oddziałów, lecz także znacznie poprawiło zaopatrzenie. Wciąż jednak palącym problemem był fatalny stan obuwia i mundurów oraz brak ciepłej odzieży. Zima przyszła w roku 1915 wyjątkowo wcześnie - pierwszy śnieg spadł już 28 października. Większość żołnierzy nie miała nawet płaszczy. Podobnie przedstawiała się sprawa obuwia. Do szczęściarzy należeli ci, którym na początku kampanii udało się znaleźć poleskie łapcie. Reszta żołnierzy była zmuszona chodzić w dziurawych butach, pookręcanych szmatami lub sznurkiem, który zabezpieczał podeszwę przed odpadnięciem.

    Wraz z nadciągnięciem mrozu i śniegu głównym wrogiem legionistów stała się pogoda. Na linii frontu prowizorycznym schronieniem stały się wygrzebywane w ziemi „borsucze jamy”. Noclegi w takich prowizorycznych norach wiązały się jednak z pewnym ryzykiem, zwłaszcza na podmokłych terenach, których nie brakowało na Wołyniu. Zdarzało się bowiem, że w nocy dziury w ziemi podbiegały wodą i rano żołnierze nie mogli wstać, gdyż byli przymarznięci do podłoża. Ogromnym problemem były nieoszalowane prowizoryczne okopy, które podczas odwilży zalewała woda, powodując osuwanie się ich ścian i przysypując śpiących żołnierzy.

      "Bój Atletów - Zwycięstwo w boju doby dzisiejszej jest wynikiem wysiłków trwających bardzo długo, wysiłków, w czasie których waha się szala powodzenia. Następuje wreszcie kryzys, po którym jedna strona ulega drugiej. Jest to ów moment uznania przewagi zwycięzcy nad sobą, moment, który można też obserwować w walce prowadzonej przez atletów."
      Józef Piłsudski, Kryzysy bojów, Lwów, kwiecień 1911

    Nie lepiej było podczas krótkich odpoczynków na tyłach frontu. Większość domów na skutek działań frontowych miała pozrywane dachy, a ściany dawały tylko trochę osłony przed wiatrem. Kwaterujący tam żołnierze najpierw musieli odgarniać śnieg, a potem kładli na zmarzniętej ziemi warstwę kocy i płacht namiotowych. Na tak przygotowanym posłaniu układali się ciasno w dwóch rzędach, po czym nakrywali się płaszczami i kocami. Ciasnota nie pozwalała nawet przewrócić się na drugi bok.

    Góra przez Niemców Polską nazwana

    2 listopada 2. pp Legionów skierowano w rejon Bielgowa, gdzie dzień wcześniej oddziały niemieckie i austriackie przerwały front. Pod koniec dnia legioniści zdobyli tę miejscowość, którą mimo ogromnych strat utrzymywali do 7 listopada, kiedy to Rosjanie przedarli się przez pozycję sąsiadującego z Polakami 10. pułku obrony krajowej (większość jego żołnierzy się poddała) i okrążyli legionistów. Pomimo całkowitego zaskoczenia części żołnierzy udało się jednak przedrzeć do stojących na drugim skrzydle Niemców i pod dowództwem cudem ocalałego płk. Mariana Januszajtisa przeprowadzić udane kontrnatarcie.

    Mimo strat i ogromnego wysiłku w rękach przeciwnika pozostawało panujące nad okolicą Wzgórze Cegielniane położone na południe od Kostiuchnówki. Komenda Legionów wydała 4 listopada rozkaz bezwzględnego zdobycia wzgórza. Do przeprowadzenia natarcia wyznaczono dwie kompanie z 3 pp (tzw. śląską i góralską), oddział karabinów maszynowych oraz część I Batalionu 2 pp. Dowództwo nad atakiem powierzono kpt. Czechnie-Tarkowskiemu.

    Pomimo meldunków zwiadu donoszącego o ogromnej przewadze Rosjan gen. Karol Trzaska-Durski podtrzymał rozkaz. O świcie 5 listopada Polacy tyralierą ruszyli w stronę wzgórza. Rosjanie pozwolili podejść im na małą odległość i dopiero wówczas otworzyli zmasowany ogień. Poległo ponad 60 żołnierzy, a natarcie zostało utopione we krwi. Dopiero po zmierzchu z przedpola udało się ściągnąć stu kilkudziesięciu rannych, z których wielu zmarło wkrótce w polowych szpitalach. Ogółem straty w zabitych i rannych wyniosły prawie 50 proc. stanu osobowego.

    Kolejne natarcie przeprowadzono już po przybyciu posiłków niemieckich i austriackich. Wzgórze zajęto praktycznie bez walki 10 listopada po huraganowym ostrzale artyleryjskim z blisko 100 dział. Wówczas w uznaniu waleczności Polaków poległych podczas pierwszego ataku Niemcy nazwali wzgórze Polen Berg - Polską Górą. Jej zdobycie było ostatnim poważnym starciem na wołyńskim odcinku frontu. Od połowy listopada walki przybrały charakter pozycyjny.

    Legionowo i potyczki na bagnach

    Zmniejszenie intensywności walk umożliwiło uporządkowanie i przegrupowanie oddziałów. Do macierzystej III Brygady stacjonującej pod Kostiuchnówką powrócił 4. pp, a jego miejsce zajęły pułki 1. i 7. z I Brygady Legionów. 25 listopada oddziały Piłsudskiego przemaszerowały pod Stowyhroż, gdzie zluzowały Austriaków. Ostatecznie oddziały I Brygady w pierwszej dekadzie grudnia wycofano na zasłużony odpoczynek do Karasina i Leśniewki.

    Ustabilizowanie się frontu umożliwiło budowę solidnych okopów i ziemianek. W kluczowych miejscach, takich jak Polska Góra czy tzw. Reduta Piłsudskiego, budowano specjalne schrony zwane przez żołnierzy granatnikami. Były to owalne tunele z blachy przysypane warstwą ubitej ziemi i przykryte grubymi pniami drzew. Schron na Reducie Piłsudskiego powstał dość przypadkowo i w zabawnych okolicznościach. Żołnierze podejrzewali, że Rosjanie próbują się podkopać i wysadzić w powietrze polskie umocnienia. Do pracy ściągnięto saperów, którzy wykonali sondażowe wykopy, a w wydrążonych przez siebie studniach zdetonowali ładunki wybuchowe. Nie znaleziono śladów podkopu, a jedynym rezultatem prac saperów były ogromne dziury w ziemi, które postanowiono wykorzystać do budowy schronów.

    14 listopada 1915 roku na leśnej polanie wokół leśniczówki położonej ok. 4 km na zachód od Wołczecka rozpoczęto budowę zimowych kwater dla Komendy Legionów. Do realizacji tego zadania wyznaczono 100 jeńców rosyjskich znających się na ciesielce, którzy wraz z żołnierzami kompanii technicznej rozpoczęli budowę według projektu por. Włodzimierza Hellmana. Zasadnicza część osady nazwanej Legionowem była gotowa przed świętami Bożego Narodzenia.

    Wszystkie budynki zostały zbudowane z nieokorowanych okrąglaków sosnowych i uszczelnione mchem.

    13 stycznia 1916 roku w Legionowie zaczęła funkcjonować elektrownia, zbudowana i obsługiwana przez oddział łączności, a w marcu uruchomiono kolejkę konną pomiędzy Legionowem a Wołczeckiem. W dostawionych w kolejnych miesiącach składanych barakach zakładu sanitarnego umieszczono salę operacyjną, ambulatorium dentystyczne, w którym wprawiano nawet całe sztuczne szczęki, pralnię, łaźnię i pomieszczenia do dezynsekcji.

    Wiele budynków było prawdziwymi dziełami sztuki. Do jednej z najoryginalniejszych budowli należała siedziba twórców Legionowa, żołnierzy kompanii technicznej - piętrowa willa Pocisk, przypominająca kształtem granat artyleryjski. Żołnierze dbali o wygląd swojego miasta i jego najbliższej okolicy. Na otaczających osadę polanach uprawiano groch, owies i ziemniaki, a w zadbanych ogródkach usytuowanych obok baraków - warzywa. Najmłodsi legioniści - żołnierze kompani skautowej - prowadzili w Legionowie sklepik, w którym można było kupić praktycznie wszystko, od czernidła i kiełbasy począwszy, a na książkach naukowych skończywszy. W Legionowie toczyło się bogate życie kulturalne. W specjalnym budynku działało kino Zorza, a żołnierze stworzyli własny teatr.

    Po zakończeniu budowy siedzib legionistom pozostało niewiele zajęć. Oddziały znajdujące się na froncie pełniły służbę wartowniczą w okopach i na przedpolu. Szczególnym miejscem pełnienia służby była Reduta Piłsudskiego. Bliskość przeciwnika wymuszała niemalże całkowitą ciszę, gdyż doskonale wstrzelani Rosjanie reagowali na każdy odgłos otwarciem ognia z moździerzy.

      "Rozkaz i Służba - Wojsko ma dwie stałe podstawy dla swego codziennego życia, podstawy krępujące nadzwyczajnie każdą indywidualność. Pierwsza z nich to rozkaz, rozkaz wymagający posłuszeństwa: bez niego każde wojsko jest zerem i ulega szybkiemu rozkładowi. Druga - to służba, ciężka, codzienna służba żołnierza."
      Józef Piłsudski, przemówienie w Krakowie, 19 października 1919 r.

    Duże ryzyko niosło też patrolowanie ziemi niczyjej. Sprawdzano stan drutów kolczastych oraz zdobywano informacje o przeciwniku.

    Na północ od odcinka frontu obsadzanego przez Legiony rozpoczynał się pas bagien o szerokości kilkunastu kilometrów. Nie można było utworzyć tam zwartej linii frontu, dlatego też odcinka tego pilnowały stacjonujące w niewielkich drewniano-ziemnych fortach tzw. Jagdkommanda. Choć na ogół służba na tych placówkach sprowadzała się do pilnowania ptactwa wodnego, to jednak, zwłaszcza zimą, gdy bagna były zmarznięte, zdarzały się większe potyczki z Rosjanami, podczas których na ogół wygrywała ta strona, która zdołała lepiej się zamaskować i wcześniej wykryć przeciwnika. Żołnierze ubrani w śnieżne maskowniki organizowali zasadzki na patrole przeciwnika. Zamaskowani legioniści nieraz po kilka godzin leżeli na cienkim lodzie (zdarzały się przypadki przymarznięcia), wyczekując okazji do złapania jeńca.

    Często podczas potyczek słaby lód pękał i żołnierze wpadali do bagien. Tylko dzięki pomocy kolegów i szybkiemu odtransportowaniu ich do ciepłych ziemianek, gdzie po powrocie wszyscy otrzymywali gorącą herbatę z rumem, udawało się uniknąć tragedii. Trzeba przyznać, że owa herbata często była wyjątkowo mocna i wieczorne odpoczynki po patrolach zmieniały swój charakter na nieco bardziej rozrywkowy. Podczas jednego z takich patroli na wysokości Frolihsdorfu (nazwę taką nosiło osiedle ziemianek 9. Dywizji Kawalerii) 13 marca 1916 roku poległ wachmistrz Tadeusz Oster Ostrowski, twórca słynnej „Kadrówki”. Po okrążeniu jego patrolu przez Rosjan ostrzeliwał się do końca, a ostatnią kulę zostawił dla siebie.

    Miód z końskiej melasy

    Pod koniec listopada walczące nieprzerwanie od kilku miesięcy oddziały I Brygady zostały skierowane na tyły, gdzie przez kilka najbliższych miesięcy miały odpoczywać. Wiosną 1916 roku oddziały I Brygady zostały zmienione przez II Brygadę, która jednak nie zagrzała długo miejsca na tyłach, gdyż latem rozpoczęła się ofensywa Brusiłowa.

    W wolnym nareszcie czasie początkowo wszyscy budowali i remontowali swe siedziby, ale potem trzeba było znaleźć inne zajęcia. Legionowe warsztaty szewskie i krawieckie działały pełną parą. Dowództwo organizowało różne kursy i szkolenia. Na wiosnę przed domami pojawiły się klomby oraz misternie poukładane z kamieni i tłuczonego szkła wzory. Legionista Wincenty Solek wspominał, że na jedną z imprez towarzyskich przygotowali wraz z kolegami tort z otrąb dla koni, razowej mąki i nierafinowanego cukru. Brak słodkości zmuszał żołnierzy do ciągłego kombinowania. Jednym z ulubionych przysmaków był sztuczny miód uzyskiwany z przetapianej w menażkach końskiej melasy.

    Okazją do rozrywki były także imieniny szefostwa, podczas których kuchnie przygotowywały nieco lepsze posiłki, a żołnierze otrzymywali dodatkowe przydziały rumu i papierosów. Najhuczniej obchodzono oczywiście imieniny komendanta Piłsudskiego, podczas których żołnierze zorganizowali minidefiladę z pochodniami i transparentem z napisem „Niech żyje Komendant Piłsudski”. Legionowi pamiętnikarze wspominają także, że przed świętami Bożego Narodzenia komendant Piłsudski wraz z oficerami bawił się w... wywoływanie duchów. Udało się ponoć wywołać ducha rosyjskiego gen. Liniewicza z wojny 1904 roku. Przepowiedział on atak rosyjski podczas świąt, ale przepowiednia się nie spełniła.

    Do innych rozrywek należało malowanie obrazów. Szczególnie lubował się w nim uzdolniony plastycznie i wykształcony na ASP Edward Rydz-Śmigły, którego kwaterę wypełniały portrety.

    Wigilia bez postu

    Tuż przed świętami Bożego Narodzenia żołnierze otrzymali list pasterski od bp. Bandurskiego z Wiednia oraz paczki z podarkami. Z powodu różnorodności prezentów i braku możliwości ich sprawiedliwego rozdziału paczki były losowane. Legioniści przystroili swoje kwatery choinkami, na których - z braku innych ozdób - wieszali to, co mieli pod ręką: naboje karabinowe, zapalniki od pocisków oraz wyproszoną od sanitariuszy watę. Z powodu trudności zaopatrzeniowych w Wigilię nie przestrzegano postu. Jak wspomina legionista Adam Benisz, na obiad wydano żołnierzom konserwy mięsne z napisem "HF", który żartobliwie tłumaczono sobie jako Hund Fleisch - psie mięso.

    Główne obchody świąt Bożego Narodzenia zorganizowano w nowo wybudowanym Legionowie. W wigilijny wieczór urządzono tam uroczystą kolację dla oficerów, na którą oprócz bp. Bandurskiego przybył płk Władysław Sikorski z departamentu wojskowego NKN. Po zakończeniu kolacji bp Bandurski wraz z delegacją gości udał się do kwater żołnierskich. Jako pierwszą odwiedzono kompanię techniczną, której żołnierze wewnątrz swojego baraku przygotowali oryginalne choinki przystrojone amunicją, kulkami szrapnelowymi, pierścionkami własnego wyrobu i innymi drobiazgami. Następnie odwiedzono kompanię sztabową oraz skautową, w której służyli najmłodsi żołnierze Legionów. Na koniec przy świetle pochodni i reflektorów elektrycznych biskup odprawił uroczystą pasterkę.

    Zdarzyły się drobne wpadki i wręcz skandale. Podczas kolacji od jednej z lamp zapalił się mech, którym były uszczelniane baraki w Legionowie. Żołnierze, którzy zaczęli gasić pożar, musieli wejść na strych, jednak ich interwencja spowodowała zasypanie całego wigilijnego stołu paprochami z tlącego się sufitu. Dużo więcej problemów przysporzyli ułani, którzy mieli brać udział w uroczystej pasterce. Już na kilka godzin przed planowaną uroczystością byli tak wstawieni, że nie mogli wsiąść na konie. W dodatku na skutek nieuwagi niezbyt trzeźwych żołnierzy w Wołczecku spłonęło ok. 12 budynków i kilka koni. Pijaństwo podczas świąt nie było niczym nowym, gdyż przy większych okazjach żołnierzom wydawano zwiększone porcje rumu (dodawanego zazwyczaj do herbaty), a nawet przydzielano na poszczególne oddziały świąteczne beczułki z winem. Zdarzało się jednak i tak, że co bardziej przedsiębiorczy żołnierze okradali magazyny żywnościowe, w których trzymano alkohol.

    Z kolei stacjonujący w Leśniewce żołnierze I Brygady na wigilię dostali kluski z mięsem i ziemniaki, będące prawdziwym rarytasem. Po kolacji odbyło się dzielenie się opłatkiem wszystkich oddziałów. Do swoich żołnierzy przyszedł także komendant Piłsudski.

    W pierwszy dzień świąt w Legionowie ks. bp Bandurski o godzinie 10 rano odprawił mszę świętą, podczas której dokonano poświęcenia uszytego przez skautki z Piotrkowa sztandaru kompanii skautowej. Następnie delegacja gości udała się na cmentarz w Wołczecku, gdzie poświęcono krzyż na mogile oficerów poległych pod Polską Górą oraz uroczyście pochowano zabitego w Wigilię artylerzystę. Na zakończenie dnia ks. biskup odwiedził jeszcze szpital polowy III Brygady i udał się do stacjonujących na zapleczu frontu jednostek I Brygady, gdzie następnego dnia wraz z Sikorskim byli podejmowani na uroczystej kolacji. Głównym daniem była pieczeń z kapustą dość obficie "podlewana" wódką. Oficerowie żartownisie koniecznie chcieli upić kapelana, jednak ten ok. 23.30 opuścił zabawę razem z ks. biskupem, gdyż, jak wspominał kapelan o. Kosma Lenczowski, "pijani, wyczerpawszy repertuar niewinnych piosenek i kolęd (niewielu), zaczęli śpiewać porno i erotyczne śpiewki".

    Odbyły się także skromne uroczystości noworoczne. Na przykład 5. pp zorganizował bal i przyjęcie. O 17 odbyło się również nabożeństwo dziękczynne za rok 1915.

    Ofensywa Brusiłowa

    W kwietniu 1916 roku II Brygadę zmieniły na pozycjach oddziały I Brygady. Odpoczynek Karpatczyków nie trwał jednak zbyt długo, bo 4 czerwca rozpoczęła się ofensywa Brusiłowa. Rosjanie zajęli Łuck i zagrozili przełamaniem frontu. 12 czerwca przełamali pozycje korpusu gen. Fatha w rejonie Kołek i przeszli na drugi brzeg Styru, a następnie rozpoczęli natarcie w kierunku Hruziatynia, przez który wiodła najkrótsza droga nad Stochód. Dla załatania wyrwy we froncie ściągnięto II Batalion 3. pp, który wszedł do walki 16 czerwca. Do szczególnie ciężkich bojów doszło w rejonie folwarku Tuman, gdzie na skutek tchórzliwej postawy Austriaków legioniści niemalże zostali okrążeni. 19 czerwca do walki wkroczyły kolejne oddziały II Brygady. Przez kolejne dwa dni były one wykorzystywane w najcięższych momentach do łatania wyrw we froncie, czyli de facto na najtrudniejszych odcinkach. Wszystkie oddziały poniosły na skutek tego ogromne straty. Jednym z najkrwawszych dni był 21 czerwca, kiedy to na rozkaz austriackiego dowódcy II Brygady płk. Küttnera legioniści wykonywali bezsensowny kontratak pod Hruziatyniem. 2 pp. poniósł największe w swojej historii straty: 40 zabitych, 200 rannych i 50 wziętych do niewoli.

    Rosyjskie natarcie udało się powstrzymać dopiero po ściągnięciu kolejnych posiłków niemieckich. W tym czasie gen. Brusiłow postanowił zlikwidować wybrzuszenie frontu w zakolu Styru, gdzie centrum zajmowały oddziały legionowe. Jako miejsce głównego uderzenia wybrano okolice Kostiuchnówki, gdzie Legiony stoczyły największą bitwę w swojej historii.

    Po odwrocie nad Stochód 10 lipca 1916 roku Legiony zostały przerzucone do rezerwy korpusu Hauera i skierowane na odpoczynek do Czeremoszna. Ale już 16 lipca legionistów przerzucono na odcinek frontu pomiędzy Sitowiczami a Jeziornym. Pierwszą linię obsadziła I i III Brygada, a II została w rezerwie. Do końca lipca na odcinku legionowym panował spokój. Rosjanie prowadzili wówczas intensywne ataki na leżące na południe od Legionów pozycje Austriaków.

    Po przerwaniu frontu II Korpusu w zagrożony rejon wysłano pozostające do tej pory w rezerwie oddziały legionowe - II Brygadę i ułanów. Pod ich osłoną Austriakom udało się wycofać na drugą linię obrony. W związku z cofnięciem linii I i III Brygadę przesunięto na południe w rejon Podryża i Sitowicz. Z kolei II Brygada została skierowana w rejon Pisocznej i Rudki Miryńskiej. 3 sierpnia 1916 roku gwałtowny atak doprowadził do przełamania pozycji II Korpusu. Wkrótce Rosjanie zajęli Rudkę Miryńską i znaleźli się na tyłach oddziałów legionowych. Sytuację uratował kontratak kawalerii oraz piechoty II i III Brygady. Po zaciętych walkach udało się odzyskać okopy utracone przez austriacki 99. pp i zepchnąć Rosjan na pozycje wyjściowe.

    Niepowodzenie przy forsowaniu Stochodu zmusiło Rosjan do zaprzestania dalszych ataków. Walki znów przybrały charakter pozycyjny. Bitwa pod Rudką Miryńską była ostatnim poważnym starciem Legionów. W kolejnych tygodniach, aż do wycofania z frontu na początku października 1916 roku, legioniści uczestniczyli w walkach pozycyjnych oraz patrolowaniu przedpola.

    Straty niewynagrodzone

    Rozgoryczenie po ogromnych stratach spod Kostiuchnówki oraz postawa sojuszników niekwapiących się do podjęcia działań w sprawie polskiej powodowały coraz większy ferment polityczny w Legionach. Ukazem cesarskim z 20 września przekształcono je w Polski Korpus Posiłkowy. Kilka dni później przyjęto dymisję Piłsudskiego, która pociągnęła za sobą falę protestów i podań o zwolnienie z Legionów. Dowództwo armii austro-węgierskiej rozpoczęło jednocześnie reorganizację wszystkich jednostek. Na początku października Legiony wycofano z frontu i przetransportowano do Baranowicz, gdzie legioniści doczekali się ogłoszenia aktu 5 listopada. W listopadzie oddziały przewieziono do Królestwa i oddano pod dowództwo Niemcom, którzy przystąpili do tworzenia nowej formacji - Polskiej Siły Zbrojnej.

    Adam Kaczyński (fragment, "Rz", 7.10.2009)

    Adam Kaczyński - doktorant w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego, zajmuje się losami Legionów Polskich na Wołyniu oraz historią ZSRR, ze szczególnym uwzględnieniem dziejów Ukrainy. Pracuje w wydziale zagranicznym Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.


    Walki nad Styrem. Grupa oficerów 2. pułku piechoty pod Hruziatyniem.

Powrót do strony głównej serwisu "Wołyń naszych przodków" www.nawolyniu.pl